W większości wypadków, kiedy dyrektor sportowy staje się największą klubową gwiazdą, niezbyt dobrze świadczy to zarówno o nim samym jak i zespole. Bywają jednak odstępstwa od tej reguły, co znajduje potwierdzenie chociażby w osobie Ramóna Rodrígueza Verdejy, czyli Monchiego.
Kiedy pada hasło „najlepszy scouting na świecie” wszyscy od razu myślą o FC Porto. I trudno się temu dziwić, bo przecież Portugalczycy faktycznie potrafią robić futbolowe interesy jak nikt inny… No prawie, bo w końcu jest też Sevilla, która swoją potęgę zawdzięcza wcześniej wspomnianemu Monchiemu. To właśnie on jest pomysłodawcą, twórcą, a także wykonawcą jednego z najlepszych projektów sportowych ostatniej dekady. Śmietankę oczywiście spijają inni, głównie trenerzy, tacy jak Juande Ramos czy obecnie Unai Emery. Dyrektor Sportowy andaluzyjskiego klubu na szersze wody wypłynął dopiero niedawno, choć nad Sevillą czuwa od 2000 roku, kiedy to uratował ją od popadnięcia w zgubną przeciętność. Dwanaście lat temu Blanquirrojos targały charakterystyczne dla hiszpańskich zespołów problemy – brakowało pieniędzy, zarząd popełniał rażące błędy administracyjne, a i pod względem sportowym było kiepsko, bo Sevilla wylądowała w Segunda División. Wówczas to właśnie Verdejo wraz z Roberto Alesem [prezydentem w latach 2000-2003 – przyp. red.] rozpoczął plan odbudowy klubu, który to następnie kontynuował u boku José Maríi del Nido. W ciągu kilku lat Blanquirrojos przeszli ogromną metamorfozę – przy pomocy Caparrósa wydostali się z drugiej ligi, spłacili lwią część długów (między innymi dzięki sprzedaży Reyesa i Sergio Ramosa), a w końcu z Juande Ramosem na ławce trenerskiej wkroczyli pewnie w swój najlepszy w historii okres. Efekty? Sevilla zwyciężając dziewięć lat temu w Pucharze UEFA zdobyła swoje pierwsze trofeum od 1948, kiedy to okazała się najlepsza w Pucharze Króla. Od 2006 roku wystąpiła również w dziesięciu finałach różnych rozgrywek, wygrała siedem z nich, a w środę będzie miała kolejną okazję aby jeszcze powiększyć kolekcję swoich zdobyczy.
Tego wszystkiego nie byłoby, gdyby nie Monchi, przez niektórych nazywany również „Midasem z Andaluzji”. Przezwisko faktycznie wydaje się być trafne, bo w dużej mierze to dzięki niemu Sevilla może dziś być spokojna o swoje finanse. Strategia zapewniająca klubowi właściwy rozwój i ciągłość wydaje się być dziecinnie prosta – przyszłe gwiazdy futbolu wychowujemy sami, bądź też wyszukujemy perełki w niższych lub nieznanych ligach, a za kilka lat sprzedajemy za wielokrotnie wyższą sumę. Któż z nas nie robił tak w Football Managerze? W ten sposób Monchi zarobił dla Sevilli “na czysto” ponad 350 milionów euro.
Oczywiście, to wszystko tylko brzmi tak banalnie. W rzeczywistości na sportowo-ekonomiczny sukces Sevilli pracuje cały sztab ludzi, w tym wyspecjalizowanych scoutów, dowodzonych przez – co za niespodzianka! – samego Monchiego. Przesiew odbywa się ze specjalnie przygotowanego schematu, podzielonego na odpowiednie kategorie, według których hierarchizuje się obszary poszukiwań:
Później przystępuje się do działania. Sam dyrektor sportowy Blanquirrojos opowiadał niedawno na łamach ABC de Sevilla o szczegółach planu, według którego wyszukuje się dla zespołu kolejnych piłkarzy. „Pracuje ze mną piętnaście osób, każda z nich odpowiedzialna jest za inne rozgrywki. Co miesiąc wszyscy przygotowują swoje najlepsze jedenastki, przedstawiają je sobie, dyskutują, a w grudniu z zebranego materiału tworzą całą bazę danych z ich zdaniem najlepszymi zawodnikami. W nowym roku kalendarzowym rozpoczynamy ścisłą selekcję, starając się do kwietnia określić około 120 najbardziej interesujących piłkarzy, tworząc z nich jedenastoosbowe zespoły. Następnie wybieramy poszczególnych zawodników pod względem ich profilu, który musi być jak najbardziej zbliżony do aktualnych potrzeb drużyny. Nieszczególnie zwracamy uwagę na ich pozycje – nigdy nie wiesz do jakiej roli będziesz akurat kogoś potrzebował.”
Monchi zaznacza jednocześnie, iż w swoich decyzjach zachowują pełną suwerenność – “Nigdy nie działamy na zlecenie trenera czy prezydenta. Jeśli kupisz kogoś według chwilowego kaprysu będzie to błąd – niezależnie, czy to na zlecenie szkoleniowca, włodarzy, lub nawet własnego widzimisię. Dzielenie się pracą jest kluczowe.”
