W La Liga szykuje się rewolucja? Według doniesień Marcy LFP rozważa rozgrywanie spotkań także o godzinie 14.00 i 15.00. Tego typu zmiany często spotykają się ze zdecydowanym sprzeciwem. Jakie skutki może mieć wprowadzenie nowego rozwiązania? Zapraszamy do lektury!
Pieniądze, pieniądze, pieniądze…
Naiwniakiem jest ten, kto na potencjalną zmianę godzin rozgrywania spotkań La Liga patrzy przez pryzmat idei oddalonej od żądzy pieniądza. Zatem trzymam kciuki, by zespoły pokroju Eibaru, Rayo czy Deportivo zaczerpnęły gotówkowego tlenu. Bo komu Primera División przeznaczeniem, temu 60 minut w tę, czy w tamtą różnicy nie czyni.
Nie warto też rozprawiać o możliwych wadach nowego systemu godzinowego, jeśli ten zostanie wprowadzony. Z banalnej przyczyny: mądrzejsi będziemy po pierwszej kolejce w zgodności z – miejmy nadzieję – ulepszonym zegarem rozgrywek. Czy oznacza to jednak, że wszyscy będą kontent? Nie. Samych Hiszpanów może to ominie, ale pasjonaci nie raz zmierzą się z ogromnym dylematem. Parę tygodni wstecz w sobotnie, angielskie południe (13:45) rozpoczął się szlagier, Liverpool – Chelsea. Jaką decyzję podjąłby przeciętny widz znad Wisły, gdyby o podobnej porze (godz. 14:00, 15:00) na następnym kanale transmitowano spotkanie, załóżmy, Real – Sevilla? Sam nie chciałbym wybierać jakim winem okrasić ucztę: białym, czy czerwonym, mając ochotę na oba. Z kolei późnowieczorne przesunięcia godzin traktuję jako naturalne, wynikające z warunków klimatycznych w Hiszpanii.
Ekonomicznie więc jedna z kliku stron musi ponieść stratę. Do mocarstwowej pozycji Premier League w tym zakresie La Lidze daleko, ale podjąć rękawice warto. A nóż konsekwencją nowych pór emisyjnych zostanie podwyższony kontrakt telewizyjny. Ci zaś (między nimi ja), których nawet Córdoba – Granada pasjonuje, nie przerzucą pilotem na derby Manchesteru/Merseyside.
Pobudka wstać!
Z perspektywy leniwego kibica La Liga, który woli pospać przed weekendowymi spotkaniami, ewentualne zmiany godzin spotkań trzeba ocenić na minus. Hitowe starcia zazwyczaj rozgrywane były w późnych godzinach wieczornych. Teraz sytuacja może się zmienić i to diametralnie. Bo mecze rozgrywane o 14 czy 15 nie mają zostać wprowadzone po to, by były obsadzane przez Getafe czy Córdobę. O takich porach mają rozgrywać swoje spotkania także Real czy Barcelona, czyli ekipy, które mają wielu fanów także na innych kontynentach. Zarówno ze względu na miejscowych kibiców, jak i temperatury panujące w Hiszpanii, może się to wydawać wybór kontrowersyjny.
Nie oszukujmy się jednak, La Liga jest „do tyłu” jeśli chodzi o zyski z transmisji. Łączna ilość pieniędzy, która wpływa do klubów ligi hiszpańskiej jest niższa nie tylko od tej, która zasila budżety zespołów Premier League, ale także Bundesligi i Serie A. Dostosowanie się do rynku azjatyckiego (i nie tylko), powinno zapewnić dodatkowe dochody. A tych w piłce nigdy za wiele. Jeśli La Liga chce poważnie rywalizować z innymi, to takie decyzje są po prostu nieuniknione.
Powinność
Większe otwarcie La Liga na widzów z Azji uważam nie tylko za świetny ruch, ale wręcz za konieczność. W tej chwili dominuje tam Premier League, ale Hiszpanie także mogą uszczknąć coś dla siebie. Już czynią większe starania, by spopularyzować swoją ligę. Chociażby za sprawą LFP World Challenge, dzięki któremu po zakończeniu minionej kampanii Sevilla odwiedziła Indonezję i Malezję, Almeria Tajlandię, a Valencia i Villarreal Chiny. Popularyzując tym samym inne ekipy poza wielką dwójką.
A jaki wpływ będzie to miało na rodzimych kibiców. Przypomnę akcje kibiców Rayo, którzy protestowali przeciwko terminom spotkań rozgrywany o 22.00 czy o 23.00 oraz w poniedziałki. Co prawda w tej drugiej sprawie LFP zmian nie rozważa, ale przynajmniej te najpóźniejsze z meczów rozpoczynać się będą np. o 21.00. W ten sposób kibice korzystający z komunikacji miejskiej czy mieszkający poza miastem będą mogli łatwiej wrócić do domów.

Protest kibiców Rayo, Bart i Ernie śpią na trybunach w trakcie meczu: “Prosimy o ciszę, to pora na sen, nie na futbol”.
Jak twierdzą Bukaneros “pieniądze zabijają współczesny futbol”. Do pewnego stopnia mają rację. Tym razem jednak, pogoń za kolejnymi przychodami może przynieść korzyści kibicom i zwiększy wpływy do klubów (choć dodatkowy strumień pieniędzy drużyny poczują dopiero, gdy wprowadzona zostanie wspólna sprzedaż praw telewizyjnych). Zatem w tym rozwiązaniu widzę zdecydowanie więcej korzyści niż wad.