
Nawet najlepszy dowódca nie wygra wojny bez żołnierzy. To zasada obowiązująca także w futbolu. Kompetentna kadra dowódcza, dobrze wyszkolona i zmotywowana armia, dostęp do ogromnych zasobów to niezbędne elementy aby myśleć o zwycięstwie. W Elche ujawniły się poważne problemy, jeszcze bardziej utrudniające zadanie utrzymania się w La Ligi. Zacznijmy jednak przegląd od początku.
Kadra dowódcza
Bez wątpienia najważniejszą postacią w Elche jest szkoleniowiec, Fran Escribá. Dwa lata temu dostał wolną rękę w prowadzeniu drużyny i doprowadził klub do najlepszych wyników od ćwierćwiecza. Jeszcze przed startem kampanii po raz drugi przedłużono z nim kontrakt. Tym razem do 2017 roku, mimo iż ostatnio podpisana umowa wygasała dopiero z końcem tego sezonu. Jednak Fran pośród Franjiverdes jest instytucją, nikt nie wyobraża sobie przyszłości klubu bez niego.
Podobnie jak było to w przypadku Frana Escriby, posadę dyrektora sportowego powierzono osobie o wysokich kwalifikacjach, która zbierała zawodowe szlify u boku renomowanego fachowca. Trener los Ilicitanos przez siedem lat był asystentem Quique Sáncheza Floresa, natomiast Victor Orta w latach 2006-2013 prawą ręką Monchiego – dyrektora sportowego Sevilli (odpowiedzialnego za transfer Krychowiaka, a wcześniej również Kanoute, Luisa Fabiano, Daniego Alvesa…), jednego z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie w Hiszpanii. Elche dało Orcie możliwość awansu, wykorzystania swoich umiejętności na samodzielnym stanowisku dowódczym. Na to nie mogła pozwolić mu ani Sevilla, ani Zenit, gdzie przez ostatni roku pracował.
Nowy dyrektor sportowy od początku działał bardzo energicznie. W Sevilli potwierdził swoje talenty organizacyjne, które wykorzystał przy przebudowie pionu skautingowego i sekretariatu technicznego. Za pozwoleniem władz Franjiverdes przeprowadził czystki sprowadzając do Elche swoich zaufanych ludzi. Co ciekawe, poprzednik Orty nie trafił na bruk, lecz objął inne stanowisko w strukturach klubu. W gruncie rzeczy nie można było mu zbyt wiele zarzucić. W końcu oddział jaki stworzył pozwolił Escribie doprowadzić do utrzymanie przyczółka w Primera División.
Za głębokimi zmianami stoi przemyślana strategia klubu. Władze przed tą kampanią chciały za mniejsze pieniądze zbudować zespół zdolny do utrzymania się. Ponadto rozpocząć tworzenie drużyny na lata, a nie jednorazowej, która rozpada się po sezonie i wszystko rok w rok trzeba zaczynać od początku. W poprzedniej temporadzie Elche dysponowało siedmioma wypożyczonymi piłkarzami, lecz żadnego z nich klub nie miał możliwości wykupienia na stałe. Obecnie w składzie znajduje się czterech takich zawodników, z czego trzech (Przemysław Tytoń, Enzo Roco i Jonathas) ma w umowie opcję wykupu, Jonathas został użyczony na dwa sezony, a jedynie Mario Pašalić pozyskany tymczasowo z Chelsea, jest w identycznej sytuacji jak wspomniana siódemka w ubiegłej kampanii.
Zasoby
Przez cały okres mercado podstawowym problemem był mały budżet Elche. Klub nie mógł sobie pozwolić na transfery gotówkowe i poważnie we znaki dawał mu się tzw. “salary cap” – ograniczenie zakazujące klubom przeznaczanie na pensje więcej niż 70% przychodów. Dlatego też Franjiverdes wszędzie szukali oszczędności. Rozwiązano umowę z bramkarzem Toño, po przy przyjściu Tytonia i tak stał się zbędny, podobnie postąpiono z obrońcą Cristianem Săpunaru z powodu jego wysokich zarobków. Ponadto do wydatków na płace przesunięto część środków przeznaczonych na remont stadionu. Do planu cięć dołączył także Escribá. Szkoleniowiec zgodził się na przesunięcie terminu wypłaty 300 tys. € z jego pensji z tego sezonu na przyszły. Wszystkie działania pozwoliły na przeznaczenie ponad 12 milionów € na wynagrodzenie sztabu i zawodników, kwotę tę potwierdził prezydent José Sepulcre Coves. Według danych Marki to jeden z najniższych budżetów płac w La Liga. Mniejszy ma już tylko Almeria.
