
fot. Marca
Od bardzo dawna derby Madrytu, choć to zawsze atrakcyjna rywalizacja pełna spięć i walki, nie przysporzyły tylu emocji. Na Estadio Vicente Calderón Atlético podejmie rywala zza miedzy, a jednocześnie lidera ligi — Real. Spotkanie nie tylko o dominację w stolicy, ale również mogące być kluczowe nawet dla losów mistrzostwa kraju. Co o tym sądzą nasi redaktorzy i eksperci?
Rafał Lebiedziński:
To więcej niż Derbi. Praca, pokora i cisza – trzy słowa, trzy zadania z dedykacją od „Cholo” Simeone. Jeżeli piłkarze Atlético ich nie wykonają, przedłużą serię porażek z Realem na Vicente Calderón do… 15 lat. Definitywnie odpadną też z wyścigu po mistrzostwo La Liga. Jeżeli wygrają – przerwą pasmo wątpliwości i krytyki na swoją grę, rozprawią się też z passą 28 meczów bez porażki rywala. „El Derbi madrileño” w niedzielne późne popołudnie to nie będzie miły podwieczorek z kawą i ciastkiem, to będzie regularna bitwa o panowanie w stolicy, a kto wie czy nie całej Hiszpanii. Najlepsza obrona vs. najlepszy atak ligi.
Real, od przegranego finału Pucharu Króla w maju 2013, wzmocnił się personalnie. Ma dziś najskuteczniejszy ataku (BBC – 71 goli w sezonie) oraz najbardziej kompletną ławkę rezerwowych w Europie. Kto wie czy w międzyczasie nie objawił się w klubie największy talent od czasów Raula (Jesé)? Od czasu kolejnej wpadki na Bernabeu we wrześniu ubiegłego roku, piłkarze Ancelottiego wzmocnili się mentalnie. Carletto opanował chaos taktyczny, postawił na właściwych ludzi, znalazł miejsce dla naburmuszonego Di Marii, powierzył środek pola Modriciowi. Eksplozja 21-letniego Jesé nie tylko doskonale zakamuflowała długi okres adaptacji oklejonego tape’ami Bale’a, ale jeszcze zmotywowała Walijczyka do walki o miejsce w wyjściowym składzie. Dziś Real praktycznie nie ma słabego punktu, wygrywa nawet bez Cristiano i z Coentrão w składzie. W Hiszpanii „Los Blancos” nie przegrali od meczu z Barcą na Camp Nou w listopadzie. W Europie czują respekt tylko przed Bayernem. No i ewentualnym dołkiem w kluczowym momencie sezonu.
Prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym jak kończą, a nie zaczynają. Jak – najlepszy sezon w historii klubu – skończy Atlético? Na trzecim miejscu w lidze, w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i bez obrony tytułu Pucharu Króla? 2/3 odpowiedzi na to pytanie poznamy w niedzielę. W lidze „Rojiblancos” na własnym stadionie jeszcze w tym sezonie nie przegrali, remis z twierdzy nad rzeką Manzanares wywieźli tylko Barca i Sevilla. Problemem stały się mecze na wyjeździe i kontuzje piłkarzy podstawowej jedenastki (Filipe, Tiago, Villa). Simeone od dawna zdaje sobie sprawę, że jego żelazne Atlético to góra 13 piłkarzy. Reszta stanowi dodatek o dużo gorszej jakości. Ten zbyt wyraźny dysonans miał zmienić transfer Diego, ale Brazylijczyk zamiast ulepszać, jak na razie psuje. Drużyna z nim w składzie, zmienia ustawienie z 4-4-2 na 4-2-3-1, traci orientację wolnych przestrzeni, zaczyna prowadzić grę, spowalnia kontrataki. Obawiam się, że zanim Diego znowu przypomni sobie, na czym polega reżim Simeone, sezon się już skończy. Oby reszta piłkarzy Atlético okazała się prawdziwymi mężczyznami. To przecież, od dwóch lat, wpaja im ich trener.

