
Lata mijają, a on wciąż zachwyca. Już nie na europejskich boiskach, a za oceanem. Niewielu zdaje sobie sprawę, ile tak naprawdę David Villa znaczy dla swojego zespołu i ligi. Ostatnio wkroczył z przytupem do elitarnego grona piłkarzy, którzy strzelili w profesjonalnej karierze 400 goli. Europa znowu sobie przypomniała o 36-latku, więc może warto przyjrzeć się temu, co Hiszpan wyprawia w USA?
Punkt zwrotny
Dla wielu 23 czerwca 2014 roku oznaczał koniec profesjonalnej kariery Davida Villi. W 56. minucie meczu z Australią opuścił boisko i ze łzami w oczach siedział na ławce rezerwowych. W Brazylii coś się definitywnie skończyło. I choć nie był to koniec kariery El Guaje, to pewien rozdział został zamknięty.
Jeszcze przed mundialem (1 czerwca 2014) ogłosił, że po sezonie odchodzi z Atlético. Dzień później został ogłoszony jako pierwszy piłkarz w historii nowego klubu MLS – New York City FC. Każdy piłkarski kibic niemal na pamięć zna formułki, które wypowiadają gracze po zmianie barw: to wspaniała okazja, czeka mnie niesamowita przygoda, zainteresował mnie ten projekt, jestem dumny, że mogę być częścią tego projektu, blablabla… Jeżeli jednak wierzyć słowom Villi, to doskonale zdawał sobie sprawę, że odcinanie kuponów w MLS jest jednym wielkim mitem, a przed nim naprawdę sporo pracy.
Poza tym, że jestem piłkarzem, jestem także fanem. Śledzę wiele różnych lig – MLS, Niemcy, Hiszpania, Portugalia, Włochy, Anglia, Francja, Rosja. Nie musiałem z nikim rozmawiać. Po prostu podjąłem decyzję
Krótki romans z Melbourne City
W Stanach Zjednoczonych sezon startuje w marcu, więc po mundialu Davida czekało ponad pół roku rozłąki z piłką. To było zdecydowanie za długo, więc Hiszpan obrał kierunek na Australię, a konkretniej Melbourne City. Chyba nikogo nie dziwi wybór (jeżeli tak, to spójrzcie na właścicieli Manchesteru City, New York City FC i właśnie Melbourne City, wątpliwości powinny zostać rozwiane). Kim był Villa dla tego zespołu?
Został zakontraktowany jako quest player (do 10 meczów) i robił furorę, głównie ze względu na swoje nazwisko. Na boisku pojawił się tylko w czterech meczach i choć prezentował się dobrze, to większość fanów i tak zapamięta cios, jakim było skrócenie okresu gry w Australii na rzecz NYCFC. Pamiętajmy jednak, że tam sezon jeszcze się nie zaczął, nie zaczął się też preseason. To był ruch czysto marketingowy, a fani Melbourne City dobrze o tym pamiętają. Wychodzi na to, że przygoda w A-League to krótki i przelotny romans.
Villa w Australii to temat na osobny artykuł i dyskusję. Zresztą, spytajcie Konrada Frąca na Twitterze. Z pewnością to potwierdzi i wejdzie z Wami w dyskusję.
Marketingowy strzał w dziesiątkę
Po powrocie do USA David Villa oddał się zadaniom, które przygotowali dla niego marketingowcy NYCFC i MLS. Dopiero potem rozpoczął okres przygotowawczy z NYCFC. 1 lutego 2015 roku został ogłoszony kapitanem zespołu i pierwszym Designated Player (gwiazda, jeden z trzech graczy, których zarobki są znacznie wyższe i nie wchodzą do salary cap) w historii klubu. Trzeba uczciwie przyznać, że przyjście Hiszpana do MLS miało duży wpływ na wzrost popularności ligi na całym świecie. Oczywiście obok niego w tym samym czasie do drużyn z tej ligi dołączyli m.in. Sebastian Giovinco, Kaká, kilka miesięcy później Andrea Pirlo czy Giovani dos Santos. Można powiedzieć, że Villa był tylko częścią składową, ale prawda jest taka, że ma on tysiące fanów na całym świecie, a wielu kibiców zaczęło się interesować ligą i klubem tylko ze względu na niego.
