
El Niño regresa a su casa – podają zgodnie hiszpańskie dzienniki AS i Marca, biorąc praktycznie za pewnik wypożyczenie Fernando Torresa na 1,5 sezonu do Atlético. Jeśli zatem nie zdarzy się katastrofa ponownie będziemy mogli oglądać El Niño w czerwono-białych barwach. Czy sięgnięcie po tego napastnika to dobry ruch Los Colchoneros?
Vicente Calderón to ostatni bastion, w którym Fernando Torres będzie witany z szeroko otwartymi ramionami. Hiszpan swoimi ostatnimi europejskimi wojażami palił za sobą mosty – nie chcą go z powrotem ani w Londynie, ani w Liverpoolu. Jeśli El Niño może jeszcze gdzieś z optymizmem spojrzeć w niebo, to tylko nad Manzanares w Madrycie.
Gdy siedem lat temu Torres powiedział fanom Los Rojiblancos „au revoir”, wydawało się, że do stolicy Hiszpanii wróci dopiero u schyłku swojej kariery. W 2007 roku Atlético uniemożliwiało mu dalszy rozwój, El Niño był zawodnikiem zbyt dobrym na ten klub. Los bywa jednak przewrotny, dziś wychowanek czerwono-białych może i stanowiłby wzmocnienie dla Atlético, ale tego z siedzibą w Kalkucie, a nie w Madrycie.
Po pierwsze Fernando Torres zupełnie nie przypomina tego piłkarza, którym był kilka lat temu. Odbudowanie pewności siebie oraz wiary we własne umiejętności to palący problem Hiszpana. W ostatnich latach napastnik La Roja był kulą u nogi każdego trenera. Powrót do domu nie musi być jednak pozbawiony sensu. Przede wszystkim dlatego, że Torres pierwszy raz od dawna będzie miał pełne wsparcie: nadal kochających go kibiców i wierzącego w niego trenera. Poza tym, Torres przychodzi jako uzupełnienie Mandżukicia i Antoine’a Griezmanna. Cholo od czasu do czasu musi sięgnąć po „koło ratunkowe”, którym w chwili obecnej nie dysponuje. Cerci i Raúl Jimenéz nie wnoszą odpowiedniej jakości, wobec czego nawet przeciętny Torres wydaje się być lepszą opcją. Ogromnym atutem Nando jest doświadczenie i znajomość z Diego Simeone – jego charakteru, standardów i podejścia. Choć to w tej chwili wrak piłkarza, to wciąż drzemie w nim potencjał. Przekonaliśmy się o tym w tegorocznych półfinałach Ligi Mistrzów – na Calderón był najlepszym piłkarzem Chelsea, natomiast w Londynie strzelił gola dającego prowadzenie The Blues.
Motto „si se cree y se trabaja, se puede” odmienia się w Madrycie przez wszystkie przypadki i El Niño ma tego pełną świadomość. Fernando nie przychodzi tutaj, żeby odcinać kupony, ale żeby zawalczyć o swoją drugą piłkarską młodość. Wydaje mi się, że może mu się udać.
Maciej Koch
Gdzie jak nie w Atlético miałby się odbudować Fernando Torres? Już dawno temu mówiłem, że najlepiej zrobiłby mu powrót do Hiszpanii. Szkoda jednak, iż napastnik zdecydował się na ten ruch dopiero teraz. Nie łudzę się – na pewien poziom już nie wróci, za dalekie zaszły w nim zmiany. Wracając do Rojiblancos El Niño musi pokazać, że wciąż może być przydatny dla drużyny. Pytanie jednak, czy musi to udowodnić sobie, kibicom czy trenerom i kolegom z zespołu? Sądzę, że dużą rolę odgrywa w tym wypadku jego (zniszczona?) psychika, której naprawa będzie nie lada wyzwaniem nawet dla samego Diego Simeone.
Patrząc na ten transfer od strony klubu, można przywołać polskie przysłowie: „zamienił stryjek siekierkę na kijek”. Bo w czym niby lepszy jest Torres od Cerciego czy Jiméneza? Potencjału memowo-gifowego oczywiście nie liczę. Brakuję mi w tej wymianie logiki. El Cholo za jakiś czas albo okaże się albo geniuszem i odbuduje Fernando, albo popełni kolejny fatalny błąd transferowy jak chociażby w przypadku wcześniej wspomnianych piłkarzy. Konkurencja dla Mandżukicia? Bądźmy poważni.
Jedyny entuzjazm mogą wykazywać jedynie kibice Atlético. Torres to przecież legenda Rojiblancos, jedna z postaci, dla których drzwi na Vicente Calderón zawsze pozostaną otwarte. Czy słusznie? Pożyjemy zobaczymy. Ja nie jestem przekonany co do słuszności kierowania się sentymentami w piłce nożnej.
Mariusz Bielski

Rossoneri żegnają najlepszego napastnika w historii Milanu (tak, to Photoshop). Źródło: memesdeportes.com
Niektórzy kibice „Los Rojiblancos” nieprzychylnie patrzą na powrót syna marnotrawnego, który przez lata błąkał się po Premier League, aż w końcu przez Półwysep Apeniński trafił do domu. Owszem, biorąc pod uwagę fakt, iż „Los Colchoneros” zapłacili zeszłego lata 16 milionów € za Alessio Cerciego, a teraz wymieniają go za od dawna bezproduktywnego Torresa, nie można mieć powodów do zadowolenia. Mimo wszystko, trzeba spojrzeć na ten transfer z innej perspektywy.
Przede wszystkim, strata Cerciego to żadna strata, Włoch okazał się piłkarzem kompletnie nieprzydatnym Simeone i niewiele wskazuje, że byłaby szansa na zmianę takiego stanu rzeczy. Żeby błyszczeć, były piłkarz Torino musi mieć pod siebie ustawioną całą drużynę, a dobrze wiemy, iż na takie zabiegi taktyczne u Cholo nie ma miejsca. Alessio najlepiej czuje się z piłką przy nodze, co niekoniecznie zakłada styl Atlético, w dodatku skrzydłowemu nieznane są elementy gry w destrukcji. Jeśli istnieje trener, który jest w stanie sprowadzić Fernando Torresa z powrotem na właściwą drogę, to tylko Diego Simeone wraz ze swoim sztabem szkoleniowym. Ponadto El Niño wydaje się odpowiednim zawodnikiem do obecnego Atleti, wszak nawet gdy brakowało mu szczęścia i ostatnio umiejętności, nigdy nie można było mu odmówić zaangażowania oraz walki, a takimi cechami emanuje klub z Vicente Calderón.
Torres na pożegnalnej konferencji w 2007 roku nie mówił „adiós” a „hasta luego”, twierdząc, że powrót zawsze będzie mu chodził po głowie. To wszystko ma charakter sentymentalny, Atlético pokazuje pewne wartości, wyciągając rękę do wychowanka, któremu podwinęła się noga. Fernando jest absolutnie wart podania ręki, za czasów słabości Atleti i pałętania się w środku stawki La Liga, El Niño pokazywał się z szalikiem czy flagą klubu, dając do zrozumienia, że ten klub jest dla niego czymś więcej niż zwykłym pracodawcą.
¡Bienvenido a casa, Fernando!