Dlaczego konieczne były aż tak desperackie kroki? Kibice poznali prawdę dopiero pod koniec listopada. Wówczas światło dzienne ujrzały dane, które oficjalnie miały zostać przedstawione akcjonariuszom dopiero 22 grudnia. Wynika z nich, iż sezon 2013/14 klub zakończył ze stratą ponad 8,5 miliona €. Przyzwoity skład i utrzymanie Elche okupiło wzrostem zadłużenia. Dane tym bardziej szokują, gdyż po awansie do Primera División (2012/13) klub wykazał zysk 7,5 milionów €. Dług wynosił w tym czasie prawie 31 mln €. Niezbyt wygórowany jak na ekipę występującą w La Liga, ale gdy po roku mówmy już nie o 31, a o 39 milionach € zadłużenia to zupełnie co innego. Tendencja jest niebezpieczna, zwłaszcza w przypadku relegacji, a ponadto w bieżącym budżecie także hula wiatr. Władze z prezydentem Sepulcre przedstawiły pomysł naprawy sytuacji finansowej klubu. Ratunkiem ma być… kredyt na 20,5 milionów €.
Ujawnione dane i pomysły dalszego zadłużenia Elche wywołały burzę wokół Sepulcre, były wiceprezydent Juan Anguix wzywa go do ustąpienia oskarżając o katastrofalną politykę finansową, okłamywanie kibiców, brak transparentności w prowadzeniu klubu. Główny oponent zyskuje coraz większe poparcie, nie tylko pośród fanów los Ilicitanos, ale również w Fundacji Elche CF, która posiada blisko 60% akcji Franijverdes. Argumenty Anguixa mają moce podstawy, przez osiem lat rządów Sepulcre los Ilicitanos siedem razy kończyli kampanie ze stratami w budżecie. Za kadencji obecnego prezydenta klub zadłużył się na łączną kwotę 38 milionów €. Pośród licznych zarzutów jest też akcent polski. Pamiętliwi kibice wypominają Sepulcre, wówczas jeszcze wiceprezydentowi, doprowadzenie do sprzedaży Tomasza Frankowskiego.
Armia
Łatwo zauważyć, iż trudności finansowe odbiły się na składzie Franjiverdes. Wąską kadrę uzupełniono trzema zawodnikami rezerw, lecz nie wszystkie pozycje są należycie obsadzone. Nie ma zmiennika dla prawego obrońcy, wyraźny brakuje też defensywnego pomocnika – następcy reprezentanta Kolumbii Carlosa “El Roca” Sancheza. Na domiar złego na sprzedaży “Skały” do Aston Villi Elche zbyt wiele nie zarobiło, gdyż udział w prawach do zawodnika miało “third-party ownership”. Klub otrzymał maksymalnie połowę (różne źródła mówią o dwóch lub trzech milionach) z 6 mionów € zapłaconych przez angielski klub. Jako następcę Kolumbijczyka planowano zwerbować José Cañasa, który rozwiązał kontrakt ze Swansea. Między Elche a zawodnikiem istniało podobno wstępne porozumienie, lecz w całą operację wmieszał się Espanyol szukający uzupełnienia składu po sprzedaży Davida Lópeza do Napoli. Alternatywą los Ilicitanos był William Kvist ze Stuttgartu, ale ten wolał wybrać intratniejszą ofertę Wigan Athletic. Lukę tę wypełniono dopiero w drugiej połowie października sprowadzeniem Gaby’ego Mundingayiego znanego z występów w Lazio, Bolonii, a w ostatnich latach grzaniem ławki bądź trybun w Interze. Raczej “zapchajdziura” niż realne wzmocnienie. Jak do tej pory Belg nie został nawet zgłoszony do rozgrywek, ponieważ LFP blokuje taką możliwość, dopóki klub nie załata bieżącego budżetu.
