Za Kiko Ramírezem pierwsze sześć spotkań w Lotto Ekstraklasie. Stwierdzenie, że Hiszpan już zaskarbił sobie sympatię kibiców Białej Gwiazdy byłoby przesadą, jednak start szkoleniowca w klubie z Reymonta można uznać za całkiem udany.
Krytyka zewsząd
„Wisła to moje największe wyzwanie” — zapowiadał Kiko po przyjściu do Krakowa. Trudno było się z tym nie zgodzić, bowiem praca, dodajmy bez sukcesów, na czwartym poziomie rozgrywkowym w Hiszpanii to znacznie niższe progi. Przed trenerem jeszcze daleka droga, by temu wyzwaniu podołać w stu procentach, ale na razie uczciwe należy przyznać, iż początek przygody w Wiśle dla Kiko jest jak najbardziej udany.
Chyba nikomu nie trzeba przypominać jakie perturbacje w ostatnich miesiącach przeszła Wisła Kraków. Cała sytuacja z pseudo-właścicielem klubu, ostatnio zresztą zatrzymanym, została przedyskutowana w tę i we w tę, a wszystko odbiło się na zespole, który latem ubiegłego roku przez siedem meczów z rzędu nie potrafił zdobyć choćby punktu. Kiedy na boisku wszystko zaczynało wyglądać lepiej, to z klubem nieoczekiwanie pożegnał się Dariusz Wdowczyk, a od nowej rundy zatrudniono właśnie Kiko.

Na przełomie sierpnia i września Wisła notowała fatalną passę siedmiu meczów bez punktu. Najboleśniejsza była porażka ze Śląskiem u siebie aż 1:5 | Foto: P. Marczewski, Wisła Kraków
W zasadzie większości ludzi ze środowiska polskiej piłki niełatwo było zrozumieć decyzję o powierzeniu prowadzenia zespołu Hiszpanowi z Tercera División. W naszym kraju chyba nie ma dziennikarza czy eksperta, który nie zabrałby głosu na ten temat zazwyczaj wypowiadając się negatywnie — przecież to cios w polskich szkoleniowców, a i udać się nie ma prawa. Da się to jednak zrozumieć. Przecież 46-latek w Polsce był zupełnie anonimowy, a jego CV ubogie. Jako piłkarz Kiko nie posmakował wyższego szczebla, niż trzeci poziom rozgrywkowy w Hiszpanii. Trenerem stał się już po trzydziestce, ale na tym polu również nie pracował wysoko, o czym już wspomnieliśmy. Gimnàstic Tarragona, L’Hospitalet czy Castellón, to nazwy klubów, które raczej nie wywołują u polskich kibiców większych emocji. Do mnie jednak może nie tyle, co trafiało, ale było racjonalnym argumentem, przesłanie Małgorzaty Saraptaty, prezes Wisły w programie „Stan Futbolu” Krzysztofa Stanowskiego, która przyznała, iż „klub nie chciał być niewolnikiem zamkniętego kręgu trenerów”.
I jest w tym sporo prawdy, bo czasami wydaje się, że trenerzy w Polsce bez przerwy wymieniają się drużynami. Gdy przed telewizor zasiada kibic oglądający naszą ligę od czasu do czasu widzi te same twarze na ławkach trenerskich, ale już w innych miejscach pracy, to ma prawo się pogubić. Jan Urban zaczynał sezon w Poznaniu, a już jest we Wrocławiu, Dariusz Wdowczyk zawitał do Gliwic, w których w tym sezonie dwukrotnie pracował Radoslav Latal. Kazimierz Moskal trafił do Pogoni, po tym jak w Szczecinie pożegnano Czesława Michniewicza, którego przygarnął Bruk-Bet, a ostatnio zwolnił. Kto poprowadzi zespół z Niecieczy? Media już spekulują, że może być to Mariusz Rumak, a przecież jeszcze w grudniu opiekował się on Śląskiem. Dodam tylko, że każdego z tych szkoleniowców doceniam i darzę szacunkiem, przecież osiągali mniejsze lub większe sukcesy, jednak należy przyznać, że tych zmian jest za dużo. Jednak w dużej mierze jest spowodowane nieprzemyślanymi decyzjami prezesów, którzy zazwyczaj przedwcześnie zwalniają trenerów.
Wracając do tematu —szansa dla Kiko może stać się pokazaniem, że zatrudnianie bez końca tych samych nazwisk, tyle, że w innych klubach, a potem ich żegnanie po pierwszej nieudanej serii nie jest jedynym wyjściem i czasem warto zrobić coś innego. Nie wiem czy Wisła musiała sięgać aż tak głęboko, ale przecież nic nie dzieje się bez przypadku, tak i osoba Kiko nie wzięła się znikąd. Żadne to odkrycie, że pomysł o nowym trenerze jest autorstwem dyrektora sportowego klubu, też Hiszpana, Manuela Junco, który od października ubiegłego roku jest w klubie.
