Wszyscy o nim słyszeli, ale nikt go nie widział. A może jest właśnie odwrotnie. Widzimy go niemal codziennie – na murawie, w prasie, w telewizji – ale nie mamy pojęcia, że to on. Wstydliwy szkielet wepchany do szafy hiszpańskiego futbolu. Niektórzy namawiają go by ową szafę opuścił, inni wpychają jeszcze głębiej i przystawiają drzwi krzesłem. Ot tak, na wszelki wypadek. Jeszcze inni zapewniają, że wszystkie opowieści o nim to mit, bo tak naprawdę nigdy nie istniał. Oto on: piłkarz homoseksualista.
Na Wyspach Brytyjskich machina ruszyła już w 2004 roku, gdy kluby zrzeszone w FA, takie jak Arsenal czy Birminham, zdecydowały się zaangażować w kampanie dotyczące akceptacji mniejszości seksualnych. W Hiszpanii podejście do zjawiska potencjalnego homoseksualizmu nadal jest tabu, przynajmniej w świecie futbolu. Zaskakujące o tyle, że to państwo z Półwyspu Iberyjskiego znajduje się w ścisłej czołówce krajów europejskich, ze względu odsetk społeczeństwa, który deklaruje akceptację dla osób homoseksualnych. W Hiszpanii sięga on nawet 88%. Dotyczy to kwestii, która bez wątpienia jest obecna. Badania z 2009 roku, oparte na najbardziej rozpowszechnionym kwestionariuszu badającym orientację seksualną – ankiecie Kinseya, wykazały, że 14,4% mężczyzn narodowości hiszpańskiej, w wieku do 25 lat, deklaruje orientację inną niż heteroseksualna. 6,1% z nich uznało się za homoseksualistów. W przypadku kobiet odsetek ten był mniejszy, odpowiednio 11,1% i 0,7%.
Tak, w znaczącym przybliżeniu, wygląda struktura orientacji seksualnej w Hiszpanii. W Hiszpanii, ale nie w hiszpańskim futbolu. Świat iberyjskiej piłki nożnej sprawia wrażenie stuprocentowo heteroseksualnego. Choć statystyka jest nieubłagana i wskazuje na to, że pośród tysięcy zawodników muszą się znaleźć także homoseksualiści, żaden hiszpański piłkarz nie zadeklarował otwarcie takiej orientacji. Dla wielu to argument, że gejów zarówno w La Liga, jak i niższych kategoriach, zwyczajnie nie ma. Władze Liga BBVA zostały ostatnio zaproszone do wzięcia udziału w programie Liga Arcoiris (Tęczowa Liga) mającym na celu promowanie akceptacji względem osób homoseksualnych. Odpowiedź była wymijająca. „Nie jesteśmy w stanie wziąć udziału w setkach akcji, do których jesteśmy zapraszani co miesiąc”. Jedynym klubem, który wyraził zgodę było Rayo Vallecano. W meczu z Athletikiem Piraci wybiegli na murawę San Mamés w korkach zawiązanych tęczowymi sznurówkami. Prócz Rayo w akcji wzięli udział tylko pojedynczy piłkarze, jak zawodnicy Atlético: Raúl Jímenez i Saúl Ñíguez. Jedynym klubem z Primera, prócz Rayo, który odważył się dotknąć tej kwestii jest właśnie Athletic Club, który poparł projekt La Liga Sin Homofóbia (La Liga Bez Homofobii). W Segunda zdecydowała się na to Llagostera.
Z jednej strony wizja możliwości istnienia homoseksualnego piłkarza w szatni jakiegokolwiek klubu przeraża niemal całe to środowisko. Z drugiej strony, w niemal niepokojący sposób, je elektryzuje. W szczególności tyczy się to prasy, która z lubością chciałaby znaleźć wreszcie tego mitycznego geja w La Liga. Każde pół gestu zostanie odpowiednio zinterpretowane, wystarczy dać najmniejszy pretekst. Homoseksualizm w hiszpańskim futbolu jest w równym stopniu zjawiskiem krępującym i niechcianym, jak też konsekwentnie poszukiwanym. Romans tego tematu z hiszpańską prasą sportową nie jest niczym nowym, jest równie długi, co namiętny. Jak pokazała historia zwykle bywał też niesprawiedliwy a nawet krzywdzący.
