Silva, Albelda, Navarro… Tak jak kiedyś Valencia specjalizowała się w szkoleniu mniej lub bardziej zdolnych Davidów, tak teraz niczym z taśmy produkuje kolejnych lewych obrońców. Jaka jest walencka recepta na sukces i czy w szkoleniu klubu ze stolicy Lewantu wszystko jest jak należy?
Ganar, ganar y volver a ganar – miasteczko sportu w Paternie
Nie ma mowy o dobrym szkoleniu bez odpowiedniego zaplecza. Valencia zapewniła sobie takie już w roku 1974, kiedy zakupione pod inwestycję zostały ziemie w miejscowości Paterna. Prawie 70 tysięczne miasto jest położone zaledwie 5 km od Walencji, co oczywiście stanowi idealną lokalizację. Obiekty treningowe Nietoperzy jakie znamy dziś, zostały przebudowane i oddane do użytku w roku 1992.
Czym więc jest Ciudad Deportiva de Paterna? To ponad 180 tysięcy metrów kwadratowych klubowego zaplecza. Kompleks czternastu boisk treningowych, o różnej wielkości, dla wszystkich grup wiekowych. Znajduje się na nim także stadion z trybuną na trzy tysiące osób. Estadio Antonio Puchades jest obiektem rozgrywania meczów walenckich rezerw, czyli Mestallety. Wykorzystywany jest także przez pierwszą drużynę. To właśnie tam gromkimi brawami przywitany został Gary Neville. Była to chyba jego najpiękniejsza chwila w Valencii. Anglik nie zastosował się do hasła widniejącego na przeciwległej do trybuny bandzie – ganar, ganar y ganar, czyli słynnego powiedzenia Luisa Aragonésa wygrywać, wygrywać i jeszcze raz wygrywać. Choć były selekcjoner prowadził Valencię tylko dwa lata, jest tutaj wielkim autorytetem. A te w walenckiej akademii, są ogromnie ważne.
Miasteczko sportu to nie tylko boiska. To sale, w których trenerzy przy pomocy różnych multimediów mogą tłumaczyć zawodnikom zawiłości taktyczne i na części pierwsze rozkładać grę rywali, to także centrum rehabilitacyjne, siłownia, zaplecze socjalne dla zawodników oraz oczywiście szatnie. Obiekty Valencii, a także same tereny Ciudad Deportiva de Paterna są warte ogromnych pieniędzy. Kiedy klub tonął w długach, bank u którego zaciągnięta została pożyczka na spłacenie zaległości, interesował się właśnie tym miejscem. Łakomy kąsek nie został jednak zdobyty przez Bankię.
Finanse musiały się jednak odbić na tym jak działa i jak rozwijało się w ostatnich kilku-kilkunastu latach to miejsce. Lata złego zarządzania klubem m.in. przez znienawidzonego przez Valencianistas prezydenta, Juana Bautistę Solera, doprowadziły klub na skraj bankructwa. Obiekty powstałe w 1992 roku w dużej mierze można było już uznać za przestarzałe, wymagające renowacji. Nad sprawą czuwała Fundacja VCF, której jednym z zadań jest zapewnienie odpowiednich warunków dla młodych adeptów. Tego też pilnowała podczas procesu sprzedaży klubu, aby nowy właściciel poza spłaceniem długów, inwestycją w nowy stadion oraz zawodników, ulokował swoje środki w Paternie. W połowie 2014 roku, ówczesny prezydent Amadeo Salvo, nie pozostawił żadnych wątpliwości co do tej sytuacji i kroków, jakie trzeba podjąć:
Dzieci nie mogą myć się w barakach. To się musi zmienić. Nasza infrastruktura jest w opłakanym stanie.
Transformacja
Wracając do Amadeo Salvo, to on stał za przemianą klubowej szkółki w akademię. Oprócz poprawy kondycji finansowej poprzez sprzedaż klubu bogatemu inwestorowi, naczelnym planem byłego już prezydenta, było powstanie Academii GloVal i odbudowa marki klubu, poprzez ogólny projekt GloVal. To było jego oczko w głowie. W tym celu zatrudniony został m.in. jeden z najlepszych marketingowców na świecie, Louis Douwens. Człowiek, którego hiszpańscy dziennikarze nazwali: el ‘galáctico’ del marketing. Nie ma w tym nic dziwnego, bo mówimy o fachowcu, który pracował w Ferrari czy Manchesterze City. To on był jedną z głównych osób w prowadzeniu GloVal – marki, która miała być rozpoznawalna na całym świecie.
