Swoje pierwsze kroki w poważnej piłce stawiał w Deportivo. Kolejnym przystankiem był Real Madryt, w którym to znalazł już swoją przystań na dobre. Nasz bohater zdecydowanie wyróżniał się na rodzimych boiskach, co miało przełożenie na indywidualne sukcesy. Mało kto pamięta, że w 1964 roku zajął trzecie miejsce w plebiscycie na najlepszego piłkarza globu. Poznajcie Amancio Amaro.
Początki Amancio w świecie futbolu były podobne do innych znanych piłkarzy. Mając piętnaście lat dołączył do lokalnego klubu, w jego przypadku była to Victoria. Tam spędził cztery lata, a następnie trafił do Deportivo La Coruñii. Było to przed sezonem 1958/59. Wówczas Depor grało w Segunda División. Po awansie do Primera División, Amancio szybko został zauważony przez skautów Realu Madryt. Czy Królewscy byli jedynym klubem, który zagiął parol na tego zawodnika? Jak wspomina sam Amancio na brak ofert nie mógł narzekać.
Oprócz Realu interesowały się mną także inne zespoły, na przykład Oviedo, który w tamtym momencie grał w Primera División czy Sevilla, choć opieram się na tym, co czytałem w prasie. Jedyne co mogę potwierdzić to fakt, iż było spotkanie z dyrektorami Barcelony w Hotelu Atlántico w A Coruñii. (…) Chcieli podpisać kontrakt, oferowali pieniądze. Nagle pojawiła się oferta z Realu Madryt i podpisałem ją” powiedział Hiszpan w wywiadzie dla Kaiser Magazine
Kulisy transferu i początki kariery w Madrycie
Włodarze Realu Madryt musieli się nieźle natrudzić przy ściągnięciu Hiszpana do siebie. Nie chodziło tylko o zainteresowanie ze strony innych klubów, ale też zaporową cenę, jaką wołały sobie za zawodnika władze Depor. Przy tej transakcji nieoceniony okazał się upór Santiago Bernabéu, dzięki któremu Amaro stał się częścią Królewskich. Budżet klubu po wydaniu dziesięciu milionów peset został dość mocno nadszarpnięty, ale jak się później okazało – było warto! W końcu Bernabéu nie wydałby takiej kwoty na zawodnika, do którego miałby tylko przeczucie. On doskonale wiedział o postępach jakie wykonuje Amaro, ponieważ był w stałym kontakcie z Emilio Reyem, dyrektorem i właścicielem “La Voz de Galicia”, który zbierał aktualne dane o formie i progresie Hiszpana.
Amancio nigdy wcześniej nie grał w klubie pokroju Los Blancos. Dlatego też chyba nikogo nie dziwi reakcja, jaka towarzyszyła mu w trakcie pierwszych dni w tym klubie:
Wszedłem do klubu przerażony. Posiadanie szafki obok graczy, których podziwiałem i oglądałem w telewizji było czymś, co z początku mnie przeraziło. Potem była to czysta przyjemność, ponieważ nie mogłem mieć lepiej, to było fantastyczne
Hiszpan zadebiutował w meczu z Anderlechtem w europejskich pucharach, który zakończył się remisem 3:3. Debiut w lidze miał miejsce w starciu z Realem Betis, gdzie Królewscy wygrali aż 5:2.
Czarownik
W trakcie tamtej kampanii, jego znaczenie w stołecznym klubie zaczęło stopniowo rosnąć. Strzelił 15 goli w 38 spotkaniach. Był trzecim najlepszym strzelcem drużyny, a jest to nie lada wyczyn grając wśród takich nazwisk jak chociażby Di Stéfano czy Gento. W trakcie gdy dla Królewskich dorobił się pseudonimu El Brujo. Zapytany o to sam do końca nie wie skąd i dlaczego on się wziął.
Kiedy i dlaczego zaczęto cię nazywać El Brujo [hiszp. – czarownik]?
– Nie wiem. Pewien dziennikarz mnie tak nazwał, ale nie mam pojęcia czemu. Domyślam się, że przez mój styl gry, prawda?
– Być może przez twój drybling.
– Jasne. Nie sądzę, by był inny powód. Nie był z tym związany żaden eliksir… [śmiech]
Czas na sukcesy
W ciągu pierwszych siedmiu sezonów w barwach Realu Madryt aż sześciokrotnie zdobył Mistrzostwo Hiszpanii, a w sumie triumfował w tych rozgrywkach aż dziewięciokrotnie. Był częścią „Ye-yé”, generacji Hiszpanów grających w Realu Madryt w latach 60. XX wieku. Najsłynniejszym był rzecz jasna Paco Gento, a wraz z nim grali młodsi zawodnicy tacy jak właśnie Amaro czy Sanchís. Nazwa ta wzięła się od piosenki Beatlesów. Wspólnie zdobyli szósty Puchar Mistrzów w roku 1966, a jedną z bramek zdobył nie kto inny jak Amancio Amaro popisując się doskonałym strzałem. Zanim to jednak nastąpiło trzeba było przełknąć gorycz porażki. Dwa lata wcześniej Real Madryt także był w finale tych rozgrywek, ale poległ 1:3 z Interem.
Nic dziwnego, że wartość Amaro w Realu Madryt wzrosła aż czterokrotnie. Wiele klubów widziałoby go u siebie, lecz cena czterdziestu milionów odstraszyła skutecznie na przykład Milan. Największym sukcesem Hiszpana było niewątpliwie zajęcie trzeciego miejsca w plebiscycie Złotej Piłki w 1964 roku. Obok Luisa Suáreza jest uważanym za jednego z najlepszych Galisyjczyków wszech czasów.
Nowy rozdział
Amaro był zawodnikiem Realu Madryt do sezonu 1975/76. Po tej kampanii zamienił bieganie na boisku na siedzenie na ławce. Ściślej ujmując, na siedzenie na ławce trenerskiej. Najpierw został szkoleniowcem rezerw Królewskich. W swoim drugim sezonie pracy w tym klubie wygrał Segunda División. W sezonie 1985/86 rozpoczął pracę z pierwszą drużyną. Niestety nie sprostał wymaganiom i szybko pożegnał się ze stanowiskiem. Dołączył następnie do sportowej firmy Kelme, gdzie stał się reprezentantem odpowiedzialnym za Real Madryt.
Wspaniały piłkarz, kiepski trener
Niestety nie dane mu było osiągać takich samych sukcesów na ławce trenerskiej co na boisku.
„Na ławce trenerskiej Realu Madryt odpowiedzialność jest większa, ponieważ odpowiadasz za jedenastu zawodników na boisku. Piłkarz natomiast musi wykonać jak najlepiej swoją pracę i pomóc kolegom i to się dla niego liczy. Trener nie patrzy na to, czy dobrze gra pojedynczy zawodnik, ale cała drużyna” mówił
Obecnie nazwisko Amaro jest pomijane przy wymienianiu jednych z najlepszych zawodników Realu Madryt, a przecież nie każdy miał okazję stać na podium w walce o tytuł najlepszego piłkarza świata. Być może… ba!, na pewno nie był to zawodnik pokroju Di Stéfano czy Bernabéu, ale o takich graczach zawsze warto pamiętać.