
Jose Maria del Nido | fot. eldesmarque.com
Co to za rewolucja, w czasie której nie zostaje ścięty żaden król prezydent? Choćby za sprawą tępego ostrza hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości, ale zawsze. Po jedenastu latach, sześciu miesiącach i dziewięciu dniach nastąpił koniec ery Del Nido, choć nadal pozostaje on jednym z głównych udziałowców klubu oraz członkiem grupy trzymającej władzę.
Era Del Nido
José María del Nido Benavente rozpoczął swoje panowanie pod koniec maja 2002 roku zastępując na stanowisku prezydenta Roberto Alésa (o którym będzie jeszcze mowa). Już wtedy był dla klubu zasłużonym działaczem. Między innymi jako reprezentant Sevilli prowadził negocjacje z LFP, podczas kryzysu z 1995 roku (patrz ¡Olé! Magazyn nr 4; Michał Świerżyński „Liga dwudziestu dwóch” str. 68) . Przez prawie dwa miesiące sam był wiceprezydentem pełniącym obowiązki zwierzchnika (5 sierpnia 1995 —10 października 1995 ). Pomógł również w odsunięciu od władzy nieudolnego prezydenta José Gonzáleza de Caldasa (1997).
Del Nido obejmował fotel prezydencki, do którego nikt specjalnie się nie garnął. Zaledwie rok wcześniej drużyna wywalczyła sobie awans do pierwszej ligi, kampanię 2001/02 zakończyła na dziewiątym miejscu. Funkcję dyrektora sportowego pełnił już Monchi, trenerem był Joaquín Caparrós. W czym problem? Można zapytać. W ponad 40 milionach euro długu zagrażających istnieniu klubu. Wydawało się, że Sevilla nie posiada zasobów, by sprostać wyzwaniu uregulowania wszystkich zobowiązań. W „canterze” znaleziono jednak dwa diamenty — Reyesa i Ramosa co w połączeniu ze sprzedażą odkrycia Mochiego — Júlio Baptisty, pozwoliło uciec klubowi przed widmem bankructwa.
Europejskie i krajowe tryumfy zaprowadziły „Sevillistas” do piłkarskiego nieba, gdzie ulegli powszechnemu złudzeniu, że już nigdy nie wrócą na ziemię. Tymczasem w sierpniu 2007 duumwirat zaczął popełniać błędy, które zaważyły na tym, że „złoty okres” Sevilli nie trwał dłużej. Do rangi symboli upadku urosły transfery Koné, Mosquery, a później Romarica. Budżet płac rósł niewspółmiernie do przychodów, przez co utrzymanie zawodników stanowiło dla klubu wydatek porównywalny z obciążeniem skarbu Francji przez wersalski dwór za panowania Ludwika XIV.„Los Nervionenses” nadal straszyli rywali nazwiskami, rywalizowali o udział w europejskich pucharach, zdobyli nawet „kapeluszowy puchar” (Copa del Rey 2010), lecz klub żył ponad stan. Owoce sukcesów zostały przejedzone, ale przeprowadzona przez Del Nido i Monchiego rewolucja ponownie postawiła finanse Sevilli na nogi.
„Mądrzy wam powiedzą ludzie, że rzecz cała w amplitudzie, wysoko i nisko, daleko i blisko […]” — jak śpiewa zespół Leningrad. W swojej historii klub z Nervión osiągał już dno przebywając w drugiej lidze, wznosił się też na szczyty zdobywając mistrzostwo kraju i dwukrotnie Puchar UEFA. To finały z Eindhoven i Glasgow oraz śmierć Antonio Puerty są wydarzeniami z ostatnich lat, do których najczęściej będą powracać kibice. Przez błędy Del Nido i Monchiego pięć minut sławy Sevilli nie trwało o jedną, dwie minuty dłużej, tyle że bez nich nie byłoby nawet tych pięciu.
Złote Myśli
Mąż stanu, zbawca, sprawiedliwy władca „Sevillistas” i dobry ojciec zawodników „cantery”. Tak zapewne chciałby siebie widzieć ex prezydent. Rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Liczbę wad Del Nido przewyższa jedynie wielkość jego ego. A rozpasanie tego ostatniego oddają słowa: „Prezydent Sevilli to druga najważniejsza osoba na świecie, zaraz po papieżu” (2005).
