Już jutro reprezentacja Polski kobiet zmierzy się z Hiszpanią w meczu eliminacyjnym do mistrzostw Europy. Korzystając z okazji, o tęsknocie za Lublinem i Górnikiem Łęczna, życiu w Hiszpanii, grze w Sevilli i reprezentacji Polski porozmawialiśmy z pierwszą polską piłkarką w lidze hiszpańskiej, Emilią Zdunek.
Skąd wzięła się w Twoim życiu pasja do piłki nożnej? W wieku 10 lat dołączyłaś do zespołu UKS Victoria SP2 Sianów. Czy to wpływ starszego brata, czy ktoś inny zaszczepił w Tobie pasję do tego sportu?
Moja przygoda z piłką nożną to był zupełny przypadek. Być może miał na mnie wpływ brata, który grał w piłkę, a również to, że tata zabierał mnie na jego mecze. W pewnym momencie spodobała mi się gra, chociaż brat nigdy nie zabierał mnie na podwórko, żeby pograć razem w piłkę. Może dlatego, że jest między nami różnica 6 lat i bał się, że coś mi się stanie, a może po prostu się wstydził. Nigdy go o to nie zapytałam, ale pewnie kiedyś zadam mu to pytanie. Gdy byłam w czwartej klasie podstawówki, to zdarzyła się taka śmieszna sytuacja. Dziewczyny ode mnie ze szkoły jechały na rozgrywki międzyszkolne w piłkę nożną i żadna z nich nie potrafiła wykopać piłki od bramkarza z piątki. Bramkarka wiedziała, że gram potrafię grać w piłkę, więc jak trenowały, to prosiła mnie bym wykopywała jej piłkę z „piątki”. Niestety pani od wychowania fizycznego nie chciała mnie wziąć na ten turniej. Byłam według niej za mała i bała się, że mi się coś stanie. Dziewczyny wstawiły się za mną i wybłagały ją żebym pojechała razem z nimi. Tam wypatrzył mnie trener z Sianowa i tak zaczęła się moja przygoda z piłką.
Jako dziecko miałaś też inne zainteresowania?
Przez długi okres czas towarzyszką mojego życia była koszykówka, ale ostatecznie postawiłam na piłkę nożną.
Jak już wspomniałaś, gdy byłaś mała, brat nie chciał grać z Tobą w piłkę, a teraz trafiłaś do Sevilli. Czy Bartłomiej zazdrości trochę siostrze kariery, przekomarzacie się czasem?
Nie namawiałam go za bardzo, on miał swoje towarzystwo, a ja miałam swoje. Nie przekomarzamy się, on podchodzi do tego z dużą pokorą i jest ze mnie dumny. Nieraz, z racji tego, że obydwoje gramy w piłkę, pojawiały się pytania o mojego brata, czy jego pytano o mnie. Wiem, że zawsze mówił o mnie dobre słowa i nigdy mi nie zazdrościł, wręcz przeciwnie. Nawet jeżeli mi tego nie mówi wprost, to doskonale wiem, że trzyma za mnie kciuki.
Tęsknisz trochę za Górnikiem, za trenerem Mazurkiewiczem, który namówił Cię do gry w Łęcznej? Ten klub odegrał znaczącą rolę w Twojej sportowej karierze.
Ogólnie tęsknię za Polską. Nie spodziewałam się, że wyjazd ze swojej ojczyzny jest tak ciężki. Oczywiście, w Górniku spędziłam 3 lata. Bardzo dobrze wspominam ten czas, bo rozwinęłam się w nim jako człowiek, jako piłkarka i otworzyło mi to tak naprawdę wiele dróg. Dużo dał mi ten klub, to miasto i ludzie, z którymi współpracowałam. Zarówno w Łęcznej, jak i w Lublinie.
Czy miałaś okazję spotkać się ze znajomymi z Łęcznej przy okazji meczu w Lublinie?