autor. Bolow & Schumann
Marcin Serocki:
Runda jesienna pokazała nam, że, jakkolwiek ścisła ligowa czołówka traci punkty z drużynami reszty stawki, decydujące o kolejności w tabeli i różnicach między liderującym tercetem są bezpośrednie spotkania między Atlético, Barcą i Realem. Niewykluczone, że podobne wnioski będzie można wyciągnąć po 19 spotkaniach rundy rewanżowej. Właśnie z tego powodu „El Derbi madrileño” to nie tylko zwykłe ligowe spotkanie, nie tylko derby między dwoma najzacieklej rywalizującymi lokalnymi rywalami, ale także pierwsze spotkanie w małej tabeli, która może przesądzić o losie mistrzostwa.
Jaki to będzie mecz? Na pewno inny od tych, które już w tym sezonie oglądaliśmy. Spotkanie ligowe na Santiago Bernabeu to „Los Colchoneros” na fali wznoszącej, „Los Blancos” na równi pochyłej i wynik, który był najmniejszym wymiarem kary, bo przecież tak niewiele zabrakło Koke by podwyższyć rezultat pięknym technicznym uderzeniem. Spotkanie pucharowe na tym samym obiekcie to obrót sytuacji o 180 stopni, z tą różnicą, że gospodarze oprócz zdecydowanej przewagi mieli też odrobinę szczęścia. Rewanż na Vicente Calderón był najmniej miarodajnym pojedynkiem. Atlético podeszło do niego osłabione brakiem kluczowych zawodników pauzujących za kartki, Real z handicapem bramkowym, który nie ma swojego odpowiednika w rywalizacji ligowej. Dwa szybkie trafienia natychmiast spetryfikowały spotkanie.
Nie znaczy to jednak, że w kontekście niedzielnej konfrontacji Królewscy nie mają nad rywalami żadnej przewagi. 3 punkty różnicy, znokautowanie w tygodniu Schalke i seria zwycięstw w La Liga, nawet pod nieobecność Ronaldo, kontra blamaż na El Sadar – te okoliczności jasno rozkładają akcenty w psychologicznej bitewce między piłkarzami. Atlético będzie walczyło o wszystko, bo, przy takiej klasie rywali, 6 punktów straty do podopiecznych Ancelottiego może już teraz oznaczać odłożenie planów na rozbicie monopolu o rok. Stawka jest wysoka, a to gwarantuje walkę na całego i masę nieczystych chwytów na linii Costa – Ramos & Arbeloa. To nieodłączny element kilku ostatnich derbowych pojedynków i zagadką jest tylko to, kto ewentualnie dołączy do zestawu stałych bohaterów przepychanek
Miejmy nadzieję, że superciężka waga spotkania zagwarantuje także emocje sportowe. Ciężko oczekiwać od tego meczu taktycznych szachów, jakie obejrzeliśmy na początku roku, gdy nad rzekę Manzanares przybyła Barcelona. Remis nikogo w pełni nie usatysfakcjonuje, bo “gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, a na wpadkę „Blaugrany” z Almeríą nie ma co liczyć. Decydujące będą pierwsze minuty, bo to w tym czasie Real ostatnio dopada rywala i ustawia sobie spotkanie. Jeśli uda się tego dokonać po raz kolejny, wydarzenia mogą się potoczyć bardzo szybko, a „Rojiblancos” będą w starciu z siłą ofensywy„ Los Merengues” równie bezradni co Getafe czy Schalke. Podopieczni Simeone to jednak dużo bardziej cierpliwe bestie i jeśli uda im się przetrwać pierwsze minuty pojedynku w klinczu, w dalszej fazie czas będzie działał na ich korzyść. Końcówki spotkań bywają ich mocną stroną o czym przekonał się już Real Sociedad.
