Spełnił się czarny scenariusz – FIFA ukarała Real Madryt oraz Atlético zakazem transferowym za nieprawidłowości przy kontraktowaniu małoletnich piłkarzy. Co to oznacza dla stołecznych klubów? Jakie są ich perspektywy na najbliższe miesiące?
Rafał Lebiedzińskiex-Przegląd Sportowy i Weszło
Decyzją FIFA nie jestem zaskoczony, ale nie mam również wątpliwości, że zakaz transferowy nałożony na Barcelonę dwa lata temu i teraz na Real oraz Atlético jest absurdalnie niewspółmierny do czynów. Nie zrzucasz bomby z napalmem, żeby rozprawić się z mrówkami. Nie strzelasz przepisami w 4 i 7-letnich synów Zidane’a, nie blokujesz kariery bratu Ezequiela Garaya. Świetnie sprzedająca się nauczka (czytaj: rozgłos), niewiele zdrowego rozsądku.
Regulamin FIFA w sprawie statusu nieletnich piłkarzy zagranicznych ma chronić przed rozbijaniem rodzin, podkradaniem talentów biednym klubom/akademiom czy porzucaniu kontuzjowanych nastolatków na pastwę losu. Szlachetne to i słuszne. Nikt jednak, przy średnio zdrowych zmysłach, nie jest w stanie wyobrazić sobie, że szkółki Realu i Atletico od 10 lat naginają przepisy – wystawiają w rozgrywkach trampkarzy z Senegalu a później wyrzucają ich pod most. Wprost przeciwnie, Madryt jest szansą na rozwój, naukę i lepsze życie dla utalentowanych dzieciaków (a pośrednio także ich rodzin).
Co roku na testy do Realu zgłasza się 8000 tysięcy chłopaków z całego świata. Filtr przechodzi 1%. Licencję federacyjną dostają tylko ci, którzy spełniają wszystkie, skrupulatne warunki nałożone przez FIFA. Dziś w Katalonii jest ponad 4 tysiące dzieciaków spoza Unii Europejskiej, których rodzice codziennie walą do bram klubów prosząc o przyjęcie do akademii. Nikt ich tych bram nie otwiera, jeśli nie mają uregulowanej sytuacji. Ze 153 młodych piłkarzy Atlético prześwietlonych przez FIFA aż 140 było członkami sponsorowanej przez klub Academia de Formación de Alto Rendimiento. Ojcowie zapłacili 800€ za ich angaż, sprzęt i świadomość, że ich synowie trafili do jednych z najlepszych specjalistów w Europie. Nawet jeśli nie zrobią kariery, to trening charakteru przyda się na resztę życiowej drogi.
Ktoś powie: FIFA ostrzegała, groziła palcem, prowadziło śledztwo od 3 lat, ba uzasadnienie kary dla Realu i Atleti redagowała pół roku… A ja powiem: Kim jest dziś FIFA, żeby dawać jakiekolwiek lekcje z moralności i prawości? Ktoś doda: Ale przecież to w Hiszpanii jest najwięcej podejrzanych nieletnich piłkarzy (489) i najwięcej uwikłanych klubów (poza ukaraną trójka również Valencia i Villarreal). A ja odpowiem, że dla Manchesteru City pracuje w całej Hiszpanii 60 skautów. Wykradają największe talenty, oferują kasę pod przykrywką kursów językowych i pracy dla rodziców. Dla FIFA są przejrzyści, nieskazitelnie czyści, skoro w Anglii do 18 roku życia rozgrywki są amatorskie…
Jeśli Real i Atlético złamały przepisy, nie dopatrzyły jakiegoś administracyjnego kruczka przy rejestracji nieletnich, albo po prostu nawaliła hiszpańska federacja RFEF źle transferując do FIFA dokumenty, niech za to odpowiedzą. Ale na miłość boską – grzywną pieniężną. Roczny zakaz rejestracji nowych piłkarzy to hamulec dla setek 12-18-letnich talentów, którzy nie trafią do szkółek Realu i Atlético. Nie dostaną szansy, może przepadną, odjedzie im pociąg ze stacji Madryt. Z kolei ci ukarani dopóki nie skończą 18 lat (16 lat w przypadku piłkarzy z UE) grać w oficjalnych rozgrywkach mogli nie będą. Odejdą w poszukiwaniu straconych nadziei.
