Czy zastanawiałeś się kiedyś, co łączy św. Jakuba, poetkę Rosalíę de Castro, dyktatora Franco i europejski handel kokainą z zawodnikiem Celty, Iago Aspasem? Spokojnie, odpowiedź jest prosta, to Galicja. Zawodnik z Moaña stał się dla swojego regionu symbolem, Galisyjczycy go uwielbiają, a reżyserzy nie zapominają o nim w kręconych przez siebie serialach. Mamy dopiero listopad, a Aspas ma już na koncie osiem zdobytych bramek w La Liga i jest na dobrej drodze do zgarnięcia Trofeo Zarry po raz trzeci z rzędu. Ile jest w stanie zaoferować nam w tym sezonie kluczowy zawodnik piłkarskiej armii Antonio Mohameda i reprezentant La Roja?
Stuprocentowy gallego
Chociaż Galicję, w przeciwieństwie do pozostałych regionów Hiszpanii, nie rozpieszcza pogodą, ma ona wiele do zaoferowania turystom. Północny-zachodni region Hiszpanii słynie z pielgrzymek do Santiago de Compostela i … owoców morza – ponad połowa małż, które spożywają ludzie na całym świecie pochodzi właśnie z tego regionu. Język galisyjski (mieszanka hiszpańskiego z portugalskim), miłośnikom literatury kojarzy się twórczością poetki Rosalii de Castro. W nieco mniej pozytywnym świetle Galicja słynie z morskiej kontrabandy narkotykowej (największej w Europie) oraz miejsca przyjścia na świat dyktatora Francisco Franco. Na obszernej liście galisyjskich atrakcji w ścisłej czołówce znajduje się również piłka nożna, której nieodzowny element Deportivo La Coruña i Celta Vigo, a wśród piłkarzy 31-letni napastnik Celty i idol młodych adeptów piłkarskiej sztuki, Iago Aspas.
„To najlepszy piłkarz na świecie” – te słowa o zawodniku Celty padły z ust jednego z bohaterów serialu Vivir sin permiso (w rolach głównych m.in. José Coronado), którego akcja rozgrywa się właśnie na północy Hiszpanii. Swoją drogą, to znakomity sposób na promocję regionu, a reżyserzy produkcji bijącej rekordy popularności zadbali o to, aby nie zabrakło żadnego ważnego elementu związanego z Galicją – począwszy od morskiego transportu narkotyków, a skończywszy na piłkarskim idolu dzieciaków z Vigo. Zresztą, zobaczcie sami.
"@aspas10 es el mejor jugador del mundo". ¿Contará el jugador del @RCCelta con el permiso de Nemo Bandeira? Este lunes, lo descubriremos en #VivirSinPermiso pic.twitter.com/FITWgjTxD9
— Vivir sin permiso (@VSPserie) October 5, 2018
To już drugi raz, kiedy Aspas stał się bohaterem hiszpańskiej telewizji, podobnie było w przypadku Estoy vivo. Galicja została więc regionem, którego teren nie został „skażony” wszechobecną fascynacją Messim i Ronaldo, a na szkolnych boiskach częściej zobaczymy na plecach dzieciaków koszulkę z napisem Aspas, niż z nazwiskiem jednego z wyżej wymienionych, współczesnych bohaterów. W Moaña istnieje nawet celtycka peña Iago Aspas, która w sierpniu wyszła z inicjatywą, aby imieniem zawodnika nazwano miejscowy stadion. Prośbę przedstawiono pani burmistrz, Letici Santos, a wśród argumentów przemawiających „za” nie mogło zabraknąć zaangażowania zawodnika w promocję miasteczka Moaña, jak również jego międzynarodowych sukcesów.
Piłkarz z „licencją ratownika”?
Galisyjskie morze, chociaż z pozoru piękne, bywa bardzo niebezpieczne, o czym zdążył się już przekonać „kapitan” okrętu z Vigo, Antonio Mohamed. Argentyński trener przybył do Hiszpanii z zamiarem skonstruowania niezatapialnego statku, mającego wypłynąć na europejskie wody, czego nie udało się osiągnąć Juanowi Unzué. Jednak, pomimo obietnic i 26 milionów wydanych na transfery, galisyjski klub z każdym meczem blednie w oczach. Początek sezonu był nawet obiecujący, siedem punktów po trzech kolejkach, w tym zwycięstwo z Atlético, a do tego świetnie współpracujący ze sobą duet Iago Aspas – Maxi Gómez. Dobra passa skończyła się z przerwą na mecze reprezentacji, po której nastąpiła porażka z Gironą.