Cholo Simeone nawiązał walkę z dwójką hiszpańskich hegemonów i uczynił ligę ciekawszą, zarażając swych podopiecznych przekonaniem, że w piłkę nożną nie grają księgowi i różnica w potencjale finansowym przestaje mieć znaczenie, gdy staje się w tunelu przed wyjściem na murawę, gdzie szanse się wyrównują. W niedzielę będzie musiał to zrobić ponownie, ale będzie o to trudniej, bo wiąże się to z zakłamywaniem rzeczywistości. Jeśli wzbije się na wyżyny retoryki i okłamie nas wszystkich, w rywalizacji o tryumf w La Liga znów będziemy posługiwać się fotokomórką.
Piotr Dyga:
O wyniki niedzielnych derbów stolicy Hiszpanii rozstrzygnie kwestia strachu.
Atlético, po długich miesiącach bujania w obłokach i życia w świecie niemal idealnym, w ostatnich tygodniach zostało sprowadzone na ziemię. Chłopcy Cholo Simeone ciągle są potężni, niebezpieczni i zdolni do wygrania z każdym, ale osłabieniu uległa ich największa zaleta – pewność siebie. „Los Colchoneros” przez długie lata bali się rywali zza między, w każdym kolejnym meczu się potykali, marnowali okazje, popełniali zawstydzające błędy indywidualne (patrzę na Ciebie, Luisie Pereo!) i ostatecznie oddawali ekipie z Santiago Bernabéu komplet punktów. Po finale Pucharu Króla wszystko się zmieniło, Atlético do starcia z Realem podeszło z podniesioną przyłbicą, zawadiackim uśmiechem i wiarą w sukces. Tego pozytywnego myślenia wystarczyło na dwa mecze. Półfinały tegorocznej edycji Copa del Rey zakończyły się dwukrotną kompromitacją „Los Rojiblancos”. Atlético musi zapanować nad strachem, musi o strachu zapomnieć. Pracownicy klubu z Vicente Calderón powinni szybko wyrzucić wszystkie egzemplarze ostatnich numerów madryckich dzienników, zablokować w klubowych odbiornikach telewizyjnych jakąkolwiek możliwość oglądania ostatnich spotkań Realu i do znudzenia puszczać powtórki ostatniego ligowego triumfu Atléti. Bo jeśli gospodarze wyjdą w niedzielę na murawę przestraszeni, niepewni, jeśli któryś z obrońców się zawaha, widząc pędzącego na niego niczym taran Cristiano Ronaldo, jeśli Arda przestanie cofać się, by wspomagać defensywę, jeśli Diego Costa da się ponieść złości, to Atlético tego meczu za żadne skarby świata nie wygra.
Real też ma problem ze strachem, ale problem odwrotny – Ancelotti musi drużynę przekonać, że Atlético jest tak samo groźne, jak pół roku temu, a 5:0 w dwumeczu Pucharu Króla jest tak samo ważne i cenne, jak zeszłoroczny śnieg. Żadnego rozluźnienia po popisie w Lidze Mistrzów, żadnego gapienia się w tabelę, żadnego wyszukiwania w internecie nagrań z celebracji mistrzostwa Hiszpanii z poprzednich lat. Zakładając, że Cholo Simeone zmotywuje swoich chłopaków do granic możliwości (to bardzo rozsądne założenie), podopieczni Ancelottiego muszą zagrać tak, jakby grali nie z Atlético, ale z reprezentacją wrogiej pozaziemskiej cywilizacji. Stawką meczu nie będą trzy punkty, ale losy świata. Trener wicemistrzów Hiszpanii z pewnością zdaje sobie sprawę z wagi tego spotkania. Wygrana będzie oznaczała, że Atlético prawie na pewno odpadnie z walki o mistrzostwo kraju. Porażka znów wyrówna czub tabeli i sprawi, że nieco przybita Barcelona znów będzie niebywale groźna. Piłkarze Realu muszą się bać „Los Colchoneros”, muszą wyjść i powalić przeciwnika. Jeśli tego nie zrobią, to przeciwnik powali ich. A potem ich dobije, zmaltretuje zwłoki i odtańczy nad nimi taniec zwycięstwa.