Na trybuny Yankee Stadium ludzie przychodzili po to, żeby zobaczyć Villę w akcji. W Polsce zbiegło się to z prawami do transmisji MLS, które uzyskał Eurosport. Jednymi z najchętniej oglądanych meczów były m.in. derby Nowego Jorku z Davidem Villą w roli głównej. Dołóżmy do tego jedne z najlepiej prowadzonych social mediów w całym piłkarskim świecie, przemyślane akcje promocyjne i społecznościowe oraz wizerunek Davida Villi i mamy gwarantowany sukces. Umówmy się, nie każdy fan rezygnuje ze snu dla meczów MLS czy NYCFC. Nie zmienia to faktu, że najważniejsze spotkania, nawet te rozgrywane w środku nocy, część z nich jest w stanie obejrzeć na żywo. Głównie ze względu na Hiszpana, który jest niezwykłym piłkarzem.
To jeden z tych zawodników, którego wszyscy chcą mieć pod ręką przy różnego rodzaju akcjach marketingowych. Przy najważniejszych wydarzeniach promowanych przez ligę po prostu musi być David Villa, który podpisze się pod tym własnym nazwiskiem. Kiedy klub wychodzi z nową propozycją dla fanów, Hiszpan jest obecny. Nazwisko 36-latka wciąż robi wrażenie, nie tylko ze względu na przeszłość, ale również na to, co prezentuje na boiskach MLS. Nie są to puste słowa. Dlaczego Andrea Pirlo znikł w poprzednim roku? Po prostu nie był wystarczająco dobry. David Villa był i jest, a to wciąż liczy się najbardziej.
2015: przywitanie z ligą
Pierwszy mecz w sezonie? Spotkanie pomiędzy dwiema drużynami, które wchodziły do ligi: Orlando City vs New York City FC, Kaká vs David Villa i ponad 62 000 kibiców na trybunach. To po prostu musiało się udać. Wtedy Hiszpan do siatki jeszcze nie trafił, ale w pierwszym meczu przed własną publicznością pokonał bramkarza NE Revolution.
David Villa with the first goal for @NYCFC on home ground. #NYCvNEhttps://t.co/NFkl1jlc5A
— Major League Soccer (@MLS) 15 marca 2015
To był pierwszy z wielu goli w tamtym sezonie, który ostatecznie można było spisać na straty. NYCFC nie awansowali do play-offów, w derbowych meczach z NY Red Bulls nie wygrali ani razu, choć mierzyli się z rywalem trzykrotnie. Czerwone Byki przygotowały nawet oprawę, która była przytykiem w stronę NYCFC. Co ciekawe, fani NY Red Bulls ominęli Davida Villę. Jego gra nie zasługiwała na krytykę nawet ze strony największych rywali. On po prostu robił swoje.
Patrząc z perspektywy czasu, zwolnienie Jasona Kreisa po sezonie 2015 było słuszną decyzją. David Villa w sezonie 2015 zachwycał. Niewielu spodziewało się, że będzie aż tak dobry. Niewielu spodziewało się też, że pod wodzą Patricka Vieiry będzie jeszcze lepszy.
„Young-35-years-old-player”
W rozmowie z Taylorem Twellmanem (były piłkarz, aktualnie dziennikarz) na pytanie, czy coś go zaskoczyło w pracy z Hiszpanem, Vieira stwierdził, że nie, bo patrząc na pracę i podejście Davida do piłki nożnej, to wszystko można było po prostu przewidzieć. Wtedy też określił go mianem „young-35-years-old-player”.
