
David Barral to zawodnik, którego statystyczny kibic Primera División może kojarzyć, ale niekoniecznie do końca znać. Tymczasem ten 31-letni zawodnik Levante przeżywa w tym sezonie swoją drugą młodość, a być może nawet puka do kadry La Furia Roja!
Pewnie kilka osób po przeczytaniu tego ostatniego zdania może uznać mnie za jakiegoś szaleńca czy fanatyka talentu urodzonego w San Fernando pod Kadyksem piłkarza. Jego ostatnie osiągnięcia mówią jednak same za siebie. O ile przez pierwszą część tego sezonu na boisku wyglądał blado — podobnie zresztą jak całe Levante — to w tym roku kalendarzowym prezentuje się naprawdę nieźle. Z dziewięcioma trafieniami Barral jest czwartym po Alberto Bueno (16 goli), Aritzie Adurizie (12) i Sergio Garcíi (11) najlepszym hiszpańskim strzelcem obecnego sezonu La Liga. Jeśli jednak spojrzeć na statystki tylko z roku 2015, to tutaj napastnik Żab z ośmioma golami ustępuje już tylko Bueno.
Ale Barral to nie tylko gole. Dla Levante, były zawodnik Sportingu Gijón, to również wartość dodana w typowej boiskowej walce. Można mu w niektórych sytuacjach zarzucać zbyt wiele agresywności, ale Hiszpan po prostu nigdy nie odpuszcza, stąd też wynika nagromadzenie przez niego dość dużej ilości żółtych kartek w tym sezonie (ma ich na ten moment tyle co goli, czyli dziewięć — przyp. red.). Nic więc dziwnego, że porównuje się go momentami nawet do Luisa Suáreza — nie tylko ze względu na styl gry, wygląd, ale też zadziorność.
Barral w Turcji kariery nie zrobił, ale… starł się z Didierem Drogbą!
Powrót z nieudanej podróży
Super-strzelec Levante do drużyny z Estadio Ciudad de Valencia przybył latem 2013 roku, wracając tym samym po nie do końca udanej przygodzie w Turcji. Do tamtejszego Ordusporu przeszedł ze wspomnianego już wcześniej Sportingu Gijón rok wcześniej (za dwa miliony euro — przyp. red.). W zespole, wówczas występującym drugi sezon w Süper Lig, miał stworzyć hiszpańskie trio wraz z Agusem (obrońcą) oraz Javito (skrzydłowym). Ostatecznie jednak ten ostatni opuścił Turcję już po pół roku, a Barral wraz z Agusem dograli cały sezon, zaliczając przy tym spadek z tamtejszej ekstraklasy. Napastnik wystąpił w 27 meczach, w których strzelił zaledwie cztery gole. Dużo lepszy był pierwszy rok wychowanka Realu Madryt w Walencji — w lidze wystąpił w 32 spotkaniach, w których zdobył osiem bramek, co jak na preferujący dość defensywny styl zespół, prowadzony wtedy przez Joaquína Caparrósa, było wynikiem co najmniej przyzwoitym.
Cień piłkarza i kapitalny nowy rok
Jego drugi sezon w barwach Levante miał być równie dobry. Szybko jednak okazało się, że drużyna pod wodzą nowego szkoleniowca José Luisa Mendilibara w tym sezonie nic nie ugra. Bask nie miał kompletnie pomysłu na grę; nie tylko wyniki, ale również styl prezentowany przez Żaby wołał o pomstę do nieba. Można podejrzewać, że taki sposób prowadzenia drużyny nie sprawdziłby się nawet w Segunda División, a co dopiero w Primera… Atmosfera wokół klubu odbiła się również na formie Barrala. Ten w ciągu pierwszych ośmiu meczów tego sezonu zaliczył zaledwie jeden pełny mecz (poza tym pięciokrotnie w tym okresie został ściągnięty przed upływem 75. minuty — przyp. red.), a co dopiero mówić o jakimkolwiek golu.
Trzydziestojednolatek odżył w tym samym momencie co Levante, czyli po odejściu Mendilibara. Dość powiedzieć, że przecież swoje wszystkie gole w tym sezonie strzelił już pod wodzą nowego trenera, czyli Lucasa Alcaraza. To też jednak nie przyszło szybko. Do końca 2014 roku nadal nie prezentował odpowiedniej formy, odzyskał ją dopiero po La Nochevieja, czyli Sylwestrze. Już 15 stycznia rozegrał kapitalny mecz w Pucharze Króla z Málagą — na boisku pojawił się wtedy w 61. minucie, przy stanie 0:2 dla gości (w pierwszym meczu również oni wygrali takim samym wynikiem). Wydawałoby się, że sytuacja była fatalna, a tymczasem… Jeden gol, drugi gol i jeszcze asysta przy trafieniu Juanfrana odmieniły losy meczu. Kiedy tuż przed rozpoczęciem doliczonego czasu gry Hiszpan trafił po raz trzeci, przy ewentualnym wyniku 4:2, ostatnie minuty zapowiadały się wprost niesamowicie. Ostatecznie jednak okazało się, że nasz bohater ręką skierował piłkę do siatki, za co został „nagrodzony” drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska. Typowy Barral, chciałoby się rzec.
Można powiedzieć, że doświadczony napastnik ma w tym sezonie sposób na Los Boquerones. Jego przebudzenie w lidze, pierwszy gol od trafienia z Almeríą z początku listopada, również nastąpiło w meczu z drużyną Javiego Gracii. To był mecz szczególny nie tylko dla samego piłkarza, ale również całego klubu. Barral zaliczył bowiem hat-tricka, pierwszego w historii występów Levante w Primera División ustrzelonego przez piłkarza z Hiszpanii. Potem przyszły jeszcze: decydująca bramka zdobyta w ostatnich sekundach arcyważnego meczu z Granadą oraz wyrównujące trafienie w ostatecznie wygranym meczu z Eibar. Bardzo dobrą formę na wiosnę potwierdził strzelając trzy gole w potyczce ligowej z Málagą, a wyczyn ten powtórzył trzy kolejki temu w meczu z Almeríą.
Dostanie szansę od del Bosque?
Hiszpania od momentu pożegnania się z kadrą Fernanda Torresa i Davida Villi pozostaje bez bardziej doświadczonego napastnika. Jasne jest, że Álvaro Morata czy też mogący ewentualnie grać na środku Pedro to zawodnicy z europejskiej czołówki, niemniej na pewno ciekawie byłoby zobaczyć jeszcze Barrala w czerwonym trykocie reprezentacji Hiszpanii, choćby w jakimś meczu towarzyskim. Być może pobiłby wtedy rekord Ferenca Puskása, który w 1961 roku zadebiutował w drużynie La Roja w wieku 34 lat.
A czym, oprócz liczb, można by uwarunkować powołanie dla Barrala? Choćby tym, że podobnie jak jeszcze bardziej doświadczony od niego Aritz Aduriz świetnie gra głową, a do tego jest prawdziwym boiskowym walczakiem. Tego w ostatnim czasie, patrząc na grę Hiszpanów w eliminacjach Euro 2016, zdecydowanie brakowało…