
Kiedy w ubiegłym roku w ostatnim dniu okienka transferowego Álvaro Negredo, hucznie zapowiadany jako „la bomba”, przychodził na Estadio Mestalla, można było złapać się za głowę na myśl o potencjalne ofensywnym walenckiego klubu. Rodrigo Moreno, Paco Alcácer i wreszcie Álvaro Negredo — jak ich pomieścić i pogodzić? — padało pytanie. Minęło ponad trzynaście miesięcy, a znalezienie skutecznego napastnika jest głównym problemem Nuno Espírito Santo. Przyszedł czas radykalnych metod i decyzji.
Problem jest niepodważalny — Valencia ma trzech napastników, którzy potwierdzali już w Europie swoją wartość, mimo to, żaden nie gryzie, żaden nie straszy, żaden nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Jak to możliwe? Tym bardziej przy tylu kreatywnych pomocnikach?
Zalążki niepożądanego zjawiska widzieliśmy już w poprzednim sezonie. Dani Parejo, notabene: środkowy pomocnik, był najlepszym strzelcem zespołu z Walencji. Niemal każdy zdawał sobie sprawę, że problem istnieje, ale nie był aż tak istotny, skoro Nietoperze były na właściwej drodze do Ligi Mistrzów. Kiedy było trzeba, napastników wyręczali skrzydłowi Feghouli oraz Piatti. Parejo miał sezon życia. Stałe fragmenty były grane niemal z automatu. W razie czego, skórę ratował Nicolas Otamendi. Nie ma co odbierać wszystkiego wspomnianym napastnikom, bo parę trafień dołożyli, ale mam wrażenie, że znajdując się tak często w polu karnym, przy tylu podaniach, po prostu musieli umieścić coś w siatce. Ponadto umówmy się: jeśli celujesz w Ligę Mistrzów, to od napastnika wymagasz.
W tym momencie żaden z nich nie jest skuteczny ani tym bardziej w formie. W poprzedniej kampanii było podobnie, nie licząc początku sezonu w wykonaniu Paco, co poskutkowało powołaniem do reprezentacji narodowej, w której zadomowił się na stałe. W perspektywie kilkunastu miesięcy miewali wyłącznie momenty, więc to zagwozdka trenera obecna w walenckim klubie od paru miesięcy.
Przypadki pod mikroskopem
Na początek sprawa Rodrigo Moreno. Dość powiedzieć, że kosztował 30 mln euro i jest najskuteczniejszym piłkarzem w historii hiszpańskich młodzieżówek. Nadzieje związane z nim były gigantyczne, póki co jest wyłącznie rezerwowym. Nuno widzi go w roli skrzydłowego z racji szybkości i skłonności do pojedynków jeden na jeden. Grając na dziewiątce, zaliczał wyjątkowo dyskretne występy. Był tak bezrobotny, że wracał się głęboko po piłkę, w efekcie nie było nikogo w szesnastce. Rodrigo jako napastnik został szybko skreślony, zwłaszcza mając w pamięci jego nieskuteczność przy wykańczaniu sytuacji. Przez moment wydawało się, że będzie idealny jako wsparcie dla prawdziwego napastnika, operując tuż za nim, będąc wolnym elektronem i skupiając uwagę obrońców swoją mobilnością. W paru meczach to skutkowało, robił miejsce Paco i Negredo, ale w dłuższej perspektywie Valencia cierpiała.
Dalej — Paco Alcacer, czyli ostatnio podstawowy napastnik mistrzów świata. W zeszłym sezonie miał fantastyczny start, ponadto jego trafienie w ostatnim meczu z Almerią pozwoliło awansować do Ligi Mistrzów. Jednakże w środku sezonu zniknął zupełnie. Przypadek o tyle tajemniczy, że w reprezentacji gra skutecznie do bólu, w klubie jest już innym, gorszym piłkarzem. Poniekąd to zrozumiałe z racji stylu i liczby sytuacji kreowanych przez Hiszpanię. W Valencii musi się odnaleźć w zupełnie innej roli. I, niestety, nie daje rady. Jak bardzo głodny jest goli, pokazał ostatni mecz z Malagą, kiedy to 22-latek posprzeczał się z Danim Parejo o wykonywanie rzutu karnego. Kapitan wziął piłkę, a Paco wyraźnie podirytowany sugerował, że to jemu przydałoby się przełamanie. Wychowanek próbuje grać kombinacyjnie, ale przede wszystkim żyje z podań partnerów. Potrafi strzelić Realowi Madryt, potrafi nie wykończyć żadnej piłki przez parę meczów z rzędu, jak ostatnio. Jego notowania stoją najwyżej u Nuno, ale nie ma co się oszukiwać — wszyscy na Mestalla czekają na właściwą wersję Paco.
