Młody Ivan Rakitić łączył swoją przyszłość z architekturą, jednak ostatecznie pozwolił, by jego życie przecięła zawodowa piłka. Dziś zamiast projektów budynków kreśli niesamowite linie podań. Na boisku tworzy łuki, których nie powstydziłby się sam Aníbal González – twórca pawilonu na Plaza de España w Sewilli. Nie żałuje tej, ani kilku innych decyzji.
Dla urodzonego w 1988 roku u podnóża szwajcarskich Alp, Rakiticia futbol stał się wielką pasją. Jego brat Dejan oraz ojciec Luka dopilnowali, aby jego talent nie przeszedł niezauważony. W wieku 14 lat podpisał pierwszą umowę, a jako 16-latek profesjonalny kontrakt z FC Basel, klubem któremu już jako dziecko kibicował. Od najmłodszych lat był postrzegany jako bardzo perspektywiczny zawodnik i przyciągał uwagę finansowych gigantów jak: Juventus, Chelsea czy Arsenal. Szczególnie „The Blues” upatrzyli go sobie za cel. Proponowali mu trzykrotną podwyżkę, mieszkanie w Londynie, a jego ojcu wyrównanie wynagrodzenia jakie otrzymywał w miejscu pracy. Ivan jednak odmówi po latach uzasadniając ten wybór słowami: „Chciałem być w domu razem z rodziną, pierwsze kroki w futbolu stawiać w moim mieście, w moim klubie. Wierzyłem że najpierw muszę dojrzeć w zespole takim jak Basel”. To podejście – stopniowe wspinanie się po szczeblach – widoczne jest w całej jego karierze. W 2007 roku pomimo ofert z klubów z najwyższej półki wybrał przeprowadzkę do Gelsenkirchen.
Kolejną ważna decyzją w życiu Ivana stanowił wybór reprezentacji. Występował już bowiem w młodzieżowych drużynach Helwetów, lecz zwrócili się do niego przedstawiciele Chorwacji. Rakitić znacznie wcześniej brał pod uwagę taką możliwość, tym bardziej że czuł i czuje się Chorwatem. Zgodził się zatem reprezentować kraj pochodzenia swoich rodziców, przez co zaczął otrzymywać pogróżki od „wybitnie niezadowolonych Szwajcarów”.

Ivan Rakitić i Mladen Petrić po zwycięstwie Basel w krajowym pucharze (2007 rok)/Foto: spox.com
Jak podkreśla Luka Rakitić: „Wszystko co osiągnął mój syn zawdzięcza swojej głowie i nogom”. Głowie nie tylko ze względu na inteligentne prowadzenie gry, lecz również rozwagę w podejmowaniu życiowych wyborów. Tak opisał go Ivan Jurić, były zawodnik Sevilli z lat 1997-2001, który poznał młodego imiennika podczas zgrupowań kadry Chorwacji: „Jest bardzo poważny, nietypowy chłopak jak na swój wiek, dojrzalszy od innych. Myślę że to ma związek z tym, iż dorastał w Szwajcarii. Na terenach byłej Jugosławii jest wielu piłkarzy, którzy wychowywali się w Szwajcarii lub w Niemczech […] Są znacznie bardziej zdyscyplinowani od tych urodzonych na Bałkanach”.
Dlaczego Sevilla?
Rakiticia sprowadzono wraz z Garym Medelem w styczniu 2010 roku za 2,5 mln € jako odpowiedź Monchiego na oczekiwania ówczesnego trenera Sevilli – Gregorio Manzano. Ivanowi wygasał kontrakt i oświadczył już władzom Schalke, iż nie podpisze nowej umowy. Tym samym obiecujący piłkarski artysta stał się łakomym kąskiem dla na rynku. Na stole, oprócz propozycji Sevilli, miał również oferty z Interu, Juventusu oraz Atlético. Dlaczego zdecydował się właśnie na ekipę Nervionenses?
Nie była to propozycja najatrakcyjniejsza finansowo, jednakże dla Ivana wysokość wynagrodzenie nie stanowiła priorytetu: „Ta oferta zainteresowała mnie ze sportowego punku widzenia. Rozmowy z dyrektorem sportowym Monchim oraz dyrektorem technicznym Victorem Ortą (obecnie dyrektor sportowy Elche – przyp. red.) przekonały mnie. Chcę zostać na długo w Sevilli i czuję, że tak będzie. Gdybym miał podpisać umowę dla pieniędzy, wybrałbym inną drużynę” – wyjaśniał. Z perspektywy zawodnika ta propozycja była idealna. Rakitić szukał zespołu, wraz z którym mógłby odnieść sukces, zdobywać trofea oraz mieć w nich swój niepodważalny udział. Siedzenie na ławce i oglądanie jak jego koledzy z drużyny sięgają po tytuły kłóciło się z jego ambicją.