Prawnicy Realu są przekonani, że wygrają sprawę w Trybunale Apelacyjnym, ci z Atletico są mniej optymistyczni. Oba kluby złożą wniosek o zawieszenie kary, co umożliwiłoby im zrobić zakupy w letnim okienku. Jeśli jednak powtórzy się kalendarz z casusu Barcy, zawieszenie straci ważność pod koniec czerwca… Co wtedy? Sportowego dramatu nie będzie. Zostanie zachowa równowaga o którą miesiąc temu szczerze prosił Cristiano („Nie podoba mi się, że klub co roku zmienia lub sprzedaje piłkarzy”).
Oba kluby od roku wiedziały, że mogą zostać ukarane, zaczęły się więc wzmacniać. Real poza lewą obroną i środkiem ataku pozyskał wartościowych piłkarzy na każdą pozycję. Atlético pół roku temu wydało na transfery najwięcej w La Liga i historii klub. Trenerzy obu drużyną mogą liczyć na powroty z wypożyczeni takich piłkarzy jak Asensio, Vallejo, Coentrao czy Borja Bastón, Manquillo, Santos Borre oraz Velázquez. Mało tego, Real od stycznia 2015 podwoił budżet na transfery 15-18-latków, stworzył nowy dział skautingu, sprowadził wspomnianych Asensio, Vallejo, oraz Odegaarda, Valverde i Peteersa.
Kto na zakazie transferowym straci najwięcej? Na pewno ucierpi ego Florentino, jego polityka marketingowa, zakochani w megalomanii socios od pestek oraz znudzeni redaktorzy Marki i ASa. Jest możliwe, że Realowi zwiną sprzed nosa jej transferowe cele – Pogbą i Hazarda. Jest bardzo możliwe, że Cezary Kucharski już nigdy nie pojawi się w loży VIP na Bernabeu.

Grafika: https://twitter.com/r4six
Sebastian Warzecha
Tak naprawdę sytuacja Los Blancos wcale nie jest tragiczna. Po pierwsze, Real nie ma wąskiej kadry, a znając Florentino zdąży on ją jeszcze uzupełnić, Po drugie, wspomniana już Barcelona udowodniła, że nawet bez możliwości przeprowadzenia transferów da się osiągnąć sukces. Po trzecie i moim zdaniem najważniejsze, młodzież.
Patrząc na bana z tej perspektywy nawet się cieszę, bo sądzę, że to szansa dla uzdolnionych zawodników, a tych Real trochę ma. Nawet, gdy mówimy o młodzieży na już, bo przecież ban nie będzie trwać 5 lat, to kilku zawodników, którzy mogą stanowić o przyszłości Królewskich, da się w ich szeregach (lub na wypożyczeniach) znaleźć.
Przykład z brzegu, najbardziej oczywisty, czyli Marco Asensio. Jedna z największych nadziei nie tylko Los Blancos, ale i całego hiszpańskiego futbolu. Aktualnie na wypożyczeniu w Espanyolu. 15 występów w lidze, 6 asyst, bardzo dobra postawa w de facto słabo grającym klubie z Bacelony. W zespole Papużek ma jeszcze pół roku na rozwój, by potem z miejsca wejść do drużyny Królewskich w razie ewentualnej sprzedaży któregoś z pomocników. np. Isco. Asensio i inni dostają zatem okazję, której grzechem byłoby nie wykorzystać – brak galaktycznych transferów w lecie.
Problemy z defensywą Królewskich i potrzeba załatania dziur? Inne wypożyczenie – Jesus Vallejo. Aktualnie Real Zaragoza, średniak Segunda División. Oczywiście, przeskok z drugiej ligi byłby duży, by nie powiedzieć ogromny, ale nie musi z miejsca wejść do pierwszej jedenastki. Druga opcja? Diego Llorente, który w Rayo zaczął naprawdę nieźle sobie radzić, a wciąż jest stosunkowo młody. Na ławkę jak znalazł.
