Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się o możliwym opuszczeniu szeregów Królewskich przez Lucasa, który podobno otrzymał oferty z Deportivo i Espanyolu. Dziś nikt nie wyobraża sobie Realu bez Hiszpana, a Vicente del Bosque jego świetne występy wynagrodził powołaniem na mistrzostwa Europy. Jak to się stało, że Vázquez przebył tę drogę? Co stoi za jego sukcesem?
Siódmy w kolejce
W lecie 2015 roku Lucas został „pełnoprawnym” piłkarzem Espanyolu. Klub z Barcelony postanowił bowiem skorzystać z możliwości, które posiadał, i po roku, jaki Hiszpan spędził w nim na wypożyczeniu, kupić go na stałe. W ten sam dzień, w którym Vázquez odchodził z Realu, jego trenerem został ogłoszony Rafa Benítez. Niespełna miesiąc później ten ostatni podjął decyzję o skorzystaniu z klauzuli i odkupieniu Lucasa.
Początkowo traktowano 24-letniego Hiszpana jako uzupełnienie ławki, człowieka, pojawiającego się na boisku raz na jakiś czas, gdy wszystko będzie już ustalone, mecz rozstrzygnięty, a ktoś z pierwszej jedenastki będzie potrzebował odpoczynku. W kolejce do gry, jak wyliczały media, był… siódmy. Za Cristiano Ronaldo, Bale’em, Benzemą, Jamesem, Isco i Jesé. Dostał jednak coś, co było mu potrzebne – zaufanie Rafy Beníteza, który widział w Lucasie to samo, co dostrzegał Alberto Toril, jego były szkoleniowiec z drugiego zespołu Królewskich, który, tuż po transferze, mówił:
Każdy trener w szkółce, który z nim pracował, widział u niego wielki potencjał. To prawda, że dojrzał nieco później, ale wskoczył na odpowiedni poziom i poczynił duże postępy. Da wiele Realowi.
Od początku, aż do końca (krótkiej) przygody Beníteza z madryckim zespołem, Vázquez udowadniał, że słowa Torila wcale nie były przesadzone. Biegał, starał się, pracował i, jako jeden z niewielu zawodników, bezwzględnie wykonywał polecenia trenera. Jeden z asystentów hiszpańskiego szkoleniowca powiedział w tamtym okresie: „Lucas nie jest piłkarzem z pierwszych stron gazet, ale spełnia stawiane przed nim wymagania”. Wkrótce, choć już nie za kadencji Rafy, miało się okazać, że robi nawet znacznie więcej.
Niedobra zmiana
Gdy Benítez został zwolniony, a jego posadę przejął Zinedine Zidane, nadeszły dla Vázqueza trudniejsze chwile. Nowy trener wolał stawiać na innych, przez co Hiszpan w pierwszych pięciu meczach u Zizou zagrał zaledwie… szesnaście minut. W wygranym 6:0 starciu z Espanyolem. Właśnie wtedy spekulowano o możliwości wytransferowania lub wypożyczenia go, ostatecznie jednak z klubu odszedł Denis Czeryszew. Dziś, nikt nie ma wątpliwości, że była to dobra decyzja.
Przełomowe okazało się dziesięć minut z Athletikiem. Lucas wszedł wtedy na boisko i z miejsca zaliczył asystę w trudnym, wygranym 4:2 spotkaniu, które dostarczyło kibicom wielu emocji. Od tego momentu zaczął dostawać więcej szans, a w meczach z Levante, Celtą i Las Palmas rozegrał komplet minut. Mimo że w kolejnych starciach z Sevillą i Barceloną zagrał łącznie minutę, to gołym okiem było widać, że przekonuje do siebie drugiego trenera z rzędu.
I faktycznie tak się stało, bo gdy Królewscy męczyli się z szeregiem kontuzji w kluczowych momentach sezonu, to Lucas wchodził na boisko, bądź też rozpoczynał mecz w podstawowym składzie, by odciążyć kolegów z przednich formacji. Z Romą zaowocowało to asystą do Ronaldo, która pozwoliła Realowi uspokoić grę i awansować do ćwierćfinału (po tym meczu Cristiano, przechodząc przez strefę mieszaną, gdzie Lucas rozmawiał z dziennikarzami, wypowiedział tylko jedno zdanie: ”Dziś ja wam nie odpowiadam, dziś przyszła kolej na Vázqueza!”), z Eibarem i Villarrealem bramkami, a z Realem Sociedad asystą przy golu Bale’a, jedynym w tamtym meczu.
