Dwóch ludzi, dwie różne role, dwie odmienne opinie, dwie odwrotne sytuacje. Darder oraz Jesé, a więc dwóch jedynaków z hiszpańskim paszportem w Ligue 1, stoi dziś na kompletnie odmiennych biegunach. Jeden z uśmiechem na ustach, drugi z nerwowym drganiem wokół ust. Dlaczego?
Cichy dowódca – oto Darder, cały na biało. Komplet spotkań w lidze, wszystkie w podstawowym składzie, każde z pozytywnym opisem pomeczowym od dziennikarzy L’Equipe i z odpowiedzialną rolą bycia mózgiem środka pola. I chociaż bez asyst, to z kluczowymi zagraniami, które zapoczątkowały bramki Lacazette’a. Bo to właśnie Alex, podstawowy napastnik Lyonu, jest głównym dowódcą, natomiast Sergi jego cichym cieniem. Cieniem mającym za zadanie rozdawać piłki, asekurować przody, zapewniać przewagę w środku i kreować akcję. Pierwsze sezon należy zapomnieć. Nie błyszczał. Nie dostarczał tego, czego od niego oczekiwano. Co więcej, przez długi okres wymieniany był w kategorii transferowej wtopy. Postronni kibice nie mogli się nadziwić kwoty, którą wydano na tak przeciętnego zawodnika, natomiast kibice Lyonu z początku bronili, lecz później tylko kiwali twierdząco głową. Jedno się zgadzało – wszyscy mówili o czasie do aklimatyzacji. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie ten moment. Jeszcze chwila. Drugi sezon.
.@OM_Officiel 0-0 #OL
But de refusé de @SergiDarder pour HJ de #Cornet
(33e mn)#TeamOL #OMOL pic.twitter.com/gs7F2k2gTS— OL_Plus (@OL_Plus) September 18, 2016
… Czego nie napiszemy o Jesé. Hiszpański napastnik słowami: „Nie przyszedłem tutaj, by siedzieć na ławce rezerwowych”, ruszył falę ironicznych komentarzy. Wszyscy bowiem wiedzieli, że właśnie taka będzie jego rola – bycie kimś w zastępstwie. Kimś, kto ma zapewniać pozytywny impuls wchodząc na ostatni minuty. Kimś, kto ma wychodzić w meczach mniej istotnych, dając odpocząć tym naprawdę istotnym – zawodnikom z pierwszego składu. I skoro wychowanek Realu przyszedł w roli jokera, to oczekuje się od niego odpowiedniego nastawiania. Którego on, niestety, nie posiada. Mina naburmuszonego dziecka, któremu nic nie pasuje. Postawa na boisku wskazująca, że jest tam za karę. Brak zrozumienia z partnerami. Brak chęci zrozumienia. Brak chęci – najprościej, bo przecież nikt go o te chęci nie posądza. Najbardziej widoczne było to w spotkaniu z Saint-Étienne. Blisko siedemdziesiąt minut jałowego biegania, tzn. chodzenia po murawie, poszukując… piłek? Nie, tych to unikał. Unikał wszystkiego – walki, odpowiedzialności, strzałów, kolegów, rywali, sędziego. I statystyk. Zresztą, przywołajmy je – niesamowite dwadzieścia (!) kontaktów z piłką przez 68 minut gry, zero oddanych strzałów, zero wygranych pojedynków, za to aż osiem straconych piłek. Nie da się gorzej wchodzić w zespół.
Jesé w PSG to dziś nieudany eksperyment. Jasne, nie można napisać, że takim pozostanie przez resztę sezonu i już dziś wpakowywać go do szufladki pt. „flopy”, jednak bazując na dotychczasowych występach – jest źle. I nie ma punktu zaczepienia, by móc napisać, że będzie lepiej. Nawet Edinson Cavani, krytykowany przez swój brak skuteczności, przynajmniej do tych sytuacji dochodzi i walczy na boisku. Hiszpan wygląda, jakby uprawiał inną dyscyplinę – nie futbol, a dwa ognie.
Jese? after being subbed for Di Maria in the recent game vs ASSE: "I didn't leave Real Madrid to be benched at PSG!" pic.twitter.com/g1o4yzQEoJ
— M.A.J (@UItraSuristic) September 12, 2016