Po drugiej stronie oceanu wszyscy żyją rozgrywkami Copa América. Tymczasem nasz kontynent już rozgrzewają mistrzostwa Europy. Co czeka nas podczas Euro 2016? Zapraszamy na spotkanie z kadrą narodową Węgier.
Głowa Sándora Kocsisa, nogi Ferenca Puskása, ręce Gyuli Grosicsa. Dziś – dres Gábora Király’ego. Reprezentacja Węgier od dawna nie budzi postrachu reszty Europy, a jej najbardziej rozpoznawalnym piłkarzem jest czterdziestolatek. A właściwie jego spodnie.
-
Ranking FIFA
20
-
Trener
Bernd Storck
-
Kapitan
Balázs Dzsudzsák

Sparingi
- Węgry 1:1 Chorwacja; 26.03.2015;
- Węgry 0:0 Wybrzeże Kości Słoniowej; 20.05.2016;
- Niemcy 2:0 Węgry; 04.06.2016;
Sukcesy
- Wicemistrzostwo świata: 1938, 1954;
- III miejsce mistrzostw Europy: 1964;
- Złoty medal Igrzysk Olimpijskich: 1952, 1964, 1968;
Przewidywana 114-2-3-1
Gábor Király − Attila Fiola, Ádám Lang, Richárd Guzmics, Richárd Guzmics − Zoltán Gera, Ákos Elek – Balázs Dzsudzsák, László Kleinheisler, Krisztián Németh – Ádám Szalai;
Kadra
Zawodnik | Pozycja | Klub | Wartość wg TM (mln €) |
---|---|---|---|
GÁBOR KIRÁLY | BR | Szombathely Haladás | 0,25 |
DÉNES DIBUSZ | BR | Ferencvárosi TV | 1,2 |
PÉTER GULÁCSI | BR | RB Lipsk | 0,7 |
ATTILA FIOLA | PO | Puskás Akadémia FC | 0,75 |
BARNABÁS BESE | PO | MTK Budapeszt | 0,6 |
RICHÁRD GUZMICS | ŚO | Wisła Kraków | 0,75 |
ÁDÁM LANG | ŚO | Videoton | 0,8 |
ROLAND JUHÁSZ | ŚO | Videoton | 1 |
TÁMAS KÁDÁR | LO | Lech Poznań | 0,75 |
MIHÁLY KORHUT | LO | Debrecen | 0,65 |
ÁKOS ELEK | DP | Diósgyőri VTK | 1 |
ÁDÁM PINTÉR | DP | Ferencvárosi TV | 0,75 |
ÁDAM NAGY | DP | Ferencvárosi TV | 1,5 |
ZOLTÁN GERA | OP | Ferencvárosi TV | 0,5 |
LÁSZLÓ KLEINHEISLER | OP | Werder Brema | 0,6 |
BALÁZS DZSUDZSÁK | PN | Bursaspor | 4,25 |
GERGŐ LOVRENCICS | PN | Lech Poznań | 0,65 |
ZOLTÁN STIEBER | LN | 1. FC Nürnberg | 0,8 |
TAMÁS PRISKIN | ŚN | Slovan Bratysława | 0,6 |
ÁDÁM SZALAI | ŚN | Hannover 96 | 1,5 |
KRISZTIÁN NÉMETH | ŚN | Al-Gharafa | 1,4 |
NEMANJA NIKOLIĆ | ŚN | Legia Warszawa | 3,5 |
DÁNIEL BÖDE | ŚN | Ferencvárosi TV | 0,8 |
Lider kadry
GÁBOR KIRÁLY
Gwiazda
BALÁZS DZSUDZSÁK
One-to-watch
LÁSZLÓ KLEINHEISLER
Wielcy nieobecni
LEANDRO (Ferencvárosi TV), ZSOLT KALMÁR (FSV Frankfurt), ÁDÁM BOGDÁN (Liverpool).
Mocne strony
- Bramkarz;
- Elastyczna taktyka;
- Wyrównana kadra.
Słabe strony
- Gra w obronie.
Gábor Király może zostać najstarszym zawodnikiem, który wystąpi w meczu mistrzostw Europy. Do tej pory rekordzistą jest Lothar Matthäus z Niemiec, który w momencie występu miał 39 lat i 83 dni. Király już w dniu pierwszego meczu Węgrów będzie mieć 40 lat i 74 dni.
TRZYDZIEŚCI LAT MINĘŁO
Na mistrzostwa Europy weszli tylnymi drzwiami, korzystając na rozszerzeniu turnieju do 24 drużyn, po zajęciu trzeciego miejsca w grupie. Zresztą stosunkowo łatwej. Choć trzeba przyznać, że już od kilku lat regularnie pukali do bram wielkich turniejów, ale zawsze czegoś brakowało. Tym razem upragniony awans nie uciekł, a nasi „bracia” pojechali do Francji. Co w niej pokażą?
Przeszłość
Rok 1986. 9 czerwca. Estadio León. León. Meksyk.