Szczególnie gorzki smak miała dla Iago potyczka przeciwko Realowi Valladolid, kiedy to wystąpił w roli kapitana. Chociaż dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, to Los Celestes nie zdołali utrzymać zwycięstwa. Fatalne błędy w obronie Celty doprowadziły w 94. minucie do utraty trzeciej bramki, niweczącej dokonania naszego bohatera. „Gole niewiele wnoszą, jeśli twoja drużyna nie zwycięża. Strzeliliśmy pięć podczas dwóch kolejek i zdobyliśmy tylko punkt” – tak dla dziennika Marca mecz skomentował sam zainteresowany.
Do kolejnych dwóch remisów i dwóch porażek doszedł Celcie jeszcze jeden problem. Przy okazji towarzyskiego meczu Japonii z Urugwajem odezwał się niezłomny wirus FIFA i zaatakował kolano Gómeza. Zmusiło to Mohameda to przeorganizowania taktyki i zmiany w ustawieniu zespołu. Na barkach Aspasa miał spoczywać obowiązek przejęcia roli „dziewiątki” w formacji 4-2-3-1. Tak naprawdę w starciu z Alavés Iago nieźle się natrudził, grając niemal na wszystkich możliwych pozycjach, za wyjątkiem miejsca pomiędzy słupkami bramki. Być może z tego powodu nie powiększył tego dnia swojego konta strzeleckiego. Zrobił to za to w kolejnym spotkaniu rozkładając na łopatki Eibar swoimi trzema tragieniami. Mohamed, aby pozostać selekcjonerem ekipy z Vigo, nie tylko potrzebuje Aspasa, ale musi także w końcu znaleźć sposób, jak wykorzystać w pełni umiejętności swojej gwiazdy. Na razie idzie mu to dość kiepsko, bez pomysłu na grę, wprowadzając nic nie dające zmiany. Czeka chyba tylko na cuda w wykonaniu Iago, ale te nie będą pojawiać się często i mogą nie wystarczyć bez wsparcia ze strony reszty drużyny.
Początek sezonu pokazał, że Apsasowi jeszcze trochę brakuje do osiągnięcia formy z ubiegłej kampanii, kiedy to mogliśmy go podziwiać za hattrick w meczu z Sevillą. Chłopak z Moañi zdobył wówczas największą liczbę bramek wśród Hiszpanów i po raz drugi z rzędu zdobył Trofeo Zarra, strzelając w sezonie 2017/18 aż 22 gole. Po tym sukcesie pojawiło się wielu chętnych na zakup „El Príncipe de las Bateas”, wspominano nawet o klubach z czołówki – Atlético i Realu Madryt, także Valencii. Nikt jednak nie odważył się wyłożyć 40 mln euro klauzuli odstępnego, aby dokonać transferu, który być może byłby ogromnym krokiem naprzód w karierze naszego bohatera. Obecnie licznik strzelonych bramek przy nazwisku Aspasa wyświetla magiczną liczbę osiem. Wszystko jednak wydaje się iść w dobrym kierunku do trzeciego z rzędu indywidualnego trofeum.
Zasłużyć na czerwoną koszulkę
O ile pozycja Iago w ekipie Los Celestes jest niepodważalna, o tyle w przypadku reprezentacji Hiszpanii jego kariera nie jest usłana różami. Można odnieść wrażenie, że musi on wykazać się dużo większymi umiejętnościami od pozostałej części reprezentantów La Rojy, aby wywalczyć sobie miejsce w wyjściowej jedenastce. W końcu szczęściem w nieszczęściu okazała się niedyspozycja Diego Costy, który podczas eliminacji do Mistrzostwach Świata w Rosji zmagał się z problemami zdrowotnymi spowodowanymi kontuzją w meczu ligowym Chelsea. Właśnie wtedy Lopetegui postanowił dać szansę dobrze rokującemu zawodnikowi Celty i w ten sposób Aspas zadebiutował w reprezentacji podczas towarzyskiego meczu na Wembley. Nagła zmiana na stanowisku trenera reprezentacji nie przekreśliła jego szansy na występ na Mundialu. O ile taka możliwość każdego zawodnika przyprawia o dumę, o tyle sam rezultat, a zwłaszcza feralne rzuty karne w pojedynku z gospodarzem lepiej wymazać z pamięci. Nie ma chyba nic gorszego niż niewykorzystany rzut karny w konkursie jedenastek, który decyduje o braku awansu do kolejnej rundy.