Ten sam kierunek polecali mu również koledzy z Schalke, Raúl i Jurado – „Sevilla jest silniejsza” – przekonywali, gdy Chorwat dopytywał o hiszpańskie ekipy. Trzeba tu przypomnieć, iż zaledwie pół roku wcześniej drużyna z Nervión pokonała Atlético w finale Copa del Rey. Czerwono-biali ze stolicy Andaluzji zakończyli sezon na czwartym miejscu, natomiast Los Colchoneros dopiero na dziewiątym. Nie mówiąc już o tym, iż Sevilla zdobyła sześć tytułów w pięciu latach poprzedzających transfer Ivana.

Ivan Rakitić na Plaza de España w Sewilli/Foto: story.hr
Aby dopełnić obraz sytuacji trzeba dołożyć kolejne odważniki na szali. Rakitić skontaktował się również z dwoma byłymi chorwackimi zawodnikami: Davorem Šukerem i Robertem Prosinečkim. Obu znał osobiście, dzięki występom dla Vatreni. Pierwszy dla Sevillistas to prawdziwa legenda, drugi występował w barwach Sevilli, Barcelony i Realu Madryt oraz był idolem Ivana w dzieciństwie – jego śladem chciał podążać. Obaj gorąco polecili mu Hiszpanię oraz przeprowadzkę do klubu ze stolicy Andaluzji.
Todocampista
Umiejętności Rakiticia sprawiły, że wystawiany był na wszystkich możliwych pozycjach od cofniętego rozgrywającego po trequartistę, a w reprezentacji Slavena Bilicia występował nawet na skrzydle. W Basel widziano w nim ofensywnego pomocnika, a dodatkowe pokłady możliwości pozwolił odnaleźć mu w Schalke Felix Magath przesuwając Ivana w głąb pola i powierzając więcej zadań w defensywie. W ekipie Nervionenses zajął najpierw miejsce w środku pomocy, zastępując równie uniwersalnego Renato. Manzano wiedział co robi natychmiast rzucając go na głęboką wodę, ponieważ Ivan od razu pokazał jak świetnie potrafi pływać. Kibice byli zachwyceni możliwościami Chorwata, zwłaszcza kreatywnością i techniką. Niestety, na początku maja w meczu z Almerią Rakitić doznał złamania kości śródstopia lewej stopy. Mimo że do gry powrócił już we wrześniu, potrzebował całego sezonu, by dojść do poziomu sprzed kontuzji.
To Michel postanowił przesunąć go na pozycję mediapunta i tam Ivan rozegrał wyśmienitą kampanię 2012/13, choć jego osiągnięcia pozostały w cieniu goli Negredo oraz sentymentu Sevillistas wobec Navasa. Emery poszedł dalej. Po rewolucji uczynił Rakiticia liderem, kapitanem i naczelnym wykonawcą swoich planów taktycznych. Powiedzieć o Ivanie, że jest mózgiem drużyny to za mało. To mózg i serce złączone w jeden narząd, który dostarcza tlenu każdej części zespołu. Jego zagrania decydują o rytmie gry i nadają decydujący impuls atakom. Często podejmuje próby trudniejszych rozwiązań – obarczonych większym ryzykiem niepowodzenia, ale jednocześnie bardziej zaskakujących dla przeciwnika. Prezentuje przy tym pełną paletę zagrań ze świetnymi prostopadłymi podaniami, podcinkami za plecy obrońców czy dalekimi i precyzyjnymi przerzutami na skrzydła.

Statystyki ligowe Rakiticia 2013/14 /Źródło: squawka.com
Rakitić to pomocnik niezwykle wszechstronny, by nie powiedzieć nawet kompletny. Średnia ilość skutecznych interwencji w defensywie na mecz (w spotkaniach ligowych i europejskich pucharach) w zakończonym sezonie wyniosła 4,4 , według Opta. Przy około dwóch Xaviego i Cesca, 2,6 Iniesty czy 3,5 Pirlo. Zbliżonym wynikiem mógł z kolei pochwalić się jego rodak – Modrić (4,6). Trzeba jednak zaznaczyć, iż od listopada Ivan powrócił na pozycję mediapunta, gdzie trudniej o śrubowanie tych statystyk. Do października, gdy rozgrywał spotkania jako cofnięty playmaker skutecznymi interwencjami plasował się pomiędzy osiągnięciami Koke (5) i Xabiego Alonso (5,8).
