Sezon w pełni, pierwsze El Clásico za nami. Zaczynają się podsumowania, kto spisuje się poniżej oczekiwań, a kto jest rewelacją? Podczas Día de Todos los Santos warto jednak przypomnieć o tych, którzy odeszli, a dla hiszpańskiego, jak i całego światowego futbolu, znaczyli wiele.
Blond strzała
Alfredo Di Stéfano to legenda hiszpańskich boisk, a także jeden z najlepszych zawodników jakich widział świat. Był Argentyńczykiem, ale to właśnie w Hiszpanii święcił największe tryumfy, zarówno jako piłkarz, jak i trener. Zmarł 7 lipca 2014 roku, w trzy dni po swoich 88. urodzinach. Grał w najlepszym okresie dla Królewskich. Popisywał się świetną skutecznością – w 396 meczach strzelił 307 goli. Zdobył z Realem osiem mistrzostw Hiszpanii, a także pięć razy z rzędu wygrywał w Puchar Europy Mistrzów Krajowych. Występował kolejno dla reprezentacji Argentyny, Kolumbii, a na końcu dla La Furia Roja, w której rozegrał najwięcej spotkań. Choć jest jednym z najlepszych zawodników w historii i grał dla topowych zespołów narodowych, to nigdy nie było mu dane wystąpić na Mistrzostwach Świata. “Blond strzała” był znany z pewności siebie i barwnych wypowiedzi. Stwierdził niegdyś, że: „Strzelanie goli jest jak uprawianie miłości: każdy może to robić, ale nikt nie robi tego tak jak ja”. Równie barwnie skwitował koniec swojej przygody z futbolem: „Skończyłem w wieku 40 lat, bo moje córki pewnego dnia spojrzały na mnie i powiedziały: Tato, bycie łysym i noszenie krótkich spodenek nie wygląda dobrze”. Także jako trener święcił sukcesy, głównie z Valencią. Poprowadził ją w 280 spotkaniach, co jest klubowym rekordem. Zdobył z los Ches mistrzostwo Hiszpanii, raz zajmując drugie miejsce w lidze, dwa razy ustępował w finale Copa del Rey. Największym sukcesem był jednak Puchar Zdobywców Pucharów. Podczas ostatniej kampanii, wyprowadził „Nietoperzy” z Segunda División.
Wygrywać, wygrywać i jeszcze raz wygrywać…
Złota era La Furia Roja skończyła się podczas Mistrzostw Świata w Brazylii. Warto pamiętać jak się zaczęła. Luis Aragonés był ojcem sukcesu reprezentacji Hiszpanii. To on przerwał fatalną passę kadry i w 2008 roku zwyciężył ze swoją drużyną na boiskach w Austrii i Szwajcarii. Zdecydował się postawić na młodzież oraz jednego z naturalizowanych pomocników – Marcos Sennę. Wygrana w Mistrzostwach Europy była pierwszym sukcesem od 44 lat. Przed La Furia Roja Luis Aragonés prowadził większość utytułowanych hiszpańskich klubów. Lista jego osiągnięć jest niezwykle długa, a największe z nich święcił wraz z Atlético, gdzie świetnie spisywał się także jako piłkarz. Z największych krajowych ekip nie objął jedynie Realu i Athleticu, był jednak wcześniej zawodnikiem Królewskich. Zmarł 1 lutego 2014 roku. To co wszystkim zapadło w pamięć, to jego powiedzenie „ganar y ganar y volver a ganar”… Filozofia trenera była prosta, acz skuteczna. W podobny zresztą sposób się wypowiadał – zawsze pewny swego, mówiący to co myśli, za co czasem dostawało mu się po uszach.
Dopiero zaczynał…
Śmierć Tito Vilanovy wstrząsnęła nie tylko Barceloną, ale całą piłkarską Hiszpanią. Odszedł trener, który dopiero zaczynał swoją przygodę z samodzielnym prowadzeniem zespołu i trzeba przyznać, że radził sobie całkiem nieźle. Wygrał z Blaugraną Primera División w sezonie 2012/13. Wcześniej był prawą ręką Pepa Guardioli i jego “naturalnym” następcą. Zachorował na raka, który najpierw spowodował dwie przerwy w prowadzeniu klubu, a potem doprowadził do całkowitej rezygnacji z pełnionych funkcji. Zmarł 25 kwietnia 2014 roku w wieku 45 lat. Hiszpan był spokojnym człowiekiem co podkreślają jego słowa: „Nigdy nie powinno się denerwować, z żadnego powodu. To co dzisiaj wydaje się istotne, jutro już takie nie jest”.
Odeszli młodo
Hiszpańska piłka straciła także kilku dobrze zapowiadających się piłkarzy. Siedem lat temu, podczas meczu Sevilli z Getafe, ataku serca doznał Antonio Puerta. Co prawda po utracie przytomności, dzięki pomocy kolegów z drużyny udało się go odratować, ale w szatni stracił przytomność po raz drugi i zmarł w szpitalu trzy dni później, dokładnie 28 sierpnia 2007 roku. Zawodnik andaluzyjskiego zespołu miał już na koncie debiut w reprezentacji Hiszpanii i był wielką nadzieją zarówno Sevilli jak i La Furia Roja. Grał na pozycji lewego pomocnika, czasem też lewego obrońcy. To tragiczne wydarzenie połączyło na moment fanów dwóch zwaśnionych klubów — Sevilli i Betisu. Rok później rozegrany został mecz upamiętniający Puertę, w którym wystąpili tacy zawodnicy jak Casillas, Eto’o, Raul, Ramos, Drogba czy Henry. W tym samym roku zainicjowano rozgrywki Trofeo Antonio Puerta. Dwie ostatnie edycje tego turnieju symbolicznie rozpoczynał siedmioletni syn Puerty – Aitor (urodził się dwa miesiące po śmierci ojca). Sevilla chciała wycofać numer 16, z którym występował, ale w tym zakresie hiszpańska liga jest bardzo restrykcyjna i wniosek odrzuciła. Wobec tego, 16-ka jest przeznaczona dla wychowanków klubu, a w 16. minucie każdego spotkania Sevillistas oddają cześć Antonio.
