
Fot. minutouno.com
Dwie kolejki Torneo Final 2014 za nami, a Boca zdobyła zaledwie punkt. Dla klubu z La Bombonery jest to bardzo ważny sezon bo zdecyduje o przyszłości trenera Carlosa Bianchiego i być może prezydenta Daniela Angeliciego. Liczy się tylko mistrzostwo, a poprowadzić do niego ma 35-letni Juan Roman Riquelme.
Kilka tygodni temu do argentyńskich mediów wypłynęły szczegóły kontraktu Carlosa Bianchiego i wzbudziły one sporo kontrowersji. Okazało się, że zarabia 80 tysięcy dolarów rocznie, plus roczna premia w wysokości… 1,92 mln dolarów, czyli razem 2 miliony dolarów. Dziennikarze od razu porównali tę sumę z wynikami i obliczyli, że każdy punkt zdobyty przez popularnego Virreya kosztował ponad 30 tysięcy dolarów. Na klub spadła fala krytyki za to, że płaci mu tyle pieniędzy w czasach, gdy wiele argentyńskich klubów ledwo wiąże koniec z końcem. Gdyby przynajmniej wyniki były takie, jakich się spodziewano, to kibice być może przymknęliby oko na te sumy.
Dla trenera Boca ten sezon jest decydujący. Ogromny kredyt zaufania jakim został obdarzony z racji sukcesów sprzed dekady już się skończył. Trzy razy Copa Libertadores i cztery mistrzostwa kraju zdobyte w latach 1998-2001 i 2003/04 ustanowiły go klubową legendą. Jednak od grudnia 2012, kiedy to wrócił na ławkę trenerską Boca, nie potrafi nawiązać do dawnych czasów. Zatrważające 19. miejsce w poprzednim Torneo Final, siódme w Torneo Inicial, a do tego kompromitujące porażki 1:6 z San Martín, 0:4 z Newell’s czy 1:3 na La Bombonerze z Unionem – to wszystko sprawiło, że kibice przestali wierzyć w jego „boską tkankę” i był już nieraz blisko pożegnania się ze stanowiskiem. Teraz już nie może sobie pozwolić na kolejny słaby sezon. W grudniu w Boca odbędą się wybory prezydenckie, a za kadencji rządzącego Daniela Angeliciego Xeneizes zdobyli tylko Puchar Argentyny. Brak sukcesów na pewno byłby wykorzystany przez konkurentów, a szans na zdobycie jakiegoś trofeum zostało niewiele.
Bez wątpienia jedną z przyczyn słabych wyników była plaga kontuzji, która ciągnęła się przez cały rok. Łącznie piłkarze Boca uzbierali ich 61, a rozegrali tylko 50 spotkań! Nie można nazwać tego pechem, bo taka liczba kontuzji (w większości mięśniowych) musi mieć coś wspólnego z obciążeniem i planem treningowym. Odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne Juan Manuel Alfano twierdzi jednak, że winna jest presja i stres. Ale czy na pewno doświadczony zawodnik jak Fernando Gago tak bardzo się stresuje, że w pół roku doznał czterech urazów? Kadra Boca na szczęście jest szeroka i w poprzednim sezonie udało się wyjść z twarzą, pomimo słabego stylu gry. Bianchiemu nie pomagali też „refuerzos”, czyli nowi piłkarze. Tu może mieć pretensje tylko do siebie bo zarząd w większości spełniał jego zachcianki co do wzmocnień. Ribair Rodríguez, Chiqui Pérez czy Juan Manuel Martínez okazali się niewypałami. Krytycy trenera przypominają, że wielu zawodników, którzy stanowili trzon drużyny za jego pierwszej kadencji zostało sprowadzonych wcześniej, co sugeruje, że nie ma on szczęścia, bądź, jak kto woli, talentu do przeprowadzania transferów. Warto przypomnieć, że w 2009 roku Bianchi pracował w Boca jako menedżer i doradzał ówczesnemu prezydentowi, Jorge Amorowi Amealowi właśnie w kwestii transferów. Był to jeden z najgorszych okresów klubu w ostatnich latach.
W tym okienku sprowadzono trzech piłkarzy: Juana Forlina, Hernana Granę i Diego Perottiego. Dwaj pierwsi to obrońcy i chociaż w pierwszym meczu z Newell’s spisali się przyzwoicie, to z Belgrano był już gorzej. Kibice ciągle zastanawiają się czy są oni w stanie rozwiązać problemy w obronie. Natomiast Perotti faktycznie ma papiery na podniesienie jakości gry. Oby tylko nie skończyło się tak jak z Lautaro Acostą, który został oddany bez żalu do Lanús.
Przed zakończoną ponad dwa tygodnie temu pretemporadą Bianchi i Alfano zapowiadali, że każdy zawodnik będzie miał indywidualnie dopasowany trening, żeby sytuacja z zeszłego roku się nie powtórzyła. Trudno oceniać efekty tego działania po miesiącu, ale faktem jest, że Diego Rivero, Claudio Riaño, Joel Acosta i Agustín Orión zdążyli już doznać kontuzji. Większy niepokój budzą wyniki z tej pretemporady i gra zespołu: 5 meczów, 4 porażki i remis. Brak zgrania, słabe skrzydła, nieefektywny atak i błędy w kryciu – to są rzeczy wytykane Bianchiemu i jego podopiecznym. Virrey próbował wdrożyć nowe ustawienie 4-2-3-1, ale nie przyniosło ono spodziewanych efektów.
