Trener odpowiadający za przygotowanie fizyczne w Atlético powiedział kiedyś, że z budowaniem formy zespołu jest jak z prowadzeniem samolotu. Rzecz w tym, że najpierw trzeba się wznieść w powietrze, ustawić odpowiednią wysokość lotu, a na koniec wylądować we właściwej chwili. Trzymając się terminologii lotniczej, należałoby stwierdzić, że madrytczycy już w niedzielę (porażka z Villarreal – przyp. red) zaliczyli międzylądowanie, gdyż zabrakło zapasu paliwa. Na dodatek to nie pierwszy raz, gdy Atlético musi zmagać się z podobnymi problemami.
Wobec 7-punktowej straty do prowadzącego Realu Madryt, należałoby się dokładniej przyjrzeć, w jakich sytuacjach Atlético gubiło punkty. Całoroczna rywalizacja w lidze z Królewskimi, przy brakującej Atlético zeszłorocznej regularności, nie jest możliwa. Czerwono-białym mocno doskwiera konieczność gry co trzy dni. To zatem zmusza trenera Los Rojiblancos do klarownego sprecyzowania celów: wierzymy w obronę mistrzostwa czy skupiamy się na tym, czego nie udało nam się osiągnąć w zeszłym roku. Znając Diego Simeone, już przed sezonem wybrał to drugie.
Szkoleniowiec klubu z Vicente Calderón nie jest zwolennikiem rotowania składem, co – prędzej czy później – musi odbić się negatywnie na drużynie. O ile w zeszłym sezonie wszyscy przecieraliśmy oczy ze zdumienia, jak długo Atlético potrafiło zachować swój rytm i świeżość (sił zabrakło dopiero w doliczonym czasie finału Ligi Mistrzów – ostatnim meczu sezonu), o tyle w bieżącej kampanii Los Colchoneros na taki poziom się do tej pory nie wzbili, a co więcej – przydarzyło się już kilka wpadek. Można to sobie tłumaczyć przemianami w kadrze lub koniecznością zmiany stylu gry. Jedna rzecz pozostaje jednak poza wszelką wątpliwością – Simeone, pomimo zmian w kadrze, wciąż pozostaje wrogiem rotacji . Ta, odbywa się na identycznej zasadzie, co w zeszłym roku: Griezmann/Villa lub Raúl García, oraz Tiago czy Mario Suárez.

Porównanie piłkarzy z największą liczbą minut w zespołach „Wielkiej Trójki”
Barcelona: 10611
Atlético: 10905
Real: 11249
Źródło: Squawka
Porównując piłkarzy z największą liczbą minut w zespołach „wielkiej trójki” nie zauważymy wielkich różnic, cyfry te są zbliżone. Natomiast po zsumowaniu minut dziesięciu piłkarzy grających najdłużej w każdym zespole, wyjdzie nam, że to Carlo Ancelotti najmniej daje odpocząć swoim kluczowym graczom. Minimalne różnice dostrzeżemy także, jeśli sięgniemy po liczbę wszystkich zawodników, którzy w przeciągu tego sezonu ligowego dostali swoje minuty. W Realu Madryt szansę gry otrzymało 21 piłkarzy, w Barcelonie 22, natomiast w Atlético 20.
W efekcie, Atleti gubi punkty wtedy, gdy terminy meczów się na siebie nakładają, a Los Rojiblancos nie mają czasu na regenerację sił. Tak było zresztą już na inaugurację La Ligii, kiedy drużyna Simeone w meczu z Rayo Vallecano wyglądała dość niemrawo. Było to pokłosie rozgrywanego trzy dni wcześniej rewanżowego meczu o Superpuchar Hiszpanii z Realem Madryt. Podobnych przypadków można by się jeszcze doszukać: każda ligowa porażka następowała kilka dni po starciach w Lidze Mistrzów: klęskę na Mestalla (1:3) poprzedziło zwycięstwo nad Juventusem, na przegraną z Realem Sociedad mogła mieć wpływ długa podróż z Malmoe, z kolei próbując się doszukać przyczyn niedzielnej klęski z Villarreal (0:1), należałoby spojrzeć w kalendarz – we wtorek poprzedzający ligowe zmagania, Atlético grało ze Starą Damą w Turynie. Pozytywem jest natomiast fakt, iż spotkania, którym nadawano rangę priorytetów, Atlético potrafiło każdorazowo rozstrzygnąć na swoją korzyść.
Michał Żewłakow stwierdził kiedyś, że „gra co trzy dni jest tylko dla poważnych ludzi”. Choć napięty terminarz trochę przerasta Atlético, to z całą pewnością nie do tego stopnia, by nazwać ten zespół zbieraniną ludzi niepoważnych. Takie stwierdzenie byłoby wielkim nadużyciem. Z drugiej strony dotychczasowe ustalanie priorytetów jasno wskazuje nam na to, że dla Simeone najważniejsza jest gra w Europie, nawet jeśli ma kosztować utratę punktów w lidze. Tylko czy takie nastawienie może doprowadzić madrytczyków do jakichkolwiek dalszych sukcesów? Wszak swoją obecną pozycję zawdzięczają filozofii nieodpuszczania żadnego meczu.