„To ja jestem odpowiedzialny za przyjście Kiko do naszego zespołu” — przyznał Junco na jednej z konferencji, po chwili dodając — „Szukaliśmy trenera dla Wisły. Nie, nie znałem go osobiście, ale otrzymałem o nim bardzo dobre opinie. Zaletą jest m.in. to, że jego ekipy są świetnie przygotowane, a on z piłkarzy potrafi wydobyć wszystko co, najlepsze”. Wisła pod wodzą Ramíreza w sześciu rozegranych meczach nikogo nie powaliła na kolana, trenera jeszcze nie możemy nazywać ulubieńcem publiczności, ale nikt też na razie nie powinien narzekać. Wszak w tabeli Wiślacy są już na szóstym miejscu i jeśli utrzymają taką dyspozycje, to są duże szanse, że po roku przerwy powrócą do grupy mistrzowskiej.
Powiew świeżości
Cztery zwycięstwa w sześciu spotkaniach to bilans Wisły odkąd piłkarze z Reymonta są pod batutą Ramíreza. Nie ma co na razie wciskać tanich powiedzonek, że teraz zespół z Krakowa gra „tiki-takę”, jak Barcelona. Tak daleko iść nie zamierzam, bo prawdopodobnie Wisła Kiko, ani innego trenera nie będzie grać, jak Duma Katalonii. Jednak Białą Gwiazdę w porównaniu z innymi zespołami Ekstraklasy, niekiedy nawet tych będących wyżej w tabeli, ogląda się całkiem przyjemnie i wypada to po prostu przyznać.
Wystarczy przypomnieć sobie chociażby ostatnie spotkanie przeciwko innej Wiśle, tej z Płocka. Wynik mógł być różny, ale ostatecznie to Krakowianie cieszyli się ze zwycięstwa 3:2. Przy Reymota odbyło się prawdziwe widowisko, coś, co emocjonuje kibiców i zachęca do oglądania. W pozostałych meczach rudny rewanżowej gra Wisły nie zawsze wyglądała zachwycająco, ale w drużynie rzeczywiście widać powiew świeżości i dobre przygotowanie do rudny, co, przynamniej na razie, pozwala się jej piąć w górę tabeli.
Jest oczywiście zbyt wcześnie, by oceniać pracę Kiko Ramíreza jako udaną, bo za nim dopiero sześć kolejek i awans do pierwszej ósemki nie jest jeszcze zapewniony. Jestem jednak przekonany, że gdyby 13-krtoni mistrzowie Polski zanotowali gorszy start tej wiosny krytyka w kierunku Hiszpana byłby nieustannymi ostrzałami, które zresztą padały jeszcze zanim zadebiutował on w polskiej lidze. Na razie jednak szkoleniowiec broni się wynikami i niezłą postawą formą prezentowaną przez jego
Co dalej?
Oczywiście, wciąż pozostaje wiele pytań na temat tego, co dalej z Wisłą. Najważniejsze to znaleźć się w ósemce po trzydziestej kolejce, ale na razie Biała Gwiazda jest na odpowiedniej drodze ku temu. Ponadto pojawiają się głosy, że Kiko Ramirez wobec kilku swoich zagranicznych transferów nie będzie dawał szansy młodzieży. Otóż, dopiero przekonamy się, jak będzie to wyglądać na dłuższą metę — na razie jednak nie ma co spekulować na ten temat, bo do końca sezonu wiele się może zdarzyć, a póki co warto raz jeszcze przypomnieć, że po stronie szkoleniowca stoją wyniki. A jak będzie dalej? Zobaczymy.
Warto kolejny raz podkreślić, że to jeszcze nie czas by wychwalać Kiko Ramíreza i „hiszpański projekt” Wisły, tak jak i wcześniej nie powinno się z góry skreślać 46-latka. Jestem w stanie zrozumieć początkowe oburzenie całą sytuacją, jednak Wisła pokazała, że może czasem warto pójść inną drogą niż większość podążała do tej pory i postawić na rozwiązanie niekonwencjonalne. Wprawdzie to, czy ten ruch okazał się w stu procentach słuszny okaże się za kilka, może kilkanaście tygodni, jednak mam przeczucie, że w razie powodzenia Kiko w Krakowie jego zasługi mogą być w naszym kraju nieco mniej podkreślane, niż w przypadku klęski. Wszak to Hiszpan z Tercera División.