La Liga to nie tylko walka o mistrzostwo i europejskie puchary. Równie ciekawie, jeśli nie bardziej, jest też na dole tabeli. O utrzymanie się w Primera División wciąż walczy bowiem aż siedem drużyn i właściwie nie można mieć pewności co do tego kto pożegna się z najwyższym poziomem rozgrywkowym Hiszpanii. Postanowiliśmy więc opisać pokrótce sytuacje poszczególnych klubów z dolnej części stawki.
To Granada Granadzie zgotowała ten los. Latem i zimą ściągano piłkarzy hurtem, ale zapominano, że w piłce chodzi o jakość, a nie ilość. Nie dziwi więc to w jakiej sytuacji jest Granada. Na dziś to zdecydowanie najgrosza drużyna pod względem stylu. Zawsze kiedy oglądam ich mecze – żeby rozwiać wątpliwości: nie, nie jestem masochistą – mam wrażenie, że wszystko tam jest dziełem przypadku. Atak? Piłka do napastnika, a potem #yolo. Wypuszcza piłkę do przodu i liczy, że się przepchnie. Tak samo wygląda gra na skrzydle. W defensywie zaś Granada naczęściej stosuje taktykę obrony Częstochowy, ale najczęściej wychodzi im z tego Westerplatte. Ze względu na to, iż kadra Nazaries jest taka, a nie inna, za cały ten bur… Bałagan rozgrzeszam Resina. Z gówna bata nie ukręcisz, nawet jeśli nazywałbyś się Mourinho. Nie wróżę sukcesu Granadzie. Do końca sezonu zostały im mecze Sevillą, Valencią, Espanyolem, Getafe, Córdoba, Real Sociedad i Atlético. Będzie cud jeśli ugrają sześć punktów. A i to nie gwarantowałoby jej utrzymania.
Levante to Barral, a Barral to Levante. Tak chyba można powiedzieć i nie będzie w tym przesady. Zawsze gdy wydaje się, że Żaby wpadły w kolejny poważniejszy kryzys ich napastnik nagle ładuje hat-tricka i prowadzi drużynę do zwycięstwa. Ale żeby nie było tak różowo – to na ich nieszczęście są tylko momenty. Levante by utrzymać się w Primera División potrzebuje regularności, a tego nie jest w stanie sobie zapewnić, głównie przez kiepską formę defensorów. Granotas mają zresztą niechlubne drugie miejsce jeśli chodzi o największą ilość straconych goli (58). Więcej ma tylko Rayo (59). Nic zresztą nie wskazuje na to żeby sytuacja się zmieniła. Lucas Alcaraz ma na szczęście zawodników, którzy w ofensywie potrafią zagrać ciekawą, kombinacyjną, ale też i skuteczną piłkę. Szkoda, że robią to tak rzadko. Szkoleniowiec powinien zdecydowanie usprawnić przednią formację, bo w niej tkwi właściwa siła Levante. Żaby powinny się jednak utrzymać, sprzyja im bowiem terminarz, bo poza meczem z Atlético każdy ich przyszły rywal znajduje się w ich zasięgu.
Podsumowując – myślę, że z opisywanej przeze mnie trójki spadnie Granada. Ta drużyna po prostu nie ma odpowiedniej jakości na Primera División, co widać w każdym meczu. Jako pozostałych spadkowiczów typuję Córdobę, czerwoną latarnię ligi, oraz… Sam nie wiem. Szkoda, że Getafe odskoczyło.
Mniej problemów dostrzegam w Almeríi. W zasadzie pozycja Rojiblancos może być myląca – to efekt niepowodzeń w początkowej fazie sezonu. Wtedy podopieczni jeszcze Francisco bywali bliscy celu, ale górę brały brak koncentracji i małe doświadczenie. Potem już tylko szkodziły częste, nietrafne zmiany. Od początku kampanii Almería sześciokrotnie lądowała pod kreską – i często, i rzadko. Wydaje się, że Sergi to dobra opcja dla młodej drużyny z Andaluzji, w końcu brał trenerskie szlify w młodzieżówkach Barcelony. Na ten moment tchnął wiarę w swoich piłkarzy, co zaowocowało przekonującym zwycięstwem 3:0 nad Granadą w ostatniej kolejce.
Bieżąca kampania Deportivo to i tak bajka w porównaniu z tym, co działo się dwa lata temu. Nadal jednak na Galicjan strefa spadkowa działa niczym magnes. Czy źle dzieje się z nogami Deportivistas, czy już z głowami nie tak? Raczej to pierwsze. Może dlatego, że w La Corunii przeciętni napastnicy to skromny dodatek dla wszechstronnych pomocników? Ofensywa nie szwankuje, ale licznik nie bije i to bodaj największa bolączka Dépor: stosunkowo mało tracą, jeszcze mniej zdobywają. Wiele będzie zależało od lidera, Lucasa Péreza – najlepszego strzelca (5 goli). Ale i on nie przypomina choćby Rikiego, niegdyś gwarantującego ok. 15 trafień sezonowo.
Terminarze Almeríi i Deportivo nie są wygodne: będzie pod górkę. Na szczęście dla obu drużyn jest jeszcze pięć ekip z podobnym bólem głowy. W mojej ocenie Córdoba i Granada są już pogrzebane. Szansy na ucieczkę dopatruję się w Levante, pytanie zatem czyim kosztem? Boję się o Eibar, który w takim położeniu jeszcze się nie znajdował. Tyle że nie chciałbym, aby Baskowie opuścili Primera División, stąd obecną hierarchię u dołu, na koniec rozgrywek przyjąłbym z zadowoleniem.
Franjiverdes znajdują się w dużo lepszej sytuacji niż Los Califas, jednak i oni nie mogą być pewni swojej przyszłości w La Liga. Przewaga trzech punktów może okazać się niewystarczająca, zwłaszcza iż ich terminarz nie należy do najłatwiejszych. Na niekorzyść działa również dyspozycja lidera zespołu – Jonathasa, który nie trafił do siatki rywali od siedmiu meczów. Optymizm budzi natomiast dobra postawa podopiecznych Escriby z bezpośrednimi przeciwnikami w walce o utrzymanie oraz urywanie (od czasu do czasu) punktów zespołom ze środka tabeli. Los Illicitanos mają podstawy, aby pozytywnie patrzeć w przyszłość, ponieważ są ekipy w dużo gorszym położeniu od nich.
Kto się uratuje? Kto odpadnie? To gra w rosyjską ruletkę, wystarczy jeden celny strzał, by wszystko zmienić. Córdoba w zasadzie powinna już przygotowywać sobie miękkie lądowanie w Segundzie. Na uratowanie Los Califas szanse są nikłe i taki scenariusz zakłada również cud – nagłą przemianę Cordobistas w pewną swoich możliwości drużynę. Chętnie pożegnałbym Granadę. Na papierze mają bardzo dobrą ekipę, nawet na środek tabeli, ale skoro nie potrafią tego wykorzystać to potrzebują terapii szokowej za burtą pierwszej ligi. Trzeci zespół do spadku jest dużą zagadką. To kwestia losu, szczęścia , a te bywają ślepe na umiejętności piłkarzy. Dziś postawiłbym na Levante, lecz za dwie kolejki będziemy mądrzejsi. W tym czasie Almeria podejmuje Rayo i Eibar, jeśli w tych dwóch spotkaniach nie zgarną kompletu punktów znajdą się pośród faworytów do opuszczenia Primery.