Sytuacja finansowa i kadrowa przełożyła się na wyniki ekipy z Alicante. Wraz z zaskakującym zwycięstwem Córdoby stała się ona czerwoną latarnią La Liga. Największym problemem los Ilicitanos jest liczba traconych goli. Fran Escribá należy do trenerów kładących olbrzymi nacisk na grę defensywną. Jego filozofia mieści się w zdaniu: “jeśli nie pozwolisz przeciwnikowi zdobyć gola, jesteś blisko osiągnięcia swojego celu”. Taką strategię realizuje najczęściej Elche. Okopuje się na własnej połowie i czeka na okazję do kontry lub inny błąd rywali. W minionym sezonie Franjiverdes stracili zaledwie 50 goli. To mniej niż Sevilla (52), Real Sociedad (55) czy Valencia (53). Obecnie na liczniku już widnieje 30, a nawet nie dotarliśmy do połowy sezonu.
Cały blok defensywny z minionej temporady został rozmontowany. Nie ma defensywnego pomocnika, więc Escribá bazuje na dwóch pivotach w środku pola. Mosquera spisuje się na miarę oczekiwań, lecz nie można już tego powiedzieć o Adriánie Gonzálezie lub Pašaliciu. Dobrze współpracująca para stoperów Botia – Lombán została rozbita. Nowy nabytek na tę pozycję – Chilijczyk Enzo Roco jeszcze wpasowuje się do warunków La Liga, ale trzeba powiedzieć, że i tak radzi sobie na tyle, by nazwać go najlepszym środkowym obrońcą drużny. To Lombán niebywale obniżył loty. Wystarczy porównać statystyki skutecznych interwencji w defensywie na mecz (odbiór, przejęcie, wybicie lub blok): Enzo Roco osiągnął wynik 8,2, Lombán 6,9, gdy w zeszłej temporadzie Hiszpan mógł pochwalić się średnią skutecznością 8,9. Do tego dochodzi dyspozycja obu bramkarzy. Ani Herrera, ani Tytoń nie stanowią gwarantu bezpieczeństwa bramki Elche.
Defensywne nastawienie skutkuje małą liczbą szans pod bramką przeciwnika, a to przekłada się na zdobycz w postaci dwunastu goli. Aż połowa z nich to zasługa Jonathasa, czym wyrównał osiągnięcie najskuteczniejszego snajpera los Ilicitanos z poprzedniego sezonu, Boakye. Co więcej Brazylijczyk ma na swoim koncie również dwie asysty, zatem można stwierdzić, że niemal cała ofensywa Elche to w zasadzie jeden zawodnik. Przez fanów Franjiverdes Jonathas jest uważany za najlepszego napastnika jaki zawitał do klubu od czasów Frankowskiego i Nino.
Tytan?
Jak w tym całym galimatiasie odnajduje się nasz rodak? “Tytan”, bo podobno takie znaczenie ma nazwisko naszego bramkarza w tłumaczeniu na angielski, tak przynajmniej przekonywał jeden z komentatorów amerykańskiego ESPN. No cóż. Polskiemu bramkarzowi w barwach Elche do tytana daleko. Początki były przyzwoite. W pretemporadzie Tytoń zabłysnął obroną karnego w towarzyskim turnieju Trofeo Festa d’Elx, co pozwoliło ekipie Ilicitanos zwyciężyć z Villarrealem po konkursie “jedenastek” (7-6 , w regulaminowym czasie gry 1:1). Escribá przyznawał, że Polak ma zbliżone umiejętności do dotychczasowego bramkarza Manu Herrery, ale to Przemysławowi powierzył strzeżenie bramki Elche na starcie rozgrywek. Z miejsce w składzie pożegnał się po meczu z Eibrem, gdzie przysłużył się do jednego z goli straconych przez jego zespół.
Warto również przypatrzeć się w jaki sposób strzelona została pierwsza bramka. Pomijając oczywisty błąd obrońcy, nasz rodak bardzo swobodnie podszedł do zadania pilnowania bliższego słupka. Niestety, Tytoniowi zdarza się to bardzo często.
