Argentyńskie kopanie na plaży zamienia się powoli na kopaninę boiskową. Długi, blisko trzymiesięczny wypoczynek był dla klubów wyjątkowy. Jednego z pewnością nie będą żałować – pieniędzy. Zimowe – choć ze względu na porę roku w Argentynie, to raczej letnie – mercado było, jak każde w Krainie Srebra, wyjątkowo burzliwe.
Nie brakowało tradycyjnych telenowel transferowych, kłótni na linii piłkarz–kibice oraz rozbijanych banków, gdyż na początku roku kluby dostają zastrzyk finansowy od Futbol Para Todos, co, dla niewtajemniczonych, oznacza państwowe pieniądze. Drenaż sakiewek był niemiłosierny ale ze względu na nietypowe zmiany w regulaminie nowy sezon Torneo de Corto dał możliwość wykazania się na polu transferowym. Ze względu na szacunek dla waszych oczu, wybrałem jednak tylko te kluby, które realnie będą walczyć o najwyższe cele, oraz kilku ciekawych ruchów transferowych w ekipach teoretycznie słabszych.
Boca Juniors – nowe szaty bogatego króla.
Xeneizes już od kilku okienek zdecydowanie dominują w każdym okresie transferowym, zasypując sprzedających walizkami pełnymi dolarów amerykańskich. Możliwość taką uzyskują dzięki naprawdę tłustym kontraktom reklamowym, z których najważniejszy to ten z Nike, gwarantujący co roku 7,5 mln dolarów. To właśnie koszulki Boca są najbardziej chodliwym towarem, za który bank BBVA płaci 5 mln dolarów, francuski Citroen dorzuca 1,3 mln i nawet lokalny EXO hojnie funduje swoje trzy litery na spodenkach za 400 tys. dolarów. Dzięki temu Boca nie musi się martwić o dopływ gotówki, a ta dość szybko znika co pół roku. Nie inaczej było i w tym okienku. Zakupowe szaleństwa to od kilku lat symbol Boca Juniors.
Przybyli: Jonathan Silva (Sporting Lizbona – wypożyczenie na pół roku), Daniel Osvaldo (FC Porto – za darmo), Leonardo Jara (Estudiantes La Plata – 2,5 mln dolarów), Frank Fabra (Independiente Medellin – 1,7 mln dolarów), Juan Manuel Insaurralde (Jaguares de Chiapas, 700 tys. dolarów).
Najistotniejsze ruchy dotyczyły obrony, którą wzmocniło aż czterech graczy. Szkopuł w tym, że aż trzech z nich to nominalnie lewi obrońcy (Silva, Jara, Fabra), co budzi pytanie o zasadność tych ruchów. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, iż obrona to formacja z największymi kłopotami, na którą Xeneizes wydają fortunę, a i tak najlepszym ich graczem jest blisko 37-letni Daniel Diaz. Co ciekawe od 2010 roku Boca na transfery obrońców wyrzuciła blisko 28 mln dolarów. To kwota wręcz absurdalnie gigantyczna, biorąc pod uwagę warunki nie tyle argentyńskie, co całej Ameryki Południowej. Pomimo tego, zespół Arruabarreny traci sporo bramek a niestabilna forma sprawia, że ta formacja to istne fatum dla włodarzy Boca.
Silva w myśl ostatniego przecieku z Football Leaks, jest wypożyczeniem bezgotówkowym, które Boca nie kosztuje w praktyce nic, bo całość pensji (z wyjątkiem premii) wypłaca Sporting. Piłkarz, który walczy o udział na igrzyskach olimpijskich w Rio, chce pokazać Gerardo Martino, że zasłużył sobie na reprezentowanie ojczyzny na tym turnieju. Szybki, nieustępliwy, ale co najważniejsze skuteczny w odbiorze – to jego największe atuty. Może namieszać w kadrze, lecz pod warunkiem, że będzie się raczej rozwijał aniżeli zwijał. W Portugalii decyzję o wypożyczeniu potraktowano dość chłodno, jednak Jorge Jesus widocznie ma inny plan na lewą obronę w swoim klubie. Dla Boca transfer za free i to w dodatku gracza dobrego, to jak wygrana w totka z kobietą twoich marzeń.