Trwa mecz Węgry – Francja. Ci pierwsi, by zagrać w 1/8 finału, potrzebują zwycięstwa, drugim wystarcza remis. Francuzi nie są jednak minimalistami i nie grają na remis. Stopyra, Tigana, a potem Rocheteau strzelają trzy gole i odprawiają Węgrów, którzy ze stadionu schodzą ze zwieszonymi głowami, do domu. Nikt nie przypuszcza, że przez kolejne trzydzieści lat Madziarzy nie zakwalifikują się do wielkiej imprezy. Wszak to stawiane Węgrom minimum.
Rok 1954. 4 lipca. Wankdorfstadion. Berno. Szwajcaria.
Herbert Zimmerman krzyczy do mikrofonu ze wszystkich sił. „Niemcy prowadzą 3:2! Nazwijcie mnie wściekłym, nazwijcie mnie szalonym” – takie słowa rozlegają się z radiowych odbiorników w domach, mieszkaniach i na ulicach w RFN. Helmut Rahn, zdobywca najważniejszej bramki w historii niemieckiego futbolu, tonie w objęciach kolegów. A Węgrzy? Po raz drugi tracą szansę na wygranie mistrzostw świata. Nikt nie przypuszcza, że kolejnej takiej nie będzie. Wszak to czasy Złotej Jedenastki.
Rok 1964. 20 czerwca. Camp Nou. Barcelona. Hiszpania.
Niemal dziesięć lat po przegranym finale mistrzostw świata. Dwanaście po zwycięskich Igrzyskach Olimpijskich – ten drugi sukces powtórzą zresztą jeszcze w tym samym roku – Węgrzy mogą, choć nieśmiało, się cieszyć. Wygrali co prawda mecz pocieszenia, o trzecie miejsce, ale tym samym zdobyli swój pierwszy medal mistrzostw Europy. Nikt nie przypuszcza, że ostatni. Wszak to kraj z wielkimi piłkarskimi tradycjami.
Rok 1934. 27 maja. Stadio Giorgio Ascarelli. Neapol. Włochy.
Wszystko się właśnie zaczyna. Pierwszy mecz, pierwszy gol (a za nim kolejne trzy), pierwsze węgierskie zwycięstwo na międzynarodowym turnieju. Rywal z dolnej półki – Egipt, stawia twarde warunki, ale to Madziarzy okazują się dwa razy lepsi. Strzelają cztery bramki, przy dwóch zawodników z Afryki. Awansują dalej. Tworzą historię. Zapisują jej pierwszą kartę. Rozpoczynają księgę. Nikt nie przypuszcza, że tak wielką i piękną. Nikt nie przypuszcza, że tak pustą po MŚ 1986. Nikt nie przypuszcza, że tak różnorodną. Wszak to dopiero początek.
*****
Przez ostatnie trzydzieści lat Węgrzy mogli robić wyłącznie to, co robiliśmy (i robimy nadal) my. Żyć przeszłością. Minionymi sukcesami, wielkimi graczami, którzy niegdyś czarowali tłumy, meczami, jakie rozegrała ich reprezentacja (6-3 z Anglią!), rekordami… To wszystko składa się na cudowną historię węgierskiej kadry. Teraz, po raz pierwszy od trzydziestu lat, jej gracze otrzymali szansę, by nawiązać do sukcesów poprzedników. By przestać żyć przeszłością, choć na krótką chwilę. By zrozumieć, że liczy się teraźniejszość.
Bez gwiazd
Na próżno szukać u Węgrów wielkich nazwisk. To już nie lata 50., czasy Galopującego Majora i jego oddziału, mimo że wciąż często wspominane, odeszły. Teraz nadszedł czas piłkarzy, których znają tylko najzagorzalsi kibice w krajach innych niż Węgry i tych, gdzie Madziarzy wyjechali grać. Nikt w Hiszpanii nie zacznie komplementować ostatniego występu Korhuta, w Anglii nie zachwycą się meczem w wykonaniu Pintéra, a Francuzi nie skrytykują Nikolicia.
Najlepszym zawodnikiem, największą gwiazdą, a jednocześnie kapitanem i najwyżej wycenianym graczem Węgrów jest zawodnik tureckiego Bursasporu – Balázs Dzsudzsák. Cena rynkowa wg Transfermarktu? 4,25 miliona euro. Za zawodnika, który rozegrał w kadrze 78 meczów, zdobył 18 bramek i wciąż ma przed sobą kilka dobrych sezonów gry (w grudniu świętować będzie 30. urodziny). Drugie miejsce na liście zajmuje, wyceniany na 3,5 miliona, Nemanja Nikolić. Inni zawodnicy nie dobijają nawet do połowy jego ceny.
Najlepiej obrazuje to jednak inne porównanie: łączna wycena całej węgierskiej kadry to 25,3 miliona euro. Transfermarkt na 26 (a więc 0,7 miliona więcej) wycenia Williama Carvalho ze Sportingu i Alexa Sandro reprezentującego Juventus. Jak wypadają przy tym Polacy? Za rynkową wartość Lewandowskiego moglibyśmy kupić reprezentację Madziarów… trzy razy. Wystarczyłoby dorzucić wartego 0,9 miliona Thiago Cionka. Krychowiak zapewniłby nam jedną kadrę, ale zostałoby jeszcze 4,7 miliona na inne zachcianki. Dziesięciu zawodników naszej reprezentacji jest droższych od Dzsudzsáka.
