Zwycięstwo Italii w 1/8 finału mistrzostw Europy było tak niespodziewane, jak i zasłużone. Włosi wybiegali i dosłownie wywalczyli ćwierćfinał.
Nie możemy pozwolić sobie na stratę gola, bo potem piekielnie trudno będzie dogonić Włochów – ostrzegał przed meczem Álvaro Morata, który doskonale zna z gry w Juventusie Gianluigiego Buffona, Andreę Barzaglego, Leonardo Bonucciego i Giorgio Chielliniego. O grę w obronie Antonio Conte mógł być spokojny, ale musiał jeszcze wymyślić, jak zneutralizować drugą linię Hiszpanów, a zwłaszcza Andresa Iniestę. Włoski selekcjoner głowił się i głowił, aż w końcu wymyślił: postanowił pokonać mistrzów Europy ich własną bronią, z dodatkiem waleczności.
632:178, 628:365, 616:244 – to liczby celnych podań w meczach grupowych Hiszpanów. Ta wyższa wartość dotyczy oczywiście La Roja. Część kibiców to irytuje, część dostrzega w tym jakość, grunt, że w ten sposób podopieczni Vicente del Bosque zyskiwali kontrolę nad grą. I właśnie w pierwszej kolejności z tym musieli zmierzyć się Włosi. Italia wprawdzie nie osiągnęła przewagi, ale znacznie ograniczyła dysproporcje w liczbie dokładnych zagrań. 464:314 – taki stosunek nie stanowi już przepaści. A Hiszpanie, owszem, często podawali, ale Włosi nie pozwalali, by były to dokładne podania. Zawodnicy Conte wysokim pressingiem wymuszali błędy, a wybieganiem wiele piłek przychwycili. Dość powiedzieć, że po raz pierwszy (i ostatni) w tym turnieju, skuteczność podań Hiszpanów spadła poniżej 90% (dokładnie do 86%). Ponadto La Selección przy piłce była tylko przez niespełna 3/5 efektywnego czasu gry.
Wybieganie. Kolejny klucz do pokonania Hiszpanów. W poprzednim wpisie wspominałem, jak bardzo Włosi cierpią bez Marco Parolo. W meczu z Belgią przebiegł on ponad 12,5 km, co było rekordem fazy grupowej. Antonio Conte postanowił więc wykorzystać żelazne płuca gracza Lazio oraz jego kolegów i kazał im biegać. Piłkarze Squadra Azzurra zmuszali w ten sposób rywali do błędów, ograniczali ich czas na zastanowienie, wywierali ciągłą presję. Włosi już w fazie grupowej byli najwięcej biegającą drużyną. A statystyki nie obejmują przecież Antonio Conte, który przy linii bocznej zawsze przemierza przynajmniej kilka kilometrów. – Nasz trener od przygotowania fizycznego zaproponował nawet, żeby za pomocą systemu GPS zmierzyć ten dystans – śmiał się selekcjoner.
Z wybieganiem wiąże się również niesamowity pressing Włochów. Każdy reprezentant Italii miał przypisanego gracza, któremu poświęcał szczególną uwagę. Najlepszy przykład: Graziano Pellè. Zdobywca drugiej bramki na krok nie odstępował Sergio Busquetsa, kiedy Hiszpanie wyprowadzali piłkę. Pomocnik Barcelony cofał się pomiędzy stoperów – jak cień podążała za nim włsoka “dziewiątka”. Busquets zostawał przy kole środkowym pozwalając rozgrywać komu innemu – znów był z nim Pellè. Busi zbiegł z piłką do linii bocznej – nie zdążył się obrócić, bo ten sam już atakował go wślizgiem. Conte przy pomocy Pellego wyłączył więc pas transmisyjny między obroną a atakiem. To Busquets przecież był odpowiedzialny za dostarczanie piłki reżyserom gry: Andresowi Inieście i Cescowi Fàbregasowi. Teraz sami musieli głębiej cofać się, by dostać piłkę, przez co siłą rzeczy mieli dalej do pola karnego Włochów.