Dani Osvaldo powraca, ale reakcje wobec jego osoby są skrajne. Z jednej strony jest on napastnikiem kompletnym, umiejętnie odnajdującym się w polu karnym przeciwnika… lecz jego egoistyczny charakter potrafi wyraźnie podzielić szatnię na dwa obozy – zwolenników i przeciwników Daniego. Jednak jeśli tylko ma dobry dzień, nie znajdą się mocni na niego. Transfer z gatunku dobrych, choć jego wypożyczenie z zeszłego roku nie udowodniło, że był on piłkarzem niezbędnym dla El Vasco.
Leonardo Jara to lewonożny i ofensywnie nastawiony piłkarz, który nie zapomina o czymś takim jak powrót pod własną bramkę. Dynamiczny, z dobrą techniką, był o włos od gry w Benfice. Ta jednak ostatecznie z niego zrezygnowała, dzięki czemu został wytransferowany do Boca. Mimo iż Arruabarrena posiada w swym składzie aż trzech lewych obrońców, to Jara może grać jako nominalny lewy pomocnik. Wyróżniająca się postać Estudiantes była też najdroższą inwestycją Boca podczas mercado, ale też jak najbardziej słuszną i potrzebną.
Frank Fabra byłby z pewnością piłkarzem anonimowym, gdyby nie fakt, iż Jose Pekerman rok temu powołał go do kadry Kolumbii. To kolejny lewy obrońca o podobnej charakterystyce jak Jara, z tą drobną różnicą, że o wiele trudniej jest go przewrócić. W Medellin prezentował się bardzo dobrze i jego transfer ma być nawiązaniem do jakże pamiętnych czasów Boca z lat milenijnych. To właśnie wtedy o sile klubu decydowali tacy gracze jak Oscar Cordoba, Jorge Bermudez i Mauricio Serna – czyli Kolumbijczycy. Bo to z tego kraju Boca czerpała najwięcej pożytków, jeśli chodzi o stranierich.
Deser stanowi osoba Juana M. Insaurralde, który wraca do klubu po blisko trzech latach rozłąki. Solidny, świetny w powietrzu i nieustępliwie grający środkowy obrońca, ma wzmocnić ławkę rezerwowych. Domyślnie może nawet wejść do podstawowego składu. Gdyby nie jego problem z podaniami z pewnością licznik jego gier w kadrze Albicelestes byłby większy niż dwa.
Odejście Jonathana Calleriego (11 mln euro) nie byłoby zaskakujące, gdyby nie fakt, że jego przejście do… drugoligowego Deportivo Maldonado należy traktować jak grubymi nićmi szyty przekręt. Kultowa już pralnia pieniędzy z Urugwaju posłużyła agencjom menadżerskim do tego żeby wypożyczyć go na pół roku do Sao Paulo, skąd powinien w wakacje trafić w końcu do Europy. Strata dość spora dla Boca, ale skarbnik klubowy ma w tym względzie zupełnie inne podejście. Pozostali gracze, tacy jak Magallan, Marin, Nahuel Zarate, to pionki warte mniej niż zero, za którymi nikt nie będzie płakał… a jeśli już, to tylko z radości.
Podsumowując: skuteczne wzmocnienia na najbardziej newralgicznej pozycji, jaką jest lewa obrona cieszą, lecz czy potrzeba było do tego aż trzech piłkarzy? Czas pokaże, bo szeroka ławka, na której zasiadają naprawdę dobrzy jak na ligę zawodnicy, powinna pozwolić na wygranie w każdych możliwych rozgrywkach. Bezkonkurencyjni, jeśli będą tego chcieli. W wyoskiej formie mogą spokojnie walczyć z Europą, oczywiście zachowując pewne proporcje.
River Plate – kiedyś to my byliśmy bogaci
Po przegranej w KMŚ łzy River otarły cztery mln dolarów od FIFA, ale najważniejsze to zdecydowanie 10 mln dolarów, które co roku będzie im wypłacać Adidas za dostarczanie strojów ekipie Milionerów. Ten rekordowy w całej Ameryce Południowej kontrakt pomaga w niwelowaniu blisko 150 mln długu, mocno odbijającym się na kadrze zespołu. Lecz nawet i te przeszkody nie potrafią zatrzymać przed wydaniem pieniędzy, nawet jeśli nie ma ich w skarbcu na El Monumental.
