Euro U-21 za nami. Organizacja i klimat imprezy stały na naprawdę wysokim poziomie. Jako mieszkaniec grodu Kraka byłem na czterech z pięciu meczów i muszę przyznać, że absolutnie było warto. Jak w tym filmie o Janie Banasiu: „Wielka piłka i wielka miłość”. Miłość do pięknej gry w tym wypadku. Tej nie brakowało, skoro po polskich boiskach biegali m. in. Saúl, Meyer, Asensio czy Gnabry.
W wielkim finale zawiedli faworyzowani Hiszpanie, to zdecydowanie nie był ich dzień. Niemców, prowadzonych przez Stefana Kuntza należy docenić za konsekwencję i pragmatyzm, które doprowadziły niegdyś do stworzenia jednego z najbardziej znanych futbolowych bon motów: „Piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy”. Patrząc na ostatnie sukcesy naszych sąsiadów możemy z całą pewnością stwierdzić, że powiedzenie Gary’ego Linekera jest wciąż żywe. Ba, dopiero nabiera nowej mocy.
Nie o Niemcach jednak będzie, a o jednym z graczy, który w finale kompletnie zawiódł. Nie zaszkodziło mu to jednak zostać uznanym najlepszym zawodnikiem całego turnieju, ponieważ w poprzednich meczach Euro naprawdę czarował z piłką przy nodze. Tak, wiecie już o kim mowa. O Danim Ceballosie, najnowszym enfant terrible hiszpańskiego futbolu. Myśląc o Danim, przypomina mi się znów inny film – pewna angielska komedia z Simonem Peggiem w roli głównej, której tytuł doskonale pasuje do życia Ceballosa. Jak on brzmi? Bardzo wymownie: „Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi”.
Zły chłopiec hiszpańskiego futbolu
Turnieje takie jak Euro U-21 mają to do siebie, że kreują nowych herosów, pokazując szerszemu gronu graczy, którzy niekoniecznie dobrze są znani niedzielnym kibicom kojarzącym głównie Messiego i Ronaldo. Podobnie jest z Ceballosem – oczywiście wytrawnemu obserwatorowi La Liga postać ta jest doskonale znana, ale statystycznemu Kowalskiemu już nie. Owszem, Asensio kojarzą wszyscy, w końcu strzelił gola w finale Ligi Mistrzów. Saúl? Podobnie – gwiazdka Atletico, ważne bramki w europejskich pucharach. Za to Dani? Ot, jakiś Andaluzyjczyk, który przyleciał trochę pokopać do Polski…
Tak jak nad Wisłą przed turniejem Ceballos uchodził za piłkarza wpół anonimowego, tak w Hiszpanii jest na ustach wszystkich od dawna, i to nie zawsze ze względów czysto sportowych. Był kiedyś taki koszykarz w NBA, nazywał się Cedric… Ceballos. Jego numerem popisowym był wygrany konkurs wsadów, w którym to pakował piłkę do kosza z zawiązanymi oczami. Całkiem jak Dani Ceballos, którego przygody z Twitterem wyglądały tak, jakby z zamkniętymi oczami wpadał do sklepu z porcelaną, tłukąc wszystko wkoło i siejąc zamęt. Chłopak ma naprawdę sporo grzeszków na sumieniu.
Spokojnie Dzako, Ceballos raczej lubi Atleti. pic.twitter.com/a13J95ay0C
— Michał Serafin (@serafin_michael) June 27, 2017
Grzech numer 1: Spuść na nich bombę.
