
Zatrudnienie Luisa Enrique w Barcelonie oraz zmiany jakie zaszły w kadrze, a w konsekwencji też i w sposobie gry Blaugrany, zostały okrzyknięte ponowną jej Guardiolizacją. Póki co, największe profity z owego procesu zbierają młodzi zawodnicy dopiero wchodzący do składu. Lucho kocha wychowanków, a wychowankowie kochają Lucho.
Wybory uzasadnione
Warto było pożegnać Gerardo Martino chociażby właśnie ze względu na barcelońską młodzież. Tata chciał eksperymentować – optował za sprowadzaniem piłkarzy bliżej znanych mu z ligi argentyńskiej. Na jego liście życzeń znalazł się np. Santiago Vergini, ten sam, który pół roku później trafił do Sunderlandu, gdzie w ogóle sobie nie poradził. Z perspektywy czasu można przyznać, iż Zubizarreta słusznie nie słuchał niektórych próśb ówczesnego trenera.
Luis Enrique to kompletne przeciwieństwo argentyńskiego szkoleniowca. Jest traktowany z należytym szacunkiem, jego życzenia poparte logiką, odpowiednio argumentowane są respektowane i dlatego też, prowadząc zespół, może postępować odważniej. Lucho bez kompleksów więc stawia na wychowanków nawet wtedy, gdy drużyna musi odmienić losy spotkania (mecz z Villarreal lub z PSG). Już teraz debiutanci spędzili na boisku więcej czasu, niż w trakcie całego poprzedniego sezonu – Munir rozegrał dotychczas 378 minut, Sandro Ramírez 152, a Sergi Samper 90. Do tego zestawienia można również podczepić Rafinhę ze 131 minutami. Tak ochocze wprowadzanie młodych zawodników do składu nie wzięło się jednak znikąd. To nie kaprys Asturyjczyka, a problemy kadrowe skłoniły go do postawienia na wychowanków. Munir dostał swoją szansę zastępując kontuzjowanego Neymara, razem z Sandro korzysta również z absencji Luisa Suáreza, zaś Sergi Samper i Rafinha otrzymali minuty na skutek stosowanych przez trenera rotacji. Oprócz tego, młodzi piłkarze spełniają jeszcze jeden bardzo ważny warunek – są zdyscyplinowani taktycznie. Dla Luisa Enrique jest to kwestia wręcz kluczowa. To właśnie m.in. dlatego Lucho postawił na Munira kosztem Gerarda Deulofeu.
Kluczowe transfery
W letnim okienku Barcelona wydała na transfery rekordową w swojej historii sumę – 145 milionów euro, które mogą zostać zwiększone do 156 po uwzględnieniu zmiennych. Przeznaczenie tak astronomicznej kwoty na zakup nowych piłkarzy jest konsekwencją nałożonego na Blaugranę zakazu transferowego. Ten ma obowiązywać Dumę Katalonii przez cały 2015 rok, wskutek czego sztab klubowy musiał myśleć i działać na rynku znacznie aktywniej, by zabezpieczyć swoją przyszłość.
Nie trudno się domyślić, że na transferowym banie najwięcej zyskają właśnie wychowankowie. Jeśli blokada zostanie podtrzymana, będzie to dla nich niepowtarzalna okazja by na dobre zaistnieć w pierwszej drużynie. Otwarcie mówi się bowiem, że przed sezonem 15/16 kilku zawodników ma na stałe awansować w klubowej hierarchii. Młodzi piłkarze pokroju Sampera czy Munira muszą zatem już teraz zbierać jak najwięcej minut oraz doświadczenia, by za rok móc realnie wzmocnić drużynę, a nie tylko ją uzupełnić. Nie wiadomo przecież jak w niedalekiej przyszłości potoczą się losy Xaviego czy Pedro. A skoro Barcelona nie może liczyć na transfery z zewnątrz musi liczyć na wychowanków i graczy wracających z wypożyczeń.
