Hiszpański Dzień Prawdy
Wczesnym rankiem, tuż po kompromitacji z Holandią, hiszpańskie dzienniki przybrały żałobne kolory, a MARCA napisała jasno w nagłówku – „Arreglad esto”, co w polskim tłumaczeniu brzmi „Naprawcie to”. Przez minione cztery dni nastroje w Hiszpanii były rzeczywiście matowe, nikt nie przypuszczał, że mecz o „życie lub śmierć” – jak to ujął Cesc Fàbregas, nastąpi już w drugiej kolejce. Na zgrupowaniu „La Roja” faktycznie robi się wszystko, żeby tę pomarańczową plamę zmyć z honoru, sam Vicente del Bosque przyznał, iż z wyczerpania usnął przed telewizorem podczas oglądania meczu Australii, a kiedy obudził się, odbiornik był wciąż… włączony.
Media szukały winowajców, a za główny czynnik porażki uznano kurczowe trzymanie się „tiki-taki”, co jednak zostało negatywnie skwitowane przez zawodników i samego selekcjonera. „Debata o posiadaniu piłki jest modna” – skomentował Juan Mata, podczas gdy „Sfinks” rozwiał wszelkie wątpliwości – nie ma mowy o rewolucji, ani nagłej zmiany stylu. Wszyscy liczą, że podopieczni del Bosque nie tylko wygrają, a każą wyciągać Claudio Bravo piłkę z siatki kilka razy. Racja, Hiszpanie będą atakować, ale priorytetem jest spokój, bo bez niego możemy mieć déjà vu z konfrontacji z kadrą „Oranje”. A trener Chilijczyków, Jorge Sampaoli, zamierza skopiować ustawienie van Gaala z pięcioma obrońcami. „Pierwszą rzeczą, którą musimy osiągnąć, jest zwycięstwo” – stwierdził dyplomatycznie Fernando Torres, dodając ponadto – „Później możemy się zastanawiać nad strzeleniem jak największej ilości goli. Bez wygranej wszelkie kalkulacje się nie liczą i odpadasz”.

Źródło: marca.com
Emocje blamażu nieco opadły i podobnie jak przed inauguracją Mistrzostw Świata, znów zapalczywie motywuje się Hiszpanię do arcyważnego spotkania. „47 milionów Hiszpanów, 23 piłkarzy, selekcjoner i jedna misja – GANAR” – tylko zwycięstwo, słowo powtarzane tysiące razy, ale w kontekście niedawnej śmierci Luisa Aragonésa przybiera większego znaczenia. Ideologia kroczenia od zwycięstwa do zwycięstwa, która towarzyszyła drużynie podczas EURO 2008, turnieju inicjującym hiszpański okres panowana w europejskim i światowym futbolu. Przykro byłoby oglądać jego koniec, dlatego wszyscy liczą, że Xavi, Xabi Alonso czy Iker Casillas jeszcze tym ostatnim tchnieniem znów wyprowadzą reprezentację na szczyt przed kompletną zmianą pokoleniową.
„AS” przewiduje trzy zmiany względem spotkania z Holandią: Juanfran ma zastąpić Jordiego Albę i zamienić się stronami z Azpilicuetą, Pedro wejdzie w miejsce Davida Silvy i być może Fernando Torres będzie wysuniętym napastnikiem. Oczywiście, „El Niño” to cień siebie z minionych lat, lecz ma spory bagaż doświadczeń, a jego zgranie z kolegami reprezentacyjnymi jest kwestią niebagatelną. Kibice domagali się również występu Koke zamiast Xaviego, w sondzie przeprowadzonej przez internetową wersję dziennika „AS”, młody rozgrywający Atlético był najczęściej po Inieście wybieranym pomocnikiem do „once de gala”.
Mój faworyt po pierwszej kolejce ? Italia
Pierwsza runda meczów na brazylijskim Mundialu za nami i można powoli upatrywać faworytów. Wymienia się wśród nich Holendrów, Niemców i Włochów, jednak ci ostatni wzbudzili w moich oczach największy podziw. Cesare Prandelli od deski do deski przestudiował całe futbolowe abecadło i stworzył drużynę niewygodną dla każdego. Były trener Fiorentiny ma w rękawie masę rozwiązań taktycznych, jego zespół potrafi się elastycznie dopasować do różnych przeciwników. Na razie przekonali się o tym Anglicy, których próbowano ugryźć na różne sposoby – czy to atakiem pozycyjnym, czy kontratakami. Poskutkowało. Gdy poznano wyjściowe jedenastki, dziwiono się Prandelliemu, wszak wystawił na prawej obronie nieopierzonego Matteo Darmiana, ponadto w linii ataku nie zdecydował się, by Balotelliemu parnerował inny kreatywny zawodnik – czy to Insigne, czy to Cerci bądź Cassano. Tymczasem Darmian wraz z Candrevą siali popłoch po stronie Leightona Bainesa, który musiał po meczu narzekać na kolegów z linii pomocy za brak asekuracji.
Wszystkiemu dyrygował Andrea Pirlo, który jest jak wino – im starszy, tym lepszy. Piłkarz Juventusu zachowywał się niezwykle inteligentnie na boisku, grał ekonomicznie… co nie przeszkodziło mu zaliczyć najwięcej podań (aż 108, z czego 103 celne) i kontaktów z piłką (117). Zupełnie przyćmił swoje vis-à-vis po angielskiej stronie, czyli Stevena Gerrarda. A to wszystko przy 30°C w warunkach amazońskiej dżungli. Po bramce Italii na 2-1 Cesare Prandelli wprowadził Thiago Mottę za Verrattiego i skutecznie rozbijano ataki Anglików, którym powoli zaczęło brakować sił. Zmiany nie dały wiele, chociaż taki Ross Barkley do spółki z Raheemem Sterlingiem będzie w przyszłości decydował o potencjale ofensywnym „Synów Albionu”. Właściwie jedynym niepewnym punktem Włochów jest środkowy obrońca, naturalizowany Gabriel Paletta, który niczym tykająca bomba – w wielu momentach był na skraju popełnienia błędu mogącego przesądzić o losach spotkania. Ostatecznie nie doszło do zapłonu, ale można dywagować, czy Leonardo Bonucci nie byłby lepszym partnerem dla Barzagliego, z którym notabene tworzy mocno scementowaną linię obrony w turyńskim Juventusie.

Źródło: pbs.twimg.com
Drużynę z Półwyspu Apenińskiego czeka mecz z Kostaryką, która w pięknym stylu postawiła Urugwaj pod ścianą. Na treningach próbowano bardziej ofensywnego ustawienia, między innymi z Alessio Cercim i Lorenzo Insigne, co tylko pokazuje, jak wiele manewrów może zastosować selekcjoner. Jego osoba doczekała się nawet memów, a najciekawszym z nich jest „La grande bellezza” („Wielkie piękno”), czyli nawiązanie do znanego filmu Paolo Sorrentino. Bo gra Włochów była naprawdę piękna, na ich własny, wypracowany sposób. A Prandelli być może niedługo doczeka się laurów jak jego wielcy poprzednicy – Lippi, Sacchi czy Bearzot.