Tak, wykorzystuję maksymalnie ten czas. Mam tutaj dużo przyjaciół i znajomych z uczelni, bo grając w Górniku, równolegle studiowałam w Lublinie. Oczywiście na zgrupowaniu jest też kilka zawodniczek z Górnika. Fajnie się złożyło, że akurat kadra jest w tym mieście, wróciłam do miejsca, gdzie spędziłam 3 ostatnie lata swojego życia.
Jak oceniasz rozwój kobiecej piłki nożnej w Polsce na przestrzeni ostatnich lat? Górnik Łęczna, ma bardzo dobrze rozwiniętą sekcję kobiecą, a twój transfer do Sevilli, czy osiągnięcia Katarzyny Kiedrzynek w PSG, to wielki krok naprzód. Wydaje się, że jest jednak wiele rzeczy do dopracowania. W jednym z wywiadów Kasia wspominała chociażby, że w reprezentacji macie tylko po jednym komplecie koszulek na całą rundę eliminacyjną. Jeden domowy, a drugi wyjazdowy.
Myślę, że bardzo wiele rzeczy jest jeszcze do zmienienia. Wszyscy mówią, że piłka nożna kobieca rozwija się i ja też tak twierdzę, aczkolwiek wydaje mi się, że są to bardzo małe kroczki. Miłe jest to, że coraz więcej dziewczynek chce grać w piłkę i mają taką możliwość. Jeśli chodzi o seniorskie drużyny to bardzo istotne jest to, co zaproponował teraz PZPN, czyli wsparcie finansowe klubów i kilka innych pomysłów, jak choćby zdecydowanie większe nagrody za mistrzostwo Polski, czy puchar Polski. Słabszym punktem jest marketing, ale myślę, że pierwszym krokiem, który mógłby nam pomóc, byłby przede wszystkim, awans reprezentacji Polski na dużą imprezę. Drugim, utworzenie przez kluby z męskiej Ekstraklasy kobiecych sekcji. Gdyby tak się stało, to na pewno kobieca piłka w naszym kraju poszłaby do przodu.
Czym różni się kobiecy futbol w Hiszpanii, na jakie różnice w treningach czy w infrastrukturze, zwróciłabyś uwagę?
Jeśli chodzi o organizację czy infrastrukturę to jest bardzo duża różnica. W Sevilli trenujemy na obiektach, na których trenuje pierwsza męska drużyna. Jedyne miejsce, do którego nie mamy dostępu, to zaplecze siłowni pierwszej drużyny. Korzystamy z siłowni akademii, przeznaczonej dla drugiej drużyny.
Słyszałam, że trenujecie na boiskach z naturalną trawą…
Tak, wydaje mi się, że jesteśmy jedyną drużyną, która przez cały tydzień trenuje i gra na naturalnej trawie. Na przykład Barcelona trenuje na takiej trawie tylko dwa razy w tygodniu. Z kolei Atlético, prawdopodobnie trenuje tylko na sztucznej. Dla mnie jest to duże zaskoczenie. Rozmawiałam z dziewczynami, z Agatą Tarczyńską czy Ewą Pajor i dla nich też jest zaskoczeniem fakt, że w Hiszpanii, kraju, w którym jest ładna pogoda i sprzyjające warunki, tylko co druga drużyna trenuje na naturalnej trawie. Ja tego nie rozumiem, ale pewnie mają ku temu jakiś powód. Jestem zadowolona z tego, że Sevilla trenuje cały czas na naturalnej nawierzchni. Na dodatek, gdy przyjechałam po raz pierwszy do Sevilli, podczas oprowadzania po obiektach pokazali mi kawałek placu na końcu ośrodka i powiedzieli, że będzie to nasze boisko treningowe. Na tym placu jeszcze trzy miesiące temu nic nie było, a dwa tygodnie temu, jak wróciłyśmy na ten plac, okazało się, że stworzyli dla kobiecej drużyny super boisko, z naturalną trawą. To boisko zostało stworzone tylko dla nas, nikt inny nie ma tam wstępu. Da się odczuć, że dyrektor sportowy i właściciel klubu Sevilla wierzy w kobiecą drużynę i wspiera ją jak może.
