Argentyńska piłka nożna od zawsze kręci się wokół konurbacji Buenos Aires. Czasami tę geograficzną hegemonię zakłóca Rosario, miasto Messiego, Di Marii i Bielsy. Wszelakie reformy, małe i duże, nie zmieniają tego stanu rzeczy. Na argentyńskiej prowincji nie ma wielkiej piłki, ale jest za to jedna futbolowa wysepka.
Znajduje się ona w dzielnicy Alberdi miasta Córdoba, gdzie swoją siedzibę ma Club Atlético Belgrano. To tam, przedsiębiorca Armando Pérez 10 lat temu rozpoczął odbudowę zasłużonego, ale upadłego klubu. Dziś Belgrano jest przykładem stabilności i dobrego zarządzania dla niemal całej ligi.
Klub generała
Belgrano zostało założone w 1905 roku. Nazwa pochodzi od nazwiska argentyńskiego bohatera narodowego, generała Manuela Belgrano, który jest jednym z twórców niepodległej Argentyny. To właśnie on zaprojektował argentyńską flagę w błękitno-białe pasy. Stąd też barwy klubu są właśnie jak narodowa flaga. Mimo tych patriotycznych odniesień klub nigdy nie mógł liczyć na szczególną przychylność z oddalonej o 700 km na wschód stolicy kraju. Pozostawiony sam sobie, od początku swego istnienia musiał zadowalać się lokalnymi mistrzostwami, które w Buenos Aires nikogo nie interesowały. Dopiero w 1966 roku powstała ogólnokrajowa liga z udziałem zespołów z prowincji Córdoba. Belgrano było klubem balansującym między I a II ligą.
W 2001 roku z powodu problemów finansowych ogłosiło upadłość. Uratowało go specjalne prawo, które dopuszcza dzięki powiernictwu utrzymanie zespołu w rozgrywkach. Nie poprawiło to kondycji sportowej El Pirata. Klub nie miał swoich obiektów treningowych, ani swoich wychowanków. Jednak w 2005 roku pojawił Armando Pérez, właściciel międzynarodowej firmy sprzedającej kosmetyki. Wykupił on większość akcji spółki i przejął stery Atlético. Postawił na długoterminowy projekt, a jednym z jego głównych założeń była budowa szkółki piłkarskiej i ośrodka treningowego. Należy do tej grupy biznesmenów, dla których klub piłkarski to pasja, a nie zabawa. I prawdopodobnie dlatego nie zrezygnował z jego finansowania po spadku w 2007 roku i popełnionych błędach.
Rewolucja Rosjanina
W pierwszych latach rządów Pérez wymieniał trenerów Bergano jak rękawiczki, co było i jest charakterystyczne dla argentyńskiego futbolu. Na początku 2011 roku ekipa El Pirata była w końcówce tabeli Nacional B i do drzwi klubu pukała III liga. Wtedy zatrudniony został Ricardo Zielinski. W pięć miesięcy Belgrano wspięło się aż na miejsce barażowe. W dwumeczu o Primera División piłkarze Zielinskiego, nazywanego Rosjaninem (El Ruso), okazali się lepsi od River Plate. Wtedy usłyszał o nich cały świat. To było symboliczne, że klub z interioru spuścił do II ligi krajowego giganta.
Od kolejnego sezonu Belgrano zaczęło systematycznie budować swoją silną pozycję w pierwszej lidze, oczywiście pod okiem Zielinskiego, który w Córdobie wypracował sobie niepodważalną pozycję, a Pérez najwidoczniej wyciągnął wnioski ze swoich błędów. Przez cztery ostatnie lata drużyna miała kilka słabszych okresów i w Córdobie nieraz mówiło się, że cykl El Ruso dobiegł końca. Mimo to, Pérez pozostawał niewzruszony i nie zmieniał pochopnie trenera, a Zielinski udowadniał, że kryzysy były przejściowe. Dziś słowo stabilność, zarówno jeśli chodzi o posadę trenera, jak i o finanse idealnie pasuje do Belgrano.
