Przed niedzielnym El Clásico, Madryt dopadła plaga problemów. Słaba gra, pogorszenie atmosfery, niezadowolenie Bernabeu, medialne spekulacje odnośnie następcy Carlo Ancelottiego – wygrana na Camp Nou z będącą w świetnej dyspozycji Barceloną może to wszystko odmienić. Jest jednak jeszcze jedna rzecz, której nie zmieni na lepsze nawet wygranie po raz kolejny Ligi Mistrzów.
Rewanżowy mecz 1/16 finału Pucharu Króla przeszedłby wśród madridismo bez echa, gdyby nie jedna rzecz. Powrót na boisko – po ponad ośmiu miesiącach rehabilitacji w skutek zerwania więzadeł krzyżowych – największego talentu szkółki od czasów Raula wprawił kibiców w euforię. A Jesé Rodríguez odwdzięczył się zebranym na Santiago Bernabéu bramką już po dwudziestu minutach gry. Wydawało się, że Kanaryjczyk wrócił na właściwe tory. Serdeczny uścisk z Carlo Ancelottim tuż przed wejściem na murawę z ławki rezerwowych sprawiał wrażenie, że szkoleniowiec cieszy się z powrotu do zdrowia młodego zawodnika. Od tamtej chwili minęło już 15 tygodni, w trakcie których Królewscy rozegrali 21 oficjalnych spotkań. W tym czasie Jesé pojawił się na boisku w trzynastu z nich, rozgrywając niemal same ogony.
295 minut od grudnia to zdecydowanie za mało, jak na talent tego kalibru. Dodajmy, że aż 20 procent tego czasu przypadło na mecz z Sevillą, kiedy to Jesé został wpuszczony z konieczności za kontuzjowanego Jamesa. Czarę goryczy przelało spotkanie z Elche, kiedy to skrzydłowy rozgrzewał się niemal całą drugą połowę, by wejść na boisko na kilkadziesiąt sekund.
Głos w sprawie swojego byłego podopiecznego zabrał jego trener z czasów gry w Castilli, Alberto Toril. Szkoleniowiec zauważył, że Jesé często wchodzi na murawę w niesprzyjających okolicznościach, gdy całej drużynie nie idzie, co nie jest korzystne dla odzyskania dyspozycji. W dodatku Ancelotti często umieszcza go na prawym skrzydle, czyli pozycji, na której według Torila zawodnikowi gra się najgorzej.
Fakt, że zawodnikowi z numerem 20 widocznie brakowało zwrotności, gdy tylko pojawiał się na boisku, przegrywał sporo pojedynków jeden na jeden, słowem: nie przypominał siebie sprzed kontuzji doznanej w rewanżowym meczu z Schalke w poprzednim sezonie. Z drugiej strony, żaden trening nie pomoże odzyskać pełnej formy tak jak powrót do trybu meczowego. Nie może nikogo dziwić, że Hiszpanowi ta sztuka się nie udała, skoro od rekonwalescencji wybiegł na murawę w podstawowym składzie tylko raz – w towarzyskim spotkaniu z Milanem na przełomie grudnia i stycznia.
Trudno ferować wyroki, ale zdaje się, że winę za obecny stan sytuacji ponosi Ancelotti. Kanaryjczyk jest kolejnym poszkodowanym braku rotacji składem przez Włocha. W styczniu i lutym ucierpiała na tym cała drużyna, ucierpiał także Jesé. A okazje do dania szansy zawodnikowi zdarzały się kilkukrotnie, chociażby przed meczami 1/8 finału Pucharu Króla z Atlético, gdy można było zapewnić odpoczynek komuś z tercetu BBC. Było chociażby także spotkanie o pietruszkę z Łudogorcem w Champions League, w którym skrzydłowy dostał tylko pół godziny.
Trudno oczekiwać, że w decydującym momencie sezonu Carletto zmieni swoje podejście i przestanie stawiać na żelazną jedenastkę. Dlatego też Florentino Pérez musi zastanowić się nad tym, jak nie dopuścić do zaprzepaszczenia talentu Rodrigueza. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że najlepszą opcją jest wypożyczenie lub sprzedaż zawodnika z opcją pierwokupu. Słuszność tego drugiego pomysłu potwierdzi przypadek Carvajala, któremu rok w Leverkusen wystarczył, by znaleźć się w finałowej trójce plebiscytu na najlepszego prawego obrońcę Bundesligi i wskoczyć do pierwszego składu Królewskich tuż po transferze powrotnym. Na poparcie idei wypożyczenia piłkarza można przywołać obraz Czeryszewa. Ten po latach spędzonych w Castilli stanowi obecnie, wraz z Vietto, jeden z motorów napędowych Villarrealu. Nie wydaje się, by Rosjanin mógł po powrocie walczyć o miejsce w składzie Realu, ale pewne jest, że jego wartość znacząco wzrosła i nawet jeśli nie wzmocni kadry Los Merengues, przyczyni się do zasilenia klubowej kasy. Z pewnością w La Lidze znalazłoby się kilka klubów z górnej części tabeli, które zapewniłyby temu graczowi nie tylko minuty, ale także ofensywną, pozwalającą Jesé w pełni zaprezentować swoje umiejętności, filozofię gry.
Decyzja odnośnie przyszłości Kanaryjczyka będzie jedną z ważniejszych, jakie klub będzie musiał podjąć latem. Biorąc pod uwagę jak perspektywiczny jest to gracz i może stanowić o sile ataku Królewskich przez lata. Samego zawodnika wyraźnie frustruje obecna sytuacja, irytuje się także madridismo, które w ostatnim czasie domagało się posadzenia na ławce kogoś z tercetu BBC. Florentino Pérez jest natomiast świadom, jak bardzo klub potrzebuje takich piłkarzy jak Carvajal czy Jesé, by zjednać sobie socios. Rodriguez to prawdopodobnie największa perła cantery od ponad 20 lat – wyłowioną gdzieś na Wyspach Kanaryjskich i oddzieloną od mułu w żmudnym procesie. Byłoby wielką stratą wypuścić ją teraz z rąk.