Przez te wszystkie etapy eliminacyjne musiał przejść niemal każdy, kto potem trafiał na stałe do Sevilli. Z tego grona możemy wyróżnić chociażby takie postaci jak Adriano, Seydou Keita czy Dani Alves. Na przykładzie ostatniego z wymienionych możemy zresztą określi definicję idealnego transferu według Monchiego. Sam Verdejo mówił o tej operacji – “Dani spełniał wszystkie warunki, czyli był młody, nieznany i tani.” Brazylijczyk do klubu dołączył będąc wówczas tak zwanym no-namem, Bahia zadowoliła się kwotą 850tys. euro, jakie Blanquirrojos wyłożyli za prawego obrońcę. Puentę tej historii znamy wszyscy – po kilku latach Alves został odsprzedany Barcelonie za (w przybliżeniu) 41-jednokrotność tej sumy. Równie dobry interes Monchi ubił na Federico Fazio, wyciągając go za grosze z drugiej ligi argentyńskiej i sprzedając do Tottenhamu za dziesięć milionów w europejskiej walucie (kwota klauzuli). Tym podobne przykłady można zresztą mnożyć – Geoffrey Kondogbia, Gary Medel, Júlio Baptista, i tak dalej, i tak dalej…
Jak wielkie zaufanie do swojego dyrektora sportowego mają w Sevilli niech świadczą przykłady piłkarzy właśnie takich jak Alves, Luis Fabiano czy Frédéric Kanouté. “Juande Ramos nawet nie wiedział kim oni są!” – mówił swego czasu Monchi – „Najważniejsze jest to, że trenerzy wierzą w moją pracę. Kiedy oni osiągają sukces, osiągam go również i ja”.
Najlepsze okienko transferowe Sevilli w ostatnich latach? Kibice nie musieliby się długo zastanawiać, z pewnością wybraliby to sprzed poprzedniego lub sprzed bieżącego sezonu. Warto jednak sięgnąć pamięcią dekadę wstecz. Wcześniej tak udane okienko, kiedy przebudowano niemal cały trzon kadry, miało miejsce tylko raz – przed sezonem 2005/06. Sprzedano wtedy Sergio Ramosa oraz Júlio Baptistę, którzy razem kosztowali 47 milionów, oraz pozbyto się kilku innych, niegwarantujących odpowiedniej jakości zawodników, a w ich miejsce, za grosze sprowadzono piłkarzy takich jak Kanouté, Maresca, Dragutinović, Fabiano czy Palop. Podjęte wówczas ryzyko opłaciło się, bo to Ci zawodnicy przez lata stanowili o sile zespołu, stworzyli podwaliny pod Sevillę dwóch Pucharów UEFA, poniekąd rozpoczęli jej złoty okres.
W ostatnich latach Sevilla przeszła przez kolejne wielkie rewolucje kadrowe. Z klubu odchodziły jego następne filary, czyli m.in. wcześniej wspomniany Federico Fazio, Alberto Moreno, Álvaro Negredo, Jesús Navas czy Ivan Rakitić. Wydawało się, że po takich ubytkach trudno będzie drużynie prowadzonej przez Unaia Emery’ego osiągać równie znaczące sukcesy, ale Blanquirrojos, jak na futbolowych pogromców mitów przystało, postanowili obalić także i ten. Wszyscy znamy wyniki Sevillistas z poprzedniego i bieżącego sezonu – dwa finały Ligi Europy w ciągu dwóch lat to na pewno nie jest efekt przypadku. A przecież wydawało się, iż te rezultaty są praktycznie nie do osiągnięcia. Znów do drużyny dołączali głównie piłkarze mało lub w ogóle nieznani, a jednak wciąż zapewniający odpowiednią jakość – Aleix Vidal przyszedł z Almeríi za trzy miliony, dziś łączony jest nawet z Barceloną. Podobne kwoty Monchi wydał na zawodników takich jak Timothée Kołodziejczak, Daniel Carriço czy Nicolás Pareja – wszyscy w swoich poprzednich klubach niechciani, niedoceniani czy źle wykorzystywani, a w Sevilli stanowiący o realnej sile zespołu. Nie ma się jednak co dziwić, skoro pod obserwacją scoutów Blanquirrojos pozostawali nawet przez kilka lat. Tak było chociażby w przypadku Grzegorza Krychowiaka czy Aleixa Vidala, którego Monchi wypatrzył jeszcze za czasów, gdy Katalończyk wraz z Almeríą grywał w Segunda División. Ryzyko zostało tu skutecznie zminimalizowane, żeby nie powiedzieć wręcz wyeliminowane.

Od lewej: Unai Emery (szkoleniowiec Sevilli), José Castro Carmona (jej prezydent) i Monchi
Źródło: mundodeportivo.com
Wydaje się więc, że póki Monchi pracuje w andaluzyjskim klubie, nic mu nie grozi. Ale jak długo tak będzie? Już teraz w swoich szeregach chcieliby go mieć najwięksi. Co chwila przebąkuje się o możliwych przenosinach dyrektora sportowego, a to do Bayernu, bo niby spotykał się z Guardiolą, a to do Barcelony, gdzie miałby być silnym argumentem na korzyść Benedito w nadchodzących wyborach. Swoje zainteresowanie zgłaszał także Liverpool. Jak ustosunkowuje się do tego wszystkiego sam Monchi? „Jestem bardziej Sevillistą niż dyrektorem sportowym. Zostanę tutaj tak długo, jak długo będą mnie chcieli” A chcą nadal, bo choć obecna umowa Verdejy kończy się w 2017 już teraz prezydent klubu, José Castro zaproponował mu nową, pięcieloetnią umowę. Biorąc pod uwagę to jak prosperuje klub ze stolicy Andaluzji raczej nie powinniśmy spodziewać się w tym temacie szczególnych zwrotów akcji.
– – –
Felieton nominowany do tytułu „Tekst Roku ¡Olé! 2015”. Zobacz wszystkie nominacje ►