A co jeśli chodzi o kwestie finansowe? Oczywiście nie pytam o konkretne kwoty, ale czy w porównaniu z Polską są bardziej zadowalające?
Nie interesuje się tym ile kto zarabia. Pewnie są dziewczyny, które więcej zarabiają i są takie, które mniej. Jestem zadowolona z tego co mam. Jak już mówiłam wcześniej, sprawy finansowe nie decydowały o tym, że wyjechałam.
Nie bez powodu poruszyłam ten trudny temat, bo w tym miesiącu w Primera Iberdrola miał być zaplanowany strajk piłkarek, związany z polepszeniem warunków w kobiecej piłce nożnej. Wiele zawodniczek hiszpańskich od kilku lat skarżyło się też, że poza treningami i meczami pracują również w innych zawodach. Jak z twojej perspektywy wygląda ten problem w Hiszpanii?
Oczywiście, jestem świadoma tego, że ten strajk ma się odbyć w następny weekend, najbliższy po kadrze. Ma się zacząć od tego, że wszystkie zawodniczki nie wyjdą na boiska.
Akurat wtedy wypadają derby z Betisem…
Tak, mamy wtedy odmówić wyjścia na boisko. Każdy zespół ma to zrobić. Na dzień dzisiejszy wiem, że tak ma być, ale jeszcze nie wiem jak się stanie. Z racji tego, że jeszcze nie w pełni rozumiem hiszpański, to wiele szczegółów nie znam. Gdy pytałam kilka dziewczyn, to podają mi przykład, który chyba najbardziej obrazuje o co chodzi w tym strajku: w zespole Tacón, który jest potencjalnym Realem Madryt, są duże różnice w zarobkach dziewczyn, bo jedne dziewczyny dla przykładu zarabiają po 600 euro, a drugie po 4000 euro. Strajk ma sprawić, żeby nie było takich różnic, żeby każda piłkarka, która gra w La Lidze, miała wystarczające zarobki i nie musiała podejmować dodatkowej pracy. Protest ma sprawić, aby te różnice nie były takie kolosalne.
Czy któraś z zawodniczek Sevilli musi dzielić obowiązki piłkarki z innymi zajęciami?
Z tego co wiem, żadna z nas nie pracuje dodatkowo. Jest jedna dziewczyna, czy dwie, które prowadzą jeszcze zajęcia w akademii z małymi dziewczynkami, ale to raczej nie dodatkowa praca, bardziej dzielenie się pasją z młodszymi.
Jeszcze trzy lata temu mówiłaś, że nie wykorzystałaś swojego potencjału i chcesz przestrzec przed taką sytuacją inne zawodniczki. Dzisiaj mieszkasz w Hiszpanii i grasz w jednej z najlepszych drużyn w Europie. Spodziewałaś się, że to wszystko może się tak potoczyć, w takim tempie?
Wyjechałam za granicę do klubu La Liga w wieku 27 lat i wydaje mi się, że to trochę późno, ale na niektóre rzeczy, niestety, nie miałam wpływu. Jednym z powodów były oczywiście kontuzje, które hamowały mój rozwój i być może fakt, że nie znałam żadnej osoby, która pomogłaby mi we wcześniejszym wyjeździe. Mimo wszystko cieszę się, że trafiłam do Hiszpanii, że wyjechałam i spróbowałam. Uważam, że lepiej późno niż wcale. Zobaczymy jak będzie dalej.
Podobno włodarze Sevilli wypatrzyli Cię na Algrave Cup w Portugalii…
Czy to prawda? Trzeba by było spytać dyrektora sportowego Sevilli, ja takich informacji nie mam. Wiem natomiast, że to było jednym z czynników, które mogły pomóc mi tam trafić.