Salvo dostrzegł, że w klubie, wśród kibiców, brakuje charakterystycznego zjednoczenia, a dobra opinia o Valencii odchodzi w niepamięć. Zaczął nawoływać do kibiców, aby Ci uwierzyli w nowy projekt i żeby wspierali drużynę, a ci poszli za jego głosem. W klubie coraz większą rolę zaczęli odgrywać byli zawodnicy, wręcz klubowe legendy. Z roli koordynatora pionu juniorskiego do dyrektora sportowego został awansowany Rufete (dziś funkcję koordynatora pełni znany z Barcelony Alexanco, natomiast dyrektora Suso Pitarch), któremu pomagał Ayala. Drużyny juniorskie zaczęli prowadzić choćby Baraja, Angulo czy Curro Torres. Identyfikacja, to jeden z najważniejszych postulatów Amadeo:
Musimy zainwestować w canterę. Mamy świetną szkółkę, ale nie do końca z tego korzystamy. Musimy wytworzyć większą więź z klubem. Musimy odzyskać światowy prestiż, stworzyć projekt godny zaufania, także aby Bankia zobaczyła nas w korzystniejszym świetle. Akademia w Paternie jest najwyższej klasy. Sprzęt, odpowiednie odżywianie i nawadnianie, filozofia gry, chcemy stworzyć tożsamość, musimy wiedzieć jak gramy. Musimy także oprzeć naszą filozofię o Fair Play. Chcemy być najlepszym przykładem zachowań Fair Play.
Jeśli chodzi o samą akademię, tutaj wprowadzone zostały bardzo poważne zmiany. Zawodnikom poniżej osiemnastego roku życia zabroniono podpisywania umów z piłkarskimi agentami. Została wprowadzona polityka całkowitej profesjonalizacji. Pracownicy tacy jak trenerzy drużyn juniorskich czy opiekunowie mają zajmować się sprawami klubowymi w pełnym zakresie, a nie tylko w odskoczni od głównej pracy, jak miewało to miejsce wcześniej. Co także podkreślał były prezydent, klub ma stanowić platformę do nauki nie tylko dla zawodników, ale także samych pracowników, którzy ciągle mają podnosić swoje umiejętności.
Warto też wspomnieć o metodach mobilizacji i identyfikacji z klubem. Każdego roku pierwszy zespół kończy przygotowania meczem o Trofeo Naranja. Przed spotkaniem odbywa się prezentacja zespołu i tu cały myk, od niedawna prezentowana jest także cała Academia GloVal, co zapewne dla tak młodych adeptów jest rzeczą niebywałą. Wyjść na murawę wraz z idolami, przy około 50 tysięcznej publiczności? To musi zapadać w pamięć, na zawsze.
Oprócz akademii, Valencia angażuje się również w inne projekty. Posiada także akademie w Japonii, Egipcie, Korei Południowej oraz na Bermudach. Valencia Next Generation organizuje kampusy na całym świecie, podczas których profesjonalni trenerzy prowadzą treningi z dziećmi z danego kraju. Odbywały się one na pięciu kontynentach i dla przykładu w 2015 roku obejmowały Szwecję, Kanadę, Kolumbię, Turcję, Holandię (aż 13 miejscowości), Belgię, Niemcy, Wielką Brytanię oraz Brazylię. Klub ze stolicy Lewantu uczestniczy także w projekcie Wanda, o którym pisaliśmy już wcześniej.
Szkoła bocznych obrońców, bramkarze z kalki
Alba, Bernat, Gaya. Ten tercet w zupełności oddaje to na jakim poziomie stoi szkolenie lewych obrońców w Valencii. W krótkim czasie wyszkolono trzech absolutnie topowych zawodników na tej pozycji. Na dodatek, nic nie wskazuje na to, żeby ta tendencja się miała odmienić. Niemożliwe?
Rocznik 1995. W Valencii na lewej obronie grywają José Luis Gayá, Salva Ruiz oraz Alejandro Grimaldo. Ten ostatni w młodym wieku trafia do Barcelony, jednak to jaki potencjał posiadała w zaledwie jednym roczniku Valencia i to na jednej pozycji, jest wręcz zaskakujący. Pozycję tego pierwszego doskonale znamy, Salva ma za sobą debiut w Primera División, a Alejandro ciągle próbuje się odnaleźć. Talentu jednak nikt mu nie ujmuje. Warto podkreślić, że w Valencii pierwsze kroki stawiał także Jaume Costa, obecnie zawodnik Villarreal.
