Było wczoraj na co popatrzeć. O ile w meczu Francji z Nigerią emocje nie były przesadnie dawkowane, to starcie reprezentacji Niemiec i Algierii trzymało w napięciu do drugiej minuty dogrywki. Splendor za tamto spotkanie spływa na głowy Andre Schurrle oraz Manuela Neuera. Do tego pierwszego jeszcze wrócę. Natomiast w przypadku podręcznikowego przedstawiciela niemieckiego mężczyzny wypada jedynie dodać, że podczas jego wybiegów do piłki zabrakło muzyki z czołówki Słonecznego Patrolu.
Na świeczniku dzisiaj będzie reprezentacja Trójkolorowych. Obecność w niej Antoine’a Griezmanna jest tylko dodatkowym katalizatorem, ale nawet bez niego byłaby to reprezentacja, za którą trzymałbym kciuki. Didierowi Deschampsowi, Baskowi z pochodzenia, trafiła się grupa takich zawodników, wśród których tylko nieliczni są nasyceni byciem gdzieś blisko ścisłego światowego topu. Reszta pragnie te drzwi wywarzyć, co zresztą widzimy oglądając francuską reprezentację na brazylijskich boiskach.
Sam w swoim życiu tylko raz trzymałem poważnie kciuki za Francję na wielkiej imprezie. Było to podczas EURO 2000, które to mistrzostwa Francuzi wygrali. Ciężko mi było wskazać dlaczego. Świadomość tego, że wygrali mundial rozgrywany dwa lata wcześniej? Nie sądzę. Obecność w kadrze Zinedine’a Zidane’a? Wątpię. Podobały mi się za to nazwiska. Bixente Lizarazu, Youri Djorkaeff. David Trezeguet, Frank Lebœuf, czy obecny selekcjoner Deschamps. Czysta sezonowość. Dwa lata później na mundialu w Korei nawet nie było mi ich żal. Podobnie zresztą jak całemu światu po ich klęsce, której symbolem jest porażka z Senegalem. To też były swego rodzaju „derby”. Nawiązuję do powielanego wczoraj na Twitterze stwierdzenia o możliwej derbowej konfrontacji w przypadku wyeliminowania Niemców przez kadry „Lisów Pustyni”.
Wczorajszym spotkaniem Oliver Giroud załatwił sobie przyspawanie do ławki rezerwowych. Tak jak Griezmann strzelił wczoraj bramkę Josephem Yobo, tak Deschamps wygrał wprowadzeniem piłkarza Realu Sociedad bilety na samolot do Rio de Janeiro. Miło było popatrzeć na to jak bardzo zmienił się obraz tego spotkania po tej zmianie. Nigeryjczycy, którzy już zaczynali patrzeć w oczy przeznaczeniu, musieli stanąć z nim oko w oko. Akcja z Benzemą tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że nic złego Trójkolorowym się już w tym pojedynku nie stanie. Odetchnął zapewne także Patrice Evra, który nie grał najlepszego meczu w karierze, a obecność mniej zdyscyplinowanego taktycznie Benzeny na lewym skrzydle wcale mu nie pomagała. Jedną zmianą Deschamps rozwiązał dwa problemy. Skrzydło zabezpieczone, atak płynniejszy, Valbuena mógł poczuć ulgę zrzucając ciężar konstruowania ataków ze swoich barków.
Dużo mówiło się o konfliktach targających reprezentację Francji przy poprzednich wielkich piłkarskich imprezach. Dzisiaj ten problem nie występuje, a skuszę się o stwierdzenie, że brak Ribery’ego i Nasriego to wbrew pozorom dwa duże plusy we francuskiej szatni i na murawie. Zawodnik Bayernu byłby pewniakiem do gry na lewym skrzydle, a pomocnik mistrza Anglii miałby zapewne miejsce po drugiej stronie boiska wysyłając Mathieu Valbuenę na miejsce zajmowane przez Loic’a Remy’ego. Bez nich mamy za to błyszczącego w każdym spotkaniu pomocnika Olimpique’u Marsylia, energicznego Griezmanna oraz dowód na to, że najlepsze co na mundialu zrobił Oliver Giroud to wyeliminowanie z gry Steve’a von Bergena.
Wspólnym mianownikiem dla obu wczorajszych potyczek są zmiany. Ich influencja na grę i końcowy rezultat była spora. O Griezmannie już napisałem, ale Andre Schurrle swojej laurki jeszcze nie dostał. Zmienił bezbarwnego, mimo że ukaranego żółtym kartonikiem Mario Goetzego, i od razu dał się zaznaczyć jako ktoś na kim można polegać w tworzeniu zagrożenia pod bramką algierskiego Mr. T. – Raisa M’Bolhi’ego. Nietypowo zdobyta bramka była wisienką na torcie. Bramka strzelona przez Mesuta Ozila przypomniała tylko o tym, że piłkarz Arsenalu był obecny na murawie i można wylać na niego wiadro pomyj.
Nie chcę w żaden sposób wyrokować ani bawić się w typowanie wyniku piątkowego starcia między ekipami Lowa i Deschampsa. Niemcy muszą, Francuzi mogą. Jeżeli niemiecka obrona podtrzyma formę to Manuel Neuer znowu będzie definiował pozycję fly goalie. Sam jednak mam nadzieję, że będą to żmudne próby, przy większej niż w przypadku Algierczyków, sile ognia francuskiego ofensywnego trio.