Poznaliśmy pary 1/8 Ligi Mistrzów oraz 1/16 Ligi Europy. W kilku przypadkach mamy do czynienia z powtórką i możliwością rewanżu. Na pierwszy rzut oka, zespoły hiszpańskie wydają się faworytami w swoich parach. Zapraszamy na kolejną gOLEadę!
Ale to już było!
Barcelona – Manchester City? Real Madryt – Schalke? A dziękuję, te dwumecze w 1/8 Ligi Mistrzów już oglądałam. W telewizji ciągle puszczają powtórki. Słucham? W tym sezonie znowu wylosowano takie same pary? Ale jak to, przecież to już było!
W szczególności kibicom Barcelony i Realu Madryt dzisiejsze losowanie par 1/8 finału Ligi Mistrzów może wydawać się dniem świstka. Jeżeli ktoś obstawił, że obie główne siły La Liga wpadną na tych samych rywali co w zeszłym roku to prawdopodobnie zarobił… sporo. Ale przecież coś nowego musiało się w tym losowaniu wydarzyć. Co obejrzą kibice La Liga, którzy szykowali się na spotkanie, jakiego jeszcze nie widzieli? Oczywiście Atlético Madryt. Kuleczka Rojiblancos uratowała honor losowania i dla odmiany trafiła na Bayer Leverkusen. Przynajmniej tego ostatnio jeszcze nie grali. Z wypowiedzi podopiecznych Cholo Simeone wynikało, że większość zawodników Atleti przed losowaniem miała nadzieję trafić na jednego z najmocniejszych przeciwników. Te preferencje szatni tłumaczył Juanfran, mówiąc, że z im silniejszym rywalem przychodzi im się mierzyć, na tym wyższym poziomie grają. Trudno uznać wypowiedź obrońcy Atleti za pustosłowie, wziąwszy pod uwagę fakt z kim piłkarze Simeone mierzyli się w poprzedniej kampanii Ligi Mistrzów. Milan, Barcelona, Chelsea i na koniec finał z Realem Madryt… o mocniejsze i bardziej prestiżowe zestawienie europejskich firm nie byłoby łatwo.
Pytanie czy drużyna Roberta Schmidta jest tym, na co liczyli Rojiblancos pozostaje tak samo otwarte jak to, czy piłkarze Simeone będą choć po części w stanie powtórzyć passę z zeszłego roku. Bayer Leverkusen aktualnie znajduje się na trzeciej lokacie w tabeli Bundesligi. To ta sama pozycja, którą w Primera División zajmuje Atleti, jednak Rojibalncos od lidera dzieli dystans (zaledwie?) siedmiu punktów, podczas gry Aptekarze znajdują się aż piętnaście oczek za pierwszym w lidze Bayernem. Mimo faktu, że zmęczenie poprzednim sezonem i zmiany kadrowe bez wątpienia odbiły się na dyspozycji Atlético na krajowym podwórku, piłkarze Cholo znów przeszli przez fazę grupową Ligi Mistrzów jak burza, z wpadką przeciwko Olympiacosowi. Wydaje się jednak, że tym razem, choć bynajmniej tego nie chcieli, będą musieli przystąpić do fazy pucharowej w roli faworytów dwumeczu. Zobaczymy czy nie okaże się to dla nich większym wyzwaniem niż pojedynek z najsilniejszymi klubami Europy.
U szczytu formy?