Najważniejsze okazało się jednak starcie z Rayo Vallecano, kolejkę wcześniej. Królewscy gonili wtedy wynik od stanu 0:2, a Lucas wszedł z ławki tuż przed przerwą, zmieniając kontuzjowanego Karima Benzemę. To on wyrównał stan rywalizacji na 2:2 wspaniałą główką, a przez cały mecz był niesamowicie aktywny, zarówno w ofensywie, jak i z tyłu. Wystarczy napisać, że w tamtym spotkaniu więcej piłek odzyskał tylko Toni Kroos – dziewięć, przy ośmiu Lucasa, który grał zaledwie 49 minut!
Ciężka praca popłaca
To właśnie tym przekonał do siebie najpierw Beníteza, a później Zidane’a. Ciągłą, nieprzerwaną pracą, chęcią poprawy, stawania się lepszym piłkarzem z dnia na dzień. Codziennym udowadnianiem sobie i innym, że jest w stanie zrobić więcej niż sugerowano. Dokładnie tę cechę jego charakteru, która objawiała się m.in. poprzez zachowanie na boisku, mieli na myśli dziennikarze Marki, gdy pisali: „Marzenie Zizou? Skład z 11 graczy takich jak Lucas”, to właśnie ta cecha pozwoliła mu przejść drogę, jak to ujął AS: „Od zapomnianego człowieka, do kluczowego trybiku”.
Tak, w maszynie o nazwie „Real Madryt”, która wielokrotnie psuła się i zacinała w minionym sezonie, to właśnie Vázquez był jednym z niewielu trybów, które pracowały na tych samych obrotach od początku do końca, jakby nic sobie nie robiąc z pozostałych części i ich zachowań. Z jego ust nie można było usłyszeć ani słowa narzekania, nawet, gdy media sugerowały, że ze stolicą się pożegna. Zawsze robił to, co do niego należało i to właśnie tym skradł serca madridistas, którzy szybko zaczęli porównywać go do José Callejóna. Podziw zaczął wzbudzać jednak u wszystkich – także kibiców rywali.
Lucas Vazquez jest za dobry, można się rozejść.
— Konrad Marzec (@konmar92) April 20, 2016
Jak zauważył Alberto Toril, Vázquez rozwijał się wolniej. Wolniej niż Morata, wolniej niż Jesé, którzy weszli do tej drużyny już w okolicach 2013 roku i brali udział w zdobywaniu Decimy. Nigdy jednak nie wypowiedział ani słowa sugerującego zazdrość, złość, że on sam musi grać najpierw w Castilli, a potem Espanyolu, podczas gdy jego koledzy z drużyny rezerw świętują sukcesy. Przeciwnie, gratulował im i cieszył się, jak przystało na prawdziwego madridistę, ich szczęściem i zwycięstwami Realu. Wiedział, że ciężką pracą może jeszcze wiele osiągnąć.
I zrobił to, bo właśnie dzięki niej zaufało mu dwóch trenerów. Miał przy tym, trzeba przyznać, trochę szczęścia, bowiem obaj szkoleniowcy Realu, z którymi pracował, pokazali, że ponad umiejętności techniczne cenią właśnie zaangażowanie – zarówno na treningach, jak i w trakcie meczu. A Lucas odpłacił im się za to, jak umiał najlepiej. Pracując i biegając jeszcze więcej, choć wydawało się, że to wręcz niemożliwe.
Człowiek od zadań… wszystkich
Vázquez nie mógłby jednak wychodzić na murawę w kluczowych momentach, gdyby jego praca nie przekładała się na realne efekty. Wspomnieliśmy już o meczu z Rayo, wspomnieliśmy o zdobywanych bramkach i notowanych asystach. Należy też wspomnieć jednak o drugim, być może znacznie bardziej istotnym aspekcie gry Lucasa – zabezpieczaniu tyłów.
Tego Królewskim od dawna brakowało, bo o ile z tercetem BBC w ofensywie konkurować może tylko ten barceloński, o tyle w przypadku zadań defensywnych wygląda to zwykle znacznie gorzej. Lepszej pracy w defensywie nie gwarantuje też Jesé, bezpośredni konkurent Vázqueza do gry na skrzydle, a James czy Isco, mimo że jeśli wchodzili, to na środek pomocy, gdzie muszą też bronić, wypadają w tym elemencie stosunkowo słabo.
0 – @realmadriden have not lost with Lucas Vázquez on the starting XI (W10 D2). Essential
— OptaJose (@OptaJose) April 30, 2016
Liczby Lucasa? 25 meczów w lidze, 1243 minuty na boisku, 43 udane wślizgi (3,11 na każde 90 minut), 25 przechwytów (1,81 na 90 minut), 58,73% wygranych pojedynków (zarówno na ziemi, jak i w powietrzu). Do tego 22 kluczowe podania i 28 wykreowanych sytuacji – odpowiednio 1,59 i 2,03 na każde 90 minut spędzone na boisku. Wystarczająco wiele, by zdobyć zarówno zaufanie Zidane’a, jak i podziw oraz uwielbienie fanów.