Zubi na wolności
Nie od dziś wiadomo, że za czasów prezydentury Sandro Rosella wszelakie zakupy i sprzedaże piłkarzy były dyktowane odgórnie. W efekcie w zespole zapanował chaos, którego nikt nie potrafił ogarnąć, a drużyna była silna tylko na papierze. Ta chora sytuacja odmieniła się wraz z ostatnim okienkiem transferowym. Dyrektor sportowy Barcelony tj. Andoni Zubizarreta został ogłoszony „przywódcą kadrowej rewolucji” i choć wzbudziło to w culés skrajnie sceptyczne emocje, ostatecznie podołał powierzonemu mu zadaniu.
Zubiego trzeba pochwalić nie tylko za działania na rynku transferowym, ale też i za pracę wewnątrz klubu. Doświadczenie zebrane po przygodzie z Thiago Alcantarą nauczyło byłego bramkarza bardziej prewencyjnego postępowania. Polepszeniu uległy bowiem warunki klauzul jakie są zawierane w kontaktach młodych zawodników. Przeważnie rosną one wraz z awansem piłkarzy w klubowej hierarchii. Takie zapisy mają w swoich kontraktach m.in. Adama Traoré, Munir El Haddadi i Sandro Ramírez – gdy zostaną na stałe zgłoszeni jako zawodnicy pierwszej drużyny ich klauzule odstępnego wzrosną z 12 do 35 milionów euro. Gdyby tylko owe kwoty były jeszcze nieco wyższe…
Dotychczas jednym z najsłabszych punktów Blaugrany były wypożyczenia. Wśród kibiców krążyło nawet powiedzenie, iż piłkarz, który tymczasowo odchodził z klubu już miał do niego nie wrócić. Tę stereotypową ścieżkę utarli zawodnicy tacy jak Bojan czy Keirrison. Choć i tym razem w podobny sposób pozbyto się piłkarzy niechcianych, w razie sytuacji awaryjnej Barcelona pozostawiła sobie otwartą furtkę. Tym bardziej pozytywna jest forma progresywnych wypożyczeń młodych graczy – ostateczne kwoty jakie zapłacą Sevilla i Porto za tymczasowe pozyskanie Denisa Suáreza, Gerarda Deulofeu i Cristiana Tello uzależnione są od tego ile minut rozegrają (choć w przypadku dwóch pierwszych z wymienionych nieznane są konkretne sumy). Im więcej szans otrzymają piłkarze, tym mniejsze koszta poniosą ich aktualne kluby za wypożyczenie. Jest to rozwiązanie dobre pod każdym względem – Duma Katalonii zabezpieczyła swoją przyszłość, a zawodnicy mają szansę się rozwijać.

Źródło: Transfermarkt
Hurraoptymizm culés
Przy Canaletes mówiono, że przyszłość będzie piękna. Przy Canaletes nosi się jednak różowe okulary. Rozgrywki trwają dopiero od nieco ponad miesiąca, więc nie można być niczego pewnym – każdy zespół, tak jak i Barcelona, może w najbliższym czasie tyle samo zbudować, co zepsuć. W grze Blaugrany są widoczne dopiero zalążki tego do czego dąży Luis Enrique. Wiele już poprawiono (pressing, płynne przechodzenie z obrony do ataku), lecz równie wiele aspektów wciąż szwankuje (niemrawy atak pozycyjny, indywidualne błędy w defensywie). Lucho i jego drużyna mają przed sobą mnóstwo pracy do wykonania by wrócić na szczyt.
Dlatego też również i w kwestii wychowanków Dumy Katalonii warto wziąć na wstrzymanie. Niejeden Bojan czy Assulin przewinął się już przez Barcelonę… Samper, Sandro, Munir, Deulofeu, Rafinha – wszyscy oni muszą wciąż udowadniać swoją przydatność i uczyć się, by w pełni wykorzystać swój potencjał. Przede wszystkim można zarzucić im brak stabilności formy (jak to często bywa z młodymi zawodnikami), bo o ile w sezon weszli spektakularnie, o tyle ostatnio znacznie spuścili z tonu. Widać, jak ogromna ciąży na nich presja. Tak naprawdę dopiero za kilka miesięcy będziemy mogli jednoznacznie określić który z nich ile jest wart.