
Kiedy Thibaut Courtois wyśmienicie interweniuje, mówimy o zjawisku „Thibautingu”. Kibice Realu Sociedad San Sebastián mogą powoli zaznajamiać się z antonimem thibautingowego piękna – „Arrasatingiem”. Gdyby podjąć się jego zdefiniowania, byłoby to coś na wzór drogi od pełnej sprawności do apatii.
Zwycięstwo 3:1 nad Barceloną w 25. kolejce La Liga miało dodać drużynie pewności siebie i być motorem napędowym na resztę sezonu. Wtedy w Donostii otwarcie mówiło się jeszcze, że celem zespołu jest zajęcie czwartego miejsca na koniec rozgrywek i powtórzenie wyniku z poprzedniego sezonu. Tydzień później drużyna przegrała jednak z Sevillą i oddaliła się od Athletiku Bilbao na siedem punktów. Mimo to, trener Jagoba Arrasate powtarzał, że to nie koniec walki o czwarte miejsce i pozostałe spotkania będą bardzo ważne.
O ile drużyna jest chimeryczna na boisku, to na konferencjach prasowych szkoleniowcowi trudno odmówić powtarzalności – zawsze bowiem mówi o tym, jak ważne będą kolejne starcia. I na tym w zasadzie przykładanie do tych meczów się kończy. Ostatnie osiem spotkań Realu Sociedad to dwa zwycięstwa, dwa remisy i cztery porażki. Dla drużyny, której celem jest zajęcie co najmniej miejsca premiowanego grą w Lidze Europy jest to bilans, krótko mówiąc, wstydliwy.
Oddajemy prowadzenie na życzenie
Problemy Arrasate widać, gdy prześledzi się historię ostatnich meczów. Ze słabszymi od siebie rywalami: Rayo, Almerią, Osasuną i Celtą Real stracił lekką ręką aż dziesięć punktów. Dlaczego lekką ręką? W każdym z wyżej wymienionych spotkań Baskowie prowadzili, w trzech z nich już nawet dwukrotnie, a i tak nie byli w stanie dowieźć zwycięstwa do końca.
Po pierwszej, skutecznej połowie przychodziły dekoncentracja i rozluźnienie. Drużyna sprawiała wrażenie, jak gdyby nie wiedziała, że mecz trwa 90 minut. Uwydatniał się w ten sposób brak naturalnego lidera w baskijskiej drużynie. Kapitanem wciąż jest jeszcze Xabi Prieto. Ale kiepska forma i może zmęczenie powoduje, że ten zdaje się nie mieć już takiego wpływu na zespół jak choćby w ubiegłym sezonie. Co gorsza, sam szkoleniowiec piłkarzy z San Sebastián nie jest na tyle charyzmatyczny, by obdzielić pewnością siebie piłkarzy i pełnić rolę lidera przy linii bocznej. W tym sezonie gra Sociedad opiera się głównie na indywidualnych przebłyskach, a nie zaś na kolektywie, dzięki któremu błyskotliwością mogli popisywać się Antoine Griezmann i Carlos Vela. Wyjątkiem mógłby być tylko mecz z Barceloną na Anoeta.
To diametralnie inna sytuacja niż w poprzednim sezonie. Spoiwem, który trzymał w ryzach całą drużynę był wtedy Asier Illarramendi, a dziś z udźwignięciem tej roli problemy ma Markel Bergara.
¿Dónde está Ruben Pardo?
W buty Illarramendiego próbuje wejść natomiast Ruben Pardo – wychowanek drużyny. To piłkarz, który wielokrotnie zbierał już w tym sezonie pozytywne recenzje za grę. Inaczej myśli jednak trener, który postanowił zawodnika sadzać na ławce rezerwowych. Ta decyzja miała sens w pojedynku z Barceloną – wtedy trzeba było rzeczywiście myśleć o wzmocnieniu obrony. Późniejsza decyzja o wystawianiu Davida Zurutuzy kosztem młodego zawodnika wydaje się już sabotażem. A środek pola bez Pardo wygląda fatalnie. Widać to najlepiej po ustawieniu zespołu w meczach, w których zawodnik wychodzi na boisko od pierwszej minuty w porównaniu ze spotkaniami, które ogląda z ławki rezerwowych (zawodnik z numerem 14).
Mecz przeciwko Rayo Vallecano:

Źródło: WhoScored.com
Natomiast tak to wygląda, kiedy go nie ma:
Mecz przeciwko Celcie:

Źródło: WhoScored.com
I konfrontacja z Osasuną:

Źródło: WhoScored.com
Rozstrojenie w środku, dublowanie pozycji i desperackie poszukiwanie gry przez skrzydłowych, a nawet przez napastnika Imanola Agirretxe – tak Real Sociedad reaguje na brak Pardo w środku pola. Skoro nie ma głównego rozgrywającego, to nie ma mowy o skutecznym ataku pozycyjnym.
Opiekun Basków przekazał obowiązki rozgrywającego Sergio Canalesowi. Efekt jest jednak dość mierny, bo były piłkarz Valencii zanotował ledwie jedną asystę. Pardo zebrał ich natomiast już dziesięć (chociaż należy dopisać, że aż sześć zdobył w dwóch spotkaniach). Liczby nie kłamią – to Pardo lepiej sprawdza się jako rozgrywający. Arrasate jednak działa na przekór zdrowemu rozsądkowi. Nie widać prób wyciągania wniosków, a co mecz powtarza się podobny scenariusz. „Arrasating” w najlepszym wydaniu.
Ostatni dzwonek
Oczywiście jest to dopiero pierwszy sezon byłego asystenta Philippe Montaniera w roli szkoleniowca, dla którego ta sytuacja jest zupełnym novum. Wąska kadra, kontuzje, mecze w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Pucharze Króla – to wszystko ma wpływ na to, jakie decyzje podejmuje Arrasate. Są jednak rzeczy, które trudno zrozumieć.
Po kiepskim początku sezonu na który złożyły się porażki w Lidze Mistrzów, rotacja i ligowe wyniki w kratkę (po ósmej kolejce drużyna zajmowała 15. miejsce w tabeli) sprawę w swoje ręce przejęli Griezmann i Vela. Wprawiali kibiców Sociedad w szampański nastrój i pozwalali drużynie na osiąganie wysokich rezultatów. Wtedy były uśmiechy, wzajemne poklepywanie się po plecach i spokój. Dziś tych wyników brakuje, co uwidacznia braki trenera w jakiejkolwiek spójnej koncepcji gry, lub też w jej przekazaniu. W trudnych sytuacjach: gdy przeciwnik przyciśnie, gdy ktoś jest w słabszej formie, drużyna nie za bardzo wie, co ze sobą zrobić na boisku i na pewno czuje się jeszcze gorzej, gdy widzi, że trener też ma problemy z ogarnięciem sytuacji. Stan rzeczy musi jak najprędzej ulec zmianie żeby ostatnie ligowe starcie przeciwko Villarreal mogło nieść za sobą więcej aniżeli kosmetyczne korekty w tabeli.