Rok 2015, finał Copa del Rey. Na Camp Nou mierzą się ze sobą Barcelona oraz Atheltic, czyli ekipy z miast, którym delikatnie mówiąc nie po drodze ze stolicą w Madrycie. Baskowie z Bilbao wiadomo, silne (acz już wymazywane z pamięci) wpływy ETA, czyli separatystycznej organizacji politycznej, deklarującej walkę o niepodległość Baskonii metodami zbrojnymi. W skrócie blisko 900 osób, które zginęły w zamachach od 1968 roku. Katalonia, mimo że bardziej pokojowa, także z silnymi tendencjami separatystycznymi. Czy można wyobrazić sobie lepszą scenę do tego, by wyrazić nienawiść do centralnej władzy w Hiszpanii?
Kiedy podczas grania hiszpańskiego hymnu kibice obu zespołów gwizdali, Dani Ceballos nie wytrzymał, komentując całą sytuację następująco: „Uważam, że gwizdanie podczas hymnu to jawna zniewaga (…). Powinni zrzucić na trybuny bombę i zabić te wszystkie katalońskie oraz baskijskie psy”. W całej Hiszpanii zawrzało. Nie po raz pierwszy zresztą.
Grzech numer 2: Obraź wszystkich, kogo tylko się da
Lista piłkarzy, którym dostało się od młodego pomocnika Betisu, jest bardzo długa. Przede wszystkim jego „ulubieniec”, czyli Gerard Piqué, a także jego kompan z kadry, Cesc Fábregas. Kiedy po wygraniu Euro 2012 obaj paradowali z flagą Katalonii, Ceballos nazwał ich „bezwstydnymi”, dodając: „Wynoście się z kraju, katalońskie psy!”. Innego razu pomocnik Betisu odniósł się znów do słów Piqué, który pisał na Twitterze o meczu pomiędzy Sevillą, a Málagą. Reakcja Daniego? W jego stylu: „Siedź cicho Piqué i nie wyrażaj swojej opinii o Andaluzji, Ty gówniany Katalończyku”.
W skrócie Ceballos obrażał Pique, Fabregasa (Casillasa też) i – cytuję – apelował o zrzucenie bomby na trybunę z katalońskimi psami.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) June 27, 2017
Andaluzyjczyk Dani, urodzony niedaleko Sewilli, szybko stał się wrogiem publicznym w regionie, gdzie bogami są Messi i Cruyff, a mieszkańców nazywa się „Polakami”. Dlaczego akurat Polacy? Tutaj ciekawostka. Wytłumaczeń jest kilka. Podobno jesteśmy tak samo skąpi i pracowici jak Katalończycy, w obu grupach istnieje także kult Czarnej Madonny – podobieństwo Matki Boskiej Częstochowskiej i jej odpowiedniczki z Montserrat. Najbardziej do wyobraźni przemawiają jednak kwestie polityczne i historyczne. Tak samo jak Katalończycy musieliśmy walczyć o niepodległość, a pewien dziennikarz hiszpański napisał blisko 90 lat temu: „Katalonia dla Hiszpanii jest tym, czym Polska dla Rosji”. Tutaj tłumaczenie wydaje się zbędne.
Wróćmy jednak do Daniego. Żeby nie było wyłącznie tak, że dostawało się jedynie Katalończykom lub Baskom, oberwało się także kiedyś Ikerowi Casillasowi oraz jego żonie, znanej dziennikarce Sarze Carbonero. Na porządku dziennym było także zachwalanie generała Francisco Franco, tak przecież „kochanego” w Katalonii… Piłkarz swego czasu narzekał także na postawę José Mourinho oraz Cristiano Ronaldo, którzy obaj zostali odesłani z boiska podczas finału Copa del Rey w 2013 roku. CR7 otrzymał wtedy czerwoną kartkę, a The Special One został wyrzucony z ławki za protesty po jednej z decyzji sędziego.
Wiele z tweetów Ceballosa zostało później usuniętych, ale wiadomo jak jest – w sieci nic nie ginie. Niemiły Dani bywał także na murawie, gdzie często biegał nadąsany, szpanując sztuczkami oraz obrażając rywali. Ale o tym już w następnym akapicie.