Kto stał za transferem do Sevilli? Czy był to Rafał Kaszyński? Podobno negocjował z ukraińskim agentem Yarosławem Sachek i Dzuljetą Tamson, byłą reprezentantką Łotwy.
Tak, to on stał za transferem. Jest moim agentem. Pomogły mu właśnie te dwie osoby, bo jak widać po liczbie polskich piłkarek w Hiszpanii, ciężko jest dostać się na ten rynek. Dzuljeta, była reprezentantka Łotwy, miała swoje znajomości w Sevilli i pomogła nam zorganizować ten transfer.
Jak wspominasz swój pierwszy dzień w Hiszpanii? Przed wylotem do Sevilli miałaś problemy ze zdrowiem, wylądowałaś na SOR-ze.
Przyjechałam z małym urazem pleców. Na szczęście w Sevillii stwierdzili, że to nie jest nic poważnego i za chwilę mnie postawią na nogi. Rzeczywiście tak właśnie było. Pierwszy tydzień w zasadzie spędziłam w gabinecie z fizjoterapeutką. Później dołączyłam do drużyny, ale za bardzo się tym nie nacieszyłam, bo naderwałam sobie czwórkę. Pierwszy miesiąc spędziłam z trenerem od indywidualnych przygotowań po kontuzji i z fizjoterapeutką.
Czy była nią Carmen, która oprowadzała ciebie pierwszego dnia po wszystkich obiektach i jako jedna z niewielu osób znała angielski?
Tak. Myślę, że z perspektywy czasu, to właśnie Carmen i Jesús, który opiekował się mną w czasie kontuzji, byli osobami, które najbardziej pomogły mi się zaaklimatyzować w nowej drużynie, w nowym państwie. Obydwoje rozmawiali po angielsku i bardzo o mnie dbali. Dzięki nim nie stałam się jedną z wielu w klubie, mieli mnie ciągle na uwadze. Hiszpanie ogólnie są bardzo opiekuńczy, otwarci i zawsze, z każdym problemem można do nich przyjść.
Twój pierwszy mecz w barwach Sevilli. Przeciwnik z „górnej półki”, bo była to drużyna Atlético Madryt, a więc obecny mistrz Hiszpanii. Nowa drużyna, nowy styl gry. Było to wymagające spotkanie? Akurat weszłaś na boisko w momencie, w którym twój zespół przegrywał 2:0, a skończyło się 3:0.
Przegrałyśmy ten mecz, więc oczywiście pod względem wyniku dobrych wspomnień nie mam. Cieszę się jednak, że akurat w takim meczu zadebiutowałam. To była druga kolejka, w pierwszej nie byłam nawet w osiemnastce z racji tego, ze długo miałam uraz. Do dyspozycji było nas wówczas 24, więc ktoś musiał być poza kadrą. Ja nie miałam z tym problemu, trener wyjaśnił mi dlaczego tak się stało. W drugim meczu dołączyłam do zespołu i jadąc do Madrytu byłam pewna, że dostanę jakieś minuty. To był pierwszy mecz, było ciężko, jeszcze warunki pogodowe były fatalne. Pierwszy raz grałam w takim deszczu. Jednak cieszyłam się, że zadebiutowałam i wtedy uwierzyłam, że zaczyna się moja przygoda z La Ligą.
A jak smakuje pierwsza bramka w lidze hiszpańskiej, którą strzeliłaś w meczu z Espanyolem? Wygrałyście wtedy aż 4:0.
Ostatnio znalazłam moją pierwszą bramkę z reprezentacji i okazuje się, że moja mimika twarzy i reakcja była bardzo podobna do tej, którą miałam po tej w barwach Sevilli. Śmieszna sytuacja, nie wiem skąd akurat taka reakcja. Zagrałam w tym meczu moje pierwsze 90 minut, czułam się wtedy bardzo dobrze. Ciężko pracowałam na tę bramkę, dlatego cieszyłam się tym, że moja praca zaowocowała i pomogła drużynie zwyciężyć.
