
Legenda… pojęcie jakże ciężkie do zdefiniowania w dzisiejszej, zdominowanej przez pieniądze, piłce nożnej. Zadajmy sobie pytanie – co wpływa decydująco na status legendy? Setki bramek? Niezliczona ilość występów? Staż w klubie? W czasach, gdy piłkarze sprowadzani są do postaci herosów, będących autorytetami dla wielu młodych ludzi, legenda to przede wszystkim osoba reprezentująca odpowiednie cechy. Jest uosobieniem reprezentowanych przez klub wartości. Legenda to nieśmiertelność w pamięci kibiców.
Jako siedemnastolatek dołączający do cantery, prawdopodobnie w najśmielszych snach nie przypuszczał, że szesnaście lat później zyska tak wielkie uwielbienie wśród niezwykle wymagających kibiców na Bernabéu oraz szacunek wszystkich osób związanych z Realem Madryt. Przez antagonistów nazywany upokarzająco “pachołkiem”, nigdy nie był demonem szybkości, technicznie brakowało mu do wirtuozów, choć jest Hiszpanem z krwi i kości, a w ofensywie gwarantował absolutne minimum, pozostawiając pole do popisu lewej flance. Wywodząc się z generacji pavones gwarantował to, czego wielokrotnie brakowało zidanes – waleczność, zaangażowanie oraz przygotowanie fizyczne na najwyższym poziomie. Nigdy nie zabrakło mu słynnego już “nastawienia” i w każdym kolejnym meczu gotów był oddać serce, pot i krew dla królewskiej bieli. Mimo że ponad pół roku temu opuścił Madryt na rzecz Londynu, miłość fanów Realu nie uległa przedawnieniu. Álvaro Arbeloa, któż by inny, fenomen prawdopodobnie niedostrzegalny dla przeciętnego sympatyka futbolu.
Etyka pracy
Początek XXI wieku zbiegł się z rozwojem wielu młodych, utalentowanych graczy w juniorskich kategoriach Realu Madryt. Arbeloa, występujący w pierwszym sezonie w zespole C, dzielił szatnię m.in. z Soldado, Granero, De la Redem, Borją Valero czy Diego Lópezem. Na pierwsze sukcesy najlepszego pokolenia La Fábriki ostatniej dekady nie trzeba było długo czekać – już w sezonie 04/05 Castilla pod wodzą trenera Lópeza Caro awansowała do Segunda División po ośmiu latach przerwy. Álvaro wówczas występował jako środkowy obrońca i już będąc nastolatkiem posiadał w sobie sporo charyzmy, kilkukrotnie dzierżąc opaskę na ramieniu.
Zawodnik określany przez Beníteza mianem “wojownika” do Realu Madryt wrócił w 2009 roku jako efekt polityki hispanizacji zespołu, prowadzonej przez powracającego na fotel prezesa Florentino Péreza. W erze “Galacticos 2.0” nie miał być nikim więcej ponad rolę “zadaniowca”. Powrót na Concha Espina nie był jednak zwycięstwem Arbeloi, był to dopiero początek walki, gdyż Álvaro wcale nie zamierzał zadowalać się rolą rezerwowego. Szybko wywalczył sobie solidną pozycję w klubie, będąc ważnym elementem układanki Pellegriniego, Mourinho i Ancelottiego. Jako człowiek once de gala wymiernie przyczynił się do zdobycia Copa del Rey i Primera División – trofeów jakże ważnych w erze największej supremacji Barcelony.
Będąc zawodnikiem Realu Madryt, klubu stanowiącego dla wielu absolutny szczyt w piłkarskiej karierze, nietrudno jest odpłynąć od rzeczywistości. Spartanin zawsze twardo stąpał po ziemi, nie brakowało mu pokory i rozumiał hierarchię, nigdy nie stawiając się ponad przełożonych. Brak talentu pozwalającego na wykonywanie rzeczy spektakularnych nadrabiał ciężką pracą. Siłownia była jego drugim domem, w Valdebebas potrafił pojawiać się nawet w dni wolne. Najlepszą laurką będą słowa Vicente del Bosque: “Był zawsze nastawiony na pracę, bardzo serdeczny i silny psychicznie, gotowy stawić czoła piłkarzom o poziomie Ribery’ego czy Cristiano“.
