Wissam Ben Yedder to przypadek bardzo specyficzny. Francuz jest snajperem o technice użytkowej porównywalnej do najlepszych w Europie, z wysokim współczynnikiem skuteczności strzałów i wykończenia akcji oraz dużej szybkości, zarówno z piłką, jak bez niej. Ma wszystkie cechy, którymi powinien odznaczać się nowoczesny napastnik bardzo dobrego klubu. A jednak, mało osób go kojarzyło. Powód? Był napastnikiem Tuluzy. Przeciętnej Tuluzy.
My, kibice ligi francuskiej, często zadajemy sobie pytania, o których sympatycy innych lig nawet by nie pomyśleli. Jednym z nich jest: dlaczego Wissam Ben Yedder tak długo grał w Tuluzie? Jak to jest, że zawodnik o jego umiejętnościach walczył o utrzymanie w lidze, zamiast bić się o Europejskie puchary? Jeszcze inaczej, odwróćmy perspektywę – jak to jest, że Tuluza z takim napastnikiem jak Ben Yedder musiała drżeć przed degradacją?
Jeśli wyszlibyście na jedną z ruchliwszych ulic dużego miasta we Francji i zapytalibyście przechodniów o pięciu najlepszych napastników Ligue 1, było duże prawdopodobieństwo na to, że Ben Yedder znalazłby się na tej liście. Ba! – wykluczając trio z Paryża, które jak wiemy gra w kompletnie osobnej lidze, szansa na to, że Wissam znalazłby się na podium takiej ankiety, byłaby jeszcze większa.
Dowody? Proszę, wystarczy zerknąć w statystyki:
Most goals in Ligue 1 since 2012/13:
Zlatan Ibrahimović (88)
Alexandre Lacazette (51)
André-Pierre Gignac (50)
Wissam Ben Yedder (48)— Squawka Football (@Squawka) December 13, 2015
(stan na grudzień 2015, obecnie jeszcze lepsze osiągnięcia)
Wissam Ben Yedder jest na ten moment trzecim najlepszym napastnikiem, jeśli chodzi o liczbę zdobytych bramek w czterech ostatnich sezonach L1. Miał bezpośredni wpływ na 81 goli (62 strzelił sam, przy 19 asystował) swojego zespołu, mniej tylko od Ibrahimovica oraz Lacazette. Zdobył 63 bramki w 156 spotkaniach w Ligue 1 w sześciu sezonach. Wychodzi nam ponad 10 bramek na sezon, co pokazuje stabilność formy oraz całkiem niezłą średnią na mecz. A przecież w Tuluzie nie mamy wirtuozów pokroju Verrattiego czy Di Marii, nie mamy asystentów pokroju Payeta ani błyskotliwych rozgrywających jak Khazri. Wyobraźcie sobie liczby Wissama Ben Yeddera, gdyby wrzucić go do lepszego klubu. Gdyby dać mu za plecami pomocnika, który umiałby umiejętnie obsłużyć podaniem niskiego Francuza.
15 bramek i 5 asyst w sezonie 12/13, 16 bramek i 5 asyst w 2013/14 oraz 14 bramek i 5 asyst w 2014/15. Wszystko pięknie, stała jakość. Lecz poprzedni sezon, 15/16, mogliśmy do grudnia spisać na straty: ledwie 3 bramki i 2 asyst. Pierwsze pół sezonu było zmarnowane, dopiero końcówka odratowała wysoką średnią.
Co było powodem takiego zjazdu formy? Odpowiedzi są dwie:
1) winę za słabszy okres Ben Yeddera ponosił Dominique Arribage, trener Tuluzy. Arribage przejął drużynę le Téfécé w marcu 2015 roku po Alainie Casanovie, który niepodzielnie piastował to stanowisko przez 7 lat. Dominique chcąc pokazać, kto jest szefem i zacząć rządzić twardą ręką, dokonał wyboru dość kontrowersyjnego – udając, że Ben Yedder to tak naprawdę jeden z wielu. Częste zmiany taktyki, liczne rotacje zawodników, uszczypliwe wypowiedzi, wybielanie samego siebie – to tylko niektóre grzechy nowego-starego trenera Tuluzy. TFC w trzy sezony z drużyny ze środka tabeli usunęła się ku niższym rejonom, ku okolicom szesnastego miejsca. I Wissam zwyczajnie się w tym wszystkim zagubił.
2) Ben Yedder chciał usilnie odejść z klubu i swoją niechęć wobec przymusowego pozostanie przejawiał właśnie słabszymi występami. Tajemnicą poliszynela jest, że Wissam od dawna chciał przenieść się do lepszego klubu i mówił o tym głośno już od dwóch lat. Mówiło się o Olympique Marsylii, gdzie miałby stworzyć duet z Batshuayim; sporo pisano o odejściu właśnie do Sevilli i czy do Olympique Lyon, gdzie miał stać się partnerem Lacazette. Mówiło i pisało się dużo – jednak to była tylko teoria. W praktyce, Ben Yedder nie mógł opuścić klubu. Nie zgodził się na to prezes.
To było widoczne z daleka – snujący się Ben Yedder po boisku, bez chęci walki o piłkę. Wywiady? Nie było żadnych, ponieważ zawodnik nabrał wody w ustach i przestał rozmawiać z dziennikarzami. Nie ukrywał smutku, nie ukrywał zawodu z braku transferu. Z niewolnika nie ma pracownika? Książkowy przykład. A jedno rodziło drugie – brak ochoty do gry owocowało brakiem pierwszego składu w zespole Tuluzy.
« Wissam? On a besoin de lui pour se sauver. »
Zakończenie tej historii okazało się jednak pozytywne, zarówno dla klubu jak i samego napastnika. Tuluza na finiszu odratowała sezonu i utrzymała się w lidze. „Wissam? Potrzebujemy go, aby się utrzymać” – słowa Dominique Arribage mówiące wszystko. Francuski trener wiedział, że bez Ben Yeddera misja pozostania Tuluzy w lidze byłaby tą z gatunku niemożliwych. W ostatnich jedenastu spotkaniach ligowych snajper 9 razy pokonał bramkarza rywali i dorzucił do tego dwie asysty.Przełożyły się to na bezcenne 11 punktów. Bezcenne, ponieważ Tuluza ledwie o oczko wyprzedziła relegowane Stade de Reims.
Nie da się jednak długo trzymać na smyczy lwa, któremu z każdym sezonem rosła coraz większa grzywa. Który stawał się coraz większy, coraz potężniejszy i równie mocno wzmagała się w nim chęć wyjścia zza krat. Dopiero po trzech latach walki z klubem i prośbami o zgodę na odejście, puszczono go. Smycz została zerwana, a nowym domem okazała się Sevilla. Czy się zadomowi? Wystarczy dać mu czas oraz słowa pełne ufności. “Wierzymy w ciebie” – to powinien usłyszeć, a o resztę się nie martwcie.
On zawsze znajdzie drogę do bramki.