Nie jestem psychologiem, ale w sumie chciałbym być, bo to naprawdę ciekawe. Chciałbym wiedzieć co siedzi w głowie chociażby takiego Gerarda Piqué.
Ostatnio zrobiło się bardzo głośno na temat Katalończyka najpierw z powodu jego aktywności na Twitterze względem sprawy Denisa Czeryszewa. Jak piłkarz Barcelony skomentował tę sytuację, to chyba wszyscy widzieli, ale gdyby jeszcze komuś umknęło, służę przypomnieniem:
Oberwało mu się za to solidnie, zwłaszcza ze środowiska madridismo, ale to przecież normalne. Zresztą, pal licho z tym. Ot, tu mu się nawet nie można dziwić, bo Real Madryt w feralnym pojedynku z Cádizem się k***a skompromitował niczym Edward Potok i to nie powinno podlegać dyskusji. Mało tego, z Królewskich śmiali się wtedy nawet ich kibice, no ale co wolno wojewodzie…?????????
— Gerard Piqué (@3gerardpique) December 2, 2015
… to nie tobie smrodzie. A tak właśnie zachował się Gerard względem wypowiedzi Arbeloi – „Tweet Piqué? On ma obsesję na punkcie Realu Madryt. Któregoś dnia zobaczymy go w Club de la Comedia jak będzie mówił o Realu”. Oczywiście zawodnik Barcelony nie pozostał mu dłużny i w swoim stylu rzucił ciętą ripostą:
To tylko tweet. Nie odpowiadam na to, by nie stawiać siebie na jego poziomie. Arbeloa powiedział, że jest moim przyjacielem, a ja go za niego nie uważam. To znajomy, ZNA-JOMY!
O co cały hałas? O grę słów – „znajomy” to po hiszpańsku „conocido”. Katalończyk wyraz ten rozdzielił na dwie części: „cono-cido”, gdzie samo „cono” oznacza mniej więcej tyle co „pachołek”. To określenie pozbawione odpowiedniego kontekstu niestety nie ma zatem wydźwięku żartobliwego, lecz jest ono obraźliwe.
A więc brawo Gerardzie, właśnie zniżyłeś się do poziomu visca el dzieci z czeluści bordowo-granatowego internetu! Problem w tym, że nie jesteś anonimowy, a to jakby nie patrzeć zobowiązuje do pewnych określonych, kulturalnych zachowań. Oczywiście, lwia część z Was zaraz powie lub napisze, iż jego reakcja była naturalna, bo Piqué w ten sposób bronił swojego dobrego imienia, a także godności klubu, ale… Wyszło praktycznie odwrotnie.
Po pierwsze dlatego, że jego komentarz po prostu był chamski. Może Gerard uznał, że będzie zabawny, ale wyszedł jedynie na zacietrzewionego antimadridistę, reprezentując przy tym klub. Stoper Blaugrany jest na tyle rozpoznawalny, iż niezależnie od tego czy chce czy nie firmuje herbem Barcelony niemal każde swoje zachowanie. Z tego prostego powodu argument typu „on swój zawód wykonuje tylko na boisku, poza nim może robić co chce” po prostu nie ma racji bytu. Gdyby Piqué nie grał w Dumie Katalonii, lecz jakimś Levante czy innej Granadzie, to takie zachowanie pewnie uszłoby mu na sucho, ale nie gra. W związku z tym obowiązują go nieco inne wzorce zachowań, dla których margines błędu ma znacznie węższą postać, wszak patrzą na niego miliony dzieciaków na całym świecie, a to raczej nie takich postaw powinni uczyć sportowi idole.
No i właśnie, reprezentowanie klubu. Jak zachowanie Gerarda ma się do głoszonego wszem i wobec hasła „mes qué un club”? Podpowiem Wam – te kwestie się wręcz wykluczają. Nie może być inaczej, skoro fundamentem tego motta jest szacunek? Dla innych kultur, wartości, poglądów, przynależności… Tak, wiem, ostatnimi czasy sami włodarze Barcelony zamieniali to sacrum w najbrudniejszej wody profanum, ale to w żadnym wypadku nie oznacza, że można je całkowicie odstawić do lamusa.
O ironio, jaką hipokryzją byłby teraz jakiś komentarz Piqué na przykład na temat egoizmu Cristiano Ronaldo! Czujecie ten zapach napalmu o poranku? O ile jednak Portugalczyk rzeczywiście jest egocentrykiem, to swoim pozaboiskowym zachowaniem i gadaniem nie dyskredytuje rywali w żaden sposób. Wręcz przeciwnie, przeważnie ich komplementuje czym pokazuje też swoją kulturę osobistą. Być może wykreował ją dzięki swojemu etosowi tytanicznej pracy. Być może Piqué w życiu wszystko przyszło zbyt łatwo.
