Dziś poznaliśmy wyrok Komitetu Rozgrywek ws. zawieszenia Cristiano Ronaldo i od razu wzbudził on falę krytyki. Czy ligowy “wymiar sprawiedliwości” ponownie się skompromitował? Czy mamy do czynienia z podziałem na “równych” i “równiejszych”?
Portugalczyk w chamski sposób sfaulował obrońcę zespołu Cordóby Edimara, za co z miejsca obejrzał czerwony kartonik. Sprawa wśród samych zawodników rozeszła się po kościach, CR7 przeprosił, ale kary nie uniknął. Mówiąc szczerze, dwa mecze zawieszenia są karą śmieszną i niewspółmierną do tego, co tak naprawdę zrobił gwiazdor Realu Madryt. Kopniak i uderzenie w twarz Edimara, a następnie “odepchnięcie” José Ángela Crespo z całą pewnością kwalifikowały zachowanie Cristiano do uzyskania miana “agresji”, co oznacza od 4 do 12 meczów zawieszenia. Nie mniej jednak, w protokole meczowym przewinienie Portugalczyka określono jako “brutalny faul” – za tego typu zachowanie grozi od 1-3 meczów zawieszenia. Ronaldo został odsunięty na dwa i to w ocenie Komitetu najsurowsza kara, na jaką zasługuje zdobywca Złotej Piłki. Warto wspomnieć, że sprawa mogłaby zakończyć się inaczej, gdyby Real skorzystał z możliwości odwołania się od wyroku – prawdopodobnie Komitet zdecydowałby się na włączenie do sprawy materiału wideo, który bez wątpienia stawia Portugalczyka w gorszym świetle, niż zapis w protokole sędziowskim.
Na uwagę zasługuje także pewien incydent niezwiązany ze sprawą rozważaną przez Komitet Rozgrywek. Chodzi o “strzepnięcie” kurzu (?) przez Ronaldo ze znaczka Klubowego Mistrza Świata na koszulce, który w domyśle był wyrazem pogardy dla decyzji arbitra, lub reakcją na przeraźliwe gwizdy fanów Cordóby.
Część kibiców starała się usprawiedliwić agresję ze strony Cristiano – rozstanie z Iriną Shayk, problemy w życiu prywatnym. Ale czy piłkarz tego formatu, istny autorytet, podziwiany przez miliony ludzi na całym świecie, powinien dawać wyraz swojej frustracji w taki sposób? Nie sądzę. Gra się nie układała, Real nie potrafił sforsować dobrze broniącej się Cordóby, ale nie usprawiedliwia to w żadnym stopniu tego, co w 82 minucie zrobił Cris. Mówię to jako jeden z jego największych sympatyków.
Atakujący wróci akurat na bardzo ważny mecz z Atlético Madryt. Niektórzy twierdzą, że niebagatelny wpływ na wysokość wyroku miał tutaj fakt, z kim Komitet Rozgrywek ma do czynienia. Zgadzam się z tą opinią, ale pewnych rzeczy się nie zmieni. Oby Cristiano przemyślał swoje zachowanie i wrócił na pojedynek z Rojiblancos w wielkiej formie. Wydaje mi się, że w świetle ostatnich wydarzeń jest to wszystkim Madridistas winien.
Do głowy przychodzi słynny już obrazek Cristiano Ronaldo wypowiadającego słowa “Que injusticia”, czyli po prostu “Co za niesprawiedliwość”. Odpierając wszelkie głupkowate zarzuty: lubię gościa, podziwiam za charakter i umiejętności, gigantyczny respekt. Jednakże prawo i zasady powinny być jednakowe dla wszystkich, bez względu na to, czy jest się Alexisem Ruano czy Lionelem Messim. Portugalczyk wybuchnął kolejny raz – zdarzało mu się to w przeszłości, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Nie należę do tych, którzy nie potrafią wybaczać. Pajacował, zaatakował, powinien ponieść karę. Natomiast okazuje się, że to będą zaledwie dwa spotkania – z Realem Sociedad i Sevillą. Wróci akurat na Atletico Madryt.
Sytuacja nie powinna podlegać większej dyskusji, jeśli przyjmujemy, że według zasad kara obejmuje od jednego do trzech meczów – tak przynajmniej opisał to w protokole Hernández Hernández. Rzecz jasna, występek mógł (powinien?) być zakwalifikowany jako nadmierna agresja, ale to już jakby sytuacja nie do odwrócenia. Pretensje kieruję do zarządu ligi, stosownych komisji i osób decyzyjnych, a nie do Cristiano Ronaldo. Jak można było nie orzec jednoznacznie: trzy mecze. Nie obchodzi mnie, czy to będzie lepsze dla futbolu, skoro ktoś może się czuć lepszy i bezkarny. Nie ma analogii w decyzjach, nie ma sprawiedliwości czy zaglądania w przeszłość.
Szukam jakichkolwiek zbliżonych sytuacji, więc podam pierwsze z brzegu przykłady, z walenckiego klubu: Paco Alcácer i Rodrigo de Paul. Hiszpan walczył o piłkę w powietrzu, obaj upadli, wydawałoby się, że Paco był faulowany, ale skierował dłoń na przeciwnika – efektem czerwona kartka i dwa mecze kary. Uderzenie i wybuch to niższa kategoria niż występek Cristiano Ronaldo. Ale na to jeszcze można przymknąć oko. Natomiast zupełnie nie rozumiem tego, że Portugalczyk dostaje dwa mecze kary, kiedy Rodrigo de Paul musi odczekać cztery za niezamierzone uderzenie rywala, będąc przy piłce. Wykroczenie Portugalczyka odbyło się przecież bez niej. Argentyńczyk minutę po debiucie w La Liga wyleciał z boiska, bo wykonując naturalne ruchy, zastawiając piłkę, trafił w twarz rywala. Zgoda, wyrządził mu krzywdę, ale intencji tam nie widzę żadnych, zwłaszcza, że to jego początek, chęć dobrego pokazania się, nie ryzykowałby takich chamskich zagrań. Sam po meczu powiedział, że złapał piłkę i cieszył się z wywalczonego rzutu wolnego – w końcu rywal szarpał go jak szalony.
Walencki dziennik Superdeporte daje dzisiaj okładkę z wyraźnym przekazem: “Tebas, odczep się od Mestalla!”. Prezydent LFP chce karać klub za okrzyki “Banega pijak” i “Unai kanalia”, zamykając obiekt. Sam zaś chwali Cristiano Ronaldo za to, że po faulu dość szybko przeprosił i szuka przebaczenia. Daleki jestem od posądzania ludzi o stronniczość, ale to rzuca się samo na tablicę. Tebas często łechta Ronaldo za bycie znakomitym piłkarzem, kara jest niewspółmierna do czynu. Tebas jest przeciwny kupieniu klubu przez Petera Lima, szykują się poważne zakazy za parę okrzyków, które usłyszymy niemal na każdym stadionie. Dopóki zabawa trwa na podwórku Javiera Tebasa, będziemy bawili się jego zabawkami i według jego zasad.