Po jego śmierci wszczęła się dysputa na temat badań wśród piłkarzy. W późniejszym czasie w Hiszpanii bardzo uważano na tego typu dolegliwości. Świetnie zapowiadający się Ruben de la Red zakończył karierę właśnie z powodu problemów z sercem. Wadę tego narządu wykryto także u Sergio Sáncheza, po jego transferze z Espanyolu do Sevilli. Dzięki temu zareagowano w porę. Po operacji i okresowi kontrolnemu stoper powrócił do zawodowego futbolu, obecnie występuje w Máladze.
Także na atak serca zmarł Daniel Jarque. Miało to miejsce podczas zgrupowania Espanyolu we Florencji. Osunął się na ziemię podczas telefonicznej rozmowy z narzeczoną, która zorientowała się w sytuacji i wezwała pomoc. Piłkarz zmarł w szpitalu, 8 sierpnia 2009 roku, w wieku 26 lat, przez całą swoją karierę występował w zespole “Papużek”. Tydzień po jego śmierci bramkę zadedykował mu kolega z drużyn młodzieżowych, Cesc Fàbregas. Po zwycięskiej dla Hiszpanów bramce na Mistrzostwach Świata, Iniesta, także przyjaciel Daniego, odsłonił podkoszulek z napisem „Daniel Jarque, zawsze z nami”. Podobnie jak w przypadku Puerty, został rozegrany mecz upamiętniający piłkarza Espanyolu, miało to miejsce jednak w 2013 roku, wzięło w nim udział wielu znanych zawodników jak: Tamudo, De La Peña, Xavi, Silva, Mata no i oczywiście Cesc i Iniesta. Do dzisiaj fani Espanyolu w 21. minucie oddają hołd Daniemu skandując jego imię.
Rak dopada także młodych ludzi. Tak było w przypadku Mikiego Roqué. Podczas rutynowych badań lekarze natknęli się na niepokojące symptomy. Diagnoza okazała się straszna — nowotwór w okolicach kości miedniczej. Jego ówczesny klub, starał się pomóc zawodnikowi jak mógł. Betis zbierał fundusze na leczenie m.in. sprzedając opaski na nadgarstek. Po ponad roku walki z chorobą młody Hiszpan zmarł, 24 czerwca 2012 roku w Barcelonie. Śmierć młodego zawodnika ponownie wstrząsnęła kibicami piłki nożnej z Sewilli. Tym razem to Sevillistas pocieszali Beticos i składali kwiaty w geście solidarności.
Miał pomóc Villarreal
Dwa lata temu, dokładnie 6 czerwca 2012 roku, po zawale serca odszedł Manuel “Manolo” Preciado. Najpierw piłkarza (głównie Racingu Santander), później trener wielu hiszpańskich, mniej znaczących klubów. Zmarł tuż po objęciu sterów w Villarreal. Sympatyczny wąsacz był niczym uliczny poeta, z niskim głosem, od którego wibrowała podłoga kiedy zabierał głos (a nie przebierał w słowach, zwłaszcza w przypływie emocji). Osobą, którą mogłeś spotkać w barze, dosiąść się z piwem i porozmawiać o futbolu. Życie ciężko go doświadczyło. Jego żona zmarła na raka, a jeden z synów w wieku piętnastu lat zginął w wypadku samochodowym. “Mogłem się zabić albo to przetrwać” – stwierdził Manolo po latach. Rzecz jasna wybrał to drugie, ku uciesze zwłaszcza kibiców Sportingu Gijón.
Po śmierci na jego temat wypowiedział się sam The Special One. Na stronie Realu wystosował list otwarty, w którym zawarte były słowa: „Miał wszystko co lubię w ludziach i sportowcach. Był człowiekiem futbolu, miał charakter, był szczery i wystarczająco odważny żeby zawsze podjąć walkę”. Dla jasności, między oboma trenerami dochodziło do ostrej wymiany zdań za pośrednictwem mediów, choć bez specjalnej wrogości. Mourinho oskarżał Sporting o podkładanie się Barcelonie (chociaż ci przegrali na Camp Nou tylko 1:0), na co Manolo w swoim stylu odpowiedział: “Za kogo do cholery on się uważa, żeby mówić takie rzeczy? Może jesteśmy biednym zespołem, ale nie jesteśmy idiotami […] Jest kanalią”. Natomiast kilka miesięcy później padały już z jego ust zupełnie inne słowa: “Nie mam żadnego problemu z Moruinho. To najlepszy trener na świecie.” , a dalej w żartobliwym tonie: ” Jasne, że wypiłbym z nim piwo, albo dwa, ale jemu musielibyście więcej zapłacić”.
Bez względu na to ile sukcesów osiągnęli i co jeszcze mogli zrobić dla futbolu, w Hiszpanii się o nich pamięta. Nie tylko przy okazji mistrzowskich imprez czy Wszystkich Świętych, ale przez cały czas. Nieważne jest to, czy grali dla drużyny, której się kibicuje czy dla największych rywali. Te wydarzenia, potrafiły połączyć nawet najbardziej zwaśnione strony. Dlatego warto, abyśmy i my dzisiaj o nich pamiętali.