Zaśnieżone plaże w Donostii – do takich obrazków niedawno przyzwyczajali się mieszkańcy sparaliżowanego nieoczekiwaną zimą San Sebastián. Głęboko pod białym puchem w ostatnich miesiącach znajduje się też forma Realu Sociedad.
Śmiejemy się, że w okolicach Santiago Bernabéu tempertura oscyluje w okolicach -14°C, ale lepiej nie wystawiajmy termomertu za okno Estadio Anoeta, bo rtęć opadnie do syberyjskiego poziomu. Od początku 2018 roku Real Sociedad już sześć razy schodził pokonany z murawy, a jedyne zwycięstwa odniósł z dramatycznie walczącymi o utrzymanie Deportivo (5:0) i Levante (3:0). Już na przywitanie z nowym rokiem Txuri-urdin zakopali się w śniegowej zaspie przegrywając cztery spotkania z rzędu. Tak złej serii nie notowano na Anoeta od wiosny 2011 roku, kiedy Sociedad uczestniczył w La Liga jako beniaminek. Nie ma co urywać – jest źle, a klubowi daleko do pucharowej strefy, w której podopieczni Eusebio Sacristána wygrzewali się przez całą poprzednią zimę i reszte sezonu.
Galder García, dziennikarz serwisu EL RINCÓN DE LA REAL:
Słaba forma Realu Sociedad to mieszanka złego planowania kadry i braku zaufania do innego stylu gry w ostatnich trzech sezonach. Rywale już się go nauczyli i potrafią wykorzystać swoją wiedzę. La Real to ekipa, która potrafi grać pięknie, ale nie posiada alternatywnego stylu gry. Nawet jeżeli na początku sezonu kadra wydawała się lepsza niż w poprzednich rozgrywkach, to tak nie jest.
Dużą winę za taki stan ponosi sam Eusebio Sacristán, ale trzeba pamiętać że jest więcej czynników, które nie prowadzą drużyny do pożądanych owoców pracy. Na przykład dyrektor sportowy (Lorenzo Juarros – przyp. red.), który nieodpowiednio wzmocnił bramkę (rezerwowy Toño) czy boki oborny (Kévin Rodrigues, Alberto De La Bella). Także należy wrzucić kamyczek do ogrodu odpowiedzialnych za zdrowie piłkarzy, którzy w mojej ocenie nie potrafią postawić kontuzjowanych na nogi najszybciej jak to możliwe.
Mogło się natomiast wydawać, że w ostatnich tygodniach duży wpływ na złą serię miało odejście Iñígo Martíneza do Athleticu. Poniekąd tak było, bo zadał cios kolegom i kibicom poprzez formę rozstania z klubem. Drużyna była wtedy w dołku. Ale od jego odejścia zauważyłem, że zespół jest bardziej zjednoczony, a kibice bardziej zaangażowani niż wcześniej.
Na ten moment Real Sociedad jest daleki od gry w Europie, ale myślę, że właśnie o to trzeba walczyć. Klub posiada odpowiedni skład i możliwości. Każdy zespół w trakcie sezonu prędzej czy później odczuwa pewne wahania formy i mam nadzieję, że w przypadku RSSS takim momentem był gong od Salzburga w Lidze Europy. Oby od tego czasu Real był “prawdziwym” Realem, bo nie wydaje mi się, żeby walka o utrzymanie odpowiadała potencjałowi tej drużyny. Teraz, przed meczem z Betisem, mam wrażenie, że to ekipa z Donostii jest na lepszej pozycji. Oba zespoły grają podobnie, a największy problem klubu z Kraju Basków – dużo traconych bramek – powinien się rozwiązać z nowym bramkarzem (kontuzjowanego Gerónimo Rulliego zastąpi świeżo pozyskany z Atlético Miguel Ángel Moyà – przyp. red.). Różnicę też zrobi łatwość w strzelaniu bramek podopiecznych Eusebio. Wygramy to, jestem pewien.
