Poprzedniej nocy zamiast kolejnych spektakularnych derbów pomiędzy Boca Juniors a River Plate mogliśmy oglądać iście dantejskie sceny. “W ciągu trzydziestu lat mojej pracy nigdy nie widziałem czegoś takiego” – mówił w rozmowie z Olé jeden z interweniujących podczas meczu lekarzy.
Zaatakowani w rękawie
Niestety, tym razem to nie piłkarze sprawili, że cały świat zwrócił uwagę na Superclásico. Po zakończeniu pierwszej połowy to kibice postanowili zapewnić całej Bombonierce dopływ adrenaliny, co skończyło się katastrofą – gdy zawodnicy River pod koniec przerwy wychodzili na plac gry, ktoś zaatakował ich gazem.
Wszystko działo się w specjalnym rękawie mającym ochraniać wyjście z szatni od trybun, jednak tym razem na nic się on nie zdał. Podopieczni Gallardo w panice wybiegli na murawę, bynajmniej nie po to, by kontynuować mecz. Na pomoc zawodnikom szybko ruszyli zarówno ich koledzy lekarze, ale ich interwencja nie wystarczyła. Piłkarze River mieli bowiem problemy ze wzrokiem, kilku nie mogło oddychać, a niektórzy doznali nawet oparzeń pierwszego stopnia. Ci najbardziej poszkodowani, czyli Leonel Vangioni, Leonardo Ponzio, Matias Kranevitter oraz Ramires Funes Mori, szybko trafili do szpitala. Na szczęście stan zdrowia każdego z nich jest stabilny, co potwierdził Pedro Hansing, czyli klubowy lekarz: “Piłkarze czują się dobrze. Spodziewamy się, iż odpowiednio leczeni unikną groźniejszych konsekwencji. Pozostaną pod obserwacją przez 72 godziny”.
Początkowo arbiter spotkania, Darío Herrera, jeszcze miał nadzieję, iż Los Milionarios będą w stanie grać, ale ostatecznie podjął decyzję o przerwaniu meczu. “Pomogli mu” w tym włodarze drużyny gości – Rodolfo D’Onofrio i Matías Patanian (prezydent i wiceprezydent River Plate) – którzy bez pardonu wtargnęli na murawę, by oświadczyć wszem i wobec, że “River dalej grać nie będzie”. O to samo zresztą apelowali także lekarze, a szczególnie wcześniej wspomniany Pedro Hansing, argumentując, jakoby kontynuacja meczu była poważną niesprawiedliwością i zagrożeniem zdrowia dla piłkarzy. Potem był już tylko jeden wielki chaos, który po godzinie ostatecznie przerwał boliwijski komisarz CONMEBOL ogłaszając zakończenie spotkania.
Członkowie River, w wyniku tego co się stało, nie mogli ukryć wściekłości połączonej z zażenowaniem, czego dowodem jest chociażby wypowiedź Kranevittera: “Zachowali się jak tchórze. Nie można sobie pozwalać na coś takiego podczas meczu piłki nożnej”, czy też Funes Moriego: “To wielki wstyd!”. Wtórował im sam Marcelo Gallardo, szkoleniowiec Los Milionarios, który całe zajście określił jako “totalną hańbę”. Trudno się z nim nie zgodzić.
Inne popisy kibiców
Niestety, nie był to jedyny incydent, jaki przydarzył się tego wieczoru. Kiedy wydawało się, że sytuacja stała się w miarę opanowana zespół River postanowił opuścić boisko, ale i tym razem nie obeszło się bez ekscesów – gdy tylko piłkarze gości zbliżali się w kierunku tunelu, fani Los Xeneizes od razu blokowali im dostęp do wyjścia. W ruch poszły przede wszystkim wszelakiej maści butelki rzucane w kierunku zawodników Los Milionarios. Dopiero po interwencji specjalnych jednostek policji podopieczni Marcelo Gallardo opuścili Bombonerę. Mundurowi musieli jednak w tym celu utworzyć ze swoich tarcz coś w rodzaju tunelu, pod którym piłkarze River mogli w miarę bezpiecznie przemknąć do szatni. Tym razem na szczęście nikt nie ucierpiał.Ale jakby poprzednich ataków na zawodników było mało, kibice Los Xeneizes dopuścili się kolejnej prowokacji pod adresem swoich odwiecznych rywali. W pewnym momencie nad stadionem zaczął krążyć specjalnie przygotowany dron, ciągnący za sobą kawał białego, poszarpanego materiału, który miał przypominać ducha. Wymalowano na nim wielką literę “B”, drwiąc tym samym z niedawnego kryzysu Milionerów, który zakończył się ich pierwszym w historii spadkiem do drugiej ligi. Ostatnio jest to popularna praktyka wśród fanów Boki – co złośliwsi nawet w zapisie nazwy klubu używają pisowni “RiBer”, by w ten sposób ubliżyć rywalom. I o ile z perspektywy kibica Los Xeneizes był to pomysł wręcz genialny, o tyle w świetle przepisów jawi się jako wykroczenie.