Czy zawarłaś już jakieś przyjaźnie z zawodniczkami Sevilli?
Przyjaźń to może za dużo powiedziane, ale są takie dwie osoby, z którymi lepiej mi jest się porozumieć. Wiem, że nawet jeśli będę miała słabszy dzień i poproszę ich o jakąkolwiek pomoc, to mogę na nie liczyć.
Czy dziewczyny stosują jakieś triki przedmeczowe?
Raczej nie mają „trików”, ale zawsze przed meczem leci głośna muzyka i większość dziewczyn tańczy, śmieje się. Totalny luz. Jest bardzo wesoło, ale gdy trener wejdzie do szatni, to już jest powaga, pełna koncentracja i wszystkie zawodniczki od tego momentu są skupione tylko na meczu.
Czy kontaktujecie się lub widujecie z piłkarzami pierwszej drużyny? Miałaś okazję z którymś z nich porozmawiać?
Tak, to jest kolejna rzecz, która mnie pozytywnie zaskoczyła. Bardzo często widzimy się z chłopakami. Jeszcze nie miałam okazji z żadnym porozmawiać, ale myślę, że gdybym któregoś zaczepiła, to bardzo chętnie wymieniłby ze mną kilka słów. Są też organizowane przez klub wyjścia na spotkania z fanami w galerii lub oficjalnym w sklepie Sevilli. Zawsze są wtedy wyznaczone dwie dziewczyny z pierwszej drużyny i dwóch zawodników. Wiem, że piłkarze są bardzo otwarci, nie zamykają się na nas. Moja współlokatorka była ostatnio z jednym z zawodników na takiej prezentacji dla kibiców i do dzisiaj ma z nim kontakt. Czasami, jak piłkarze mają trening w godzinach naszego meczu, przychodzą, żeby popatrzeć jak gramy. To jest bardzo fajne, że nie jesteśmy odcięte od nich, że możemy z nimi rozmawiać. Jesteśmy jedną drużyną.
Widziałam też, że spotkałaś się z Nabilem Fekirem, zawodnikiem Betisu. Miałaś okazję z nim porozmawiać?
To było całkiem śmieszne, bo spotkałam go na zakupach, u mnie na osiedlu. Ja mieszkam na obrzeżach Sevilli, być może mieszka gdzieś blisko. Był z córeczką, więc nie chciałam go za bardzo zagadywać, bo szanuję czyjąś prywatność i domyślam się, że wiele ludzi tak go zaczepia. Poprosiłam tylko grzecznie o zdjęcie, a on nie robił zupełnie problemu. Wymieniliśmy się uśmiechem, kilkoma słowami i tyle. Po publikacji zdjęcia przekonałam się jeszcze bardziej, że Real Betis i Sevilla FC niezbyt przepadają za sobą.
Co najbardziej zdziwiło Cię lub zaskoczyło w Hiszpanii? Pytam nie tylko o aspekty sportowe, ale także kulturowe.
To, co bardzo podoba mi się w Hiszpanii, to jest fakt, że po sieście dużo ludzi starszych wychodzi na ulicę. W Polsce po godzinie 18 niewiele osób wychodzi z domu, a tam wieczorami dopiero miasto zaczyna żyć. Hiszpanie idą razem napić się kawy, herbaty, wina, spotykają są ze sobą, rozmawiają. Podoba mi się, że ci ludzie żyją, że nie siedzą w domu i nie oglądają telewizji, tylko wychodzą na miasto. To jest naprawdę fajne, chociaż na początku sprawiało mi trochę problemów. Pod blokiem mam chyba ze trzy bary, więc jak były one zapełnione i goście siedzieli w nich do 23, to ze spaniem było ciężko, a na drugi dzień trzeba było o 7:30 stawić się w klubie. Było to dla mnie kłopotliwe na początku, ale już się przyzwyczaiłam. Ten styl życia jest dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem.