El Ruso jest skromnym człowiekiem, który zawsze woli pozostać na drugim planie. Nie jest medialny. Jeśli udziela wywiadu to nie wzbudza kontrowersji a raczej filozofuje o stanie argentyńskiej piłki i swoim warsztacie trenerskim. Belgrano to dla niego idealne miejsce, gdzie ma spokój w prowadzeniu drużyny i pełne zaufanie zarządu, na czele z Perezem. Obecnie jest najdłużej pracującym trenerem z jednym klubem w całej lidze, jednak w styczniu ogłosił, że ze względów rodzinnych odejdzie po zakończeniu tego sezonu. Wcześniej trenował głównie w Nacional B. Przypięto mu łatkę trenera drugoligowego, który nie wskoczy na wyższy poziom i nie odniesie sukcesu w Primera.
Belgrano ma stabilne finanse i jest rozsądnie zarządzane. Niedługo przed awansem do Primery klub ogłosił spłatę długu i od tamtego czasu każdy rok kończy na plusie, czym wyróżnia się na tle reszty argentyńskich klubów, które często mają poważne problemami brakiem pieniędzy. Chociaż sprzedaż piłkarzy jest niezwykle ważna dla klubowego budżetu, Perez unika rozsprzedawania drużyny w każdym oknie transferowym. “To jeden z najlepszych prezesów, jakich poznałem w życiu. Na pewno bardzo ważne było jego doświadczenie jako przedsiębiorcy. On zhierarchizował klub, poustawiał go, wyciągnął z bankructwa, zbudował szkółkę i wszystko sfinansował. Ma bardzo jasne cele.” – uważa El Ruso.
Zakłócić dominację
Zielinski stawia na kolektyw bardziej niż na indywidualne umiejętności. Belgrano ma w Argentynie opinię niewygodnej drużyny, która jest w stanie pokonać każdego. El Ruso nie jest przywiązany do jednego stylu. W pierwszym sezonie po awansie do Primera ekipa El Pirata grała defensywny, mało atrakcyjny futbol, co zaowocowało pokaźnym dorobkiem punktowym, który w konsekwencji zapewnił spokojne utrzymanie. Gdy w klubie pojawiło się więcej talentu w ataku, Zielinski ustawiał zespół ofensywniej. Mimo to nie było większej zależności między filozofią gry, a dorobkiem punktowym w kolejnych sezonach. Od 2011 roku Belgrano dwukrotnie skończyło sezon w pierwszej trójce. To coś, co rzadko udaje się osiągnąć klubom na zachód od Rosario. Zielinski i Perez otwarcie mówią, że toczą nierówną walkę z piłkarską dominacją Buenos Aires. “Mając pieniądze zawsze jest łatwiej, ale niektóre kluby nie mają wyboru. My zawsze musieliśmy sobie radzić w biedzie, nie w nadmiarze. A łatwo krytykować innych gdy ma się pieniądze” – powiedział El Ruso w El Gráfico. Natomiast Perez zawsze był w opozycji do zmarłego w zeszłym roku Grondony. O jego reformie ligi powiedział, że „to błąd, którego naprawa zajmie lata”, natomiast AFA jest dla niego „stołem, przy którym dyskutuje pięć klubów”. A przecież ligowa reforma miała na celu „decentralizację” argentyńskiej piłki i pomoc ekipom z interioru.