Szatnia
Polityką Realu Madryt od lat jest sprowadzanie najlepszych zawodników świata, co w obecnych czasach wiąże się z wielokulturową szatnią. Mimo to wewnątrz drużyny palmę pierwszeństwa wciąż posiadają Hiszpanie, a Arbeloa bardzo szybko dołączył do mentalnych liderów zespołu. Choć ciężko zapomnieć o zimnej wojnie na linii Álvaro – Iker Casillas, tak przez lata obrońca był jedną z najbardziej lubianych osób w drużynie. Podczas rozmów motywacyjnych zawsze odgrywał pierwszoplanowe role, a także… dbał o muzykę zagrzewającą piłkarzy do walki.
Jako wychowanek przeszedł długą drogę, aby zaistnieć w pierwszej drużynie, co było przykładem dla młodych zawodników z cantery. Zawsze trenował na 100% i wyjątkowo dbał o adaptację nowych graczy w zespole – jako pierwszy witał Toniego Kroosa i Lucasa Silvę na treningu, z kolei Jamesa Rodrígueza i Keylora Navasa za pomocą mediów społecznościowych.
Próbując znaleźć najlepsze słowo opisujące Arbeloę w szatni, trudno wybrać jedno, niemniej jednak dużym faworytem będzie tutaj “wsparcie”. Wielokrotnie niepopularny, często płynący pod prąd, będąc przez to na celowniku hiszpańskich mediów. Gdy Diego López był krzywdząco atakowany przez dziennik AS, Arbeloa dodał zdjęcie na Twitterze z podpisem: “Nie należy mylić prawdy z opinią większości. Zawsze z tobą, bracie!“. Wielu doszukiwało się tutaj małej szpilki wbitej w postać Ikera Casillasa, jednak zbytnią nadinterpretację wyjaśnił sam obrońca sześć godzin później: “Kto chce zobaczyć podział w wiadomości reprezentującej jedność ma problem. I problem jest twój, nie mój.”
Sytuacja z byłym już bramkarzem Realu Madryt to nie odosobniony przypadek. Podobne zdarzenie miało miejsce z oskarżonym o szantaż Karimem Benzemą i ponownie środkiem przekazu okazał się być Twitter. Arbeloa jako pierwszy wspierał Francuza publicznie: “Wierzymy w ciebie. Na boisku i poza nim. Zawsze u twojego boku“. Po ogłoszeniu decyzji Noëla Le Graëta i Didiera Deschampsa, która oficjalnie zamknęła drogę napastnikowi Realu na Euro 2016, Spartanin ponownie wywołał polemikę: “Niestety dla ciebie, kolego. Tracą wspaniałą osobę… i najlepszą “dziewiątkę” na świecie! Zawsze po twojej stronie!”
Grupos concluidos, vamos a por la undecima !!! Y @aarbeloa17 eres grande ? ! @realmadrid #RMUCL #HalaMadridYNadaMas pic.twitter.com/rvTCSQUVfC
— Karim Benzema (@Benzema) December 8, 2015
“Faza grupowa zakończona, idziemy po La Undceimę. I Arbeloa, jesteś wielki!”
Jeszcze ciekawiej brzmi historia z Jesé, dla którego Arbeloa był niczym starszy brat. Po ciężkiej kontuzji zerwania więzadeł, jakiej doznał Kanaryjczyk w marcu 2014 roku, Álvaro wspierał młodszego kolegę w szpitalu. Tydzień później w nowym domu skrzydłowego miał miejsce pożar. Spartanin, będący sąsiadem zawodnika Las Palmas w dzielnicy La Finca szybko przybył z pomocą, pomagając wydostać się z domu dwuletniemu Jesému Jr, po czym zaoferował przenocowanie kolegi z zespołu u siebie.
Po pierwsze – Real Madryt
Álvaro Arbeloa przez całą karierę przy Concha Espina na pierwszym miejscu stawiał Real Madryt. Wręcz pozbawiony ego, potrafił w wyjątkowy sposób przekładać dobro klubu ponad dobro własne. Gdy pro-madryckie media zaczęły coraz bardziej krytykować Mourinho, Spartanin stanął po stronie trenera mówiąc: “Zawsze stawia Real na pierwszym miejscu, kosztem własnego wizerunku. Nie sądzę, by ktokolwiek w tym klubie mógł powiedzieć to samo. Było kilka osób, którym zabrakło dojrzałości. Istnieją gracze, którzy nie dbają o wizerunek, jaki mamy z prasą, inni bardziej troszczą się o ich własny publiczny wizerunek.” Odważna obrona The Special One, a także ochłodzone relacje z Casillasem, wchodziło w konflikt z dużą grupą dziennikarzy prowadzącą otwartą wojnę z Portugalczykiem. W tamtym momencie dla prasy przestał być Hiszpanem. Oddał duszę i publiczny wizerunek za klub, lecz nie to było najważniejsze. Najważniejszy był Real Madryt.
