Borja Ekiza, były zawodnik Athletic Club, tego lata opuścił drużynę z Bilbao i trafił do innej ekipy z Kraju Basków. Teraz gra na Ipurua, w barwach Eibaru, beniaminka, który przebojem wkroczył do Primera División. W wywiadzie dla baskijskiego portalu DEIA Ekiza opowiada o swoim byłym klubie i aklimatyzacji w nowej drużynie.
DEIA: Jak oceniasz swoje pierwsze pół roku w Eibarze?
Ekiza: Trzeba najpierw skończyć sezon by móc go ocenić, ale uważam też, że graliśmy dobrze w tym okresie i choć ostatnio nie idzie nam najlepiej to wciąż pracujemy by pokonać tę przeszkodę. Wiedziałem, że przechodzę do solidnej drużyny, w której nie zawsze będę grał, ale kiedy już to robiłem zawsze czułem się dobrze. Wciąż pracuję nad sobą. Nie ulega wątpliwości, że wszyscy w drużynie chcemy, by dynamika naszych ostatnich rezultatów uległa zmianie.
Znalazłeś tutaj to, czego szukałeś po opuszczeniu Athleticu?
Tak. Tu również jesteśmy jak rodzina. Kiedy musisz opuścić klub taki jak Athletic, gdzie spędziłeś dwanaście lat, z którym łączy cię tyle uczuć oraz wartości dotyczących pracy i solidarności, zawsze szukasz czegoś podobnego. Pojawiła się możliwość dołączenia do rozwijającego się projektu, jakim jest Eibar, a ja pragnąłem stać się jego częścią. Chciałem odzyskać głód gry po tym jak w Athleticu mogłem wystąpić tylko w kilku spotkaniach w sezonie
Pomimo tego Garitano nie zawsze daje Ci szanse zameldowania się w pierwszym składzie. Spodziewałeś się, że wywalczenie miejsca w podstawowej jedenastce będzie tak trudne?
Zawsze byłem świadomy tego, że za samo nazwisko czy liczbę rozegranych kiedyś meczów niczego nie dostanę. Co więcej, wiedziałem, iż w drużynie z tak solidną defensywą mogło być nawet trudniej się przebić niż w innych zespołach, ale chciałem znów poczuć tę samą chęć rywalizacji, co w Athleticu. Myślę, że podjąłem dobrą decyzję. Wciąż pracuję, by móc zachować maksymalną ciągłość gry.
Nie zagrałeś podczas pierwszych derbów na San Mamés, jednak jestem pewien, że i to obudziło w tobie wiele emocji, nawet gdy siedziałeś na ławce rezerwowych.
Trudno jest mi wyrazić te uczucia. Mimo tego że nie grałem, nigdy nie byłem w drużynie, która mierzyła się z Athletikiem. Na początku odczuwałem z tego powodu lekki niesmak, ale z drugiej strony moja ekipa rozegrała dobre zawody, uzyskaliśmy satysfakcjonujący rezultat. Zdobywanie punktów na San Mamés nigdy nie jest łatwe.
Biorąc pod uwagę to, że byłeś częścią klubu z Bilbao odkąd skończyłeś czternaście lat i fakt, iż rozegrałeś w jego pierwszej drużynie 82 mecze… Odejście musiało cię wiele kosztować.
Racja. Przez ostatnie cztery lata byłem członkiem pierwszego zespołu. Myślę, że w tym okresie prezentowałem się nieźle. Ale kiedy twoja drużyna rozgrywa dobry sezon, po którym awansuje do Ligi Mistrzów, a ty słyszysz, że twój trener na ciebie nie liczy… To jest zawsze trudne do przyjęcia, ale wtedy trzeba szybko reagować i po prostu dalej przeć do przodu.
Jak wyglądała Twoja rozmowa z Valverde, w której powiedział ci, że nie widzi dla ciebie miejsca w składzie, w nadchodzącym sezonie?
To był trudny czas. Nie mogłem w to uwierzyć, ale musiałem zaakceptować. Powiedział mi, że bardziej ceni innych zawodników na tej pozycji. W tym sensie dziękuję mu za szczerość, ponieważ dzięki temu miałem więcej czasu na znalezienie nowego klubu.
To był jeden z najgorszych momentów w twoim życiu?
Pod względem sportowym na pewno. Nawet najgorsza kontuzja, jakiej doznałem, nie była dla mnie tak trudna do zniesienia. Konieczność odejścia z Athleticu była dla mnie bardzo poważnym ciosem.
Masz żal do Valverde?
Nie, w końcu podjął tę decyzję jako trener, a im zawsze trzeba się podporządkowywać. No i nie można żyć przeszłością.
Prawda jest taka, że zagrałeś w jednym z początkowych meczów, jednak podczas pierwszej połowy doznałeś groźnej kontuzji, która wykluczyła cię na długi czas. Od tamtego momentu rozegrałeś tylko jedno spotkanie i w końcu musiałeś opuścić klub. Kuriozalne, nawet trochę dziwne…
Kuriozalne i dziwne, ale taka była rzeczywistość… Zaczynasz emocjonujący sezon, ale już na starcie otrzymujesz cios przez który musisz być z dala od drużyny… Po powrocie było bardzo trudno się przebić. Koledzy grali na niezwykle wysokim poziomie, więc jedyne co mi pozostało to skupić się i nadal pracować. A na koniec sezonu i tak okazało się że to nie wystarczyło, bo wystąpiłem tylko w dwóch meczach.
