
Właściwie to to pytanie mógłbym zadać już w poprzednim tekście dotyczącym ligowych wojaży Eibaru, ale wtedy jeszcze sytuacja zdawała się być do opanowania. Dwa miesiące później Rusznikarze drżą o utrzymanie w La Liga, bo od strefy spadkowej dzieli ich jedynie jeden punkt.
W takich chwilach przeważnie to trenerzy stają się kozłami ofiarnymi. Znamy to dobrze chociażby z kilku innych przypadków z tego sezonu – wystarczy bowiem spojrzeć na Barcelonę B, Osasunę czy Granadę. Alex Aranzábal, prezydent Eibaru, postanowił jednak nie ulegać iście ekstraklasowym trendom i nie zwolnił Garitano przy pierwszej lepszej okazji. A miał takich kilka, bo przecież Los Armeros zmagają się z kryzysem praktycznie od początku tego roku. To mu się jednak poniekąd chwali, ponieważ Aranzábal ma świadomość tego ile Bask zrobił dla tego klubu wprowadzając go najpierw do Segunda, a potem do Primera División.
W poprzednim tekście o Rusznikarzach postawiłem pytanie: „która forma Eibaru jest tą właściwą?” Dziś niestety nie mam złudzeń i mogę napisać z pełnym przekonaniem, iż to nie kryzys stanowi odchylenie od ich normalnej dyspozycji.
Gdy przed sezonem Garitano mówił, że jego zespół odczuwa nie strach, lecz entuzjazm, nie sądziłem, iż będzie miało to aż tak mocne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Z dzisiejszej perspektywy jednak wygląda to dokładnie tak, jakby Eibar całą rundę jesienną przejechał na fali owego entuzjazmu, a potem, przy pierwszym lepszym przykrym incydencie (po odejściu Albentosy) po prostu się posypał. W efekcie większość obecnych bojów Rusznikarzy przypomina walkę kawalerii z czołgami. Tak samo zresztą szwankuje przygotowanie fizyczne – jeśli oglądacie czasem mecze Los Armeros dostrzeżecie to bez problemu. Z całej kadry jest może kilku zawodników, których płuca spełniają wymagania stawiane przez Primera División. W tym gronie na pewno znajduje się Federico Piovaccari, Dani Garcia, Eneko Bóveda czy Ander Capa.
Zresztą, właśnie Ander Capa jest idealną personifikacją impotencji całej drużyny. Na przestrzeni całego sezonu jego dobre mecze można policzyć na palcach jednej ręki – żeby nie być gołosłownym mam tu na myśli spotkania z Elche, Almeríą i Getafe z rundy jesiennej oraz z Málagą z drugiej części temporady. Wychowanek Eibaru cierpi bowiem na popularną w drużynie przypadłość – zaangażowania nie można mu odmówić, ale rozumienia boiskowych potrzeb zespołu już owszem. Tylko czy na pewno jest to problem tkwiący w samych piłkarzach? Trudno powiedzieć, bo to przecież ci sami ludzie, którzy tak bardzo imponowali nam, kiedy na jesieni zadomawiali się górnej części tabeli. Z drugiej strony to dowodzi, iż Garitano nie do końca potrafi przekazać odpowiedniej wiedzy praktycznej swoim zawodnikom, którzy po prostu nie rozumieją zmieniających się jak pogoda w marcu ról.
Ze wcześniej opisanego zachowania prezydenta Eibaru czytam jednak również nieco mniej pozytywną kwestię, czyli jego świadomość tego, że kadra nie posiada odpowiedniego potencjału. Domyślam się, iż samo jej skompletowanie było zadaniem równie trudnym co zapamiętanie i wymówienie jednym tchem pełnego nazwiska trenera drużyny (składającego się z ośmiu członów: Gaizka Garitano Aguirre Urkizu Asla Zubikarai Madariaga Garraminia Arteche). Ale z drugiej strony jakość poszczególnych zawodników w żaden sposób nie tłumaczy irracjonalnych decyzji szkoleniowca, zwłaszcza jeśli chodzi o rotacje w formacji defensywnej – w ostatnich dziesięciu meczach Garitano zestawiał obronę na siedem różnych sposobów. Podobny trend utrzymuje się zresztą od początku rundy. I o ile rozumiem poszukiwania nowych rozwiązań w dobie kryzysu, o tyle nie potrafię przyjąć do wiadomości, że trwają one od stycznia.