Ocena Alvaro Negredo jest najtrudniejsza, jak i najbardziej złożona. Nie trzeba dowodzić, że był w czołówce napastników w Europie czy też, że swego czasu potrafił karcić obrońców i dręczyć bramkarzy. Do Valencii przychodził po poważniejszej kontuzji, minęło parę miesięcy, zanim wrócił na murawę. Odnaleźć nie może się do teraz. Gdybyśmy zobaczyli kompilację jego występów z poprzedniego sezonu, mogłaby na nas zrobić wrażenie. Kibice Valencii bardziej w pamięci jednak mają jego niewidoczność, nieskuteczność i brak przydatności. Co najważniejsze, wiele zajął mu powrót do odpowiedniej formy fizycznej. Alvaro sam przyznawał, że brakuje mu pewności siebie. YouTube obiegały filmy z jego niesamowitymi akcjami w czasie treningów, w czasie meczu nie oddaje w ogóle strzałów silną lewą nogą, na siłę szuka oddania piłki. Stary Negredo, mając trochę miejsce na szesnastce, uderzałby bez namysłu. El Tiburon jest silny fizycznie, cały mecz walczy z obrońcami, wywalcza wiele rzutów wolnych, ale koniec końców: nic z tego nie ma. Nie uczestniczy w pressingu, choć wraca się pod własną bramkę przy stałych fragmentach gry przeciwnika. Kiedy jednak Nietoperze bronią, robią to w dziesiątkę. Ma wiele doświadczenia, ale brakuje mu dynamiki i bycia pod grą. Trzeba by połączyć atuty jego i Paco, by stworzyć napastnika, który mógłby stanowić siłę Valencii.
Zawodnik | Mecze w poprzednim sezonie | Gole | Asysty |
---|---|---|---|
Rodrigo Moreno | 32 | 4 | 5 |
Paco Alcacer | 36 | 14 | 6 |
Alvaro Negredo | 34 | 6 | 5 |
Taktyka wrogiem
Na Mestalla nie są przyzwyczajeni do takiej sytuacji, bo to klub wielkich napastników. Tylko w ostatnim czasie mogli opierać swoją grę na Davidzie Villi czy później Roberto Soldado. Teraz na napastników trzeba pracować, a nie liczyć, że zrobią najważniejszą robotę sami.
Dziewiątka w wizji Nuno Espirito Santo to, trzeba przyznać, bardzo niewdzięczna rola. Napastnik zwykle jest osamotniony, przez sporą część meczu irytuje się tym, że biega za piłką, musi dostosowywać się to warunków, jakie narzuca rywal. Los Ches mają w zwyczaju grać głęboko cofnięci, zapraszać przeciwnika na swoją połowę, dla napastnika nigdy nie jest to wygodne ani komfortowe. Tak nie można wykorzystać walorów Alvaro Negredo. Próby gry na dwóch napastników bywały owocne, aczkolwiek Nuno preferuje mieć silny, stabilny środek pola, więc nie zgodzi się, by dwóch snajperów było stałym wariantem. Co najwyżej: świętem.
Mówiło się, że teraz Alvaro Negredo odpali. Na wakacjach, zamiast laby i czynności błogich dla ducha, solidnie pracował nad sylwetką i formą fizyczną. Przyjechał do klubu smukły, chudszy, dynamiczniejszy. Od samego początku okresu przygotowawczego miał pokazać, że wraca do poważnej gry. Jeszcze eliminacje do Ligi Mistrzów mogły napawać optymizmem, bo takiego gola jak z Monaco nie strzela byle kto. Czym dalej w sezon, tym problemy identyczne jak przed rokiem. Piłka nie trzyma się nogi, nie ma zrozumienia z partnerami, nie dochodzi do podań, przede wszystkim nie może trafić do siatki, kiedy już z futbolówką się spotka. U Paco Alcacera bliźniaczo podobnie.