Jak spędzasz czas wolny od treningów? Zwiedziłaś już Sevillę?
Skupiam się na sobie, czasami wychodzę też z dziewczynami na kawę, rozmawiamy i wymieniamy się poglądami. Ja jestem bardzo ciekawską osobą i z racji tego, że mamy międzynarodowy klub, to tak naprawdę z kim jestem w stanie porozmawiać, to wypytuję o piłkę nożną. Bardzo mnie to interesuje. Na przykład Rosjankę zapytałam o grę w Rosji, w jej reprezentacji. Z Chilijką omówiłyśmy jak jest w Chile i jak to się stało, że nagle jest taki boom na jej reprezentację. Teraz mam trochę więcej czasu dla siebie, w grę wchodzą książki, nauka języka. Mam też czas, żeby pozwiedzać okolicę, bo trenujemy raz dziennie i od godziny 16 mamy już czas wolny. Pogoda sprzyja temu, bo trochę ochłodziło się i jest około 25 stopni, a nie 40, więc mogę sobie pójść na spacer do centrum miasta i coś ciekawego zobaczyć. Akurat w tej dzielnicy, w której mieszkam, nie za bardzo jest co zwiedzać.
Co z nauką hiszpańskiego? Rozumiem, że wcześniej nie uczyłaś się tego języka?
Nie, w ogóle nie miałam styczności z hiszpańskim aż do wyjazdu do Sevilli. Na początku sama poświęcałam czas nauce, od jakiegoś czasu mamy też lekcje w klubie. Niestety, tak się stało, że jeszcze na ani jedną nie trafiłam, bo wcześniej byłam chora, teraz jestem z reprezentacją, a zajęcia odbywają się tylko raz w tygodniu. Z racji tego, że wracam trochę wcześniej, to pójdę na pierwsze zajęcia w poniedziałek.
Podobno Carmen miała robić Ci codziennie sprawdziany z nowo poznanych słówek…
To prawda. W pierwszych dniach mówiła, że będzie mi zadawała słówka do nauczenia się i będzie mnie sprawdzała. Oczywiście żartowała, ale faktem jest, że próbuje mi pomóc z moim hiszpańskim. Czasami jak jestem u niej i podczas czyjejś rozmowy zapamiętam jakieś kluczowe słówko, to ją pytam o nie i wtedy mi tłumaczy. Pomaga mi więc w nauce i sama czasami dokuczliwie mówi do mnie wyłącznie po hiszpańsku.
Kiedyś czytałam, że poza Sevillą, twoim ulubionym klubem piłkarskim jest Barcelona, która również posiada swoją sekcję kobiecą. Czy w przyszłości chciałabyś kiedyś spróbować gry również tam?
Pomimo tego, że jestem tu niecałe cztery miesiące, przywiązałam się do tego klubu. Natomiast od dzieciństwa sercem jestem z Barceloną. Nie udało mi się zagrać w pierwszym meczu z Barcą, ale przed nami rewanż i mam nadzieję, że jeśli będę gotowa trener da mi szansę. Nie ukrywam, że jest to dla mnie coś ważnego. Barcelona jest drużyną, z którą bardzo mocno cenię, fajnie byłoby zagrać przeciwko tym dziewczynom.
Jaką zawodniczkę lub jakiego zawodnika cenisz najbardziej?
Zdecydowanie Adrésa Iniestę. Dla mnie to wybitny zawodnik, imponuje mi dużą inteligencją, ma cechy, które według mnie, sprawiają, że jest kompletnym graczem. Gdybym miała coś sobie wziąć, żeby być zawodniczką taką, jaką chcę być, to wzięłabym wszystko to, co on potrafi.
