Olé Directo #216: Real na 7, Barca na 5
Królewscy ponownie spuścili manto swojemu chłopcu do bicia z Deportivo, a Barca to samo zrobiła z Betisem. Zaskoczyły bandy z Las Palmas i Girony.
Wyznawca futbolu, social media, ciężkich i melodyjnych brzmień. Nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji. Sevillista...
Obserwuj @T_Zakaszewski Czytaj inne felietony Tomka
Liczba dodanych tekstów: 174
Królewscy ponownie spuścili manto swojemu chłopcu do bicia z Deportivo, a Barca to samo zrobiła z Betisem. Zaskoczyły bandy z Las Palmas i Girony.
Nowa odsłona Betisu to hokejowe wyniki oraz porywający styl autorstwa Quique Setiéna i perełka Los Verdiblancos – Fabián Ruiz, coraz częściej odgrywający na murawie pierwsze skrzypce.
Upadła twierdza Anoeta, upadło Bernabéu, Michael Olunga przebojem wdarł się na salony La Liga… Co jeszcze przyniosła ze sobą 19 kolejka Primera Divisón?
Derby Sewilli stanęły na wysokości zadania i zadowoliły podniebienia najbardziej wymagających futbolowych smakoszy. Diego Costa z kibicami Atlético przywitał się golem i czerwoną kartką. Witaj w domu, Diego!
La Liga wita Nowy Rok z przytupem. Powraca Diego Costa, Vitolo staje się Rojiblanco… Jakie zmiany przynosi nam styczniowe okienko?
Trudno wyobrazić sobie lepsze odzwierciedlenie tego sezonu niż ostatnie El Clásico. Szpaleru niestety nie uświadczyliśmy, lecz Królewscy rozwinęli przed Barcą czerwony dywan do mistrzostwa Hiszpanii. Wszystko w tym momencie zależy już tylko i wyłączenie od postawy Blaugrany.
Sobotni wieczór wyłonić miał najdzielniejszy baskijki zespół w La Liga. W istocie tak się stało. Choć los znów był przewrotny i nie nastąpiło to w najbardziej prestiżowych derbach Kraju Basków. Show regionalnym gigantom z Bilbao i San Sebastian ukradł niepozorny Eibar posyłając na kolana wicelidera z Walencji.
Ostatnia kolejka ligowych zmagań stała pod znakiem manity i czerwonej kartki. Ekipy Sevilli i Villarreal nie poradziły sobie w starciu z największymi, choć Żółta Łódź Podwodna, zwłaszcza w pierwszej połowie, pozostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie.
Niespodzianka! Primera Divisón trafiła nagle w ręce psychopatycznego maniaka, czerpiącego satysfakcję z podkładania bomb oraz wywracania do góry nogami i burzenia ligowego porządku rzeczy. Trzy czołowe drużyny zgubiły punkty, Villarreal zaliczył kompromitującą porażkę, a Las Palmas i Alavés od dawna szurające brzuchem po dnie wywalczyły komplet oczek…
La Liga jest szalona. To wiemy nie od dziś. Zresztą najlepszy tego dowody przyniosła nam ostatnia kolejka. Jednak szaleństwo szaleństwu nie jest równe. Przyprawiające o zawrót głowy triki, niesamowite gole, wesoły futbol niczym z Pucharu Narodów Afryki to jedno. Po przekroczeniu granicy obłędu i urojeń znajdziemy między innymi nieuznaną bramkę zdobytą przez Messiego. Wówczas La Liga to już istny dom wariatów. Panie Larrea, panie Arminio, panie Tebas pora na lekarstwa.
Wyczekiwane z niecierpliwością debry stolicy Hiszpanii dalekie były od miana widowiska. Na szczęście piłkarskie fajerwerki pojawiły się na innych murawach, gdzie La Liga ukazała swoje piękniejsze oblicze. Były zwroty akcji, niespodzianki i piękne gole.
To była kolejka zawodników, którzy już od dłuższego czasu nie stali w świetle reflektorów. Paco Alcácer wreszcie wyłonił się z mroku zacienionej części sceny, stanął ramię w ramię z największymi gwiazdami swojej drużyny i otrzymał chwilę chwały. Podobnie jak Adnan Januzaj, Thomas Partey czy Nicola Sansone.
Gołym okiem widać, iż Sevilla radzi sobie gorzej niż w poprzednim sezonie pod wodzą Jorge Sampaolego. Jednym z problemów jest siła ognia Andaluzyjczyków.
Nastał historyczny dzień dla Girony. Debiutant La Liga przyjął na swym małym Montilivi krajowego czempiona, triumfatora Ligi Mistrzów. Przyjął w najlepszy możliwy sposób – z szacunkiem pokazując swoje najgroźniejsze oblicze. Zwyciężył futbol, zwyciężyła Girona i nie było to dzieło przypadku.
Athletic to klub, w którym grali i grają tylko Baskowie. Oczywista, oczywistość znana każdemu fanowi piłki nożnej, o sympatykach La Liga już nie wspominając. Bardzo rozpowszechnione przekonanie, lecz jednocześnie nieprawdziwe.
W ostatnich tygodniach bardzo często chwalimy Valencię. Los Ches wciąż jednak dostarczają nam powodów, by obsypywać ich komplementami. Jak tu bowiem nie rozpływać się nad Gonçalo Guedesem, gdy zostawia rywali za plecami o całe lata świetlne czy Simone Zazą błyszczącym na walenckim niebie na równi z Kempesem? To wokół nich obraca się teraz La Liga.
Na spotkaniach Betisu nie można się nudzić. Osiem goli w poprzedniej kolejce, dziewięć w obecnej serii gier. Otwarta, ofensywa gra rodzi przyjemne dla oka akcje oraz przynosi efekty w postaci zdobytych bramek, lecz jest to miecz obosieczny.
Niedzielne spotkanie w samo południe odstawało od tradycyjnych standardów meczów rozgrywanych o tej porze. Tego szarego, deszczowego dnia w Donostii, zamiast sennego klepania piłką i niemrawych podrygów, mieliśmy pokaz futbolowych fajerwerków. Osiem goli to chyba wystarczająca zachęta.
Nietoperze nawet w najgorszych czasach potrafiły sprawiać problemy Realowi Madryt czy Barcelonie. Zrównanie z ziemią czołgającej się Málagi, choć efektowne, mogło być jedynie jednorazowym wystrzałem. Niemniej zdobycie Anoety to ostateczny dowód na wielki powrót Valencii.
Atlético uczciło inaugurację Wanda Metropolitano, której z wysokości trybuny honorowej przyglądał się sam król Filip VI, skromnym i najbardziej charakterystycznym dla ery cholismo zwycięstwem 1:0. Fasada mogła ulec zmianie, lecz to co wewnątrz wciąż projektuje Diego Simeone.