Wszystko to zarejestrowały kamery telewizyjne oraz… Gonzalo Perlo, pilot rajdowy, który był obecny na meczu. Argentyńczyk wrzucił na swojego instagrama zdjęcie drona tym samym sprowadzając na siebie podejrzenia. Wyparł się jednak wszystkich oskarżeń, stwierdzając, iż to nie on sterował latającą fantasmą. Jako dowód opublikował inną fotografię, przedstawiającą mężczyznę z zakrytą twarzą ze specjalnym padem w ręku. “Stałem obok trzech mężczyzn, którzy na zmianę kierowali dronem” – opowiadał Perlo jednocześnie tłumacząc się – “Nie sądziłem, że wyjdzie z tego aż tak wielki skandal. Uznałem to po prostu za całkiem zabawny gest, dlatego wstawiłem zdjęcie”. Oczywiście Gonzalo musiał potem przepraszać publicznie za całe zajście.Widok z zewnątrz
Na skandal podczas Superclásico szybko zareagowały różne ważne osobistości, w tym m.in. Minister Obrony Narodowej, Sergio Berni. “Jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa na stadionie to po prostu było niedbalstwo” – mówił bez ogródek. Zaznaczył jednocześnie, iż “całemu zamieszaniu winna jest Boca. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości”. Berni za niewystarczającą metodę selekcji przy wejściu na stadion uznał też sprawdzanie kieszeni przez bramkarzy: “To niczego nie gwarantuje. Kiedy podróżujesz samolotem taka praktyka zajmuje godzinę. Na La Bombonerze pojawiło się 60 000 osób… Wiecie jak jest”. Minister oświadczył, iż na razie nie zatrzymano żadnych podejrzanych. Zabezpieczono jednak koszulki piłkarzy River, które mają posłużyć za dowody w sprawie, specjaliści wkrótce przeprowadzą ich oględziny i dopiero potem zostaną podjęte kolejne kroki.
Co ciekawe, zupełnie inną postawę przyjął José Lemme, członek komitetu AFA, który uważa, że niesprawiedliwie byłoby karać klub za ostatnie incydenty. Według niego to pojedyncze osoby, czyli kibice, powinni odpowiedzieć za popełnione przestępstwa, a nie Boca, która jako klub nie była przecież inicjatorem przykrych wydarzeń.
Skrajnych opinii jest znacznie więcej, można więc obawiać się, że zamiast konstruktywnych wniosków ujrzymy więcej medialnego szumu. Na szczęście i w takich sytuacjach pojawiają się głosy rozsądku. Jeden z nich należy do byłego prezydenta Boki, Jorge Amora Ameala – “winni są wszyscy, którzy do tego dopuścili – tak politycy, włodarze klubów, jak i sami fani. Zwykli ludzie nie chcą jednak przemocy, tylko festiwalu futbolu, bo to właśnie po to przychodzą na stadiony”. Szkoda tylko, że nie wszyscy podzielają ich zdanie, a jednostki decyzyjne, jak to zwykle bywa w Argentynie, dopuszczają do tak znaczących uchybień na wielu szczeblach.