Posiadasz licencję trenerską, a w Górniku przychodziłaś na treningi młodych zawodniczek Górnika, skończyłaś też studia z wychowania fizycznego i psychologii sportu. Z którym z tych zawodów wiążesz swoją przyszłość po zakończeniu kariery sportowej?
Plany mam dosyć ukierunkowane. Chciałabym zostać psychologiem sportu, dlatego też skończyłam studia psychologiczne. Mam nadzieję, że wychowanie fizyczne też mi w tym pomoże. Wydaje mi się, że największym czynnikiem, który pozwoli mi zrozumieć moich potencjalnych klientów jest to, że sama uprawiałam przez wiele lat piłkę nożną. Stąd też mój wyjazd, żeby nabrać kolejnego doświadczenia i zobaczyć jak jest w Hiszpanii w innym państwie, innej lidze. Myślę, że dzięki temu, będę jeszcze bardziej wiarygodna w przyszłości. Na razie się skupiam na piłce, ale próbuję robić coś w kierunku psychologii sportu.
Co stało się z projektem “Mental player”?
Plany trochę się zmieniły, bo miałam początkowo w planach zostać w Polsce i rozwijać ten projekt. Jest w planach nowy, troszeczkę inny, który chcę stworzyć wraz z moją dobrą koleżanką. To jest tak naprawdę dopiero w zarodkach, dlatego nie chciałabym na ten temat się wypowiadać.
We wtorek kobieca reprezentacja Polski mierzy się z Hiszpanią. Jak widzisz cele reprezentacji Polski w kontekście eliminacji? Na co tę reprezentację stać?
Chciałybyśmy pierwszy raz w historii polskiej piłki kobiecej awansować na duży turniej. Ciężko na to pracujemy zarówno w klubach, jaki i tutaj w reprezentacji. Co prawda mamy tylko 7-10 dni zgrupowań, ale to są bardzo intensywne dni. Staramy się wykorzystać każdą minutę, żeby przygotować się do następnego meczu. Ja, niestety, z powodu mojego urazu, muszę opuścić reprezentację i nie pomogę dziewczynom w meczu z Hiszpanią, ale z tego, co widzę i obserwuję, jestem pełna optymizmu przed tym spotkaniem. Wydaje mi się, że jeśli wyjdziemy z chłodną głową i wiarą we własne umiejętności, z przekonaniem, że jesteśmy w stanie to zrobić, to naprawdę możemy tutaj ugrać fajny wynik.
W reprezentacji Hiszpanii zobaczymy Sarę Serrat, zawodniczkę Sevilli. Kogo jeszcze ze swoich klubowych koleżanek widziałabyś w tej reprezentacji i ze względu na jakie umiejętności?
Myślę, że mamy kilka takich zawodniczek, które mają potencjał na reprezentację. Na ich nieszczęście, takie zawodniczki są też w 10 czy w 11 hiszpańskich klubach. W każdym z nich znajdzie się 5-6 dziewczyn, które są potencjalnymi reprezentantkami Hiszpanii, a miejsc jest tylko 20 czy 23. Liczba dobrych piłkarek w Hiszpanii jest bardzo duża, a miejsc jest mało. Mają więc zdecydowanie większą rywalizację. Muszą włożyć bardzo dużo pracy w swój rozwój, żeby trafić do reprezentacji. Jestem pozytywnie zaskoczona, bo nie wiedziałam, że pierwsza liga kobieca jest aż tak dobra. Po tych kilku kolejkach w każdym klubie, z którym grałyśmy, śmiało mogłabym wskazać kilka zawodniczek, które powinny grać w kadrze Hiszpanii, albo śmiało poradziłyby sobie w innej reprezentacji. Z Sevilli jest na pewno trudniej tam trafić, niż z Barcelony czy Atlético.
Serdeczne podziękowania za pomoc w organizacji wywiadu dla Pani Pauli Dudy (rzecznik reprezentacji Polski kobiet).