Macie czasem tak, że zastanawiacie się, co byście zrobili będąc na miejscu jakiegoś piłkarza? Na pewno macie. Ja na przykład ostatnio rozmyślałem nad losem Adamy Traoré, w kontekście jego transferu.
W pierwszej chwili moja refleksja była dość prosta, wręcz standardowa – uznałem kierunek angielski za nienajlepszy dla rozwoju młodego barcelonisty. Nie trzeba być znawcą, by zauważyć liczne różnice między Premier League, a Primera División. Można tu wymienić te związane z tempem rozgrywania meczów, aspekty taktyczne, w końcu też nacisk jaki kładzie się na fizyczność poszczególnych piłkarzy. Z tym ostatnim oczywiście Adama nie miałby problemów, natomiast pozostałe dwa jak najbardziej martwią względem możliwego powrotu skrzydłowego do Barcelony w przyszłości.
Jest tylko jedno ale – na ten moment praktycznie nieznane jest stanowisko Dumy Katalonii wobec Adamy. Nie wiadomo, czy Katalończycy chcieliby go jedynie wypożyczyć, czy też sprzedać. Jest to natomiast bardzo ważny dla samego piłkarza aspekt, jeśli chodzi o wybór przyszłego pracodawcy.
Dlatego też, biorąc pod uwagę tę pierwszą opcję, trzymam się tej pierwszej myśli. W takim układzie znacznie lepiej byłoby odesłać Traoré gdzieś bliżej, do klubu z Primera División oczywiście. Myślę, że choć jeszcze nie jest w pełni ukształtowanym zawodnikiem, to jednak dałby sobie radę w zespołach z dolnej czy nawet środkowej części tabeli. Nie mówię, że od razu byłby starterem w każdym spotkaniu, ale przy odpowiednim trenerze na pewno mógłby piłkarsko okrzepnąć i mentalnie dojrzeć. Jakie zespoły mam na myśli? Chociażby Betis, w którym nie boją się stawiać na młodzież, czy Rayo, gdzie gra się systemem bardzo zbliżonym do tego barcelońskiego.
No właśnie, styl odgrywa w tej sprawie ważną rolę. Jeśli Duma Katalonii chce tylko wypożyczyć Adamę, to powinna patrzeć PRZEDE WSZYSTKIM pod kątem tego, gdzie najlepiej przygotuje się do barcelońskiego systemu. Czy pochodzący z Mali piłkarz mógłby to zrobić w Anglii? Odpowiedź brzmi: nie. Z perspektywy Barcelony, w takim układzie raczej utrwaliłby w sobie wiele piłkarskich cech, które potem mogłyby wręcz przeszkodzić mu w przebiciu się w klubie macierzystym.
@B_Maniek No trochę nie wiem. ;) To, że ktoś jest skrzydłowym, to nie znaczy, że ma być niezdolny do gry zespołowej i kombinacyjnej.
— Roman Sidorski (@CruyffistaPL) sierpień 4, 2015
Dlatego będąc na jego miejscu i mając wybór pomiędzy Liverpoolem, Aston Villą, a Stoke, zdecydowałbym się na trzeci z wymienionych klubów, nawet jeśli dopiero co dołączył do niego Shaqiri. Kilka lat temu pewnie sam bym się puknął w czoło, gdyby taka myśl przeszła mi przez głowę, ale dzisiejsi The Potters to już nie ten sam zespół co przed laty. Przede wszystkim nie tak toporny jak za czasów Tony’ego Pulisa. Mark Hughes – choć powiedzmy sobie szczerze, jest zwyczajnym trenerskim rzemieślnikiem i nikim więcej – pozytywnie wpłynął na drużynę. Dziś oglądając Stoke nie uświadczymy tyle kick & rush co kiedyś. Podopieczni walijskiego trenera potrafią bowiem grać różnorodnie, dopasowywać się do wymagań postawionych przez rywali i odpowiednio reagować na nie. To wszystko realizują grając futbol bardziej techniczny, czasem kombinacyjny, co zresztą umożliwiają niedawno sprowadzeni zawodnicy, tacy jak Muniesa, Bojan czy nawet ostatnio Van Ginkel i Afellay.
No właśnie – Muniesa, Bojan, Afellay… Dzięki nim Adama miałby też ułatwiony proces aklimatyzacji, który śmiem twierdzić, w przypadku młodych zawodników odgrywa kluczową rolę. Bo albo do drużyny wejdziesz bardzo szybko, dasz jej dużo świeżości, albo nikt się nie będzie z Tobą cackał i zapewne zostaniesz piłkarzem-turystą, jak niegdyś Gio dos Santos. Dlatego też, obecność wcześniej wymienionych zawodników w Stoke uważam za bardzo sprzyjającą okoliczność. Tak samo zresztą, jak osobę samego trenera, który przecież swego czasu grał w Barcelonie, więc również lepiej rozumie potrzeby graczy wychowanych w Hiszpanii.
@B_Maniek Koledzy z Barcelony są, pomogą się zaaklimatyzować itp. to sporo znaczy przy zmianie kraju.
— Patryk (@PJetzu) sierpień 4, 2015
Szkoda tylko, że wszystko się tak przeciąga. Ok, rozumiem, zawodnik potrzebuje czasu do namysłu, by wybrać dla siebie jak najlepiej, ale równocześnie stwarza sobie problem, bo im później wejdzie do zespołu, tym gorzej będzie przygotowany do sezonu (co w Anglii jest bardzo ważne), tym mniej zgra się zresztą partnerów, tym trudniej będzie mu wnieść coś pozytywnego do gry. Sądzę więc, że w tym wypadku czas gra zdecydowanie na niekorzyść Adamy, bo nikt wiecznie czekał nie będzie. W końcu jest tylko i aż zwykłym wonderkidem…
A na koniec mały bonus: