Kiedy Ernesto Valverde po raz drugi przejmował stery w Athleticu (2013) zastał drużynę wypaloną i wyczerpaną fizycznie. Poskładanie jej w kupę było zadaniem trudnym, ale udało się je wykonać i to chyba z jeszcze większymi sukcesami niż przewidywano. Trzy lata później na El Txingurriego czeka kolejne wyzwanie – przebudowa drużyny, być może już przed sezonem 2016/17.
Obecnie nikt nie wyobraża sobie Athleticu bez Valverde, dlatego kiedy półtora miesiąca temu przedłużył kontrakt całe Bilbao odetchnęło z ulgą. Za jego kadencji Lwy zdobyły pierwsze po ponad trzech dekadach trofeum (Superpuchar Hiszpanii), a także regularnie kwalifikują się do europejskich pucharów. Nie ma się co dziwić fanom klubu z Bilbao, że martwili się o to, czy trener zostanie na San Mamés dłużej. Ostatnio bowiem regularnie wymienia się go jako kandydata do objęcia reprezentacji Hiszpanii po Euro 2016, a także łączy z mocniejszymi klubami, na przykład Realem Madryt. Tych plotek on sam nawet nie chciał komentować, skwitował je tylko cynicznym uśmieszkiem. – Athletic to moja ekipa, mój dom. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z piłkarzami i zarządem, dlatego też zdecydowałem się zostać na dłużej – komentował kilka dni później, kiedy ogłoszono prolongatę jego umowy.
Osiągnięcie porozumienia z Valverde było z perspektywy klubu ruchem najważniejszym, ponieważ zabezpieczyło go i dało solidne podstawy do dalszych działań. Szkoleniowiec cieszy się wielkim poparciem Josu Urrutii oraz reszty zarządu, więc przy kolejnych decyzjach jego uwagi powinny być wręcz kluczowe. El Txingurri będzie miał nad czym rozmyślać, wszak niebawem klub z Bilbao może opuścić kilku naprawdę ważnych zawodników.
Kwestia priorytetowa to oczywiście zabezpieczenie się na wypadek odejścia Laporte’a. O możliwym transferze Francuza mówi się od dawna, zmieniają się tylko jego kolejni potencjalni pracodawcy. Klauzula odejścia w wysokości 50 milionów? Marne pocieszenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę zainteresowanie ekip angielskich, które już teraz szastają groszem, a wkrótce będą jeszcze bardziej, gdy w życie wejdzie nowy kontrakt dotyczący sprzedaży praw telewizyjnych BPL.
Athletic, jak na Lwy przystało, zamierza jednak walczyć o Aymerica. Baskijska wieść gminna niesie, iż Urrutia i Amorrortu chcieliby zaoferować mu kolejne przedłużenie kontraktu, choć dla Francuza byłaby to już piąta prolongata w ciągu pięciu lat! Zaufanie i docenienie – a może też i desperację? – ze strony Athleticu podkreśla fakt, że w jej ramach Laporte miałby otrzymać najwyższą pensję w całym zespole, a klauzula odejścia zwiększyłaby się o kolejne 20 milionów.
Pewnym ratunkiem dla klubu może być kontuzja, jakiej Aymeric doznał podczas ostatniej przerwy reprezentacyjnej. Być może ten groźny uraz pozwoli go zatrzymać? Na San Mamés łatwiej byłoby mu się odbudować, wszak Valverde zaczyna ustalanie składu na mecz między innymi właśnie od niego. Nigdzie indziej na świecie Francuz nie znalazłby takiego komfortu. Ten argument na pewno zostanie wykorzystany w ewentualnych negocjacjach.
Gdyby stało się inaczej, pewną namiastkę tego jak wyglądałby Athletic bez Aymerica możemy zobaczyć już teraz. Bez niego to niemal inna drużyna w defensywie – bardziej nerwowa, a więc popełniająca dużo prostych i często nawet niewymuszonych błędów, jak chociażby w spotkaniu z Rayo. Najnowszym i chyba jedynym sensownym rozwiązaniem problemu jest zastąpienie Francuza Bóvedą, nominalnym prawym obrońcą. Ale idźmy dalej – choć na razie Eneko godnie go zastępuje, to co będzie, jeśli i on również wypadnie na dłużej? Wtedy okazuje się, że w klubie po prostu nie ma zastępstwa dla Laporte’a.
Inni kandydaci? Gorkę Elustondo pomińmy, bo sam Valverde mocno go marginalizuje. Z kolei przesunięcie San José z linii pomocy całkowicie zachwiałoby równowagę drużyny. Widzieliśmy to we wspominanym już meczu z Rayo, kiedy Mikel odpoczywał, a w jego strefie robiła się dziura za dziurą. Iturraspe nie potrafił go zastąpić, bo choć od jego kontuzji minęło już sporo czasu, to wciąż odstaje pod względem fizycznym. Mikel Rico natomiast praktycznie dublowałby rolę Beñata, więc i takie zestawienie nie ma większego sensu.
Ale wróćmy do kwestii zastępców Laporte’a. Z ich grona na pewno należy skreślić również Gurpeguiego. Carlos po prostu starzeje się brzydko i nie potrafi już zaoferować odpowiedniej jakości pod względem motorycznym, taktycznym, a nawet mentalnym. W najbliższym czasie zapewne pójdzie drogą Iraoli lub w ogóle zakończy karierę.
W związku z tym Josu Urrutia i jego współpracownicy zaczęli szukać potencjalnych wzmocnień na tę pozycję gdzie tylko się da, nawet w drużynie odwiecznego przeciwnika, czyli Realu Sociedad. Celem Lwów został nie kto inny jak Iñigo Martínez, który rzekomo nie może dojść do porozumienia z włodarzami klubu z San Sebastian w sprawie nowej umowy. Los Leones bacznie obserwują rozwój wydarzeń w obozie swojego największego rywala, bo chcieliby przechwycić lidera Txuri Urdin.
Remedium w tej kwestii wydaje się być jedno – szybsze wprowadzenie kilku młodych graczy do pierwszego zespołu. Tylko jak tu ogrywać juniorów, kiedy Lwy walczyły na kilku frontach o niezwykle wysoką stawkę, a teraz wciąż toczą zaciekłą batalię o miejsca ligowe gwarantujące awans do europejskich pucharów? Wystawianie żółtodziobów w ważnych meczach byłoby jak świadome nadstawianie policzka. Ba, gdyby jeszcze było kogo wystawiać! W rezerwach Athleticu nie ma obecnie nikogo, kto mógłby z marszu stanowić wartość dodaną w pierwszym zespole. To samo tyczy się zresztą zawodników przebywających obecnie na wypożyczeniach… Z młodszego pokolenia może jedynie Ager Aketxe – dla którego byłoby tu już zresztą drugie podejście – dałby radę, ale on z kolei gra na pozycji mediapunty, gdzie już teraz konkurencja jest ogromna.
O jakości drużyny B wiele mówią jej wyniki – ostatnie miejsce w Segunda División, trzeci najgorszy wynik jeśli chodzi o stracone gole, najmniej zdobytych bramek, najlepszy napastnik z czterema trafieniami na koncie… Ok, podopiecznych Zigandy można nawet bronić w niektórych kwestiach, bo to drużyna bardzo młoda. W całej kadrze rezerw Athleticu jest tylko jeden zawodnik mający ponad 23 wiosny na karku – Egoitz Magdaleno, który de facto u Cuco wcale nie gra. W związku z tym Bilbao Athletic to drużyna z minimalnym doświadczeniem, wciąż naiwna taktycznie i nawet pod względem siłowym niekompatybilna z wymaganiami Ligi Adelante. Patrząc z perspektywy pierwszego zespołu, to wszystko tylko pogłębia problem. Nie bez powodu w obecnym sezonie Valverde praktycznie nie stawiał na wychowanków Lezamy. Co prawda z drużyną na mecze nieraz jeździł Yeray (stoper), ale i on nawet nie powąchał murawy.
W związku z powyższym naturalne są działania Athleticu, które mają na celu utrzymanie obecnej kadry przez jak najdłuższy czas. To dlatego w ostatnich miesiącach tak często słyszeliśmy o kolejnych nowych umowach poszczególnych zawodników – przedłużali je Lekue, Merino, Laporte, Williams, Iraizoz oraz nieco wcześniej Muniain. Kolejni piłkarze już czekają w kolejce. Hiszpańskie media zgodnie twierdzą, iż priorytetem zarządu jest prolongata kontraktu Susaety oraz Aduriza. Do jego kwestii Josu Urrutia podchodzi jednak z większym dystansem, głównie ze względu na wiek Aritza. Prezydent Athleticu nie zamierza naciskać, daje napastnikowi wolny wybór – jeśli ten będzie się czuł na siłach, na pewno dostanie nową umowę.
W perspektywie najbliższego roku lub dwóch ciekawie wygląda też kwestia bramkarzy. Iraizoz swoje lata ma (35), zaś Herrerín (młodszy o 7 wiosen) coraz bardziej niecierpliwi się, bo wciąż tylko ogląda plecy bardziej doświadczonego kolegi. Valverde stosuje wobec bramkarzy podobną rotację, co Luis Enrique w Barcelonie i to Herrerín jest u niego golkiperem pucharowym. Gdyby jednak okazało się, że jakimś cudem Athletic w przyszłym sezonie nie zagra w Europie, rola Iago mogłaby zostać znacznie zmarginalizowana. Jeżeli więc latem usłyszycie jakieś plotki na temat niezadowolenia drugiego bramkarza Lwów, nie zdziwcie się. Gość jest w sile wieku i jak każdy ambitny sportowiec po prostu chce więcej grać.
Czy ewentualne roszady w bramce drużyna El Txingurriego przeszłaby bezboleśnie? Cóż, można na tę kwestię spojrzeć dwojako. Z jednej strony Los Leones mają w odwodzie dwóch bardzo utalentowanych młodych zawodników. Jeden z nich zwie się Kepa Arrizabalaga i jest etatowym reprezentantem Hiszpanii w kategorii U-21. Drugi kandydat do przejęcia po Iraizozie bluzy z numerem jeden, to Alex Remiro, rówieśnik Kepy, broniący obecnie w rezerwach Athleticu. Obok Agera Aketxe jest najbardziej wyróżniającą się postacią w zespole, chociaż jego akurat w kontekście najbliższych sezonów wymienia się w gronie kandydatów do ogrywania się na wypożyczeniach.
Powstaje tylko jedno pytanie – czy któryś z nich z miejsca mógłby wejść między słupki Athleticu i zapewnić drużynie bezpieczeństwo i spokój w tyłach? Obaj bramkarze są jeszcze bardzo niedoświadczeni, bo dotychczas „najwyżej” grali w Segunda División. Co innego bronić strzały Gaizki Toquero, a co innego Ronaldo, Benzemy, Neymara, Messiego, Griezmanna, Nolito i tak dalej…
Klubom wymienionych wyżej piłkarzy Athletic i tak by nie zagroził (z wyjątkiem Celty), ale w jego kontekście trzeba mówić raczej o utrzymaniu ciągłości, niż wielkim skoku. Urrutia zarządza nim dobrze, więc są nadzieje, że nadchodzącą (r)ewolucję kadrową da się przeprowadzić w miarę bezboleśnie. Co najwyżej ucierpią sentymenty fanów Lwów, ale na to już nie ma rady. Metryk i wielkich pieniędzy w futbolu nie da się oszukać.