Czy to możliwe żeby temat nieustannie pojawiający się na tapecie i powracający przy każdym możliwym pretekście był jednocześnie tabu? Jak widać tak.
Namiętny pocałunek
Piąta nad ranem w sercu Barcelony i ta niezapomniana liga Tenerife. 1993 rok. W ostatnich minutach Chicharreros urwali punkty Realowi Madryt i przekazali mistrzostwo, trzecie z kolei, w ręce piłkarzy Cruyffa. W Ciutat Condal wybucha euforia. Barcelońska dyskoteka, w której świętują zawodnicy, pulsuje muzyką. Zbliża się świt, alkohol szybciej krąży w żyłach. Julio Salinas już dawno zgubił rachubę w kwestii tego ile kobiet kleiło się do niego tej nocy. Christo Stoiczkow ściska w dłoni szklankę, w której opalizuje lekko jasny alkohol. Drugą ręką Bułgar obejmuje roześmianego Ronalda Koemana. Unosi szkło do ust i pije. Po chwili, w niespodziewanym geście, chwyta Holendra za szyję, przyciąga do siebie i całuje w usta. Plotki na temat tego pocałunku i orientacji seksualnej Stoiczkowa długo nie umilkną, pomimo faktu, że Bułgar i Holender, delikatnie mówiąc, nigdy nie byli najlepszymi przyjaciółmi.
Ponad dwadzieścia lat później, Turyn. Z głośników płynie hymn Sevilli, która na włoskiej ziemi właśnie sięgnęła po Ligę Europy, w serii rzutów karnych pokonując Benficę. Z medalami na szyjach, przy pełnych trybunach, piłkarze świętują na płycie boiska. Ivan Rakitić, niekwestionowany lider drużyny, wznosi srebrny puchar. Obok niego stoi Daniel Carriço. Z chwilę Portugalczyk, z czerwono-zieloną flagą swojego kraju przewiązaną na barkach, odwróci się w kierunku Rakiticia i pocałuje go w usta. Chorwat nie oponuje. Jutro ich zdjęcie obiegnie prasę i Internet, opisane zwykle jako „namiętny pocałunek”.
– Namiętny pocałunek, prawda? – śmieje się Carriço, zapytany o tę kwestię na antenie Cuatro. – To był efekt emocji, których nie da się opisać.
Ivan wykazuje znacznie mniejszy dystans w tej kwestii. Jego komentarz jest pełen tłumaczeń.
– Ciągnie cię do Carriço?
Po hiszpańsku brzmi to nieco mniej kulturalnie.
– Człowieku, chciał mnie pocałować jak zawsze, zwyczajnie, w policzek. Ale wyszło, jak wyszło i kamera to uchwyciła. To był pech… Co miałem zrobić? Zabić go?
– Czyli świętowaliście, to nie był moment…
– Mógłbym go i zabić.. no, ale jest nam potrzebny.
Żart wydaje się mocno wymuszony. Zawodnik rzuca go na odchodne, wsiadając do autokaru.
Zdenerwowanie, jakie wywołuje u Chorwata ten incydent nie jest bezpodstawne. Celebracja z 2014 roku przywołała echo wywiadu, którego Rakitić udzielił dwa lata wcześniej. Teraz na nowo odżywają oskarżenia ówczesnego piłkarza Sevilli o homofobię.
– Szanuję homoseksualistów, ale nie chcę takich ludzi w szatni. Nie odszedłbym z tego powodu z drużyny, ponieważ mam równy szacunek dla osób homoseksualnych, jak dla czarnoskórych, grubych czy niskich. Ale, jeśli to możliwe, wolałbym żeby geje nie byli obecni w moim życiu.
