
Reprezentacja Hiszpanii i Barcelona jadą na tym samym wózku. Prawdopodobne odejście Xaviego to schyłek pewnej epoki. Nie zapominajmy jednak, że każdy koniec niesie za sobą również początek – czegoś nowego, świeżego. Trzeba tylko ową możliwość zrobienia kilku kroków naprzód dobrze wykorzystać.
Symbolizm Xaviego
Nie można nie doceniać wkładu Hernándeza w sukcesy obu zespołów. Zarówno w Barcelonie jak i w reprezentacji był postacią niemalże monumentalną. Nikt nie potrafił wyobrazić sobie zarówno drużyny katalońskiej jak i narodowej bez Creusa. Na przestrzeni kilku ostatnich lat stał się uosobieniem filozofii jaką prezentowała Barcelona i reprezentacja – filigranowy pomocnik był postacią centralną, wokół której toczyła się cała akcja, a on dyrygował nią według własnego widzimisię. W pewnym momencie stuprocentowo trafnym było powiedzenie, iż drużyna gra tak dobrze jak dobrze gra Xavi.
Trzeba jednak oddzielić ten symboliczny romantyzm od faktów. Wszystko to jest już niestety przeszłością. Oczywiście, wychowanek Barcelony pozostał zawodnikiem wybitnym, lecz tylko dla pewnej epoki, która po prostu minęła. Dziś widzimy go jako piłkarza nie mogącego pogodzić się z własnym przemijaniem, będącego więźniem jednej piłkarskiej filozofii. Po pamiętnym dwumeczu z Bayernem [0:7 przyp. red.] mówił: „Nie byliśmy gorsi. Częściej i dłużej posiadaliśmy piłkę, kontrowaliśmy spotkania. Patrząc tylko na wyniki nie zobaczy się wszystkiego”, lub niedawno, słynne już: „Znacznie bardziej wolę zmarnować dogodną sytuację strzelecką niż stracić piłkę”. W całej swej wierze Xavi zatracił umiejętność odróżniania futbolowej sztuki dla sztuki od efektywnego wykorzystywania ukochanej filozofii.

Atlético 1-0 Barcelona, mecz Ligi Mistrzów z 09.04.14/ Źródło: fourfourtwo.com
Spadek jaki zostawia po sobie Hernández to piłkarski parnasizm, który zaowocował historycznym blamażem reprezentacji na mundialu oraz równie wielką opieszałością tego co prezentowała Barcelona na przestrzeni ostatniego sezonu. Postać Xaviego to bowiem bezpośrednie przełożenie stabilizacji, która przerodziła się w zabójczą stagnację. Obecnie możemy traktować go jako personifikację sentymentu, który dla dobra futbolu trzeba odrzucić.
Zmierzch pomocnika statycznego
Nawet zespoły opierające swoją grę na ciągłym kontrolowaniu wydarzeń boiskowych odeszły od idei korzystania z typowych rozgrywających operujących w okolicach koła środkowego, w głównych rolach lub w ogóle. Taki stan rzeczy został zdeterminowany przez ciągłe zwiększanie się tempa gry oraz jej wertykalność. Chcąc szybko przechodzić z obrony do ataku nie dało się stuprocentowo polegać na pomocnikach takich jak Xavi – często zwalniających tempo.
Niejako w odpowiedzi do tychże trendów spopularyzowała się w ostatnim czasie rola pomocnika typu box-to-box, u którego równie ważne co operowanie piłką jest gra bez niej. Przykładów tak grających zawodników jest mnóstwo – Artur Vidal w Juventusie, Jordan Henderson w Liverpoolu, Yaya Toure w Manchesterze City czy Blaise Matuidi w PSG. Są oni piłkarzami, którzy łączą ofensywne cechy z defensywnymi. W ogólnej klasyfikacji otrzymujemy obraz zawodników mniej kreatywnych, jednakże znacznie bardziej przydatnych w zachowywaniu bezpiecznego balansu między obroną atakiem. A oprócz kapitalnie wykonywanej czarnej roboty, ci bronią się także bezpośrednimi statystykami.
Idea bielsizmu pierwotnego
Media prześcigają się w rodzajach rewolucji jakich potrzebuje zarówno kadra jak i drużyna z Katalonii. Gdy jedni obwieszczają wszem i wobec śmierć tiki-taki, drudzy postulują jedynie za kosmetycznymi zmianami – przede wszystkim personalnymi. Prawda zapewne leży gdzieś pośrodku. W tym wszystkim zarówno dziennikarze, kibice, piłkarze jak i trenerzy zapomnieli o podstawach bielsizmu i tych jego aspektach, które pragmatycznie wykorzystywane były przede wszystkim skuteczne, a nie tylko w miarę dobrze wyglądały.
Zarówno w reprezentacji jak i w katalońskiej drużynie oglądaliśmy piłkarzy sytych i wypalonych. Nie zakładali wysokiego pressingu, nie wymieniali się pozycjami, byli względem siebie niedopasowani taktycznie (Diego Costa grający jedynie przodem do bramki? Dani Alves oraz jego baśnie 1000 i jednej wrzutki?). Wysoko ustawiona defensywa została podziurawiona na wszelkie możliwe sposoby, dzięki nieskutecznemu kryciu strefowemu, braku asekuracji, katastrofalnie zakładanym pułapkom ofsajdowym. Można by tak wyliczać przez następne kilka akapitów… Krótko mówiąc – tak La Furia Roja, jak i Barcelona zostały pozbawione swych niegdysiejszych największych atutów. Na własne życzenie.
