Już za kilka godzin rozpocznie się mecz Barcelony z Realem. Równo o 21 każdy fan Primera División i nie tylko zasiądzie przed telewizorem i będzie delektował się piłkarskim spektaklem. Ale za nim to nastąpi mamy dla was małą zapowiedź…
Czym jest dla mnie Gran Derbi? Nie zaskoczę Was jeśli powiem, że to jeden z najważniejszych meczów w sezonie. I nieważne, czy gra się o awans, czy o zwykłe ligowe punkty – liczy się tylko zwycięstwo. Pojedynek Dumy Katalonii z Realem Madryt to walka do ostatniej kropli krwi. To emocje sięgające zenitu. Dziesiątki wspaniałych akcji, zwodów, cudownych bramek. Któż z nas tego nie kocha? Ktoś kiedyś powiedział, że kiedy grany jest Klasyk świat dzieli się na dwie części. Mógłbym podpisać się pod tym stwierdzeniem obiema rękami, ale mam świadomość, że niektórzy nie interesują się piłką nożną.
Dziś wieczorem znajdziecie mnie w jednym z lokalnych barów, gdzie podobnie jak wielu innych fanów będę siedział z kuflem piwa w ręku i z niecierpliwością wyczekiwał pierwszego gwizdka. Camp Nou to bardzo trudny teren, a Real nie jest w dobrej formie – ot, taka tam trudność. Nawet jeśli Królewscy nie zaprezentują się z dobrej strony, moje podejście się nie zmienia. Każde Gran Derbi to okazja do odegrania się za poprzednie, co jeszcze bardziej podnosi ciśnienie. Wszystko to mówię z perspektywy Madridisty. Jeśli ktoś nie kibicuje tylko i wyłącznie którejś z drużyn trudno będzie mu zrozumieć całą tę otoczkę i dlaczego ludzie reagują tak, a nie inaczej. Klasyk ma w sobie tę wyjątkowość, która sprawia, że kiedy sędzia zagwiżdże po raz pierwszy, Ziemia zwalnia, a Ty uświadamiasz sobie, jak bardzo kochasz futbol.
Mam takiego jednego znajomego, co nigdy nie chce oglądać ważnych meczów Barcelony na mieście, bo wierzy w klątwę – według niego zawsze gdy wyjdzie z nami na mecz do pubu Blaugrana przegra albo zremisuje, co jest cudem najwyższej klasy. Tym razem udało nam się go wyciągnąć. Niech to będzie jakaś pozytywna przesłanka dla madridistów, bo rzeczywiście, szczęścia do wygranych naszych drużyn podczas wyjść to my nie mamy. Ale żeby od razu klątwa? Co, może mama Alexa Songa rzuciła na Barcelonę urok? Takie rzeczy tylko u Adebayorów.
Niech każdy odpowie sam przed sobą ile ma w swoim CV wojenek słownych z fanami drużyny przeciwnej, ile wątpliwości i nadziei podczas oczekiwania, ile nerwów w trakcie meczów… To jest właśnie to za co uwielbiam Gran Derbi – emocje. Oczywiście, te nie zawsze okazują się pozytywne, ale cóż poradzić? Każdy chce dać z siebie 200%, zarówno piłkarz jak i kibic, a że czasem wychodzi z tego gównoburza… Sorry, taki mamy klimat. Na szczęście ja ze wszczynania awantur, prowokacji i wyzywania madridistów już wyrosłem. Polecam każdemu, ten smaczek akurat nie jest warty swojej ceny. Z wieloma kibicami Realu – szczególnie pozdrawiam użytkowników twittera – da się naprawdę bardzo fajnie i merytorycznie porozmawiać, mimo że każdy ostaje przy swoim.
Wcześniej nawiązywałem do jednego z przykazań, sam też staram się je wypełniać. El Clasico to dobra okazja by spotkać się ze znajomymi, wyskoczyć na piwko, ewentualnie siedem i spędzić miło ten czas. Nie wiem jak Wy, ale ja Gran Derbi obchodzę z pompą, prawie jak urodziny. Tym razem również zamierzam, a wy? Prezenty czasem dają mi piłkarze Barcelony, czasem nie…
Z drugiej strony rozumiem też Krzysztofa Stanowskiego. W jednym z ostatnich tekstów opisywał jak to zbyt wnikliwe wchodzenie w świat piłki nożnej potrafi sprawić, że ten sport częściej nas męczy niż cieszy. Trenerów się odbrązawia, piłkarzy deheroizuje. I chyba faktycznie coś w tym jest. Wraz z utratą tej młodzieńczej kibicowskiej głupoty zeszło ze mnie trochę emocji. Czasem to spoglądanie analitycznym okiem na futbol sprawia, iż nawet Gran Derbi potrafię sprowadzić do jednego z 38 meczów w cyklu ligowym, równie ważnego jak potyczki ze wcześniej wspomnianymi Rayo czy Levante. Bo w końcu następnego dnia trzeba napisać tekst, zrobić analizę taktyczną… Oczywiście nie stawiam się na równi z doświadczonym redaktorem Przeglądu Sportowego i Weszło, ale chyba wiem co czuje. Na szczęście jeszcze nie w takim stopniu.
Za kilka godzin sędzia rozpocznie spotkanie, a o tym tekście w ogóle zapomnicie. Ja też. Tak samo z resztą jak o obawach czy hurraoptymizmie. Na 90 minut Barcelona i Real zabiorą nas do swojego świata i powinniśmy się cieszyć tym czasem. Póki co pompowanie baloników będzie trwało, napięcie rosło. A jutro niech wygra lepszy, bo w końcu o to chodzi!