Zresztą sprawa Gayi jest bardzo ciekawa. Zawodnik w końcówce sezonu 2013/14 dostał szanse i spisywał się zaskakująco dobrze. Chwilę później w letnim oknie transferowym Valencia sprzedała Juana Bernata do Bayernu. Pojawiały się głosy, że klub miał nóż na gardle, że młodemu zawodnikowi kończył się kontrakt. Jak potem donosiły jednak media oraz sami przedstawiciele – była to decyzja dyrektora sportowego – Rufete. Były skrzydłowy wiedział, że dwa tak wielkie talenty na Mestalla się nie zmieszczą i zwyczajnie postanowił pozbyć się tego, na którym można coś zyskać. Z obecnej perspektywy trzeba przyznać, że był to strzał w dziesiątkę.
Skąd w ogóle wziął się taki wysyp zawodników na tej pozycji? Tutaj musimy się cofnąć o dziesięć, a może i więcej lat, kiedy Valencia dysponowała na skrzydłach takimi zawodnikami jak Vicente, Joaquin, Rufete czy nieco później Silva i Mata. Nietoperze od dawna świetnie szkolili skrzydłowych, gra w dużej mierze właśnie o nie się opierała. Aby nie marnować potencjału, jak miało to miejsce w przypadku Sisiego czy Gavilana, młodzi zawodnicy byli przesuwani na bok obrony. Taki manewr stosunkowo późno zastosowano zarówno jeśli chodzi o Albę i Bernata, jednak taki Gaya został przestawiony zdecydowanie wcześniej, co zresztą widać na boisku, zwłaszcza jeśli porównamy go do wcześniej przywołanych w analogicznym dla ich karier okresie.
Kończąc powoli wątek „taśmowej produkcji” talentów w Valencii warto wspomnieć o postaci José Manuela Ochotoreny. Każdy kto widział podczas obrony rzutów karnych Jaume i Diego Alvesa wie, że ich ruchy wyglądają bliźniaczo podobnie. Ich zachowania próbują kopiować adepci walenckich akademii i jak widać w turniejach z cyklu La Liga Promises, idzie im to całkiem nieźle. Jeśli jednak chodzi o bramkarskie talenty wśród wychowanków, nie jest tu aż tak różowo, bo trudno pozytywnie oceniać pobyt w Valencii Guaity czy Palopa. Najlepsze może dopiero nadejść.
Wielkie talenty i stracone szanse
Warto także wspomnieć o największych wychowankach grających w XXI wieku. Jeśli chodzi o strukturę pochodzenia zawodników, tych najbardziej utalentowanych, można powiedzieć, że jest 50/50. Tacy zawodnicy jak Paco, Gaya, Albelda, Bernat, Albiol czy Palop urodzili się w miejscowościach przyległych do Walencji, które często traktowane są jako jej część. Z drugiej strony David Silva urodził się w Arguineguín (podobnie jak Juan Carlos Valerón), Mendieta jest oczywiście baskiem, Isco do Walencji trafił z Málagi, Jordi Alba nie sprawdził się w szkółce FC Barcelony, Angulo jest natomiast Asturyjczykiem z Oviedo, który zaczynał w Sportingu. Ciekawym przypadkiem był też Juan Mata, który jest z Kastylii, zaczynał w Oviedo, a do Valencii trafił niechciany w Realu Madryt… Nie ma natomiast zasady co do tego kiedy do Valencii przechodzą zawodnicy z innych regionów czy nawet spoza kraju. Oprócz Hiszpanów wśród walenckich wychowanków wyróżnia się najbardziej Fede Cartabia. Argentyńczyk przybył do Hiszpanii w wieku 13 lat. Takie ruchy w ostatnim czasie zresztą mocno się nasiliły. Wracając jednak do Fede, z czasów juniorskich doskonale zna się z Gayą i Paco. Grał z nimi także inny zawodnik, który z debiutem zdecydowanie ich wyprzedził.