Mecz 1. kolejki z Newell’s był niewiadomą, ale ostatecznie nie było tak źle. Skończyło się na 0:0, a momentami gra Boca wyglądała przyzwoicie. Najlepszym zawodnikiem był nowy nabytek Newell’s, Ever Banega, który był o krok od wypożyczenia do klubu z Buenos Aires, ale sprzeciwił się temu Bianchi, który stwierdził, że Banega jest graczem o podobnych charakterystykach co Fernando Gago i jest mu niepotrzebny. Zamiast Evera partnerem Pintity w środku pola jest jeden z najbardziej kwestionowanych graczy, Pablo Ledesma. W miniony weekend Xeneizes zmierzyli się z u siebie z Belgrano i przegrali 2:3, chociaż po pierwszej połowie nic na to nie wskazywało. Grali dobrze, jednak na drugą część meczu wyszli całkiem zdekoncentrowani. W obu meczach Boca zagrała starym ustawieniem 4-4-2, ale na następną kolejkę gotowy do gry ma być Juan Román Riquelme, kontuzjowany od końca listopada.
Na ratunek Riquelme?
No właśnie… Riquelme. Zawodnik, który ma pełnić kluczową rolę w zespole, a nie zagrał w pretemporadzie nawet minuty. W 2013 roku rozegrał tylko 25 z 50 spotkań, czyli równo połowę. Drugą połowę był kontuzjowany. Taka liczba kontuzji u 35-letniego piłkarza być może nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale bez wątpienia czymś nadzwyczajnym jest to, że pod takiego piłkarza podporządkowana jest gra zespołu, który chce walczyć o mistrzostwo Argentyny. Gdy Roman jest zdrowy, to gra. Bianchi ustawia wówczas 4-3-1-2, czyli już niemal archaiczne ustawienie, z klasycznym enganche. Wszystkie akcje przechodzą przez ślamazarnie poruszającego się zawodnika, który potem nie bierze udziału w grze obronnej. Nikt nie odbierze Romanowi jego zasług, nikt nie zapomni jego geniuszu i nikt mu nie zabierze tytułu legendy klubu, lecz swoje najlepsze lata ma on dawno za sobą. Mimo, że wciąż potrafi czymś zachwycić, to Boca opierając o niego swoją grę, nawet utopijnie zakładając, że uda mu się rozegrać pozostałe 18 meczów w sezonie (tak jakby to było dużo!), skazuje się na pożarcie w starciach z San Lorenzo czy Lanús i może nawet River.
Pod koniec roku burzliwą dyskusję wywołał Walter Erviti, który w czasach swojej gry w Boca nie pozostawał z Riquelme w dobrych stosunkach. W wywiadzie z argentyńskim „Olé” powiedział: „Wiem, że medale, które zdobyłem są za to, że grałem w 90% meczów” oraz „Byłoby mi wstyd grać tylko jeden mecz w miesiącu”. Nie wymienił Romana z imienia i nazwiska, ale jego przekaz był jasny. Szybko odezwali się przyjaciele JRR, m.in. byli piłkarze Boca Javi García i Lucas Viatri. Ich argumenty były jednak mało merytoryczne i opierały się na stwierdzeniach, że Riquelme należy się szacunek i Erviti jest po prostu zazdrosny.
– Walter Erviti
Zresztą Erviti to nie jedyny piłkarz, który miał nie po drodze ze słynnym rozgrywającym. Jeszcze dwa lata temu szatnię Boca niszczył od środka konflikt dwóch klubowych ikon: Romana i Martina Palermo. El Loco zakończył już swoją karierę, ale Riquelme ciągle jest powodem sporów. W lipcu Bianchi przewietrzył szatnię z zawodników nielubiących się z gwiazdorem. Klub opuścili Santiago Silva, Leandro Somoza, Matías Caruzzo i wspomniany Erviti. Pozostał jedynie bramkarz Orión, który jest nie do zastąpienia. Co więcej, to Román w dużej mierze przyczynił się do odejścia poprzedniego trenera, Julio Cesara Falcioniego, który z Boca zdobył ostatnie mistrzostwo, Puchar Argentyny i dotarł do finału Copa Libertadores. Wzajemna niechęć obu panów nie była żadną tajemnicą i pokazała, kto w klubie był ważniejszy.
Z przegranym finałem Copa w 2012 roku (przeciwko Corinthians) wiąże się pewna historia. Riquelme ogłosił po tym meczu, że nie zagra już więcej w Boca, bo czuje się „pusty”. Szybko odpowiedział na to Diego Maradona – oczywiście pokłócony z Romanem – mówiąc z ironią: „Jeśli jesteś pusty, napełnij się!”
Trudno sobie wyobrazić Riquelme w roli rezerwowego. Prędzej zakończyłby karierę. W zeszłym roku zdarzało się, że Bianchi zmieniał go przed końcem meczu, co spotykało się z dużym zaskoczeniem i niezadowoleniem samego zawodnika. Powstaje pytanie czy obaj panowie są w stanie ponownie doprowadzić Xeneizes na szczyt? Wiara niektórych kibiców i decydentów w wielkie nazwiska może być zgubna, ale z wyrokami trzeba się wstrzymać do końca sezonu. Dwa poprzednie nie przyniosły jednak oczekiwanych efektów.