W tym roku piłkarze Belgrano znów walczą o czołowe pozycje. W marcu i kwietniu odnieśli pięć zwycięstw z rzędu, mieli niemal dwumiesięczną passę meczów bez porażki i byli stawiani w gronie kandydatów do tytułu. Nie dość, że wygrywali, to jeszcze potrafili w oryginalny sposób cieszyć ze zdobywanych bramek. Cieszynka „radość wioślarzy” (el festejo de los remeros) przykuła uwagę nawet hiszpańskiej Marki i stała się hitem mediów społecznościowych. Rytuał wymyślił Sergio Escudero w meczu z Velezem:
Kolejne mecze nieco zweryfikowały oczekiwania, ale Belgrano ciągle zachowuje kontakt z czołówką. Dobre wyniki przekładają się również na frekwencję, jedną z najlepszych w Argentynie. Stadion Gigante de Alberdi może pomieścić ok. 25 tysięcy widzów, ale najatrakcyjniejsze mecze rozgrywane są na słynnym Estadio Mario Alberto Kempes. Na lipcowy mecz z Boca przyszedł komplet 45 000 widzów. Byłoby jeszcze więcej, gdyby otwarto wszystkie trybuny.
Siła w wychowankach
Celem Zielinskiego jest wejście do baraży o Copa Libertadores 2016. Jak sam podkreśla, największą przeszkodą może się okazać zbyt krótka kadra, bo te skromniejsze kluby z Argentyny nie są odpowiednio przygotowane do rozegrania 10-miesięcznego sezonu, który właśnie jest na półmetku. Z pomocą może przyjść klubowa szkółka, stworzona za kadencji Pereza. Obecnie w kadrze Belgrano jest 16 wychowanków. Wśród nich wyróżniają się Lucas Zelarayán, Emiliano Rigoni i Renzo Saravia. Ten pierwszy to największa gwiazda zespołu i na nim opiera się cała gra. Jest klasyczną, argentyńską “10” i paradoksalnie, być może dlatego kluby z Europy nie biją się o niego. Jego pozycja odeszła już do lamusa, kojarzy się raczej z romantycznym, południowoamerykańskim futbolem. El Chino – jak jest nazywany – jest niski, krępy, szybki i świetnie drybluje, czyli posiada cechy typowe dla argentyńskich czarodziejów. Znajduje się w ścisłej ligowej czołówce w punktacji dziennika Olé. Od dziecka kibicuje Belgrano. Przed sezonem interesowało się nim wiele klubów, głównie z Argentyny, ale udało się go zatrzymać w Córdobie.
W 2016 roku Belgrano prawdopodobnie będzie miało już nowego trenera. Część kibiców obawia się, że zachwiana zostanie sportowa stabilizacja. Inni mają nadzieję, że zostanie zatrudniony wizjoner, dzięki któremu drużyna wskoczy na jeszcze wyższą półkę i wreszcie realnie powalczy o mistrzostwo. To dość odważne plany, ale w Argentynie coraz pojawiają się kolejni trenerzy, robiący furorę, bo myśl szkoleniowa nad La Platą ma się bardzo dobrze. Odpowiednia kooperacja sztabu szkoleniowego pierwszej drużyny z zespołami młodzieżowymi może przynieść jeszcze lepsze owoce niż dotychczas. Zielinskiemu, mimo jego wielu zalet, czasami zarzuca się mało odważne wprowadzanie 18 i 19-latków do podstawowego składu, co znaczy, że nie wykorzystuje w pełni potencjału Villa Esquiú.
Projekt Armando Pereza budzi uznanie w całej Argentynie. Trzęsące całą ligą Buenos Aires zaakceptowało Belgrano jako godnego rywala, którego miejsce jest w Primera División. Rzadko kiedy nad La Platą pojawiają się ludzie potrafiący profesjonalnie zarządzać klubem. W ostatnich kilkunastu latach przykładami były Lanús czy Vélez, ale to już parę sezonów temu. Gdyby w Argentynie został zachowany stary format rozgrywek, to Belgrano być może już zostałoby pierwszym mistrzem spoza prowincji Buenos Aires i Santa Fe. W końcu łatwiej utrzymać wysoką formę przez 19 kolejek, nawet mając wąską kadrę. Nowy system zmusza Pereza do jeszcze bardziej wzmożonej pracy, by spełnić to marzenie kibiców El Celeste.