Mowa o Joelu Johnsonie Alajarínie. Ten prawy obrońca swój pierwszy występ w VCF zaliczył już w wieku 17 lat i pozostawił po sobie niezłe wrażenie. Mimo tego, był to także jego ostatni meldunek w pierwszym zespole. Dzisiaj gra w lidze USL – trzecim poziomie rozgrywkowym w Stanach Zjednoczonych… Jeśli mówimy o straconych szansach, warto wspomnieć o Vicente Guaicie, o którym całkiem poważnie mówiono jeszcze kilka lat temu w kontekście transferu do Barcelony, a dziś broni bramki w Getafe. Aarón Ñíguez natomiast zapowiadał się fantastycznie. Dynamiczny skrzydłowy ze świetną techniką, piłkarski świat miał stać przed nim otworem, co potwierdzały fantastyczne statystyki w juniorskich drużynach, tak Valencii jak i La Rojicie. Poważnym problemem okazały się jednak kontuzje, które zniszczyły karierę obecnemu zawodnikowi Bragi.
W poszukiwaniu nowego Albeldy…
Valencia ma w swoich szeregach wielu utalentowanych zawodników, jednak w pierwszym składzie jest zaledwie dwóch wychowanków. Właśnie to było powodem dla którego klub nie mógł zgłosić do rozgrywek europejskich Zakarii Bakkaliego. Limit z 25 możliwych zgłoszeń skurczył się do 23. Kto w przyszłości może zostać nowym Davidem Albeldą, symbolem dla klubu i liderem drużyny?
Zacznijmy od najmłodszych. Ponad rok temu Valencia pozyskała 11 latka, Leo Corię z Realu Madryt. Z oczywistych względów, Argentyńczyk nie mógł się jeszcze zaprezentować szerszej publiczności, co można już powiedzieć o naszych następnych bohaterach. Ferhat Cogalan i Oscar Domenech to 13-letni zawodnicy, którzy świetnie spisywali się na turnieju z cyklu La Liga Promises, pod koniec 2014 roku. Pierwszy z nich został wybrany najlepszym zawodnikiem finału, w którym strzelił dwa gole, natomiast drugiego organizatorzy turnieju uznali za najlepszego piłkarza całych rozgrywek.
Dwa lata starszy od nich jest Kangin Lee, o którym głośno zrobiło się również po występie na La Liga Promises. Koreańczyka, podobnie jak wyżej wspomnianych, trudno jeszcze przypisywać do konkretnej pozycji, zwłaszcza, że jeszcze niedawno grali w ośmioosobowych składach. Póki co wszyscy klasyfikowani są jako pomocnicy, ale są to zawodnicy na tyle wszechstronni, że jeśli w przyszłości będą grali na skrzydle czy nawet na szpicy, nikogo to dziwić nie powinno.
Przejdźmy jednak do największej obecnie perły walenckiej szkółki. Osiemnaste urodziny obchodził niedawno (11.05) El Mago del Cabanyal, bo tak mówi się o Franie Villalbie. To środkowy pomocnik, który również z powodzeniem mógłby występować na skrzydle, gdzie grał jeszcze pięć lat temu, bez problemu radziłby sobie także z rolą klasycznej “10”. Kreatywny zawodnik, który ma niezłe uderzenie, także ze stojącej piłki. Dysponuje dobrym dryblingiem, którym niejednokrotnie zachwycał w kategoriach juniorskich. Za odkrycie jego talentu odpowiada Fran Escribá, a od wielu lat prowadzi go Curro Torres, który to właśnie przesunął go do środka boiska. Hiszpan zaliczył nawet epizod w Barcelonie, jednak nie zaaklimatyzował się w Katalonii i ku wielkiej uciesze władz klubu, który wcześniej starał się go zatrzymać za wszelką cenę, szybko wrócił do domu.
Oddzielnie wyróżnić należy jeszcze dwóch zawodników i nie będzie żadnym zaskoczeniem, że mowa o lewym obrońcy i bramkarzu. Antonio Latorre, znany jako Lato, a także Antonio Sivera to podpory młodzieżowych reprezentacji Hiszpanii. Pierwszy z nich ma już za sobą debiut w pierwszym składzie. Rozegrał 45 minut w wygranym 4:0 starciu z Rapidem Wiedeń. Drugi jest bramkarzem i biorąc pod uwagę sytuacje na tej pozycji w Valencii trudno przewidywać, że szybko przebije się do pierwszego składu. Jest to jednak spory talent, prawie rok temu, jako pierwszy bramkarz, sięgnął z reprezentacją U19 po tytuł mistrza Europy. Oprócz nich wyróżniającymi się zawodnikami są Tropi i Diallo, którzy stanowią o sile walenckich rezerw. Warto także pamiętać o bracie Carlesa Gila – Nacho. Mestalleta jest ostatnim przystankiem przed awansem do pierwszego składu i grają tam w większości zawodnicy perspektywiczni. Średnia wieku wynosi ok. 21 lat, a ostatnim przeskok z trzeciej ligi do Primera División zrobił… Jaume, który jednak wychowankiem VCF nie jest.