Przybyli: Nicolas Domingo (Banfield – 500 tys. dolarów), Ignacio Fernandez (Gimansia La Plata – 2,1 mln dolarów), Joaquin Arzura (Tigre – 1,5 mln dolarów), Ivan Alonso (Nacional Montevideo – 350 tys. dolarów). Andres D’Alessandro (Internacional Porto Alegre – wypożyczenie).
Może i biednemu wiatr wieje w oczy, ale wydatki pokryły się z zyskami jakie uzyskano za odejście Kranevittera. Wzmocnienia to może przesada, ale na pewno to znaczące uzupełnienia składu, który jak co roku ma się bić o mistrzostwo kraju i kontynentu. A to, dzięki charyzmie Gallardo, jest jak najbardziej realne.
Domingo – powrót syna marnotrawnego, któremu El Monumental nie jest obce. Wychowanka River traktowano jak typową zapchajdziurę, do czasu gdy w zeszłym roku trafił do Banfieldu pod skrzydła Matiasa Almeydy. Tam popracował na siłą i motoryką, dzięki czemu stanowił o sile El Taladro. Powracając do River, Marcelo Gallardo zapewni mu spokojne życie na ławce rezerwowych, z której będzie on regularnie wstawał, choćby dlatego, że może grać na każdej pozycji w pomocy. Zresztą, dla trzydziestoletniego Nico to i tak spełnienie marzeń z dzieciństwa, bo poza wszechstronnością i odbiorem piłki niczym specjalnym się nie wyróżnia.
Fernandez Ignacio jawi się jako najbardziej cenna zdobycz tegorocznego mercado. Dwudziestosześcioletni środkowy pomocnik posiada niezwykły dar podań, z których cieszą się napastnicy, bo są one niezwykle precyzyjne. A jeśli dorzucimy do tego zwrotność, drybling i wolę walki to mamy gracza, jaki będzie napędzał ofensywne wypady na bramkę rywali. Nieoceniony w Gimnasii La Plata to murowany kandydat na duże wzmocnienie River, mając w pamięci pożegnanie z Carlosem Sanchezem. Anonsuje się go na jego następcę, choć nijak on – szczerze mówiąc – nie pasuje do tego porównania, ze względu na pozycję.
Ivan Alonso… Lat trzydzieści siedem… Urugwajczyk… Napastnik… Postać w Hiszpanii dość znana z seryjnego strzelania goli dla Alaves, Murcii czy Espanyolu. Silny i potężnie skuteczny w roli dziewiątki. Co prawda bardzo wiekowy i dość surowy technicznie, ale jego rola sprowadza się do bycia jokerem w talii Gallardo. A na koniec kariery w CV umieścić słowa „River Plate”… kto by nie chciał? Właśnie dlatego Alonso obrał dość szokujący kierunek, który jawi się jako „wesołe życie staruszka”.
Powrót na łono matki Andresa D’Alessandro należy potraktować z pewnym dystansem. To kolejny po Aimarze, Savioli i Lucho Gonzalezie powrót do domu, a te jak na razie przyniosły więcej strat, niż pożytku (jedynie Lucho się utrzymał). Ostatnio Andres był raczej pod formą, choć blisko osiem lat gry dla Internacionalu robi spore wrażenie. Kiedy jednak przychodzi podsumować go w całości, to wychodzi nam kolejny niespełniony talent z fabryki snów z Krainy Srebra. Miał być pogromcą boisk w Europie, a został jedynie dobrym zawodnikiem na kontynencie. Jeśli wróci na właściwie tory, to ta lokomotywa jest w stanie długo pędzić przed siebie… z korzyścią dla River.
