Urodzony 6. stycznia 1946 roku, w Durango, od najmłodszych lat pałał pasją do piłki nożnej. Popołudniami uwielbiał grać ze swoimi kolegami ze szkoły. Już wtedy wyróżniał się na ich tle, właśnie dzięki temu został dostrzeżony przez skautów Athleticu. W nowo utworzonej drużynie juniorów Arieta zdobył swoje pierwsze krajowe puchary, pod opieką trenera José Luisa Garaya. Był to czas złotej generacji juniorów baskijskiego klubu. Młodzi zawodnicy Athleticu dominowali na krajowych podwórkach, w latach 1963-’67 sięgając po mistrzostwo pięć razy z rzędu.
Dekada świetności
Ważnym krokiem na drodze do zawodowstwa było przejście pod skrzydła trenera Antonio Barriosa. Antón Arieta zadebiutował w pierwszym zespole w wieku 18 lat, w sezonie 1964/65. Szybko zyskał sobie zaufanie trenera, a wkrótce stał się podstawowym zawodnikiem Lwów od którego praktycznie zaczynano ustalanie składu. Nikt jednak nie myślał, iż Arieta zostanie w przyszłości częścią historii Athleticu, rozgrywając w ciągu dekady 358 spotkań (więcej od innej legendy Telmo Zarry) i strzelając w nich 83 gole. Dwukrotny zdobywca Pucharu Generalissimusa, ówczesnego odpowiednika pucharu Hiszpanii, w latach 1969 i ’73, wicemistrz kraju z sezonu 1969/70. Nie musiał czekać długo, by zyskać sobie sympatię kibiców.
Antón Arieta ostatni oficjalny mecz w barwach Lwów z Bilbao rozegrał 27. kwietnia 1974 roku z Las Palmas. Następnie przeniósł się do drużyny Hercules FC, w sezonie 1974/75 osiągając z nią najwyższe w historii klubu 5. miejsce w Primera División. Był również autorem pierwszej bramki na Estadio José Rico Pérez. Rok później, mając 30 lat, zdecydował się zakończyć karierę piłkarską i poświęcić więcej czasu rodzinie oraz trójce dzieci: Martinowi, Eneko i Elisabeth.
Jubileusz
13. września 1964 roku był dniem debiutu Antón Arieta w Atleticu. Nieco ponad 50 lat później – 12. października 2014 roku – w jego rodzinnym Durango, odbył się mecz oldboyów Lwów z Cultural Durang. Zaproszenie na to spotkanie otrzymali tacy zawodnicy jak: Armando, Luis Fernando, Arteaga, Goio, Urízar, Lakabeg, Luke, Amézaga, Agirregomezkorta, Soria, Javi González, Gallo, Borja Ruiz-Bazán, Aitor Agirre, Izaola, Loroño, Andrés i Tiko. Pieniądze zebrane z tego spotkania zostały przekazane na rozwój futbolu amatorskiego w regionie. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem Arieta otrzymał pamiątkowe zdjęcie z kolegami za czasów swojej świetności.
Wspomnienia…
To była wielka nagroda, a zarazem niespodzianka: pięćdziesiąt lat po debiucie móc to sobie jeszcze raz wyobrazić. Początkowo nie byłem z tego powodu szczególnie zadowolony, ale ciągle trzeba iść naprzód. Byłem wówczas w zespole młodzieżowym. Patxi Garate, który pełnił funkcję drugiego trenera zaprowadził mnie na trening pierwszego zespołu. Z początku ustawiono mnie na prawym ataku, później przesunięto bardziej do środka. Kiedy zaczynałem swoją karierę nie było żadnych zmian podczas spotkań. Jedenastka, która rozpoczynała mecz, musiała go skończyć. Mimo mniejszej liczby gier w sezonie było trudniej niż dzisiaj.
Żałuję, że te czasy już minęły. Teraz zostaje tylko pamięć, czasem przyjaciele i nic więcej. Wszystko się zmienia. Graliśmy w finale Pucharu Króla cztery razy w ciągu 10 lat. Dwa razy triumfowaliśmy i dwa razy schodziliśmy z boiska pokonani. Uważam, że to niezły wynik. Pamiętam stare San Mamés i mam je nadal w sercu. Pierwszy raz trenowałem na nim mając piętnaście lat. Mam wiele wspomnień związanych z tym stadionem. Czułem się tam jak w domu, on był zawsze pełny kibiców. Wychowałem się w tym klubie.
Pod koniec kariery Hercules zaproponował mi spore pieniądze, bym grał dla nich. Zarabiałem tam więcej niż w Bilbao, ale dziś tego żałuję. Pieniądze to jednak nie wszystko. Myślę, że mógłbym grać dłużej, lecz nie chciałem już zmian. Miałem trójkę dzieci. Nie chciałem się przeprowadzać z miejsca na miejsce. Postanowiłem wrócić do domu, do rodziny.
Jeśli miałbym typować najlepszego zawodnika w historii futbolu oddałbym swój głos na Alfredo Di Stéfano. Co prawda Maradona, czy Messi są fenomenalni w swoich fachu ale to Di Stéfano zmienił niejako piłkę nożną. Strzelał jak na zawołanie. Był świetny indywidualnie, ale grał przede wszystkim dla dobra zespołu. Właśnie dlatego stał się sławny w Realu Madryt.