W tym szaleństwie jest metoda?
Podstawowe pytanie brzmi: zdecydować się na napastnika dynamicznego czy silnego? Jak dotąd, Nuno rotował i szukał powiązań. Paco Alcacer świetnie rozumie się z Andre Gomesem czy Rodrigo, z kolei Negredo strzela po podaniach Rodrigo de Paula, w miarę też radzi sobie w tercecie z Piattim i Feghoulim. Grali na zmianę, dopóki ktoś nie wykazał się trafieniem czy lepszym fragmentem, który mógłby wskazywać na lepsze czasy. Bez skutku. Ten sezon obnaża problemy, a Nuno swoimi decyzjami wręcz krzyczy: hej, spójrzcie, coś tu jest nie tak!
Kiedy debata na temat postawy napastników zrobiła się głośniejsza w przerwie reprezentacyjnej, szkoleniowiec Valencii dolał oliwy do ognia, zostawiając Alvaro Negredo dwa razy z rzędu na trybunach, pomimo braku alternatyw na ławce rezerwowych. Napastnik sprowadzony za 28 mln euro z Manchesteru City nie siedzi nawet na ławce, nie mieści się do meczowej osiemnastki. Kibice, jak i media grzmią, a Negredo — eufemistycznie mówiąc: wkurzony — cały wrze. Dziennikarze pytają: co się dzieje? Nuno łże: decydują aspekty sportowe. Z kolei media dzień wcześniej rozpisują się, że de Paul i Negredo błyszczą na treningach. Obaj zostają odesłani na trybuny. El Tiburon zza kierownicy rzuca ironicznie: przynajmniej kolejne dni wolnego…
Negredo na trybunach. Trener bardziej ceni Paco, Rodrigo i Santiego Minę. Relacje obu panów nie są najlepsze. Jedni spekulują, że to powody osobiste, inni wskazują, że Nuno chciałby wyzwolić w napastniku mityczną „sportową złość”, czyli zmobilizować go tym, by odegrał się na boisku. Jedno jest pewne: kiedy go nie było, Paco nie był w dobrej dyspozycji, ale Valencia wygrywała.
Nie jest tajemnicą, że w szatni walenckiego klubu iskrzy. Teraz cierpią na tym właśnie Negredo, de Paul i Vezo. Inni piłkarze mieli wyrazić swoje zdanie, że chcieliby napastnika ponownie w kadrze meczowej. Kibice również stoją po jego stronie, ale Nuno kopie coraz głębszy dół. Pytanie: zakopie w nim napastnika za 28 mln czy może siebie? Portugalski trener miał porozmawiać z zarządem i postawić sprawę jasno: jeśli do zimy Negredo mnie nie przekona, proszę o transfer innego napastnika. Główny zarzut adresowany do wychowanka Rayo to „bycie poza grą”, nie wspiera partnerów, przegrywa rywalizację z obrońcami, nie angażuje się w założenia taktyczne.
Trudno odgadnąć, co siedzi w głowie Nuno Espirito Santo ani jaki jest jego plan. Być może właśnie próbuje odbudować renomowanego piłkarza, a być może już postawił na nim krzyżyk. Skuteczność nie wróciła. Nietoperze z ledwością wygrywają, nie błyszczą, tym bardziej nie są widowiskowi. Więcej odpowiedzi poznamy już przy okazji najbliższych powołań na mecz z Atletico. Nuno stworzył państwo w państwie, więc póki ma po swojej stronie zarząd i właściciela, jego decyzje są nieograniczone i niepodważalne. Tajemnice szatni będą wkrótce wychodzić na jaw, ale pozostaje pytanie: czy uda się odzyskać napastników? Inaczej myśli o sukcesach można włożyć między bajki.
PYTANIE DO CZYTELNIKÓW: KTO I DLACZEGO POWINIEN GRAĆ W PIERWSZYM SKŁADZIE VALENCII? ZAPRASZAMY DO DYSKUSJI.