Grzech numer 3: Lekceważenie rywala
Czyli najgorszy z możliwych. Sprawa dotyczy wydarzeń z końcówki sezonu 2015/16, kiedy Betis wygrał 2:1 z Getafe, spuszczając swoich rywali do Segunda División. To wtedy Dani Ceballos wypalił do załamanego stopera Getafe, Juana Cali (przy okazji wychowanka Sevilli): „Mam nadzieję, że zgnijecie w drugiej lidze, a Wasz klub zniknie!”. Niech za najlepszy komentarz „dokonań” Daniego świadczą słowa, które ktoś napisał o krnąbrnym playmakerze Betisu: „Powinien się cieszyć z każdego dnia, w którym płacą mu jeszcze za granie w piłkę po tym, jak obraził wszystko i wszystkich”. Przypomina się postać legendarnego menedżera Briana Clough, który także słynął z tego typu wypowiedzi i którego nazywano „Wielką Gębą”.
Genialne dziecko?
OK, ale o co tyle szumu? Odpowiedź wydaje się logiczna: ten oraz dziesiątki innych tekstów nie powstałyby, jeśli Ceballos nie byłby po prostu genialnym grajkiem, nieprawdaż? Nikt nie strzępiłby sobie języka na opisywanie jego „przygód”, jeśli za wizerunkiem bufona i chama nie stałby jeden z najbardziej utalentowanych młodych piłkarzy w Europie. A takim z całą pewnością Dani jest.
Turniej rozpoczął na ławce rezerwowych, zresztą nie pierwszy już raz w tym sezonie musiał walczyć o swoje. Kiedy trenerem Betisu był Gustavo Poyet, Dani przez pierwszą część kampanii często był odsuwany od składu lub grał z ławki. Wydaje się to absurdalne patrząc na fakt, że piłkarz wcale nie występuje w Realu czy Barcelonie, ale w Betisie, który finalnie zajął przecież 15. lokatę w lidze! Jaki jest sens rezygnować z kreatywnego piłkarza, kiedy twój odsetek zwycięstw jako szkoleniowca wynosi ledwie 27 procent? Poyet chyba sam nie wiedział co robi, może dlatego stał na czele ekipy z Andaluzji ledwie pół roku, wygrywając tylko trzy mecze z jedenastu możliwych.
Ceballos musiał walczyć o miejsce w składzie Betisu, ale od Świąt Bożego Narodzenia grał już więcej i mógł pokazać co potrafi. Może jego statystyki goli i asyst nie powalają na kolana, ale chłopak grał bardzo efektownie i potrafił kreować sytuacje kolegom. Inna sprawa, że nie podawał Ronaldo czy Messiemu, tylko Tony’emu Sanabrii czy wiekowemu już Rúbenowi Castro. W lepszej drużynie, walczącej o coś więcej niż utrzymanie, statystyki Ceballosa na pewno pójdą w górę.
Zwłaszcza że gole golami, ale były także takie statystyki, w których Dani nie miał sobie równych. Podczas dwóch ostatnich sezonów żaden inny gracz w La Liga poniżej 21 roku życia nie wykonał więcej udanych dryblingów (133), a żaden inny środkowy pomocnik we wszystkich pięciu najważniejszych ligach w Europie nie był równie często faulowany, co Ceballos.
Wracając na polskie boiska – Dani pierwszy mecz z Macedonią zaczął w rezerwie, grając ledwie 27 minut. To starczyło, by przeciwko Portugalii wystąpić już od pierwszej minuty. Zagrał dobrze, ale w następnym meczu znów zasiadł na ławce. Dlaczego? Było to zagranie czysto taktyczne – trener Celades oszczędzał swojego asa na półfinał, tak samo jak Saúla i Asensio, którzy także zasiedli w rezerwie. Półfinał był za to prawdziwym popisem chłopaka z Betisu.