To będzie ciekawy mecz. Być może najlepsza obrona globu kontra być może najlepszy atak. Jeden z nielicznych meczów na szczycie futbolowego świata, gdzie losy pojedynku rozstrzygać się będą nie na środku, w starciach bajecznych ofensywnych pomocników z przerażającymi pomocnikami defensywnymi, ale na bokach. Koke, Arda, Juanfran i Filipe kontra Ronaldo, Bale, Marcelo i Carvajal. Siła i technika, młodość i doświadczenie. W pierwszym półfinale Pucharu Króla Atlético potrajało Cristiano w każdej sytuacji, uniemożliwiając mu swobodną grę, ale jednocześnie robiąc miejsce dla kolegów Portugalczyka. To zdecydowało o losach meczu (i dwumeczu też). Teraz Cholo nie popełni już tego samego błędu. Teraz spodziewać możemy się raczej pojedynków indywidualnych. Niedająca się powstrzymać siła kontra niemożliwy do ruszenia obiekt.

autor. Bolow & Schumann
Marek Batkiewicz:
Derby Madrytu w rozgrywkach ligowych dawno nie miały takiej wagi i tylu podtekstów. Zbliża się wiosna, sezon wchodzi w decydującą fazę, natomiast Atlético nadal liczy się w walce o tytuł. Strata 3 punktów to niewiele, zwłaszcza że Real minimalnie przegrał w rundzie jesiennej, więc nawet remis nie daje komfortu psychicznego. „Królewscy” są w tym roku w świetnej dyspozycji, niedawne wyeliminowanie Atléti z Copa del Rey potwierdza, że to zespoł Ancelottiego wyjdzie jutro na boisko w roli faworyta. „Jesteśmy faworytami, ale Calderón mocno im pomaga” – oznajmił włoski szkoleniowiec, który nieprzypadkowo obawia się stadionu „Los Rojiblancos”. Simeone uczynił z niego twierdzę, niezdobytą w tym sezonie przez nikogo w La Liga. Z drugiej zaś strony, Atlético nie wygrało u siebie derbów od 1998 roku, kiedy to bramki strzelali José Mari, Lardín i Juninho.
Oczy znów zwrócone będą w stronę Diego Costy i Sergio Ramosa, szczególnie w perspektywie ostatnich powołań Vicente del Bosque. W Pucharze Króla mieliśmy do czynienia z kolejną wojną na linii Costa – defensywa Realu, czego dezaprobatę wyraził selekcjoner hiszpańskiej kadry. Napastnik „Los Colchoneros” tonuje nastroje: „W pierwszym meczu na Bernabéu przeszkadzało mi jedynie plucie Pepe. Nie mam problemu z Sergio Ramosem, jestem w stanie z nim porozmawiać, bo mamy podobne charaktery. Walczymy w ten sam sposób, a po końcowym gwizdku nie ma żadnej niechęci bądź agresji”.
Cholo Simeone wie, że mecz takiej rangi, który w razie porażki najprawdopodobniej wykluczy Atlético z wyścigu o tytuł, nie jest dobrym momentem na zmiany, toteż gospodarze zainicjują spotkanie w swoim sztandarowym składzie, a nowopozyskani Sosa czy Diego szansę dostaną dopiero z ławki. Można spodziewać się uważnej gry Atléti w defensywie, Diego Lópezowi mają zagrozić natomiast szybkie kontrataki i przede wszystkim stałe fragmenty. Ciężko przewidzieć końcowy rezultat, mimo wszystko „Los Blancos” niesieni ostatnimi wynikami powinni sobie poradzić z będącym w dołku Atlético.
Filmowa zapowiedź derbi madrileño
A jakiego meczu wy się spodziewacie? Ekipa Simeone odpadnie z walki o mistrzostwo czy dogoni rozpędzony ostatnio Real?