Jeżeli nie do końca wiecie, o co w tym stwierdzeniu chodzi, na to nie mam innej recepty niż odpalenie meczu z udziałem Villi. Dopiero wtedy jest się w stanie zrozumieć, co szkoleniowiec miał na myśli. Gdyby kibic nie znał wieku napastnika NYCFC, a zobaczyłby to, co robi na boisku, to jak walczy o każdy centymetr boiska i jak zasuwa w defensywie, to jak startuje sprintem do niemal każdej piłki, to jak pierwszy daje znak do pressingu, to w życiu nie powiedziałby, że ten facet w grudniu skończy 37 lat!
Dokładnie tak wygląda gra Davida Villi w MLS. Dołóżmy do tego opanowanie i spokój zarówno pod bramką rywala, jak i pod własną, zaciętość w pojedynkach w ataku i defensywie(!), regularność w strzelaniu bramek i asystowaniu (co 95 minut strzela gola lub notuje asystę), to mamy obraz piłkarza kompletnego.
Lider z prawdziwego zdarzenia
Po ostatnim rekordzie wiele osób nie kryło zdziwienia, kiedy okazało się, że David Villa ma lepszy bilans strzelecki w MLS niż w FC Barcelonie. Jak to w ogóle możliwe? Odpowiedź jest bardzo prosta. New York City FC to zespół budowany pod Davida Villę. NYCFC to David Villa, a David Villa to NYCFC. To oczywiście bardzo duże uproszczenie, ale żaden inny piłkarz nie poświęcił dla tej drużyny tyle, co właśnie on. Możecie powiedzieć, że przecież na Yankee Stadium występował też Andrea Pirlo czy Frank Lampard. Prawda jest taka, że jeden był większym niewypałem od drugiego. Może trochę przesadziłam, Lampard w drugiej części swojej przygody z MLS wypadł naprawdę całkiem przyzwoicie. Nie zmienia to faktu, że przy występach Villi wciąż wygląda to blado.
To David Villa był tym, który ciągnął zespół w słabych momentach, to on dawał impuls do ataku, w końcu to on strzelał najważniejsze gole. Pierwszy hat-trick w MLS? Derby Nowego Jorku, trzy gole, które dały wygraną 3:2 z NY Red Bulls przed własną publicznością. Hiszpan był i wciąż jest najważniejszym ogniwem tego zespołu. W 2016 za swoją grę otrzymał nagrodę MVP, a to już naprawdę bardzo duże wyróżnienie. Nie ma przypadku w tym, że odbierał ją właśnie kapitan NYCFC.
Z pewnością znacie drużyny, które są uzależnione od jednego piłkarza. Nie jest to najlepsze rozwiązanie na prowadzenie klubu i każdy doskonale zdaje sobie z tego sprawę. W 2015 i 2016 roku powiedziałabym bez wahania, że New York City FC jest jedną z nich. W poprzednim bym się wahała, w tym jestem pewna, że David Villa jest bogiem NYCFC, ale drużyna potrafi sobie radzić bez niego. Włodarze sami dostrzegli problem i w końcu poszli po rozum do głowy, ściągając naprawdę wielu graczy, którzy potrafią stanąć na wysokości zadania bez swojego kapitana na murawie. Liczne kontuzje Davida Villi na początku sezonu to potwierdzają. W tym czasie NYCFC nie przegrali ani jednego spotkania, co mówi samo za siebie.
Mentor
Patrick Vieira podkreśla, że David Villa to nie tylko światowej klasy piłkarz i lider zespołu, ale również mentor w szatni, w szczególności dla tych, którzy do wielkiej piłki dopiero wchodzą. Jednym z piłkarzy, na którego rozwój Hiszpan miał bardzo duży wpływ, jest bez wątpienia Jack Harrison. Prawoskrzydłowy do USA trafił z Anglii, ale to temat na osobną historię. W 2015 roku został laureatem najbardziej prestiżowej indywidualnej nagrody dla młodych sportowców z amerykańskich szkół średnich, czyli Gatorade Player of the Year. Potem tylko krótka przygoda na Uniwersytecie Wake Forest i SuperDraft 2016, gdzie został wybrany z jedynką przez Chicago Fire. Działacze NYCFC przystąpili do działania i doszli do porozumienia w sprawie wymiany. Jack Harrison, choć jeszcze nie w pełni ukształtowany, to już wtedy był zbyt cenny. Pod czujnym okiem Davida Villi wyrósł na jedną z najważniejszych postaci w drużynie z Bronxu.