Świadectwem nieporadności trenera Rusznikarzy jest również uporczywe stawianie przez niego na Txemę Añibarro, kapitana drużyny, ale paradoksalnie najbardziej nieporadnego stopera, który w Primera División zadebiutował mając 36 lat. To także pochodna faktu, iż niezwykle ważne dla klubów walczących o utrzymanie zimowe okienko transferowe zostało przez Rusznikarzy przespane. Szczególnie zabrakło bowiem transferu w celu wzmocnienia ofensywy, zwłaszcza jeśli chodzi o środek pola – typowy mediapunta, potrafiący spokojnie rozegrać piłkę czy wygrać pojedynek indywidualny byłby dla Eibaru na wagę złota. Jedynym sprowadzonym do klubu piłkarzem okazał się Rafael Páez, który de facto i tak nie może występować w swoim nowym zespole, bo włodarze Eibaru po prostu nie zdążyli go zarejestrować. Czy była to nieporadność, ignorancja, a może zwyczajne przewartościowanie własnych cojones przez baskijskiego trenera i zarząd? Niepotrzebne skreślić.
Gaizka Garitano kilka miesięcy temu poniekąd przewidział kryzys mówiąc „W dniu, w którym zagramy jak równy z równym stracimy to coś. Nie możemy zapominać kim jesteśmy. Kiedy tak się stanie będziemy mieli problem”. I faktycznie, odkąd szkoleniowiec zaczął nieco odważniej ustawiać swój zespół, ten ponosił niemal same porażki. Dlatego kompletnie nie kupuję tłumaczenia iż „nie ma nic złego w poczuciu bycia gorszym” skoro jednocześnie Garitano nie wyciąga żadnych wniosków – w efekcie wygląda to tak, jakby Bask co innego mówił, a co innego robił.
Biorąc pod uwagę wszystkie powyżej poruszone kwestie mam wątpliwości, co do tego czy szkoleniowiec Eibaru wie co robi. Zamiast spokojnej ewolucji funduje swoim podopiecznym cotygodniowe rewolucje, popełnia błędy, przed którymi wcześniej sam przestrzegał innych, podczas meczów reaguje irracjonalnie, bo nerwowo, a spod kontroli wymykają mu się nawet konferencje prasowe… Ot, taka kwadratura koła. Moja ocena Garitano musi się zatem diametralnie różnić od tej wystawianej trenerowi przez Alexa Aranzábala.
Do końca sezonu zostały trzy kolejki, w których Los Armeros zmierzą się kolejno z Espanyolem (d), Getafe (w) i Córdobą (d). Wydaje się to być całkiem przystępny terminarz, ale skoro Rusznikarze w rundzie wiosennej nie potrafili wygrywać nawet z Granadą, Deportivo czy Almeríą, to trudno się teraz spodziewać cudów w ich wykonaniu. W drugiej części sezonu gorzej od podopiecznych Garitano punktowała tylko Córdoba (2/48 oczek przy 4/48 Eibaru) więc może pojedynek z nimi w ostatniej kolejce jest dla nich jakimś światełkiem w tunelu?
Mówi się, że najlepiej jest trzymać los we własnych rękach, ale śmiem twierdzić, że w przypadku Eibaru ta kwestia wygląda nieco inaczej. Ich bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie jest bowiem Deportivo i kto wie czy to nie od nich będzie zależała przyszłość Basków. Galicyjczycy mają przed sobą trzy trudne mecze – z Athletikiem (w), Levante (d) i Barceloną (w). Zakładając, że Los Armeros zdobędą choć jeden punkt w ostatnich kolejkach i Depor nie sprawi żadnej niespodzianki, możemy spodziewać się utrzymania Basków.
W końcu „impossible is nothing”.