A co tam u starych dobrych znajomych, Barcelony i Realu Madryt? Jeśli założymy, że łatwiejszy przeciwnik równa się pomyślniejsze losowanie to znów Katalończycy będą mieli pod górkę. Barcelona powróci na Eithad Stadium by zmierzyć się z piłkarzami Manuela Pellegriniego. W rozgrywkach ligowych The Citizens uparcie starają się dogonić Chelsea, plasując się tuż za plecami piłkarzy Mourinho. Txiki Bagiristain, były dyrektor sportowy Barcelony, aktualnie pełniący tę funkcję w City przekonuje, że presja w kwestii tego dwumeczu leży po stronie Barçy. Trudno nie przyznać mu racji, to już tradycja, że nawet jeśli Barcelona nie jest stawiana w roli klarownego faworyta to spoczywają na niej ogromne wymagania kibiców. Tym razem wydaje się jednak, że City także ma coś ważnego do udowodnienia. W końcu drużyna o tak poważnych aspiracjach powinna być w stanie pokazać, że jest wreszcie gotowa do tego, by rywalizować nie tylko na krajowym podwórku. Do dyspozycji Pellegriniego na dwumecz z Barçą będzie już gotowy Agüero, który do tego czasu powinien w pełni wrócić do zdrowia. W pierwszym meczu zabraknie jednak, pauzującego za czerwoną kartkę, Yaya Toure. Trener Barcelony, Luis Enrique, skomentował losowanie tradycyjną laudacją wobec rywala. Lucho dodał jednak, że w pojedynku z taką ekipą jak City, rozegranym w lutym, kluczowy będzie szczyt formy. Czy to faktycznie zapowiedź przewidywanej zwyżki wynikającej z mikrocykli, czy może próba zaczarowania rzeczywistości? Po ostatniej ligowej wpadce z Getafe wszyscy kibice Barcelony woleliby wierzyć w to pierwsze.
A Real Madryt? O zbliżającym się pojedynku Królewskich z Schalke trudno napisać cokolwiek ciekawego, ponieważ piłkarze Carlo Ancelottiego wydają się niekwestionowanymi faworytami. Łatwiej to losowanie dla Los Blancos chyba nie mogło się ułożyć. Schalke znajduje się aktualnie na szóstej lokacie w tabeli Bundesligi, podczas gdy piłkarze ze stolicy Hiszpanii idą jak burza przez krajowe rozgrywki, zajmując fotel lidera. W tej chwili Real imponuje dyspozycją i trudno się spodziewać by, mimo całej kurtuazji, Schalke okazało się jakimkolwiek zagrożeniem dla Królewskich.
Magdalena Żywicka
Hiszpanie faworytami
Zaczynając od Ligi Mistrzów, najgorzej trafiła Barcelona. Manchester City choć grający w kratkę, to nadal bardzo mocny rywal i włodarze klubu z Katalonii, a także zawodnicy nie mogą być z takiego obrotu spraw zadowoleni. Faworytem tej konfrontacji będzie oczywiście ekipa z Hiszpanii. Wcale nie dzięki budżetowi, bo możliwości finansowe obu zespołów są ogromne, to absolutna czołówka światowa. Zespół z Manchesteru mimo silnej pozycji w Premier League, kompletnie nie radzi sobie w europejskich rozgrywkach. Widać to było w fazie grupowej, gdzie Obywatele mieli problemy z CSKA Moskwa i AS Romą. Barcelona jednak nie jest w tym sezonie najmocniejsza. Luis Enrique ma wielkie problemy zwłaszcza z zestawieniem środka pola, który do niedawna był bardzo mocnym punktem Blaugrany. Ciągłe rotacje w składzie nie pomagają w wypracowaniu odpowiednich schematów. Zespół ma więc trochę czasu, aby się ustabilizować, w przeciwnym wypadku, Manchester może wykorzystać nadarzającą się okazję. Zwłaszcza, jeżeli w dobrej formie (czyt. ominą go kontuzje) będzie Sergio Agüero.
W lepszych nastrojach są na pewno Królewscy. Poprzedni sezon to masakra na Schalke i w tym momencie zespół z Gelsenkirchen powinien się zacząć modlić o najniższy wymiar kary. Machina Carlo Ancelottiego miażdży kolejnych rywali na swojej drodze, mimo początkowych problemów. Tutaj absolutny faworyt jest tylko jeden i aby drużyna z Niemiec sprawiła sensacje, musiałby się wydarzyć jakiś cud.