Homofob i gej zarazem? W hiszpańskiej prasie to możliwe, ponieważ jedno i drugie określenie równie często można było przeczytać pod adresem Ivana. Fakt, że zawodnik ma żonę i córeczkę łatwo schodzi na margines. Jeszcze rzadziej przywołuje się kwestię, że jego wypowiedź była komentarzem na pytanie dotyczące Vlatko Markovicia, prezydenta chorwackiej federacji piłkarskiej.
– Nie ma takiej możliwości żeby homoseksualny piłkarz grał w naszej reprezentacji. Na szczęście w piłkę grają tylko zdrowi ludzie.
Za te słowa Marković został ukarany przez FIFA. Wobec nich odpowiedź Rakiticia wydaje się niemal wyważonym komentarzem na to, co zadeklarował prezydent federacji.
Technika wyparcia
– Szczerze mówiąc uważam, że pośród piłkarzy nie ma gejów – wyraża swoje przekonanie Marcello Lippi.
Włoski trener przebywa w tej samej rzeczywistości, co Vlatko Marković, żywiąc przekonanie, że futbol, sport tak przesycony machismo, jest „czysty” od homoseksualizmu. To ta sama rzeczywistość, w której obraca się La Liga. Luiz Filipe Scolari nie jest o tym aż tak przekonany, ale wie, jak rozwiązałby problem:
– Gdybym odkrył, że któryś z moich zawodników jest gejem, odsunąłbym go od drużyny.
To deklaracje skrajne, jednak nawet Paco Jémez, trener jedynego klubu La Liga, który zdecydował się na udział w kampanii Liga Arcoiris, otwarcie przyznaje:
– Nie jesteśmy gotowi na to, by któryś z piłkarzy zadeklarował orientację homoseksualną.
Jednak rzeczywistość, w której chcieliby się bezpiecznie zakopać Vlatković i Lippi nie wydaje się możliwa. Gerard Piqué przyznaje, że zna osobiście hiszpańskich zawodników, którzy nie są heteroseksualistami, jednak nie mają odwagi przyznać się do tego publicznie. Mimo to, mit sportu wolnego od gejów funkcjonuje i ma się dobrze. Michael Robinson, były piłkarz Osasuny, aktualnie dziennikarz sportowy próbuje uargumentować tę teorię:
– Mówi się, że żeby grać w rugby albo piłkę nożną potrzeby jest odpowiedni poziom testosteronu. Nie potrzeba go aż tyle żeby projektować ubrania. To nie jest taka sama męskość.
Krótki poradnik jak zniszczyć człowieka
Może właśnie ze względu na fakt, że tak wielu piłkarzy i trenerów neguje samą możliwość obecności homoseksualistów w futbolowym środowisku, media z taką lubością pragną udowodnić, że jest odwrotnie. Hiszpańska prasa uwielbia ten temat, a Rakitić i Carriço nie są jedynymi zawodnikami, dla których demonstracja radości stała się przyczynkiem do plotek na temat orientacji seksualnej.
Jest 2008 rok, Pep Guardiola niedawno objął funkcję trenera pierwszej drużyny Barcelony i właśnie prowadzi ją, na razie zwycięską, przez wszystkie rozgrywki. Gra Katalończyków zachwyca, ale w tej chwili nikt jeszcze nie podejrzewa, że na końcu tej drogi Pep Team napotka sześć pucharów. W tym samym roku Josep Maria Minguella, niegdysiejszy kandydat na prezydenta Barcelony, człowiek niezwykle aktywny w środowisku culés, publikuje książkę pod tytułem Quasi tota la veritat. Niemal cała prawda. Opisuje w niej, widzianą swoimi oczyma, historię Blaugrany i ludzi z nią związanych.