Wybaczcie małe uproszczenie, ale z perspektywy widza na stadionie wyglądało to tak, że Dani grał, a Saúl strzelał. Oczywiście zawodnikiem meczu został gracz Atlético, niecodziennie strzela się przecież trzy bramki Włochom, ale mnie osobiście przypadł bardziej do gustu występ Ceballosa. Był wszędzie – walczył w obronie, cofał się po piłkę, dyktował tempo gry. Momentami pojawiał się na tej samej wysokości co szóstka Hiszpanów, czyli Marcos Llorente.
W innych momentach meczu Dani znów dryblował, parł do przodu, angażując Włochów w małe gierki w trójkątach, trzech na dwóch. A zagranie, kiedy jednym zwodem załatwił dwóch Włochów? Ktoś na Twitterze nazwał je „momentem, kiedy narodziła się legenda Daniego”. Przesada? Być może tak, pogadamy za 10 lat. Półfinał przeciwko Italii to w każdym razie na pewno dzień, kiedy cała piłkarska Europa zobaczyła, na co stać tego chłopaka.
Dani Ceballos x Itália. 🔥 pic.twitter.com/244PfckxqL
— Curiosidades Europa (@CuriosidadesEUR) June 29, 2017
Dani Ceballos vs ITA:
82 podania, 89% dokładnych
33 pojedynki, 73% wygranych
16 dryblingów, 75% udanych
8 odbiorów, 75% skutecznych.— Michał Zachodny (@mzachodny) June 28, 2017
Co dalej?
Klauzula wykupu zapisana w kontrakcie Ceballosa jest śmiesznie niska, raptem 15 milionów euro. Zgłaszają się coraz to nowi chętni, w tym podobno… Barcelona. Chichot losu? To by dopiero było. Prasa hiszpańska nie ma jednak złudzeń, że to Real Madryt pozyska młodego rozgrywającego, który w przyszłości stworzy nowe tridente wraz z kolegami z kadry U21, czyli Marcosem Llorente i Marco Asensio. Fani Królewskich zacierają już ręce, ponieważ wiadomo nie od dziś, że najbardziej kocha się rodowitych piłkarzy, a nie stranierich. W Realu poza tym jest nowy trend, by stawiać na Hiszpanów i przywrócić klubowi nieco hiszpańskiego ducha, który przecież był kiedyś bardzo mocny choćby w osobach Raúla, Gutiego czy Morientesa.
Kategoria: Dani Ceballos. Biorę z konta obu drużyn po 10 mln i słucham państwa! pic.twitter.com/ySlVqxXSWp
— Mateusz (@MateoVeb) July 5, 2017
Nie sądzę jednak, by sam piłkarz chciał ryzykować przeprowadzkę Barcelony, której nabruździł przecież nie raz. Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest zatem taki, że Ceballosa kupią Królewscy za 20 milionów euro (klauzula odstępnego plus bonusowe pięć milionów) i od razu wypożyczą go z powrotem do Betisu jeszcze na jeden sezon. Jest jeszcze jeden trop – niektórzy sugerują, że piłkarz może przedłużyć umowę z Betisem, ale to raczej gierka włodarzy klubu z Sewilli, by podbić nieco cenę za swojego asa.
To, że Dani ma papiery, by stać się legendą Realu lub jakiegokolwiek innego zespołu już wiemy, ale potrzeba jeszcze jednego. Chłodnej głowy. Jeśli chłopak zacznie myśleć co mówi czy wypisuje na Twitterze, a także szanować bardziej rywali na boisku, czeka go świetlana przyszłość. Po hat-tricku, jaki Marco Asensio zaaplikował w meczu grupowym Macedończykom pisano, że skrzydłowy Realu to najlepszy hiszpański piłkarz, jaki pojawił się od czasów Andrésa Iniesty. Po zakończonym Euro U-21 już wiemy, że Marco nie jest sam. „Wielka Gęba” z Andaluzji ma także coś do powiedzenia w tym względzie.