W sierpniu Aspas zapewniał, że rany po Mundialu zostały zaleczone i trzeba przyznać, że mówił to szczerze, bo ma to swoje odzwierciedlenie w obecnych wynikach reprezentacji. Chociaż podczas Ligi narodów nie trafił do bramki ani razu, to Galisyjczyk i tak jest trzecim najefektywniejszym strzelcem w historii La Roja, zaraz po Roberto Soldado i Isidro Lángara, z sześcioma bramkami zdobytymi w 16 spotkaniach kadry. Po tak dobrym starcie możemy być pewni, że wcześniej czy później jego nazwisko ponowie zagości na okładkach wszystkich sportowych gazet.
Rodzina jest najważniejsza
Istnieje teoria, że nie należy mieszać życia zawodowego z prywatnym. Iago Aspas jest jej całkowitym zaprzeczeniem, bo nic nie działa na niego tak motywująco, jak rodzina. Narodziny córeczki tak go zdopingowały, że po nocy spędzonej z żoną w szpitalnej porodówce, poprowadził Celtę do zwycięstwa w pojedynku z Eibarem. Popisał się hattrickiem, przerywając tym samym serię trzech meczów bez zdobytej bramki, a zarazem zrzucił gigantyczny ciężar z serca Antonio Mohameda. Rodzina to dla Iago świętość, a zamiłowanie dla futbolu zawsze było mocnym jej spoiwem. Zawodnik Los Celestes ma trójkę rodzeństwa, z czego dwóch braci również gra w piłkę. Najstarszy, Urbe, występował na pozycji bramkarza w miejscowym klubie z Moaña. Drugi, Jonathan grał do niedawna we włoskim Pro Piacenza, a w swojej piłkarskiej karierze ma na koncie występy w Celcie. Dodatkowo dwóch kuzynów Aspasa – Aitor Aspas i Adrián Cruz grają w drużynach z trzeciej ligi. Jakby tego było mało, wujek zawodnika, Cristobal Juncal, także jest zawodowym piłkarzem w klubie Arosa. Iago, chociaż jest najmłodszy z rodzeństwa, osiągnął największy sukces i aż trudno uwierzyć, że w dzieciństwie, aby dostać się do akademii klubu z Vigo, musiał skłamać w kwestii swojego wieku.
Z jakiej planety jest Iago?
Aspas to niezwykle wszechstronny zawodnik, który dobrze radzi sobie na każdej pozycji, charakteryzuje go świetny drybling, szybkość i niesamowita skuteczność. Ponadto, po stronie zalet należy zapisać łatwość budowania dobrych relacji z kolegami z drużyny. Nic dziwnego, że wraz z otwarciem okna transferowego hiszpańskie media rozgrzane są do czerwoności i nieustannie pojawiają się plotki o jego potencjalnych transferach. W ostatnim, letnim „okienku”, łączono go chociażby z Realem Madryt, który po odejściu Ronaldo zmaga się z ogromną nieskutecznością i taki transfer mógłby okazać się dla obu stron przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Z umiejętnościami, które posiada, potrafiłby zawojować niejedną ligę, ale Iago Aspas bez Celty nie jest tym samym Iago. Dobitnie pokazały to lata spędzone zarówno na angielskich boiskach jak i w hiszpańskiej Sevilli (chociaż zawojował z nią Ligę Europy). W Liverpoolu zdobył zaledwie jedną bramkę, występując w 15 spotkaniach, zaś w drużynie ze stolicy Andaluzji udało mu się dopisać na swoje konto 10 trafień w 25 występach. Strzelecką formę odzyskał dopiero po powrocie do Vigo, a najszczęśliwszy jest właśnie na Balaídos. W barwach Los Celestes zdobył łącznie 129 bramek i 26 razy asystował, grając w 315 meczach. Niestety, pomimo tego, że Celta będzie obchodzić za pięć lat swoje 100. urodziny, drużynie ani razu nie udało się zdobyć żadnego trofeum i póki co, na taki scenariusz raczej się nie zanosi. Pewnie martwi to trochę naszego bohatera, bo biorąc pod uwagę, że jego biologiczny zegar odliczył już 31 wiosen, szansa na spektakularny ligowy sukces może być mało realna.