Lider Sevilli dosadnie przekazywał swoje myśli, a gracja jego wypowiedzi niejednokrotnie przypominała piruety słonia w składzie porcelany. W kwietniu 2009 roku „Los Nervionenses” udali się do Bilbao, by rozegrać rewanżowy mecz Copa del Rey z Athletikiem. Pierwsze spotkanie zakończyło się zwycięstwem Sevilli 2:1. Jeszcze przed pojedynkiem dumny Del Nido wypalił: „Zjemy lwa od grzywy po ogon”. Rezultat: 3:0 dla gospodarzy i był to łagodny wymiar kary, w porównaniu z tym co działo się na boisku.
Natomiast do największych zalet ex prezydenta należą wysokie umiejętności negocjacyjne. Zawsze to on prowadził rozmowy w sprawie sprzedaży najważniejszych zawodników. Oczywiście robił to w osobliwy sposób. W swojej grze wykorzystywał media i często podbijał cenę zanim została złożona pierwsza propozycja. Temu miały służyć jego wypowiedzi, jak np. „Za Reyesa musimy otrzymać ofertę, która wstrząśnie posadami Pizjuán”, „Za dziewiętnaście milionów możemy sprzedać sznurówki Daniela [Alvesa]”. To było dopiero preludium. Pierwszą ofertę, kiedy już się pojawiała, odrzucał z odpowiednim medialnym komentarzem. Dopiero po długich negocjacjach dochodziło do transakcji, zazwyczaj ze znacznie korzystniejszym rezultatem niż pierwotnie zakładano.

fot. eldesmarque
Ponadto trzeba przyznać, iż Del Nido nie bał się podejmować odważnych decyzji, nawet tych wbrew woli kibiców (np. przeciwko sprzedaży Reyesa demonstrowało kilkaset osób). Niejednokrotnie swoimi słowami zwracał uwagę opinii publicznej na problemy, które w jego oczach niszczyły hiszpańską piłkę. Przejmowanie młodych talentów z sevilskiej „cantery” przez najbogatsze kluby nazywał wprost „złodziejstwem”, ligę (ze względu na dyskryminujący podział przychodów z praw telewizyjnych) „gównianą”. Nie ograniczał się tylko do mocnych komentarzy — sformował koalicję na rzecz bardziej równomiernego podziału wpływów ze sprzedaży wspomnianych praw.
Na dzień przed ogłoszeniem wyroku przez Sąd Najwyższy spotkał się z baronem medialnym Jaume Rouresem (w 1/3 właścicielem Mediapro) i uzgodnił warunki nowej umowy dotyczącej sprzedaż praw telewizyjnych na sezony 2014/15 i 2015/16. Sevilla w tych kampaniach miałaby otrzymać 80 mionów euro, dla porównania, obowiązujący kontrakt to wpływy rzędu 31 milionów euro rocznie. Czy klub uzyskałby tak korzystne warunki, gdyby nie wcześniejsze działania Del Nido? Jestem przekonany, że nie.
„Caso Minutas”
W latach 1999 — 2003 Del Nido pracował jako adwokat w ratuszu Marbelli. Wspólnie z ówczesnym burmistrzem miasta Juliánem Muñozem miał stworzyć system umożliwiający defraudację środków publicznych, w tym celu dopuszczając się fałszowania dokumentów i przekraczając własne kompetencje. Rok temu sąd z Málagi skazał go na siedem i pół roku pozbawienia wolności, na piętnaście lat zakazał sprawowania funkcji publicznych oraz obarczył karą finansową wysokości 2,7 miliona euro, jako rekompensatę wobec miasta (solidarna odpowiedzialność z ex burmistrzem). Del Nido zignorował wszystkie głosy doradzające mu ustąpienie ze stanowiska. Utrzymywał, że jest niewinny i odwołał się od wyroku do wyższej instancji.