Równie piękną historią pokazującą obraz Álvaro Arbeloi była postawa na Estadio da Luz po zdobyciu upragnionej La Decimy. Enigmatyczna koszulka obrońcy, symbolizująca zespół Oasis, była hołdem dla Juana Antonio Palomino, jednego z bardziej rozpoznawalnych madridistas na Twitterze. Juanan, będący twórcą wielu popularnych określeń wykorzystywanych aż po dziś dzień, zginął 24 lipca 2013 roku w katastrofie kolejowej w Santiago de Compostela.
Genio, @van_Palomaain va por ti. Disfrútala amigo. pic.twitter.com/2bHLbhxbUU
— Álvaro Arbeloa (@aarbeloa17) May 24, 2014
“Geniuszu, to dla ciebie. Ciesz się nim”
Bernabéu pożegnało Spartanina, swojego wiernego żołnierza, z wszelkimi honorami. To jedynie dowodzi, że publiczność zasiadająca przy Concha Espina, choć wymagająca i często wręcz paradoksalnie działająca na szkodę zespołu, potrafi doceniać nie tylko wirtuozów. Wielka koszulka przygotowana przez Gradę oraz transparent “Spartaninie wracaj szybko” to najpiękniejsze, co mogło spotkać Arbeloę podczas ostatniego meczu we własnym domu. Pożegnalny mecz Arbeloi wywołał również wielkie poruszenie w mediach społecznościowych: “Dzięki za wszystko. Lustro, w którym przeglądają się wychowankowie, przykład codziennej pracy i rozwoju. Wielkie pożegnanie“, “Madridismo w czystej formie. Profesjonalizm, charakter i charyzma. Jesteś wielki przyjacielu“. Wiadomości napisane przez Borję Mayorala i Lucasa Vázqueza, będące jednymi z wielu, tylko podkreślają znaczenie Álvaro w szatni Realu Madryt. Znamienne jest to, iż do podziękowań i wyrazów szacunku dołączyli się również koszykarze, tacy jak Sergio Llull i Rudy Fernández.
W historii Realu Madryt można wymieniać dziesiątki piłkarzy posiadających większe umiejętności niż Álvaro Arbeloa, myślę – to nie podlega to dyskusji. Lecz nie to jest najważniejsze. “Imię Álvaro Arbeloa oznacza madridismo“, jak określił to José Callejon. Na Bernabéu występowali wirtuozi, magicy, laureaci Złotych Piłek, lecz charakter i postawa to coś, co odróżnia Spartanina od tych, którzy odejdą niezapamiętani. Wzór do naśladowania, niesamowicie silny psychicznie, pokorny, pracowity, a zarazem bardzo inteligentny. Álvaro Arbeloa pozwolił mi zrewidować pojęcie “legendy”, bowiem legenda to nie tylko zdobyte bramki, setki rozegranych spotkań czy trofea. Bernabéu nawet 25 lat po śmierci nie zapomniało o Juanito, nie zapomni także o Arbeloi. Jako dzieci próbujemy naśladować najlepszych. Ilu z nas wcielało się w rolę Zidane’a, Figo, Ronaldo, Del Piero czy Henry’ego? Dziś nie byłbym żadnym z nich. Dziś byłbym Arbeloą. Álvaro był zawodnikiem dającym z siebie wszystko dla tej koszulki. Był uosobieniem filozofii señorío, rozumianą jako umieranie na boisku. Mistrz Świata, dwukrotny Mistrz Europy i zdobywca Ligi Mistrzów, mistrz Hiszpanii… w swojej karierze zdobył wszystko i zawdzięcza to ciężkiej pracy, którą wkładał na każdym treningu. Jednak najważniejszym tytułem, jaki zdobył jest nieśmiertelna miłość kibiców Realu Madryt. Gracias, Espartano.