„Otoczenie klubu i media zaczęły komentować jego życie prywatne. Zapewniano, że jest gejem”.
Tak, według Minguelli, wyglądały kulisy piłkarskiego rozstania Pepa Guardioli z Barceloną. Zapewnia, że Katalończyk opuścił klub, by odciąć się od plotek dotyczących jego orientacji homoseksualnej. Przypadek Guardioli pokazuje jak łatwo znaleźć się na celowniku prasowej nagonki. Nie trzeba nawet dać pretekstu, jakim jest publiczny pocałunek. W pełni wystarczą „niemęskie” zainteresowania – jak literatura czy teatr – nielicujące z kanonem tego sportu. Już w latach 50. ówczesny piłkarz Deportivo, Pahíño, uchodził za dziwnego. W końcu zaczytywał się w klasykach literatury rosyjskiej. Sprawa podejrzeń względem Pepa w ostateczności udowodniła, że plotka jest prawdopodobnie najodporniejszym stworzeniem na świecie. Niemal nie sposób jej zabić. Po latach, gdy Guardiola – mąż i ojciec trójki dzieci – po raz kolejny rozstanie się z Barceloną, tym razem opuszczając stanowisko trenera, plotka powróci. Pep nigdy jej nie skomentował, może dlatego, że nie była go w stanie dotknąć? Jeżeli tak można jedynie uznać, że dobrze, iż trafiło na niego. Jednym w takiej sytuacji puściłyby nerwy, inni mogliby się okazać zbyt słabi psychicznie, by poradzić sobie z ciągłymi insynuacjami. W końcu trzeba być Zlatanem Ibrahimoviciem, by na zadane przez dziennikarkę pytanie o orientację seksualną odpowiedzieć:
– Przyjdź do mnie do domu, to pokażę Ci jaki ze mnie gej. I zabierz siostrę.
Ciprian, nie Marica
Maricón i marica, to jedne z najpopularniejszych wyzwisk, jakie można usłyszeć pod adresem hiszpańskich piłkarzy. Znaczą to samo co polskie określenie „pedał”. Swego czasu triumfy na wielu stadionach święciła przyśpiewka ¡Guti, Guti, Guti maricón!. W przypadku ówczesnego piłkarza Realu Madryt atmosferę podgrzało zdjęcie, na którym Guti miał całować mężczyznę. Jak się później okazało ów mężczyzna był… siostrą Gutiego. To jednak sprawa marginalna, ponieważ w okrzykach, które płynęły w jego kierunku z trybun nie chodziło, a przynajmniej nie chodziło jedynie, o orientację seksualną. Maricón stało się po prostu niezwykle powszechnym wyzwiskiem. O tyle skutecznym, że prowokacyjnym.
***
Pośród wszystkich medialnych cyrków, co potwierdzają nie tylko logiczne kalkulacje, ale też słowa Piqué, istnieje gdzieś ten mityczny piłkarz homoseksualista. I to nie jeden. Paco Jémez ma chyba rację: hiszpański futbol nie jest gotowy by stawić czoła tej sytuacji. Jego obecność w szatni to problem głębszy, niż brak akceptacji. To także kwestia samooceny, poczucia winy i zwykłego, najzwyczajniejszego wstydu. Również wstydu i skrępowania, towarzyszącego reszcie szatni. Inicjatywy takie jak ta, podjęta przez Rayo, przechodzą niemal bez echa, bo media wolą zbyt głośno nie poruszać tego tematu. Przynajmniej nie w tej formie. Co innego, gdy pojawi się szansa na jakiś intratny skandal. Wtedy możemy być pewni natychmiastowej reakcji hiszpańskiej prasy. Jedno jest pewne: to co w całej sytuacji jest najmniej normalne, to atmosfera wytwarzana wokół niej przez media.
– – –
Felieton nominowany do tytułu „Tekst Roku ¡Olé! 2015”. Zobacz wszystkie nominacje ►