Carlo Ancelotii i Pep Guardiola po odpadnięciu ich zespołów z Ligi Mistrzów znaleźli się pod ostrzałem krytyki kibiców i mediów. Na ile słusznie obwinia się ich o porażkę? Czy Pep i Carlo faktycznie muszą odejść?
Upadek z piedestału odbija się gromkim echem, a odbudowa potęgi wymaga czasem rewolucji i ofiar. Ale czy w Madrycie i Monachium lud naprawdę pragnie krwi? Jak niedawno, rozsądnie w swoim felietonie napisał Rafał Stec, „Barcelona, Bayern i Real – na wszelki wypadek stosuję kolejność alfabetyczną – to drużyny przeżywające swoje belle époque, które od lat w kryzysy popadają wyłącznie w dyskusjach na internetowych forach, bo tam obowiązuje przeświadczenie, że przegrany półfinał oznacza zawalenie się świata”.
Obecna sytuacja w europejskim futbolu jest niezmienna od dwóch-trzech sezonów. To wyżej wymieniona trójka znacząco odstaje od pozostałych ekip na Starym Kontynencie. Nie oznacza to oczywiście, że nie są nie do pokonania, czego dowiódł wczoraj Juventus, czy rok temu Atlético.Bezsprzecznym jest jednak fakt, że Carlo Ancelotti nie tylko ugruntował pozycję Królewskich, wywalczoną pod wodzą Mourinho, ale wzniósł ją o poziom wyżej. Pod wodzą Portugalczyka Real odzyskał szacunek w Lidze Mistrzów i znów stał się jej faworytem nie tylko przez wzgląd na historię. Gdy stery objął Włoch, pozostawił najlepsze, co wypracował The Special One, czyli błyskawiczne przejście z obrony do ataku. Dodatkowo nadał tej machinie dużo bardziej subtelny sznyt, stawiając na większą kontrolę nad piłką, przez co jego drużyna nie tylko grała piękniej, ale i miała więcej atutów, co pozwoliło jej zdobyć wyśnioną La Décimę.
Zwolnienie Ancelottiego miałoby taki sam sens teraz, jak po wygraniu Ligi Mistrzów. To nie wina Włocha, że skończy ten sezon bez żadnego pucharu. Detale zadecydowały, że rok temu był przez madridismo traktowany jak Mesjasz, detali zabrakło, by teraz wciąż był noszony na rękach. Rok temu był to gol Ramosa w Lizbonie. Teraz do tego miana może urosnąć chociażby kapitalna interwencja Sturaro w pierwszym meczu, który jakimś cudem trącił czubkiem buta strzał Jamesa przy stanie 1-1.
Nie oznacza to, że nie można mieć do Carletto żadnych zarzutów. Mnie osobiście najbardziej boli nieustanne stawianie na Garetha Bale’a w momencie, gdy Walijczyk naprawdę zasłużył na co najmniej jeden-dwa mecze na ławce. Co gorsza, Włoch nie potrafił odpowiednio reagować i ściągać go z boiska, gdy skrzydłowy był kompletnie niewidoczny. Było to zresztą wybitnie widoczne w kolejnym meczu, który zaważył o straconym sezonie – przeciwko Barcelonie na Camp Nou. Po pierwszej połowie Michał Pol zachwycał się na Twitterze grą Królewskich i wyraził zdanie, że nie wyobraża sobie, by Real po przerwie nie zdobył kolejnych goli, co nie było takie pewne w przypadku Blaugrany. Dlaczego podopieczni Ancelottiego nie kontynuowali zmasowanego ataku pod bramką Bravo? Nie wiadomo, ale jeśli to Królewscy wygraliby tamten mecz, dziś to oni mieliby dwa punkty przewagi nad Dumą Katalonii. Widać więc, że trener Królewskich popełnił kilka błędów. Ale jeśli zostanie zwolniony, będzie to dowodem, że Florentino Pérez musi być jednym z użytkowników wspomnianych przez Steca forów…
W podobnej sytuacji do tej Carlo Ancelottiego znajduje się Pep Guardiola. Mnóstwo było głosów, że dwumecz z Barceloną to gwóźdź do trumny dla hiszpańskiego trenera, jeśli chodzi o pracę w Bayernie. Ale czy takie myślenie jest słuszne? Sądzę, że kibice reagują zbyt gwałtownie na to co się dzieje w ich klubach. Ponadto od swoich ulubieńców wymagają po prostu niemożliwego. Wiemy to wszyscy – nie da się utrzymać na absolutnym topie przez dwa lata (a co dopiero trzy!), a potwierdza to fakt, iż nikomu jeszcze nie udało się obronić trofeum w Lidze Mistrzów.