Polak przesiedział na ławce pięć kolejek, po czym powrócił do wyjściowego składu, ponieważ jego rywal doznał kontuzji barku. Na wyróżnienie zasługuje spotkanie z Getafe, gdyż był to pierwszy mecz w lidze, w którym nasz rodak nie wpuścił żadnej bramki. Niestety biorąc pod uwagę statystyki obronionych strzałów – 61,9%, Tytoń znajduje się w ogonie golkiperów La Liga. Jego wynik jest lepszy jedynie od trzech bramkarzy: Jesúsa Fernándeza (56,7%), Diego Mariño (61%) , obaj z Levante, oraz kolegi z zespołu Manu Herrery (58,1%). Jednak obecność obu zawodników Elche w tej klasyfikacji świadczy na korzyść naszego rodaka. Spora część winy spoczywać musi bowiem na defensorach. Pozwalają oni atakującym przeciwnikom wypracowywać sobie bardzo dogodne pozycje do oddania strzału, stąd tak niska skuteczność w ich obronie. Nie mniej sam Przemysław przed rozpoczęciem sezonu liczył na odbudowanie formy i powrót do kadry. W tej chwili zrealizowanie tego celu jest bardzo odległe, choć pojawiają się też pierwsze jaskółki. Polak został wybrany zawodnikiem meczu z Valladolid w Pucharze Króla, gdyż wybronił kilka piłek i tym samym uchronił swoją drużynę od porażki (0:0).
The Special One
Kiedy zespół odnosi beznadziejne wyniki pierwszym, w którego rzuca się mięsem i obarcza winą jest trener. Ale nie w Elche. Fran Escribá jest tu ostatnim w kolejce po prezesie Sepulcrze, Victorze Orcie i piłkarzach. Zatem najczęstszymi powodami tłumaczącymi kiepski start drużyny jakie usłyszeć można od kibiców Franijverdes są: atmosfera wokół klubu, dziury w klubowej kiesie, słaba forma lub jakość zawodników, a dopiero po tym pojawi się nazwisko szkoleniowca. Oczywiście nie w kontekście zwolnienia, ale sugerując konieczność wprowadzenia nowej taktyki oraz pozwolenie na częstsze występy niektórym z piłkarzy zaczynających mecze na ławce rezerwowych.
Silną pozycję Escriby potwierdza prezydent Federacji Fanklubów (Federación de Peñas), Carlos San José: “Trener jest nietykalny, ponieważ osiągnął to czego innym nie udało się przez 25 lat. Poprowadził klub do awansu, gdy nikt się tego nie spodziewał i zdołał utrzymać drużynę w pierwszej lidze. Ma niezbędne umiejętności, aby to powtórzyć”. Murem za szkoleniowcem stoją także piłkarze. Mosquera stwierdził wprost: “Jeśli ktokolwiek za zaistniałą sytuację winą obarcza trenera, nie ma pojęcia o futbolu”. Przykłady można mnożyć. Córdoba zmieniła już szkoleniowca, Almeria i Levante także, przyszłość sternika Deportivo wisi na włosku – zależy od przyszłego meczu, właśnie z Elche. Los Ilicitanos znajdują się w podobnej sytuacji, lecz propozycja rozwiązania współpracy z Escribą nadal jest dla nich równie niedorzeczna, jak choćby zwolnienie Paco Jémeza przez Rayo. Czy jest to irracjonalne? Nie, Fran to człowiek sprawdzony, który dowiódł swojej wartości, a nowy szkoleniowiec z pewnością nie byłby lepszy. Klubu nie stać na Mourinho, więc musi polegać na swoim “Mourinho Ilicitano”.
Elche o swój byt oraz przyszłość będzie musiało stoczyć wojnę na zarośniętej ziemi. Warto ich w tej walce wspierać, nie tylko ze względu na Przemysława Tytonia. Dlaczego? Po pierwsze, dzięki utrzymaniu ( i miejmy nadzieję nowym władzom), klub będzie miał szansę wyjścia na finansową prostą. Spadek natomiast skarze ich na wieloletnie błąkanie się po Segundzie. Po drugie, w zatrudnieniu przez los Ilicitanos Escriby oraz Orty widać przemyślaną strategię budowy klubu. Obca rzecz dla większości drużyn z dolnej połowy tabeli La Liga. Po trzecie, pozbawienie Primera División taktycznego alter ego Paco Jémeza ze swoim autorskim projektem byłby zbyt dużym ciosem w różnorodność rozgrywek. Po czwarte i najważniejsze, dla kibiców w liczbie ponad 21,6 tysięcy na mecz, których obecność daje Elche ósme miejsce w lidze pod względem frekwencji. Przychodzą, choć zespół ma kiepskie wyniki i nie gra ładnego dla oka futbolu. To musi być pasja.
Na ostatniej konferencji Escribá optymistycznie obiecywał, że druga część sezonu będzie lepsza, ale tak naprawdę tylko pot, krew i łzy może zapewnić Franjiverdes do końca tej kampanii.