Dawid Kulig, dziennikarz ¡Olé! Magazynu:
ZEBRALI: TOMASZ PIETRZYK, DAWID KULIGMizerii Realu Sociedad w sezonie 2017/18 należy doszukiwać się głównie w słabym planowaniu kadrowym. Yuri, który przecież nie miał łatwego początku w La Realu, rozkwitł u Sacristána i w pogoni za własnymi ambicjami szybko wyfrunął. Wyjątkowo niepopularny dyrektor sportowy, Lorenzo Juarros, w porozumieniu z prezesem klubu podjął decyzję o niesprowadzaniu zmiennika, żyjąc w przekonaniu, że Zubieta jest silna jak nigdy i każdy element pierwszego zespołu można zastąpić chłopakiem z zespołu B. Co udawało się z Oyarzabalem, Odriozolą, częściowo Bautistą i Zubeldią, zupełnie nie znalazło pokrycia w rzeczywistości w przypadku Kévina. Skrzydłowy wyciągnięty z rezerw drugoligowego wówczas Dijónu, przestawiony na bok obrony dopiero w Zubiecie, po dwóch latach nauk okazał się kompletnie bezużyteczny. Mający wspierać jego rozwój, wiekowy już Alberto De la Bella błyszczał na tle słabych piłkarzy w Lidze Europy, a teraz jest dziurawym kołem ratunkowym w La Liga. W teorii Real Sociedad przystąpił więc do sezonu mając dwóch lewych obrońców, w praktyce – mając połowę jednego.
Zastąpienie Carlosa Veli nader często narzekającym na problemy zdrowotne Januzajem na ten moment również nie jest idealne. Belgowi zdarza się coś wtoczyć do bramki, coś podać, ale obecnie zupełnie nie przypomina piłkarza, który kosztował jedenaście milionów euro. Siłą rzeczy Real Sociedad dysponuje słabszą kadrą niż w ubiegłym sezonie. Degrengolada Rulliego, który popełnił w tym sezonie już więcej błędów niż wszyscy hiszpańscy sędziowie, tylko potęguje efekt. Z Argentyńczykiem w nieco lepszej dyspozycji pewne braki można byłoby maskować choć nie na dłuższą metę. O ile słaba forma podstawowego bramkarza może zdarzyć się wszędzie, o tyle w ekipie Txuri-Urdin do momentu transferu Moyi nie było golkipera numer dwa. W protokole meczowym wprawdzie znajduje się zawsze Toño Ramírez, ale niestety jego osoba jest jedynie figurantem. Piłkarskie braki obnażyła w tym sezonie nawet trzecioligowa Lleida w Pucharze Króla. Brak rywalizacji z pewnością był punktem zapalnym do kryzysu Gero, który przez cztery lata w Donostii zupełnie się nie rozwinął. Za to winę także ponosi dyrektor sportowy, który nie zapewnił odpowiedniej konkurencji na kluczowej pozycji w zespole.
Na ten wewnętrzny chaos sportowo nie wpłynęła ucieczka Iñígo Martíneza. Przez cały sezon prezentował równie mizerną formę, co jego koledzy. Najlepszy mecz zagrał z Sevillą, w dodatku debiutując w nim jako lewy obrońca. Poza wywołaniem negatywnych emocji w szatni i wśród kibiców, jego strata nie jest obecnie odczuwalna w żaden sposób.
Formuła Sacristána wydaje się być wyczerpana, preferowane przez niego ustawienie znają na wylot już wszystkie drużyny, przewaga Realu Sociedad osiągana jest albo dzięki umiejętnościom indywidualnym poszczególnych piłkarzy lub słabości przeciwnika. Zarząd wydaje się stać za nim murem, być może ze względu na łatwość współpracy. Nie pojawia się narzekanie, w mediach Eusebio jest wyjątkowo stonowany. W końcu jednak i to przestanie być jego kartą – z wynikami nie będzie dało się dyskutować. Logika więc podpowiada, że jego praca w San Sebastián nie potrwa już długo.