Mówi się, iż Guardiola poszedł na łatwiznę obejmując drużynę z Bawarii. Ja jednak widzę to kompletnie inaczej – Pep przejmując Bayern podjął się zadania najtrudniejszego z możliwych, bo w dzisiejszym futbolu zmaganie się z takimi duchami przeszłości niemal zawsze kończy się porażką. Wystarczy zerknąć na Inter po odejściu Mourinho, albo na Barcelonę – dopóki ta próbowała za wszelką cenę nawiązywać do czasów PepTeamu zawsze kończyło się to w jeden sposób… I teraz tak samo wygląda sytuacja w Bayernie. Ktoś kto wymaga od tej drużyny natychmiastowego powtórzenia sukcesów Bawarczyków pod wodzą Heynckesa musi być chyba szalony.
Broniąc Guardiolę można oprzeć się na wielu argumentach, a przede wszystkim na wynikach. To dopiero czwarty raz w historii, gdy Bayern wygrywa ligę trzy razy z rzędu. Nigdy wcześniej nie zanotował też tak ogromnej przewagi nad resztą stawki przez trzy sezony. Ponadto, w ostatnich latach Bawarczykom znacznie lepiej idzie także w Pucharze Niemiec, a i jeśli chodzi o samą Ligę Mistrzów jest to ich najlepszy okres od półtorej dekady, czyli czasów, gdy drużynę prowadził Ottmar Hitzfeld.
Są oczywiście jeszcze inne kwestie usprawiedliwiające Pepa, jak chociażby plaga kontuzji. Nie ma na świecie zespołu, który tracąc trzech kluczowych piłkarzy w tym samym czasie nadal utrzymywałaby się w ścisłym topie, co jednak udało się Bayernowi. A można przecież odnieść się jeszcze do samego warsztatu pracy Guardioli i jego wpływu na drużynę – ta pod względem taktycznym w ciągu ostatnich kilku lat bardzo się rozwinęła. Jest elastyczna, zawsze w stanie reagować na przebieg boiskowych wydarzeń, a w komplecie sprawia wrażenie niemal perfekcyjnej.
W końcu, czy jest obecnie jakikolwiek trener, który zagwarantowałby Bayernowi kolejny tryplet niemal z marszu? Moim zdaniem kadencja Pepa to żaden powód do wstydu. Wręcz przeciwnie, należy się cieszyć, że potrafił on utrzymać Dumę Bawarii na tak wysokim poziomie.
Jeśli już musi zajść jakaś bardziej drastyczna zmiana to raczej w kadrze, a nie na stołku trenerskim. Bayern powoli powinien rozpocząć wymianę pokoleniową, bo na obecnym kręgosłupie nie da się zbudować zespołu na lata. Bawarczykom brakuje też wartościowych zmienników, a kilka pozycji jest zwyczajnie za słabo obstawionych. Wszystko to obnażył zresztą dwumecz z Barceloną. Nie uważam, by gwałtowne zmiany w składzie były dobrym rozwiązaniem dla Bayernu. Włodarze klubu z Monachium powinni raczej iść małymi krokami, spokojnie budować swoją potęgę pod okiem Pepa. Regularność i ciągłość to klucz do sukcesu.