W ostatnim Futbol Drafcie wyróżnionych zostało aż 9 zawodników Valencii. Kolejno: Sivera (rocznik 1996), Alejandro Centelles (97), Lato (97), Rafa Mir (97, ma za sobą debiut w pierwszym zespole – przyp. red.), Carlos Soler (97), Fran Navarro (98), Fran Villalba (98), Javier Jimenez Garcia (99) oraz dziewiąty zawodnik, którego w Valencii już nie ma…
Jest super
Jest super, jest super, więc o co ci chodzi… – ironicznie śpiewa Muniek Staszczyk w piosence zespołu T.Love, której tytuł jest tak oczywisty, jak kierunek, w którym zmierza piłka po dośrodkowaniu don Antonio Barragana.
Niewątpliwie Valencia ma jedną z najlepszych akademii nie tyle w Hiszpanii, co na świecie. Jej potencjał jest jednak często marnowany, co pokazują przypadki takie jak choćby Isco. Sytuacja nieco się poprawiła dzięki ograniczeniu wpływów agentów piłkarskich w akademii, jednak nadal dochodzi do sytuacji, które nie powinny mieć miejsca. Kilka lat temu z klubu wywędrował pomocnik Pedro Chirivella, obecnie zawodnik Liverpoolu, który także znalazł się na liście Futbol Draft. Wtedy prezydentem był Amadeo Salvo, który do ostatniej chwili próbował przekonać młodziana do pozostania i odwlekał negocjacje. Najbardziej jednak boli przykład Toniego Martineza, napastnika, który w młodzieżówkach notował kosmiczne wręcz liczby, mimo tego nie dostał szansy w pierwszym składzie, a kiedy zgłosił się po niego West Ham, włodarze Valencii nieszczególnie walczyli o to, aby chłopak z Murcji nie odchodził… Można to tłumaczyć obecnością utalentowanych Frana Navarro i Rafy Mira, jednak to trochę tak, jakby powiedzieć: „po co nam Lewandowski, mamy Milika i Sobiecha”. To własnie Martinez zapowiadał się najlepiej, a do Anglii został oddany za marne grosze. To właśnie on był tym dziewiątym na liście FD, który widniał jako zawodnik Valencii. Całej sprawie pikanterii dodaje fakt, że inny napastnik – Rafa Mir – jest klientem Jorge Mendesa.
Valencia nadal szkoli fantastycznych zawodników i daje im dobre warunki do rozwoju. Na przestrzeni ostatnich 10 lat ewidentnie jednak pewien element szkolenia zaczął poważnie szwankować. Sztab nie potrafi zapewnić odpowiednich warunków przejścia z wieku juniorskiego do pierwszego składu. To widzą włodarze innych klubów, którzy starają się wykorzystywać niskie klauzule piłkarzy Valencii. Villalbą zainteresowany jest Real Madryt, Carlosa Solera kusiła Barcelona, a Ferhatem ponoć poważnie zainteresowany jest Juventus. Oczywiście na debiut tego ostatniego poczekamy jeszcze kilka lat, ale to tylko pokazuje jak plądrowana może być walencka akademia, jeśli nie zostaną przedsięwzięte odpowiednie kroki. W końcu w podobny sposób z klubu odejść mógł Gaya. Niegdyś zawodnik albo nadawał się do pierwszego składu i szybko dostawał szansę, jak choćby Mendieta, albo wędrował na wypożyczenie, gdzie regularnie grywał w pierwszym składzie dobrego zespołu, jak było w przypadku Davida Silvy czy Davida Albeldy. Dzisiaj poza wyjątkiem pod postacią Gayi i może Paco, trudno doszukiwać się jakiejś logiki w działaniu, a bez niej, kolejne wielkie talenty ze stolicy Lewantu będą dawały radość wszystkim, tylko nie kibicom na Mestalla. Posiadanie zaledwie dwóch wychowanków w kadrze to skandal dysponując taką szkółką.