To wszystko to oczywiście zwykła zabawa liczbami, która na boisku nie będzie mieć żadnego znaczenia. Tam może zdarzyć się wszystko. A Węgrzy, mimo że pozbawieni graczy pokroju Lewandowskiego, Muellera czy Cristiano Ronaldo, niejednokrotnie już udowodnili, że tworzą monolit, zdolny rywalizować jak równy z równym w meczach przeciwko rywalom z najwyższej półki.
Ich wyrównana kadra, w której każdy może z miejsca wskoczyć do składu i dać z siebie wszystko, atmosfera wytworzona wokół reprezentacji przed tymi mistrzostwami, poczucie jedności – to powoduje, że na Węgrów uważać będą musieli wszyscy ich przeciwnicy.
„Mamy zjednoczony skład, żadnych egocentryków czy primadonn, duch zespołu jest naszą siłą” mówił Bernd Storck, trener Madziarów, trafiając w samo sedno. Zresztą, kto jak kto, ale niemiecki trener doskonale wie, jak wykorzystać właśnie tę cechę charakteru. Sam ją posiadał, gdy był piłkarzem, a potem – gdy został trenerem – uczył się zaszczepiania jej u swych zawodników w młodzieżowych kadrach (Kazachstanu, gdzie pracował też z pierwszą reprezentacją i właśnie Węgrów). Gdy dostał szansę pracy z seniorskim zespołem naszych „braci”, okazało się, że, w połączeniu z jego warsztatem trenerskim, gwarantuje ona sukces. Na miarę zespołu, oczywiście.
Słowa Storcka uświadamiają wszystkim jedno. To taka, a nie inna kadra pojedzie po trzydziestu latach na wielki turniej i to taka, a nie inna kadra będzie dopisywać kolejny rozdział w piłkarskiej historii Węgier. Nie będzie w niej drugiego Puskása, nie objawi się kolejny Hidegkuti, nie znajdziemy tam Bozsika czy Lantosa. Zagrają Király, Fiola, Kleinheisler i jeszcze kilku innych. Jednak… kto wie, może za kolejnych trzydzieści lat to o nich będzie się w Budapeszcie i innych węgierskich miastach opowiadać dzieciom? Przecież dopóki piłka w grze…
Ekstraklasa w natarciu
Dla kibiców z Polski Węgry muszą być najbardziej „swojską” kadrą. Nie tylko ze względu na, ponownie rozkwitającą ostatnimi czasy, przyjaźń pomiędzy naszymi narodami, ale też z powodu innego, prostego faktu – w ich narodowej reprezentacji gra czterech zawodników doskonale znanych z boisk Ekstraklasy. Piąty, Ádám Gyurcsó z Pogoni Szczecin, znalazł się w szerokiej kadrze, ale ostatecznie powołany na mistrzostwa nie został.
Richárd Guzmics z Wisły Kraków, Tamás Kádár i Gergő Lovrencsics z Lecha Poznań oraz wspominany już Nemanja Nikolić z Legii Warszawa. To ta czwórka otrzymała szansę wyjazdu na tegoroczne Euro i będzie na francuskich stadionach reprezentować nie tylko siebie i swoją reprezentację, ale też polską ligę. Całkiem prawdopodobne, że z dobrym skutkiem.
Dwaj obrońcy – Kádár i Guzmics – są bowiem podstawowymi graczami w układance Bernda Storcka. Pierwszy z nich na dziewięć meczów, rozegranych przez Węgrów w trakcie „rządów” Niemca, opuścił jeden – towarzyski z Chorwacją w marcu tego roku. W pozostałych grał zawsze 90 minut. Wiślak z kolei nie wystąpił dwa razy – z Grecją w ostatnim starciu fazy grupowej eliminacji do ME i z Wybrzeżem Kości Słoniowej, niespełna miesiąc temu. Trzeba jednak dodać, że to Storck przywrócił go kadrze po niemal dwóch latach nieobecności w narodowej drużynie. A Richard odwdzięczył się dobrymi występami.
Problemem obu ofensywnych graczy jest fakt, że na ich pozycjach rywalizacja jest dużo większa, a dostęp do pierwszej jedenastki blokują im m.in. tacy gracze jak wielokrotnie przywoływany wcześniej Dzsudzsák, Ádám Szalai czy też László Kleinheisler, na którego postawił Bernd Storck, a zawodnik Werderu Brema z miejsca pokazał, że potencjał ma ogromny.
Zarówno Lovrencics, jak i Nikolić, będą więc musieli najprawdopodobniej zadowolić się rolą „jokera” – kilkunasto-, może kilkudziesięciominutowe wejścia z ławki, będą ich szansą, by się zaprezentować i przekonać do siebie trenera. Obaj potrafią przesądzać o wyniku spotkania, nawet nie grając od początku, obaj wiedzą, że to może być ich pięć minut, obaj są zmotywowani. Nam, jako biernym obserwatorom, pozostaje tylko mieć nadzieję, że swoje szanse faktycznie dostaną.