Sąd Najwyższy podtrzymał decyzję sądu z Málagi, skracając jedynie karę więzienia o sześć miesięcy. Większość „Sevillistas” była wstrząśnięta i zmieszana, znacznie bardziej niż po pierwszym wyroku. Z jednej strony Del Nido został ponownie uznany przez sąd za oszusta, a to olbrzymia plama na honorze klubu, lecz z drugiej doceniali jego dokonania dla Sevilli nazywając go po prostu: „najlepszym prezydentem w historii”. Za to suchej nitki nie pozostawili na nim „Biris”, od dawana skłóceni z liderem Nervión. W ten nurt wpisała się również ortodoksyjna grupa „Voz de Sevillismo” („Głos Sevillismo”) złożona z mniejszościowych akcjonariuszy (łącznie mniej niż 5% udziałów). Można ochrzcić ich mianem opozycji prowadzącej świętą wojnę z zarządem, piętnującej wszystkie poczynania władz. Chociaż występują pod pięknym szyldem niewiele mają wspólnego z głosem sympatyków klubu, którzy na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy reprezentowani są w głównej mierze przez zdecydowanie silniejszą „Federación de Peñas” (Federacja „Fanklubów”).
Grupa trzymająca władzę
„Sevillistas de Nervión” (wcześniej nazywani „grupą z Utrera”) zostali powołani do życia między innymi przez: Roberto Alésa, Del Nido i José Castro (obecnie wiceprezydent Sevilli pełniący obowiązki prezydenta) w odpowiedzi na kryzys instytucjonalny klubu w latach 1995 — 2000 ( np. w tym okresie funkcję prezydenta sprawowały kolejno aż cztery osoby). Dzięki ich działaniom spółce przywrócono stabilizację, co dało punkt wyjścia do odbudowania pozycji sportowej. Obecnie jej członkowie kontrolują 35% akcji Sevilli FC S.A.D. i stanowią największą oraz najbardziej wpływową grupę udziałowców.

fot. eldesmarque.com
Od czasu ogłoszenia wyroku główni przedstawiciele „Sevillsitas de Nervión” spotykali się już kilkukrotnie, aby zapewnić płynną zmianę warty. Jednak prezydentura José Castro z pewnością nie nawiąże do silnych rządów Del Nido. Najważniejsze dla klubu decyzje będą raczej podejmowane kolegialnie, a największy wpływ na ich ostateczny kształt może mieć ktoś inny — powracający do Sevilli José Maria Cruz (zostanie najprawdopodobniej wiceprezydentem, ewentualnie dyrektorem generalnym) czy też Monchi. Jak twierdzą sewilskie media to właśnie Cruzowi w pierwszej kolejności Del Nido proponował posadę prezydenta, lecz ten odmówił.
Obywatel Del Nido jak obywatel Capet odchodzi w niesławie. Jego duma została zdekapitowana w oczach hiszpańskiej opinii publicznej, ale zasługi dla Sevilli nie zostaną zapomniane przez kibiców „Los Nervioneneses”. Być może czas lidera „Sevillistas” w klubie dobiegł końca, usunie się w cień i będzie próbował legalnymi (jak sam podkreślił) metodami uniknąć odsiadki. Należy jednak pamiętać, iż wraz ze swoją rodziną posiada on około 20 % akcji spółki, a w odwodzie pozostaje jeszcze José Maria del Nido junior.
Nowy przywódca zostanie formalnie wybrany na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy, które odbędzie się 17 grudnia, ale wszystko wydaje się już przesądzone. Prawdopodobnie kandydata „Sevillistas de Nervión” — José Castro poprą również Rafael Carrión (niezależny ex prezydent, największy po Del Nido udziałowiec indywidualny) oraz wspomniana „Federación de Peñas”. Nowy prezydent nie będzie miał trudnego startu. Po przeprowadzeniu letniej rewolucji klub znajduje się w doskonałej kondycji finansowej i posiada drużynę z dużym potencjałem. Następcy pozostaje tylko przejęcie steru i podążanie kursem wytyczonym przez Del Nido — człowieka wielce niedoskonałego, a jednocześnie wspaniałego prezydenta.