Strata Krenvittera i Sancheza jest dość bolesna. Pierwszy ma zamiar zostać nowym Mascherano, drugi dostaje furę kasy w Meksyku, jakiej z pewnością nie otrzymałby w Europie. I nie ma co się dziwić, bo jeden jak i drugi byli ważnymi ogniwami spajającymi maszynę trenera Gallardo. Dużo mniej współczucia należy się Javierowi Savioli, który jak na swój przydomek El Conejo [hiszp. Królik – przyp. red.] przystało, schował się do nory. Beznadziejna gra i prawdziwy upadek wielkiego przecież talentu jest bardzo bolesny i nie sądzę, by ten miał się jeszcze podnieść. Nawet na peryferiach kraju, odcinając ostatnie kupony swojej sławy.
Podsumowanie może być jedno. River uzupełnia paliwo i jedzie dalej. Co prawda żaden z tych piłkarzy to nie jest potencjalna bomba do sprzedania za grube miliony, ale powinni utrzymać jakość, jaką prezentowali w 2015 roku. Taką przynajmniej nadzieję mają kibice.
Racing Club – niestabilnie ale z grubym portfelem
Cóż, odkąd pani Kirchner, jako rodowita spadkobierczyni peronizmu, oddała stołek prezydencki Mauricio Maciremu (zadeklarowanemu i oddanemu ultrasowi Boca), Racing może zapomnieć o dodatkowych i utajnionych dotacjach finansowych. To i tak nie przeszkadza w tym, by okienko transferowe znów u Akademików wyglądało lepiej niż dobrze. Efekt wychowanków i pewnej wszechstronności, bo kiedy jest potrzeba to i wzmocnienia będą.
Przybyli: Lisandro Lopez (Internacional Porto Alegre – za darmo), Sergio Vittor (Banfield – 1,4 mln dolarów), Facundo Pereyra (PAOK Saloniki – wypożyczenie). Rodrigo De Paul (Valencia – wypożyczenie).
Lisandro Lopeza nikomu szerzej przedstawiać nie trzeba. Powrót na stare śmieci zawodnika, który naprawdę potrafi sporo i z pewnością będzie tworzył morderczy duet z Diego Milito. Niespełniony pod względem kariery piłkarskiej, będzie chciał jeszcze coś udowodnić na swoim podwórku. I pomimo przeciętnej gry w Interze powinien się odbudować.
Pereyrów nigdy w Argentynie nie brakuje, to wszak popularne nazwisko. Co zaś tyczy się Facundo, jest on zawodnikiem klasy średniej, który po epizodach w Meksyku, Grecji i Azerbejdżanie chce poszukać utraconych mocy strzeleckich. Co prawda bardziej pasuje mu rola rozgrywającego, lecz od biedy może grać w ataku. Solidny w każdym aspekcie, w miarę stabilny kondycyjnie – na pół roku powinno wystarczyć. Ale czy na więcej? Tu już pewności nie ma.
De Paul przybywa z podkulonym ogonem i mimo pokładów talentu, Valencia odsyła go do macierzystego klubu. Mający kłopoty z aklimatyzacją w Europie, młody skrzydłowy wyjeżdżał jako najbardziej perspektywiczny i uzdolniony gracz La Academii, który swoim zrywem ciągnął ich grę w ataku. Technicznie bez zarzutu, dynamika jak najbardziej dobra, tylko dość szybko gotuje mu się w głowie. Gdyby częściej korzystał z zimnego prysznica do Racingu wróciłby dopiero po trzydziestce. Mimo wszystko to ogromne wzmocnienie na każdej płaszczyźnie.
Podsumowanie: Facundo Sava ma nie lada wyzwanie. Zastępując Diego Coccę stoi nad przepaścią, do której mogą go zrzucić drobne wpadki w trakcie sezonu. Oczekiwania są duże, ale Sava ma za sobą epizod z Quilmes, gdzie to wykręcił niemal sensacyjny wynik w poprzednim sezonie (na 13 gier odniósł aż 9 zwycięstw, po dwa razy remisując i przegrywając). Tym razem poziom podskoczył, ale pomimo mocnego duetu snajperów i przyzwoitej obrony, brakuje tam nieco kreatywności w pomocy. To solidna ekipa. O mistrzostwo może się bić, ale pod warunkiem, że ogra teoretycznie najsilniejszego w grupie rywala – Boca.