Zawsze stara się pomóc innym. Oglądając go, możesz się naprawdę bardzo dużo nauczyć. Czuję, że zrobiłem postęp względem zeszłego roku i mam nadzieję, że dalej będę się rozwijał ~Jack Harrison o współpracy z Davidem Villą
Młody Anglik rzeczywiście robił postępy, a duet, który tworzył z El Guaje, był jednym z najgroźniejszych i najbardziej nieprzewidywalnych w lidze. Mówię „był”, bo Jacka Harrisona w MLS już nie ma. Mówi się, że Manchester City zapłacił za niego ok. $15mln. Do końca sezonu 2017/18 grał na wypożyczeniu w Middlesbrough, ale to dopiero początek przygody z prawdziwą europejską piłką.
Nie tylko na 21-latka David Villa miał bardzo duży wpływ. Pamiętajmy, że przy NYCFC działa akademia piłkarska, która zaczyna dostarczać do pierwszej drużyny Patricka Vieiry nowy narybek. Jednym z zawodników, którzy mogą w przyszłości być gwiazdami ligi, jest James Sands. Wszystkim nowym pomaga m.in. właśnie David Villa. Sam przyznał w jednym z wywiadów, że kształcenie młodych chłopaków to jedno z najważniejszych zadań.
Facet od czarnej roboty?
To jest tak nieprawdopodobne, że postanowiłam tę kwestię wyróżnić. David Villa jest jednym z tych piłkarzy, którzy w MLS walczą o każdy centymetr boiska i harują w obronie tak samo, jak zawodnicy o charakterze defensywnym. Nie ma drugiego takiego gracza na jego pozycji. Zdarza się, że 36-letni napastnik notuje statystyki podobne do tych, które zaliczają defensywni pomocnicy, do tego drybluje i strzela gole. I to nie jest tak, że takie sytuacje zdarzają się od święta, dla Davida to norma.
Kilka przykładów z tego sezonu. Pierwsze spotkanie po wyleczonej kontuzji, Villa pojawia się na boisku w 59’ meczu z Realem Salt Lake. Pierwszy kontakt z piłką? Czysty wślizg w defensywie. Ostatni mecz z FC Dallas? Gdyby nie odbiór Villi i nieprawdopodobny rajd, Jesús Medina nie trafiłby do siatki Jimmy’ego Maurera już w 3’, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Drugi gol Hiszpana w tym meczu? Sędzia pokazał mu żółtą kartkę. Co zrobił napastnik NYCFC? Przechwycił piłkę, ośmieszył obrońców i trafił do siatki.
#Villa400
Mijały kolejne tygodnie, a on ciągle strzelał. W końcu wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że Hiszpan prędzej czy później przekroczy granicę 400 goli. To była po prostu kwestia czasu, a trzeba przyznać, że El Guaje ma idealne wyczucie czasu. Pobicie rekordu w setnym meczu w MLS? Nie mógł trafić lepiej. W zasadzie było to setne spotkanie w sezonie regularnym, ale do tego Amerykanie przywiązują znacznie większą wagę niż do np. stu meczów rozegranych w barwach danego klubu czy łącznie w sezonie regularnym i play-offach. Ot, taki wymysł, z którym my musimy się pogodzić.