No i nie zapominajmy o samej Castilli. Tam są tacy gracze jak Martin Ødegaard (choć tu oczywiście można mieć wątpliwości), znany już Borja Mayoral, a także Cristian Cedrés czy Aleix Febas. Wszyscy ci zawodnicy mają talent, którym mogą się wkupić w szeregi pierwszego zespołu. Wcześniej współpracowali z Zidanem, Francuz zna więc dobrze ich możliwości – dla niektórych to może być kolejny atut.
Reasumując, uważam, że to swego rodzaju szansa na pewną przemianę w budowaniu Realu – odejście od idei tworzenia jeszcze jednej galaktycznej drużyny na korzyść postawienia na młodzież, która w przyszłości może stanowić o sile drużyny. Oczywiście wszystko zweryfikuje czas, ale wierzę w to, że ci młodzi zawodnicy, nie zmarnują swojej szansy.
.@Oficial_RC3 nie masz dużo czasu na ten transfer Neymara, ale powodzenia!
— Maciej Leszczyński (@MatijaPL) styczeń 14, 2016
Maciej Koch
Choć ogłoszenie zakazu transferowego spadło na fanów madryckich drużyn jak grom z jasnego nieba, Real i Atlético wiedziały, że kara FIFY za nieprawidłowości przy kontraktowaniu nieletnich piłkarzy jest nieuchronna.
Atlético zabezpieczyło się już latem. Zgodnie z hiszpańskimi mediami, włodarze klubu z nad Manzanares już w kwietniu mieli się dowiedzieć, że Colchoneros zostaną ukarani zakazem transferowym. Planowanie z wyprzedzeniem można było zauważyć w poczynaniach Los Rojiblancos na rynku transferowym. Zbudowano szeroką i młodą kadrę, a jeszcze w styczniu dołączył Augusto Fernández, choć i bez niego czerwono-biali mogliby się obejść po kontuzji Tiago. Jednak w obliczu kary uniemożliwiającej transfery do lipca 2017 roku, sprowadzenie kapitana Celty nabiera dodatkowego sensu.Atleti w obliczu kary nałożonej przez FIFĘ znajduje się w dobrym położeniu – właściwie każda pozycja została obsadzona dwójką bardzo dobrych lub solidnych zawodników. Wyjątkiem jest jedynie linia ataku, ale tutaj remedium na całe zło może się okazać powrót z wypożyczenia Borjy Bastóna, któremu ban transferowy paradoksalnie ułatwi walkę o miejsce w składzie. Oprócz piłkarza Eibaru, w lecie wróci na Vicente Calderón jeszcze dziesięciu zawodników, m.in. Emiliano Velázquez, Josuha Guilavogui czy Léo Baptistão. Selekcja spośród tych piłkarzy na pewno nie będzie prosta, choć Simeone na kłopot bogactwa na pewno nie może narzekać
Przez wiele lat Atlético było znacząco za plecami swojego rywala zza miedzy pod kątem strukturalnym i organizacyjnym. Po ostatnich wpadkach Realu wypadałoby chyba na nowo ustalić hierarchię opartą na jakości nie tyle piłkarskiej, co tej gabinetowej. Ale czy Florentino to czegoś nauczy? Już teraz mówi się o potencjalnych kandydatach do wzmocnienia drużyny Królewskich. Peréz podstawiony pod ścianą =/= oszczędzanie, spokój i realizacja długoterminowej wizji.
O ile w przypadku Los Blancos zakaz transferowy może spowodować natychmiastowe trzęsienie ziemi i rozpaczliwe próby pozyskania nowych zawodników, o tyle Los Colchoneros wydają się być przygotowani do „przezimowania” tego okresu. To przecież oznacza, ni mniej ni więcej, że Atlético jeszcze rok będzie grać w niezmienionym składzie. Tym, który uznaje się za najlepszy, jakim dziesięciokrotny mistrz Hiszpanii kiedykolwiek dysponował.