Jestem jednak ciekaw skąd bierze się taka postawa u Gerarda. Jeśli ma ona jakieś poważniejsze źródło – w co szczerze mówiąc wątpię – to jeszcze ok, ale podejrzewam, że u niego działa to na zasadzie bezmyślnego automatyzmu. Tego już za bardzo bronić się nie da. Trochę to smutne i zarazem niepokojące, skoro osoba, która otwarcie deklaruje, że w przyszłości chciałaby objąć posadę prezydenta klubu nie potrafi zdobyć się na żadną autorefleksję w kwestii rywalizacji barcelońsko-madryckiej. Szkoda, bo jakby nie patrzeć Piqué to też jeden z pretendentów do przejęcia w przyszłości opaski kapitańskiej Dumy Katalonii (pewnie na drugim lub trzecim miejscu). Tylko że taka rola wymaga znacznie więcej dojrzałości, a póki co stoper Blaugrany znacznie częściej myli pewność siebie z pychą.
W Barcelonie przydałby się teraz Puyol. Może to jest banalne, może to jest naiwne podejście, ale Tarzan był uosobieniem cech, jakie powinny charakteryzować prawdziwego lidera – zawsze skoncentrowany i taktowny, ale jednocześnie gotowy do największych poświęceń za klub, a poza boiskiem skromny. Przede wszystkim jednak swoją wyższość zawsze prezentował w grze. Uważasz, że jesteś najlepszy? Pokaż to z futbolówką przy nodze przy blasku stadionowych reflektorów, a nie dziennikarskich kamer. Nawet tak jak Neymar w sytuacji z Bustinzą, ale niech to ma związek z piłką! Proste jak hula-hop. Puyol wiedziałby jak ustawić Gerarda.
Za moralizowanie Katalończyka często biorą się jednak nie ci co trzeba. Na przykład Sergio Ramos – “Proszę Piqué, aby miał największy szacunek do kolegów po fachu i z reprezentacji. Brak szacunku to wróg dobrej atmosfery. Niech bierze przykład z Puyola, Xaviego, Raúla czy Ikera.” Z jednej strony ma rację, z drugiej trochę śmiesznie to brzmi z jego ust.
Trudno natomiast wierzyć w tezę, że całe to zachowanie Gerarda spowodowane jest kompleksami. Policzmy – odkąd ten przeszedł do Barcelony z Manchesteru United zgarnął z nią:Ramos: "We all have to learn from the great examples such as Puyol, Casillas and respect everyone." Ok @SergioRamos pic.twitter.com/aJWLYkIPXH
— Áarohi (@_Samperred) December 14, 2015
-5 tytułów mistrza Hiszpanii
-3 Puchary Króla
-4 Superpuchary Hiszpanii
-3 Ligi Mistrzów
-3 Superpuchary Europy
-2 Klubowe Mistrzostwa Świata
Razem 20 trofeów. W tym samym czasie Real Madryt wygrał 9 tytułów. Jakim cudem Gerard mógłby mieć kompleksy przy takich wynikach? No chyba, że chodzi o historię, ale buntowanie się przeciwko niej nie jest zbyt mądre.
Ktoś w klubie powinien złapać Piqué za cojones i poważnie nim potrząsnąć. Od czego jest trener? Lucho sam jednak ma niezły charakterek dlatego można wątpić czy on cokolwiek w tym temacie zrobi. Może psycholog? Rzeczywiście zachowanie katalońskiego stopera może dziwić, no bo czemu mu brakuje w życiu? Ma piękną żonę, zdrowe i prawidłowo rozwijające się dzieci, z hobby uczynił sobie pracę, jest chorobliwie bogaty… Może po prostu brakuje mu adrenaliny? Cóż, w tym wypadku nawet lepiej, że szuka jej w ten sposób, a nie na przykład w kasynie.
Jakby jednak nie było, sytuacja wymaga interwencji. Dochodzi do tego wszystkiego kontekst reprezentacyjny, a Vicente del Bosque ma kolejny, niepotrzebny ból głowy. Na razie Sfinks nie chciał oceniać całej sytuacji ale też zapowiedział interwencję, jeśli takowa będzie potrzebna – “Kiedy pojawimy się na zgrupowaniu, podejmiemy niezbędne środki. Podejrzewam, że będziemy musieli z nimi porozmawiać.” Jeśli ktoś z takim autorytetem nie nauczy Piqué właściwego zachowania, to już chyba nikt tego nie zrobi. Z drugiej strony on już nie raz szedł w zaparte – “W kwestii rywalizacji Realu z Barceloną nigdy się nie zmienię. Nie żałuję żadnego z moich zachowań. Powtórzyłbym je jeszcze tysiąc razy. Zawsze chcę, żeby Real przegrywał i nie zamierzam za to przepraszać.”
Sfinks ma jednak doświadczenie w takich sytuacjach, bądźmy zatem dobrej myśli…