Przyczyn takowego stanu rzeczy można szukać w różnych kwestiach – wieku piłkarzy, motorycznym przygotowaniu, mentalności czy nawet nieco abstrakcyjnym aspekcie dla przeciętnego kibica, klimacie – ale nie o to chodzi. W futbolu przeszłość powinna stanowić jedynie materiał poglądowy dla ciągłego dążenia do doskonałości. Na przestrzeni ostatniego roku nie pamiętał o tym del Bosque, ani nikt z zarządu czy sztabu Barcelony.
Dlaczego zatem nie wrócić do korzeni? Zrobić krok w tył, by potem postawić kilka do przodu? Filozofia wylansowana przez Marcelo Bielsę przecież wcale nie umarła, co więcej, ma się całkiem dobrze jeśli jest odpowiednio wykorzystywana. Zapytacie o dowody – proszę, Sampaoli i reprezentacja Chile. Szybka, agresywna, wertykalna i co najważniejsze skuteczna. A zatem, może problem nie tkwi tylko i wyłącznie w kwestiach taktycznych, ale też i personalnych? Zdecydowanie tak, bo żeby grać w podobny sposób trzeba przede wszystkim mieć kim.
W Barcelonie podążają za trendami
Zgodnie z taktycznym duchem czasu, podobną drogą chcą iść w Katalonii. Wystarczy bowiem spojrzeć na to, jakimi zawodnikami interesuje się Barcelona lub jakich już sprowadziła. Oficjalnie do pierwszego zespołu dołączyli jej wychowankowie – Rafinha i Gerard Deulofeu – z Sevilli został zakupiony Ivan Rakitić, a na celowniku wciąż pozostają Juan Cuadrado i (podobno) Koke. Co łączy tych piłkarzy? Przede wszystkim ruchliwość. Mimo tego, że grają na zupełnie odmiennych pozycjach, a każdy prezentuje różne walory, wszyscy są zawodnikami bardzo aktywnymi, przez co zawsze trudno jest ich upilnować. To bardzo ważne dla Barcelony, by przede wszystkim nadać drużynie więcej dynamiki. Ich wszechstronność pomoże także znacznie urozmaicić wymienność pozycji oraz – co chyba najważniejsze – powrócić do gry agresywnym pressingiem. Zasada sześciu sekund wprowadzona przez Guardiolę wreszcie będzie mogła zostać ponownie skutecznie zastosowana, a samo poruszanie się zawodników zyskałoby na wzajemnej synchronizacji – kluczem jest, by tak dobrze jak z piłkę grać również bez niej.

“Heatmap” i podania Rakiticia w finale Ligi Europy/ Źródło: squawka.com
Nie dziwi więc fakt, iż nawet sam Xavi nie widzi dla siebie przyszłości w katalońskim klubie. Creus będąc niegdyś „wyznacznikiem wielkości Barcelony i reprezentacji Hiszpanii” nie chce stać się tylko jedną z wielu alternatyw. Jednocześnie sam zdał sobie sprawę, iż jego czas dobiegł końca– Hernández przegrywa z zestawionymi wcześniej Rakiticiem, Koke i Rafinhą także pod względem statystyk (odpowiednio i kolejno: gole, sytuacje wykreowane i asysty: 3-47-2; 12-78-10; 6-67-13; 4-52-5).
Również patrząc przez pryzmat tego jak grała Celta pod wodzą Luisa Enrique, jakie wzmocnienia poczyniła i poczyni niebawem Barcelona rola Xaviego zostałaby sprowadzona do minimum – meczów ze słabszymi rywalami bądź też wejść z ławki by uspokoić grę i bezpiecznie dowozić wyniki do końca spotkań…
Co widać w gwiazdach?
Przyjście Luisa Enrique do Barcelony, preferowany przez niego taktyka, metody treningowe, ruchy czynione przez klub na rynku transferowym… Wszystko jasno wskazuje na to, w jakim kierunku kataloński zespół zamierza się rozwijać. Będąc świadkami zapowiadanej (r)ewolucji nie oczekujmy zatem odejścia od dawnego stylu – przeciwnie, raczej próby powrotu do jego właściwych idei. Lucho będzie chciał nawiązać do lat 2008-10 kiedy to Barcelona tworzyła skuteczną machinę podająco-pressującą, a nie tylko sztucznie nadmuchaną duchem przeszłości.
A reprezentacja? Cóż, tutaj pewności mieć nie można. Skład zostanie znacznie odmłodzony – w cień postanowili odsunąć się (o jeden turniej za późno) Xabi Alonso, Xavi czy David Villa. Nie wiadomo jednak co stanie się z Del Bosque. On sam stwierdza: „Te porażki na pewno będą niosły za sobą konsekwencje, ale nie można żadnych decyzji podejmować pod wpływem emocji i zbyt szybko. To zasługuje na analizę. Teraz musimy znaleźć rozwiązanie, które będzie najlepsze dla całego hiszpańskiego futbolu”. Jak daleko idące zmiany czekają kadrę, trudno jednoznacznie powiedzieć. Czego potrzeba, na pewno łatwiej, ale ten temat maglowany był już milion razy…
Jedno jest pewne – by odnosić sukcesy ani Barcelona, ani reprezentacja Hiszpanii nie mogą stać w miejscu. Ci pierwsi poczynili już pierwsze kroki do lepszego nowego jutra, ci drudzy dopiero to zrobią. Czas pokaże, czy będą to ruchy we właściwych kierunkach.