Chłodna głowa, wielkie cojones
Ale Lucas to nie tylko praca, wykonywanie przypisanych mu przez trenera zadań i bieganie wzdłuż boiska. To też niesamowita odporność psychiczna, która pozwalała mu robić, co do niego należało, w kluczowych momentach sezonu. Ten najważniejszy nadszedł, gdy doszło do rzutów karnych w finale Ligi Mistrzów. Gdy Zidane i Bettoni (jego asystent) indywidualnie rozmawiali z piłkarzami, by ustalić, kto będzie wykonywał jedenastki, stało się coś nieoczekiwanego.
„Chcę strzelać pierwszy, chcę zrobić coś ważnego” – wykrzyczał Vázquez na tyle głośno, by te słowa dotarły do trenera. Wystarczył tylko moment, jedno spojrzenie na Hiszpana, by wszyscy wiedzieli, że to dobry pomysł. A Lucas szybko to potwierdził. Do karnego podszedł, jakby grał mecz na podwórku – na luzie, kręcąc piłką na palcu i równie spokojnie pokonał Oblaka. Jeden z zawodników Realu mówił po meczu:
Niektórzy z nas byli tak wycieńczeni, że nie mogli chodzić, inni nawet patrzeć. A ten gnojek podchodzi do karnego jak dziecko w jakimś sparingu.
Dopiero po strzale Hiszpan dał ujście wszystkim emocjom, „nakręcając” przy tym fanów Królewskich, siedzących za bramką Oblaka. Nie Cristiano Ronaldo, nie Gareth Bale, nie Marcelo i nie Ramos – on, człowiek, który miał grać siódme skrzypce w zespole, dał sygnał, nadzieję i wiarę, która potem pozwoliła Królewskim wygrać ten konkurs jedenastek. I Undecimę.
Mimo że bohaterem został Ronaldo, wykonujący piątego karnego, to jednak sami zawodnicy, jak powtarzali, nie mają wątpliwości, że gdyby nie karny Lucasa, sposób jego wykonania oraz reakcja Hiszpana, o zwycięstwo byłoby znacznie trudniej. Praca, spokój, wiara w siebie, ale i skromność – to pozwoliło w niespełna sezon wspiąć się Vázquezowi wprost do serc fanów. A to jeszcze nie koniec.
Wzwyż
Przed, wciąż przecież młodym, Hiszpanem pierwszy wielki turniej i pierwsza przygoda z reprezentacją. Nigdy nie miał bowiem okazji zagrać w młodzieżowych kadrach La Roja, teraz takową dostaje od Vicente del Bosque w jej seniorskim zespole, choć wypracował ją sobie – od początku do końca – sam. Selekcjoner Hiszpanów postanowił zostawić w domach Isco i Saúla, kosztem właśnie Lucasa, nie stałoby się to jednak, gdyby nie zaangażowanie, jakie wkładał w to, co robi, nie tylko przez ostatnie miesiące, ale i wiele wcześniejszych lat.
Ja po prostu ciężko pracuję na treningach i kiedy nadchodzi szansa to robię wszystko, aby ją wykorzystać. Gra w najlepszym klubie świata motywuje mnie jeszcze bardziej. Sprawia, że chcę biegać jeszcze więcej i jeszcze szybciej.
To powiedział sam zainteresowany, gdy pytano go o to, jak to się stało, że zdołał wypracować sobie taką pozycję w Madrycie. Teraz, poza grą dla Los Blancos zyskał nową motywację – możliwość „zrobienia czegoś ważnego” w narodowych barwach.
Co czeka Lucasa po turnieju? Prawdopodobnie to, co przed nim – rola pierwszego rezerwowego, bo tercet BBC jest w tej chwili nie do wygryzienia, ale też człowieka, który – w ramach rotacji, a te Zidane z pewnością będzie stosować – dostanie swoje szanse od pierwszych minut. Być może to mało, jak na potencjał Vázqueza, ale on sam – pytany o to po meczu z Villarrealem – powiedział, że ze swej roli w zespole jest zadowolony. Nie można jednak twierdzić, że to szczyt jego możliwości. Wręcz przeciwnie – należy zakładać, że w dalszym ciągu, korzystając ze słów pewnego polskiego rapera, „będzie znał tylko jedną drogę – wzwyż”.