Nie zmienia to faktu, że David Villa trafił idealnie, choć do perfekcyjnego występu zabrakło mu hat-tricka. Ten był na wyciągnięcie ręki, bo pierwszego gola New York City FC mogą w 80% zapisać na jego konto, o czym wspomniałam wcześniej. Koniec końców El Guaje trafił do siatki z rzutu karnego i po indywidualnej akcji. Po meczu cieszył się z dubletu, wygłaszając w szatni przemowę do kolegów. Wspomniał o ważnej wygranej po porażce 0:3 z Portland Timbers. Wspomniał też o nadchodzących derbach z NY Red Bulls i poprosił kolegów o pomoc przy strzelaniu kolejnych goli.
Przede wszystkim cieszę się, że zdobyliśmy trzy punkty, dopiero potem z tego, że strzeliłem 400. i 401. gola – to dla mnie wspaniały dzień. Teraz muszę odpocząć i pomyśleć, jak zdobyć 402. bramkę dla zespołu ~ David Villa po meczu z FC Dallas
Nie powiedział ostatniego słowa
David Villa ma aktualnie na swoim koncie 67 goli w sezonie regularnym (69 trafień we wszystkich rozgrywkach) w barwach NYCFC. Największym osiągnięciem byłoby strzelenie stu bramek (sezon regularny) w MLS. Jeżeli Hiszpan by tego dokonał, bez wątpienia przeszedłby do historii tej ligi. I choć wydaje się to niemal niemożliwe, to nie postawiłabym na to pieniędzy. Z takim podejściem, jakie prezentuje 36-latek, może się okazać, że Villa jeszcze nie raz nas wszystkich zaskoczy.
Nie wiem, jak grać w inny sposób, zawsze gram tak samo. (…) Wiem, co sprawiło, że odniosłem sukces w całej mojej karierze, zawsze dawałem z siebie wszystko i trenowałem każdego dnia, ale wraz z upływem czasu muszę bardziej dbać o moje ciało. Nie obchodzi mnie, czy mam 36, 37 czy 20 lat. Muszę pracować w taki sam sposób, bo dzięki temu odniosłem sukces ~ David Villa po ostatnim meczu ligowym
Jeżeli myślicie, że Hiszpan osiągnął w MLS wszystko, to muszę Was rozczarować. Owszem, jest gwiazdą, jedną z największych w całej lidze, ale pomimo tego, że strzela niemal jak na zawołanie, to wciąż czeka chociażby na tytuł króla strzelców. Znacznie bardziej bolesne jest jednak oczekiwanie na pierwsze mistrzostwo. David Villa w dorobku nie ma też tytułu króla strzelców czy Supporters’ Shield (tytuł dla drużyny najlepszej w sezonie regularnym). New York City FC muszą w końcu przełamać się w play-offach. Kibice chcą zapomnieć o blamażu z Toronto FC (2016, porażka 0:7 w dwumeczu) i przegranej z Columbus Crew w poprzednim roku. Play-offy rządzą się swoimi prawami, ale wszyscy wierzą, że David Villa będzie kluczem do dobrych występów NYCFC. W tym roku sezon zakończony bez żadnego tytułu (Supporters’ Shield, U.S. Open Cup, MLS Cup) będzie uznany za porażkę. 36-latek doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego nie wydaje mi się, żebyśmy w najbliższym czasie usłyszeli o zakończeniu kariery.
David Villa to ulubieniec kibiców, król Bronxu. Za jego panowania musi się udać tylko jeszcze jedna rzecz – pierwszy tytuł w historii klubu, najlepiej żeby było to mistrzostwo MLS. Wtedy będzie mógł odejść w spokoju z poczuciem dobrze wypełnionego zadania.
Jednak na ten moment wszyscy skupiają się na derbowym meczu z NY Red Bulls. Tym razem mecz zostanie rozegrany na terenie rywala w Harrison. Start w sobotę o godz. 20:00.
P.S. Na koniec jeszcze wszystkie gole Davida w barwach NYCFC. Kolejność nie jest przypadkowa, to bramki zdobyte wg minut. Tak, takie rzeczy mogli wymyślić tylko Amerykanie.
AUTOR: KATARZYNA PRZEPIÓRKA