Niejasności i konsekwencje
Wydawało się, że odpowiedź jest prosta, ale nie do końca. Początkowo zakładano tylko jedną opcję, czyli rozpylenie gazu przez kibiców, których zresztą zarejestrowały kamery. Z drugiej strony jednak, pojawiła się hipoteza, jakoby zrobił to ktoś znajdujący się na boisku. Przeprowadzone dochodzenie wykazało ponoć, iż na rękawie nie odnaleziono żadnych śladów przecięć, przez które można byłoby rozpylić gaz, więc jego źródło musiało znajdować się w środku. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, cień podejrzeń od razu padł na służby bezpieczeństwa. Tę wersję wydarzeń przedstawia też Boca, chociaż tak naprawdę nie ma na to dowodów. Nawet filmiki, które rzekomo miałyby świadczyć o winie policji niewiele wyjaśniają:
Szef służb bezpieczeństwa odpiera jednak zarzuty twierdząc, iż jednostki, które znajdowały się na Bombonierce podczas feralnego meczu w ogóle nie są wyposażone w taką broń. Szef ochrony z ramienia River, Pablo Ariel Vazquez, również opowiada się za “oficjalną” wersją, oskarżającą kibiców. “Odgłos przecinania rękawa był bardzo dobrze słyszalny, zaraz potem w tunelu pojawił się gaz”. I komu tu wierzyć?
Najważniejszym pytaniem w całej sprawie jest jednak to dotyczące możliwych sankcji, jakie zostaną nałożone na Los Xeneizes. Według statutu CONMEBOL rozwiązanie w tym wypadku powinno być jedno – walkower na korzyć Milionarios, choć niektórzy optują też za powtórzeniem meczu na neutralnym terenie. Oczywiście to tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o konsekwencje jakie może ponieść Boca. W grę wchodzi również ogromna kara finansowa (na razie nie podaje się żadnych konkretnych kwot), wykluczenie klubu z następnej edycji Copa Libertadores, a nawet zamknięcie La Bombonery w rozgrywkach międzynarodowych na dwa lata. Ostatni z wymienonych aspektów byłby chyba najboleśniejszym, bo przez to Los Xeneizes ucierpieliby znacznie pod względem finansowym. Związek na razie jednak nie podejmuje pochopnych decyzji. Boca dostała jeden dzień, by zebrać i przedstawić przed komitetem argumenty świadczące na jej korzyść, chociaż już teraz łatwo się domyślić, iż mogą one pomóc klubowi jedynie nieznacznie.
Czekając na rozwój wydarzeń…
… możemy tylko cieszyć się, że w natłoku wzajemnych oskarżeń pojawiają się też głosy wsparcia wobec fanów i piłkarzy River. Obrazki obejmujących się kibiców obu zespołów to dowód, że człowieczeństwo jeszcze nie do końca w ludziach umarło. Jako wzór właściwego zachowania w takich sytuacjach podaje się przyjaźń pomiędzy Pablo Aimarem, a Juanem Romanem Riquelme, którzy przecież rywalizowali po dwóch różnych stronach barykady, a jednak nie pałali do siebie nienawiścią.
#BastaDeViolencia pic.twitter.com/Hra3WNRVn7
— Eduardo Toto Salvio (@totosalvio8) maj 15, 2015
Szkoda tylko, że w zaistniałej sytuacji sami członkowie drużyny Los Xeneizes nie umieli się odpowiednio zachować. Co chciał osiągnąć Rodolfo Arruabarrena mówiąc na konferencji prasowej, iż zawodnicy Boki solidaryzowali się piłkarzami River? El Vasco zbłaźnił się, bo przecież wszyscy widzieli jak było naprawdę – gdy Milionerzy okaleczeni słaniali się po murawie, oni zajęli swoje pozycje na boisku i czekali na wznowienie gry, mimo tego, iż sędzia chwilę wcześniej ogłosił przerwanie meczu. Wystającą z korków Los Xeneizes słomę jeszcze wyraźniej było widać, gdy zaczęli oklaskiwać swoich fanów znajdujących się na feralnym sektorze.
Całą zaistniałą sytuację idealnie podsumował Leonardo Ponzio, zawodnik River – “To coś więcej niż wojna. To wielki problem społeczny, który dotyczy nas wszystkich”. Tylko czy ten problem da się w ogóle rozwiązać?