Superpuchar Hiszpanii, zdobyty wczoraj przez Athletic, to pierwsze od 31 lat trofeum dla tego klubu. Lwom nie udałoby się jednak odnieść tak znaczącego sukcesu, gdyby nie Aritz Aduriz.
Kto by pomyślał, że napastnik drużyny z Bilbao będzie odnosił największe sukcesy mając 34 lata? W tym wieku większość piłkarskich karier to już powolne dojrzewanie do emerytury, czasem okraszone wyjazdem na Bliski Wschód w pogoni za petrodolarami, a czasem zwykłym dogorywaniem na ławce rezerwowych. W Athleticu trafił się natomiast przypadek nietuzinkowy. Aduriz wydaje się przeżywać swoją nawet nie drugą, lecz trzecią młodość, co roku prowadząc drużynę do kolejnych sukcesów. Dwa sezony temu wprowadził drużynę do Ligi Mistrzów, w poprzednich rozgrywkach w szaleńczej pogoni do siódmej lokaty w Primera División i finału Pucharu Króla, ten zaś rozpoczyna od czterech goli strzelonych Barcelonie w Superpucharze Hiszpanii. Jakby to powiedział Puyol z Crackovii – baskijski napastnik to „el puto crack” czystej wody.
Wyczyn Aduriza przeszedł do historii, zwłaszcza dzięki hat-trickowi z pierwszego meczu. W ciągu ostatnich 70 lat tylko trzem piłkarzom Athleticu udało się strzelić tryplet przeciwko Barcelonie – José Luisowi Artetxe w 1958 roku, Manuelowi Sarabii w 1980 i jemu. Osiągnięcie zaprawdę wielkie, bo dwaj wymienieni zawodnicy to prawdziwe klubowe legendy. W tych już odległych czasach swoje zespoły prowadzili przecież do znacznie większych sukcesów, niż Superpuchar. Ale że czasy się zmieniły, to i na tenże Baskowie oczywiście nie powinni narzekać.
Títulos de Supercopa sin ganar Liga o Copa: Barça en 1996, Mallorca en 1998 y Athletic en 2015.
— Pedro Martin (@pedritonumeros) sierpień 17, 2015
Baskijski napastnik robił do Athleticu trzy podejścia. Najpierw w 2002 roku, gdy wchodził do pierwszej drużyny – co ciekawe, Aduriz zadebiutował w niej w meczu z Barceloną – potem w 2005 pod udanym pobycie w Realu Valladolid i w końcu w 2012, kiedy to został ściągnięty jako konkurencja dla Llorente. Ale kogo w Bilbao obchodzi dziś Llorente… Fernando odszedł z Los Leones w infamii wywołanej kolejno przez kłótnie z Bielsą, żądania finansowe i konflikt z kibicami. Podczas gdy tych ostatnich El Madari po prostu frustrował, Aduriz dawał im wiele radości. W lidze, sezonie 2012/13 strzelił bowiem 14 goli i zaliczył 6 asyst. Potem już tylko śrubował swoje wyniki. Rok później zdobył 16 bramek i 10 kluczowych zagrań, zaś w ostatniej temporadzie odpowiednio 18 i 5, dzięki czemu wygrał też w klasyfikacji o Trofeo Zarra – nagrody dla najlepszego hiszpańskiego króla strzelców Primera División. To dla niego najlepszy okres w karierze, co potwierdza też fakt, że przed swoimi 30 urodzinami strzelił w najwyższej klasie rozgrywkowej 54 gole, po nich zaś 56.
Tych cyferek prawdopodobnie nie wykręcałby jednak, gdyby nie… biegi narciarskie, snowboard czy surfing, które uprawiał w młodości. Już wtedy owe dyscypliny pomogły mu zyskać nad rówieśnikami przewagę fizyczną. To procentuje do dziś. W Primera División nie znajdziemy bowiem napastnika równie twardo stojącego na nogach, równie trudnego do przepchnięcia i równie dobrze grającego głową. Ostatni z wymienionych aspektów to jego prawdziwy konik. W ten sposób, w ciągu ostatnich trzech sezonów, strzelił bowiem około 35% wszystkich swoich goli, czyli więcej niż jakikolwiek inny napastnik z Primera División.
Jedyne co może się nie podobać u Aduriza, to zbyt wybuchowy charakter. Według samego napastnika, teraz i tak nie daje się tak porywać nerwom jak kiedyś, ale mimo wszystko regularnie pokazuje swój temperament. Mecz bez dyskusji z arbitrem, to dla Aritza mecz stracony, nawet jeśli on sam strzela hat-tricka, lub jego drużyna ma za kilkanaście minut sięgnąć po pierwszy od 31 lat puchar. Ale czy tak naprawdę komuś to przeszkadza? Choć napastnik łapie w ten sposób większość żółtych kartek jakie w ogóle otrzymuje, pokazuje także ile znaczy dla niego gra w Athleticu i jak ambitny jest on sam. Krótko mówiąc, typowy z niego walczak, czyli też typowy Bask.
#supertxapeldunak Alegría máxima pic.twitter.com/DyOHWdWV7s
— Athletic Club (@AthleticClub) sierpień 17, 2015
Przed meczem rewanżowym Aduriz mówił, że jego drużyna będzie “skupiona na defensywie oraz szukaniu szansy do strzelenia bramki”. No i jak mówił tak zrobił, bo Lwy przez większą część spotkania okopywali się przed własnym polem karnym, zaś pod szesnastkę przeciwnika wypuszczali się od święta. To jednak wystarczyło, bo po jednym z błędów całej barcelońskiej obrony Aduriz przejął futbolówkę, a potem strzelił gola, który przypieczętował triumf Athleticu.
Wiele osób krytykuje Baska za zbyt toporny styl gry, ale on sam się tym nie przejmuje, bo w końcu brzydki, niemal wepchnięty na siłę do siatki gol liczy się tak samo co piękny wolej sprzed pola karnego, czy efektowne nożyce (choć i te mu nie są obce). Najważniejsze jednak, że bramki Artiza dają drużynie wymierne korzyści. Dwumecz o Superpuchar to jednak jasna zapowiedź dla kibiców i ostrzeżenie dla rywali w wykonaniu Aduriza: „Jeszcze z Wami nie skończyłem!”
Żaden tam Mufasa, Król Lew jest tylko jeden.