Oto dziesięć przykazań daję Wam, abyście Conte wszyscy miłowali. #ITA #ESP #ITAESP pic.twitter.com/fKa0pP08X8
— Tomasz Lubczyński (@TLubczynski) June 27, 2016
Busquets nie został jednak potraktowany wyjątkowo, ponieważ każdy Hiszpan miał swojego “opiekuna”. Dlaczego Iniesta był cieniem najlepszego piłkarza fazy grupowej? Ponieważ stale czuł obecność nieodstępującego go na krok Parolo. Nie ma już nawet co wspominać o Fàbregasie, którego długimi fragmentami wyłączał z gry Daniele De Rossi. Emanuele Giacchierini i Eder zaś dbali, by zbyt wiele swobody nie mieli hiszpańscy stoperzy.
Oddzielny akapit należy się wahadłowym. Wobec kontuzji Antonio Candrewy, włoski selekcjoner miał wybierać pomiędzy Mattią De Sciglio i Alessandro Florenzim. Ostatecznie, kosztem Matteo Darmiana, w składzie znaleźli się obaj. Zawodnik Romy znacznie lepiej czuł się z boku, niż w środku boiska w starciu z Irlandią. Najważniejszą zmianą było jednak przejście na system gry z czterema obrońcami. Tak, w rzeczywistości defensorów było w tym meczu aż czterech. Oprócz turyńskiego tercetu BBC, w obronie grał również jeden z wahadłowych. W zależności od tego, którą stroną atakowali Hiszpanie, De Sciglio lub Florenzi cofali się do linii z BBC. Co istotne, nie przyjmowali oni Hiszpanów, a zapobiegali ich atakom. Gdy przy piłce był Juanfran, to De Sciglio wysoko podchodził do niego ograniczając mu pole manewru, a na przeciwległej stronie Florenzi cofał się pod bramkę. Analogicznie sytuacja wyglądała, kiedy piłkę miał Jordi Alba.
Włosi nie zwlekają. Niby pytają, czy Antonio Conte jest najlepszym trenerem na świecie, ale tak naprawdę ogłaszają pic.twitter.com/hJQboKU8kz
— Rafał Stec (@RafalStec) June 29, 2016
Taktycznie Antonio Conte przygotował swoich podopiecznych wzorowo. Ale zrobił coś jeszcze. Coś, w czym pomogła mu Belgia. Bo atmosferę tworzą wyniki. Wyświechtana, ale jakże prawdziwa teoria. Włosi w tym momencie rzeczywiście są jednością. Zespołem bez gwiazd w ofensywie, ale świetnie się rozumiejącym. Jesteśmy dwudziestoma trzema marzycielami. Najpierw marzyliśmy o pokonaniu mistrzów Europy, a teraz marzymy o wyeliminowaniu mistrzów świata – deklaruje Leonardo Bonucci. Ponadto włoscy kibice są zachwyceni pewnymi obrazkami, dla nich równie istotnymi jak dla nas moment, gdy Jakub Błaszczykowski po faulu Fabiana Schära na Robercie Lewandowskim, skacze Szwajcarowi do oczu. Włosi podkreślają, że dawno nie widzieli z kolei reprezentantów tak głośno odśpiewujących hymn. Cieszą się z pasji Conte. Śmieją się, gdy dwudziestu dwóch reprezentantów podbiega do Buffona i zachęca go, by z radości wskoczył na poprzeczkę, jednocześnie asekurując go, by tym razem z niej nie spadł. Przypominają sobie wielką reprezentację Francji, gdy Stefano Sturaro całuje glacę Simone Zazy.
Choć od dawna byłem sceptycznie nastawiony do Antonio Conte, to trzeba uczciwie przyznać, że wygrana z Hiszpanią to w dużej mierze jego zasługa. Jeśli uda mu się zaskoczyć i pokonać również Niemców, to zostanie okrzyknięty geniuszem. Póki co jednym znakomitym meczem z Hiszpanią i połową dobrego z Belgią, zapewnił sobie komfort. Nikt nie będzie miał pretensji, jeśli Włosi opadną po meczu z mistrzami świata. A i tak zostaną zapamiętani jako ci, którzy bez wielkich czempionów, definitywnie chyba już zakończyli erę dominacji kadry Vicente Del Bosque.