Nieźle trafił także drugi zespół z Madrytu. Atlético zmierzy się z Bayerem Leverkusen. Oczywiście, podobnie jak w poprzednich wypadkach faworytem będzie drużyna z Hiszpanii, ale ekipy Rogera Schmidta nie można spisywać na straty. Zwłaszcza dlatego, że podobnie jak Rojiblancos są dobrze zorganizowani w defensywie. Mają także bardzo dobrego bramkarza — Bernda Leno, który często ratuje ich z opresji. Forma Aptekarzy w tym sezonie jest jednak na tyle chwiejna, że należałoby się spodziewać wygranej drużyny Diego Simeone, która po średnim początku rozgrywek, znów zaczyna działać tak jak należy.
Pod pewnym względem, najciekawszą parą Ligi Europy jest Athletic i Torino. Zespoły w tym sezonie radzą sobie o wiele gorzej niż w poprzednim, a drużyna z Turynu jest na granicy spadku. Jednym z głównych powodów tak słabych wyników Włochów jest odejście dwóch arcyważnych zawodników dla ofensywy tej ekipy, czyli Alessio Cerciego oraz Ciro Immobile, którzy z kolei nie spełniają pokładanych w nich oczekiwań w nowych klubach. Co się natomiast zepsuło w drużynie prowadzonej przez Ernesto Valverde? Trudno powiedzieć. Wielkich zmian poza pożegnaniem Andera Herrery nie było, a Baskowie grają o wiele gorzej. Co prawda widać ostatnio poprawę, ale czy potrwa to na dłużej? Hiszpanie są faworytami tego pojedynku, radzą sobie w tym sezonie nieco lepiej od Włochów, ale przy tak zwichrowanej formie obu zespołów, trudno przewidywać ostateczny rezultat.
Pod względem sportowym bardzo ciekawie zapowiada się pojedynek Sevilli i Borussii Mönchengladbach. Obie ekipy nie mają w swoich szeregach gwiazd światowego formatu, jednak są bardzo solidne, stanowią monolit. Ferajna Unaia Emery’ego to świetny środek pola z walecznym Grzegorzem Krychowiakiem napędzającym akcje zespołu. Wcale gorzej pod tym względem nie wypada jednak zespół Źrebaków, który ma w swoich szeregach bardzo dobrze prezentującego się Granita Xhakę, swojego rodzaju liderem środka pola. Jeśli można oczywiście wyróżniać kogoś takiego w grającej tak równo drużynie. Dla kibiców bezstronnych to spotkanie jest absolutną wisienką na torcie, natomiast dla fanów obu ekip konfrontacja ta może okazać się prawdziwym horrorem. W tych doświadczenie ma Sevilla i jako obrońca tytułu musi być uznana za faworyta, choć minimalnego, to jednak zawsze.
Villarreal także może trochę ponarzekać na swój los. Trafił bowiem na dysponujący gigantycznym budżetem Red Bull Salzburg. Choć austriacka drużyna pozbyła się jednej ze swoich gwiazd — Mane — nadal ma kim postraszyć. Postacią numer jeden jest absolutnie Słoweniec Kevin Kampl, dla którego T-Mobile Bundesliga wydaje się za ciasna. Liga Europy to jednak rozgrywki, gdzie może się wykazać i na pewno będzie mu na tym bardzo zależało. To nie jest jednak drużyna jednego zawodnika. Świetnie prezentują się także Jonathan Soriano, Alan czy Marcel Sabitzer. Potencjał ofensywny tej ekipy jest naprawdę zdumiewający. Marcelino jest jednak bardzo doświadczonym trenerem i nie złoży broni, zwłaszcza, że potencjał w ataku także ma nawet lepszy. Świetnie prezentują się młodzi Moi Gomez i Luciano Vietto. Problemem jest jednak gorsza dyspozycja Giovanniego dos Santosa. Jeśli Meksykanin do czasu konfrontacji z Red Bullem odpali, będziemy świadkami wielkiego widowiska.