Podczas drugiego sezonu za czasów Marcelo Bielsy również grałeś na wysokim poziomie, ale przyszedł moment, kiedy sfaulował cię Cristian Rodríguez. Tamta kontuzja sprawiła ci podobne kłopoty.
Tak, to wejście było bardzo ostre, zdarzyło się podczas bardzo dobrego dla mnie okresu. Potem musiałem pauzować przez półtora miesiąca. Włożyłem wiele pracy by skrócić ten czas i znów być do dyspozycji Bielsy.
Za czym najbardziej tęsknisz z czasów, gdy grałeś w Athleticu?
Lubiłem wszystko. Spędziłem tam dwanaście lat a to bardzo dużo. Poza boiskiem również zawsze czułem się szanowany i doceniany. Mogę tylko przekazać fanom moje słowa wdzięczności. Teraz jednak jestem w Eibarze, muszę patrzeć przed siebie i cieszyć się tym, co mam. Tu również czuję się szczęśliwy.
Utrzymujesz kontakt z byłymi klubowymi kolegami?
Oczywiście! Często rozmawiam z San José, Iturraspe, Muniainem… Niedawno dzwoniłem do Kike Soli, by złożyć mu życzenia urodzinowe, i długo wisieliśmy na telefonie.
Dużo mówisz o tym, że trzeba cały czas patrzeć w przyszłość i rozwijać się. Jak odniesiesz się do opinii osób, które twierdzą, że powinieneś był zacisnąć zęby i przetrwać gorszy okres, tak jak w zeszłym roku zrobił to Etxeita?
Rozmowa, którą odbyłem z Valverde była bardzo jasna, przejrzysta. Nie było innego wyjścia. To było najlepsze rozwiązanie.
Jesteś bardzo pewną siebie osobą. Czy w zeszłym sezonie traciłeś czasem tę pewność?
Nie, bo kiedy nie grasz, nie możesz jej tracić. Wtedy musisz skoncentrować się na tym co robisz, trenować jeszcze ciężej, jeszcze intensywniej. Ja tak zawsze robiłem, ślepo wierzę siebie.
Myślisz, że grałbyś w pierwszym składzie w dzisiejszym Athleticu?
Mógłbym o tym myśleć ale mentalnie pozostaję w Eibarze. Chcę dać fanom radość z tego, że występujemy w Primera División, to wielkie osiągnięcie dla klubu. Na tym się skupiamy.
Wspomina się o tym, że Eibar i Athletic mają taką samą strefę bezpieczeństwa, dzielącą je od strefy spadkowej. Pięć punktów. [Wywiad został przeprowadzony pod koniec lutego i odniesienia do punktów w tabeli ligowej dotyczą tamtego okresu – przyp. red.]
To byłby poważny błąd, gdybyśmy myśleli, że mamy jakąkolwiek strefę bezpieczeństwa. Musimy iść od meczu, do meczu. Athletic jest oczywiście naszym rywalem, jednak w żadnym momencie nie możemy sobie pozwolić na dekoncentrację.
Porozmawiajmy o byłych trenerach Athleticu. Joaquín Caparrós podłożył fundamenty pod drużynę, ale to Marcelo Bielsa był tym, który uczynił ją wielką.
Ja zawszę będę wyróżniał Caparrósa. To on dał mi prawdziwą szansę. Nie tylko pozwolił mi zadebiutować, ale też obdarzył mnie wielkim zaufaniem, pozwalając mi wystąpić w dwudziestu kolejnych meczach a każdy z nich rozegrałem w pełnym wymiarze czasowym. Pod okiem Bielsy rozwinąłem się z kolei pod względem fizycznym, tak samo zresztą jak wszyscy piłkarze, którzy z nim współpracowali. To również bardzo doceniam.
Teraz służysz pod dowództwem Gaizki Garitano, który zdaje się mieć przed sobą świetlaną przyszłość na ławce trenerskiej.
To bardzo wymagający szkoleniowiec, nadaje drużynie charakter. Zaczął trenować bardzo wcześnie, ale zgadzam się, ja również sądzę, że w tej roli wiele osiągnie.
Jaki jest w bliższych relacjach?
Jest bardzo serdeczny, bardzo bezpośredni w stosunku do nas. Dodatkowym plusem jest tak, że był zawodowym piłkarzem. Doskonale wie jak funkcjonuje szatnia i dzięki temu potrafi z dnia na dzień świetnie zarządzać drużyną.
Athletic ma pierwszeństwo jeśli chodzi o możliwość wykupienia cię z Eibaru. W tej chwili możliwość powrotu to raczej skomplikowana sytuacja. Chciałbyś jeszcze kiedyś wrócić do Athleticu?
Nie myślałem o tym. Trudna sprawa, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że to nie zależałoby tylko ode mnie. Powrót pewnego dnia jest możliwy i całkiem realny, ale obecnie jestem w pełni skupiony na Eibarze. Podpisałem kontrakt na dwa lata i moim aktualnym celem jest pomoc drużynie tak, by w następnym sezonie zespół nadal mógł występować w Primera División.
Myślisz, że Athletic ma w tym sezonie szanse na tytuł? [Mowa o finale Pucharu Króla – przyp. red.]
Bez wątpienia, byłoby świetnie! Mają możliwość gry w finale, ale muszą podejść do rywala z respektem.
Wywalczycie to upragnione utrzymanie?
Mam nadzieję. Jesteśmy bardzo blisko celu. Mamy bardzo solidną drużynę z dobrym trenerem na czele… Ale nie chcę za bardzo wybiegać w przyszłość. Skupiamy się na najbliższym meczu.