Równie znakomicie Chorwat prezentuje się jako kreator. W minionej kampanii, w La Liga i w Lidze Europy, stworzył swoim kompanom 108 szans (asysty plus kluczowe podania). Porównując z osiągnięciami innych zawodników z tego sezonu: Cesc 63, Xavi 67, Modrić 67, Iniesta 68, Koke 89, David Silva 96, Pirlo 98, Di Maria 109, stawia go to na absolutnym szczycie. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że statystyki są zawyżone dzięki stałym fragmentom. Bądź co bądź umiejętność ich perfekcyjnego wykonywania też należy do elementów piłkarskiej sztuki.
Rey de Pino Montano
Ostatnie półtora roku to z pewnością najbardziej przełomowy okres w życiu Ivana. Rakitić wzniósł się na szczyty swoich umiejętności i dojrzał jeszcze bardziej, zarówno jako zawodnik, jak i osoba. W kwietniu ponad rok temu ożenił się, a niedługo później urodziła mu się córeczka – Althea. Jego małżonka Raquel pochodzi z Sewilli. Wraz z rodziną – zagorzałymi Sevillistas – mieszkała na osiedlu Pino Montano, należącego do tradycyjnych bastionów kibiców Nervionenses. Stąd wziął się najpopularniejszy przydomek Rakiticia – Król Pino Montano. Wraz z krewnymi Raqueli Ivan otworzył nawet restaurację, lecz po około ośmiu miesiącach musiała zostać zamknięty z powodu „problemów z kibicami Betisu”.

Ivan z żoną Raquelą i córką Altheą Foto: Raquel Rakitić
Należy do osób spokojnych i oddanych rodzinie, co potwierdzają jego tatuaże na cześć żony i brata. Po wygranych karnych w finale Ligi Europy, gdy jego kompani skakali z radości i cieszyli się przy trybunie fanów Sevilli, ich kapitan ukląkł nieco dalej i w pokłonie z czołem przy murawie, na swój własny sposób świętował największy tryumf w karierze. Następnie podszedł do każdego z piłkarzy Benfiki, by pogratulować walki i pocieszyć po przegranej. “Wzór na boisku i poza nim. Napawa mnie duma, że mogłem być jego trenerem” – takimi słowami żegnał Rakiticia Unai Emery.
Podczas rundy honorowej pucharu Ligi Europy, na ulicach Sewilli, na Puerta de Jerez, a na końcu na Ramón Sánchez-Pizjuán oprócz radosnych śpiewów, skandowania „Tak, tak, tak, puchar jest tutaj” („Sí, sí, sí, la copa ya está aquí” ) równie często rozbrzmiewało hasło: „Rakitić nie odchodź” („Rakitić no te vayas”). Pojawiało się, ponieważ sympatycy klubu doskonale zdawali sobie sprawę, że po tak spektakularnym sezonie zatrzymanie chorwackiego wirtuoza będzie niemożliwe. Ivan znalazł się idealnym momencie, by w glorii chwały zamknąć ten i rozpocząć kolejny rozdział piłkarskiej kariery. Z pewnością będzie to opowieść o pogoni za tytułem mistrzowskim oraz Świętym Graalem wszystkich zawodników – pucharem Ligi Mistrzów.
Fani nie mają wątpliwości, że Chorwat stał się jednym z nich – Sevillistą. W tunelu, tuż przed derbowym meczem z Betisem, pośród okrzyków innych piłkarzy zabrzmiał głos Ivana: „To jest nasze miasto, to jest nasz stadion”. Słowa, które utkwiły w pamięci sympatyków do tego stopnia, że użyli ich w oprawie rewanżowego meczu Ligi Europy z Porto, kiedy to Sevilla musiała odrabiać straty. Podziałały jak zaklęcie. Derby zakończyły się pogromem, a ze Smokami Nervionenses zaliczyli najlepszy występ w tej edycji LE. Rakitić już należy do panteonu Sevillistas, podobnie jak Davor Šuker, kiedy odchodził do Realu Madryt.
Przenosząc się do klubu z najwyższej światowej półki nie przychodzi jako dzieciak z łatką niepowtarzalnego talentu, ale jako w pełni ukształtowany zawodnik z wyrobioną marką. Na ten transfer zasłużył sobie postawą na boisku. Czy sprawdzi się w Barcelonie? Nie decydowałby się na taki krok, gdyby nie był o tym przekonany. Z całą pewnością można na nim polegać. Ivan nie raz już udowodnił, że warto.